Według Bożej, a nie ludzkiej miary…

W

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym obchodzimy Dzień Matki. Z tej okazji ogarniam modlitwą moją Mamę, Danutę Jaśkowską. Dziękując za codzienną troskę i miłość, jaką otacza naszą Rodzinę, całym Rodzeństwem życzymy wszelkich dobrych natchnień z Nieba, radości i nadziei, zapału do niesienia dobra wszystkim wokół, a tak w ogóle – trochę więcej zdrowia i sił fizycznych… Bo tych duchowych nigdy Jej nie brakło. I oby nigdy nie zabrakło! O to się dzisiaj – i nie tylko dzisiaj – modlimy!

A imieniny przeżywa dzisiaj Ewelina Lisiewicz, należąca w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach. Życzę Bożego błogosławieństwa i wszelkiego dobra, o co też będę się modlił!

Moi Drodzy, jutro na naszym forum – słówko z Syberii. A oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Skupmy się zatem na Bożym słowie dzisiejszej liturgii. Co Pan do mnie osobiście mówi? Duchu Święty, pomóż to odczytać!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 6 Tygodnia Wielkanocy,

Wspomnienie Św. Filipa Nereusza, Kapłana,

26 maja 2022.,

do czytań: Dz 18,1–8; J 16,16–20

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Paweł opuścił Ateny i przybył do Koryntu. Znalazł tam pewnego Żyda, imieniem Akwila, rodem z Pontu, który z żoną Pryscyllą przybył niedawno z Italii, ponieważ Klaudiusz wysiedlił z Rzymu wszystkich Żydów. Przyszedł do nich, a ponieważ znał to samo rzemiosło, zamieszkał u nich i pracował; zajmowali się wyrobem namiotów. A co szabat rozprawiał w synagodze i przekonywał tak Żydów, jak i Greków.

Kiedy Sylas i Tymoteusz przyszli z Macedonii, Paweł oddał się wyłącznie nauczaniu i udowadniał Żydom, że Jezus jest Mesjaszem. A kiedy się sprzeciwiali i bluźnili, otrząsnął swe szaty i powiedział do nich: „Krew wasza na waszą głowę, jam nie winien. Od tej chwili pójdę do pogan”.

Odszedł stamtąd i poszedł do domu pewnego „czciciela Boga”, imieniem Tycjusz Justus. Dom ten przylegał do synagogi. Przełożony synagogi, Kryspus, uwierzył w Pana z całym swym domem, wielu też słuchaczy korynckich uwierzyło i przyjmowało wiarę i chrzest.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie oglądać, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie”.

Wówczas niektórzy z Jego uczniów mówili miedzy sobą: „Co to znaczy, co nam mówi: «Chwila, a nie będziecie Mnie oglądać, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie»; oraz: «Idę do Ojca»?” Powiedzieli więc: „Co znaczy ta chwila, o której mówi? Nie rozumiemy tego, co mówi”.

Jezus poznał, że chcieli Go pytać, i rzekł do nich: „Pytacie się jeden drugiego o to, że powiedziałem: «Chwila, a nie będziecie Mnie oglądać, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie»? Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość”.

Działalność Pawła Apostoła na polu ewangelizacyjnym była zaiste imponująca! Ileż odwiedzonych miejsc, iluż spotkanych ludzi, ileż wygłoszonych nauk! Nie bez powodu jest on dziś nazywany Apostołem Narodów. I pomyśleć, że wcześniej był takim gorliwym prześladowcą Kościoła!

Z całą odpowiedzialnością i przekonaniem można powiedzieć, że swoją posługą odrobił – i to ze sporą nawiązką – te straty, które spowodował w młodym Kościele swoją gorliwością prześladowczą. Odrobił to swoją gorliwością apostolską. Nawet ilość jego pism, stanowiących Boże słowo włączonych do kanonu Pisma Świętego, dobitnie świadczy o owocowaniu jego pracy i posługi.

A mówimy sobie o tym wszystkim dzisiaj dlatego, że właśnie dzisiaj spotykamy go… przy wyrobie namiotów! Okazuje się bowiem, że ten fach ma w ręku! To bardzo ważna informacja o nim, bo my bardziej postrzegamy go jako wysoko wykształconego w szkole Gamaliela intelektualistę, zaangażowanego na sto, albo i więcej procent, w dzieło, którego się podejmuje.

Najpierw tym dziełem było – niestety – prześladowanie chrześcijan, więc angażował się w nie wręcz ponad miarę. Kiedy jednak nastąpił „wielki reset”, czyli nasz bohater „wyrżnął” głową o ziemię i wszystko się w tej głowie przestawiło – tym razem, już na dobre tory – wówczas znowu całe serce zaangażował ku odbudowywaniu tego, co zniszczył i tak w ogóle: budowaniu wspólnoty Kościoła. I taki jego obraz zapewne nosimy w umysłach i sercach – jako wielkiego Apostoła, który trzęsie dosłownie całym światem.

A oto dzisiaj widzimy go pochylonego nad namiotami, które – zapewne też bardzo sumiennie i porządnie – własnoręcznie wyszywał. Dziwny w sumie widok, czyż nie?… Ten wielki Apostoł i wybitny wręcz intelektualista… dzierga namioty! Oczywiście, trudno powiedzieć, że to zajęcie było w jego życiu czymś zasadniczym i kluczowym, ale jakoś w dzisiejszym czytaniu zwraca naszą uwagę i jest chyba na swój sposób ważne, skoro Autor Dziejów Apostolskich w ogóle o tym wspomina.

Przecież, gdyby to było zupełnie marginalne i nieważne, to by nawet jednym zdaniem o tym nie napisał. A jednak napisał, informując nas, że Paweł w tygodniu pracował przy namiotach, a co szabat – czyli niejako po robocie – spotykał się z ludźmi w synagodze, debatując z nimi o sprawach najważniejszych.

Dowiadujemy się jednak i o tym, że kiedy Sylas i Tymoteusz przyszli z Macedonii, Paweł oddał się wyłącznie nauczaniu i udowadniał Żydom, że Jezus jest Mesjaszem. W tym momencie zapewne przypominamy sobie wypowiedzi Pawła, zawarte w jego listach, że chociaż robotnik na niwie Bożej ma prawo do utrzymania ze strony swoich uczniów i podopiecznych, to jednak on często z tego rezygnował, żeby nie być dla nich ciężarem.

I dzisiaj właśnie mamy tego potwierdzenie, bo przez jakiś czas własną pracą fizyczną zarabiał na swoje utrzymanie, jednak po jakimś czasie oddał się wyłącznie posłudze apostolskiej, zdając się jednak na utrzymanie współwyznawców. To wszystko z całą pewnością dowodzi jego szlachetnych zamiarów, że nie chce być dla nikogo ciężarem, ale jednocześnie pokazuje, że stara się on zachować generalną zasadę, wprowadzoną przecież przez samego Jezusa w Jego nauczaniu, że robotnik wart jest swojej strawy.

I że dla apostoła, dla pracownika w Bożej Winnicy absolutnym priorytetem musi być głoszenie Słowa i posługa duszpasterska, dlatego ma ją wykonywać solidnie, ma się jej cały poświęcić, a wówczas ma pełne prawo do utrzymania ze strony swoich uczniów. To są kwestie bardzo delikatne, a jednak ważne – także dzisiaj – dlatego powinny być na spokojnie i w duchu Bożym rozstrzygane. Zawsze – z uwzględnieniem wskazań, danych nam w Piśmie Świętym, chociażby tych dzisiejszych.

A z nich jasno wynika, że pasterz ma prawo do utrzymania ze strony swoich podopiecznych, ale nie powinien być dla nich ciężarem, nie powinien ich nadmiernie wykorzystywać. Powinien zachować w tych sprawach umiar, rozsądek – i być gotowym także z tych środków, które otrzymuje od wspólnoty, służyć tej wspólnocie. Natomiast priorytetem – to raz jeszcze podkreślmy – winno być dla Niego głoszenie Bożego słowa i posługa duszpasterska. W to winien zaangażować się w stopniu maksymalnym, bo to jest bardzo ważna praca.

To przede wszystkim w ogóle jest praca, a nie – jak uważają niektórzy – uprawianie jakiegoś hobby żerowanie na łatwowierności ludzi, którzy dają się wodzić za nos i naiwnie łożą na utrzymanie „bandy nierobów”, bo i z takimi określeniami można się spotkać.

Dla człowieka wierzącego – prawdziwie wierzącego fakt, że ma do swej dyspozycji duszpasterzy, którzy udzielą mu Sakramentów, pojednają z Bogiem, pouczą go w sprawach wiary, pokażą właściwą drogę przez życie, wysłuchają i doradzą w imię Boże, z pewnością ma ogromne znaczenie! I nie będą żałowali środków na utrzymanie księdza, który całe serce wkłada w to, co robi. I który – przede wszystkim – wyraźnie pokazuje, że sam wierzy w to, czego naucza i co sam sprawuje.

Takie spojrzenie z pewnością nie mieści się w ludzkich kanonach użyteczności i przydatności. Bo mówimy tu o inwestowanie w duchowość, a więc – tym samym – w wieczność. Ale nie ma tu nic dziwnego, wszak Jezus często zapowiadał – czy wręcz ostrzegał – że ludzkie kryteria myślenia nijak mają się do Jego spojrzenia na świat i ludzi.

Nawet dzisiaj, mówiąc o chwili, po której Go już nie będzie między uczniami, oraz o następnej chwili, po której się pojawi, daje do zrozumienia, że mowa tu o zupełnie innej, od ludzkiej, mierze czasu. A wręcz braku czasu, bo w wieczności czasu nie ma.

Podobnie zresztą rzecz się ma z ostatnim zdaniem dzisiejszej Ewangelii: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość.

Właśnie: Boża radośća ludzka radość… Boża miaraa ludzka miara… Boża ekonomiaa ludzka ekonomia… To, co opłaca się według tej Bożej ekonomii, zwykle zupełnie nie opłaca się według tej ludzkiej. I odwrotnie: to, co przynosi zysk według ludzkiej miary, jest zupełnie bezwartościowe według tej Bożej.

Dlatego właśnie Wspólnota Kościoła utrzymuje swoich Pasterzy, bo jest to inwestowanie w wieczność. Nakłada jednak na Pasterzy poważną odpowiedzialność, aby dobrze wywiązywali się ze swego zadania i rzeczywiście – całą swoją posługą tę wieczność swoim wiernym przybliżali i otwierali.

Dokładnie tak, jak gorliwie i ofiarnie czynił to dobry Pasterz – Patron dnia dzisiejszego, Święty Filip Nereusz. Co o nim wiemy?

Urodził się we Florencji, 21 lipca 1515 roku. Na Chrzcie Świętym otrzymał imiona: Filip Romulus. Od dziecka był człowiekiem o wysokiej kulturze i ogładzie. Wyróżniał się poczuciem humoru i talentem jednania sobie ludzi.

Po przedwczesnej śmierci matki i starszego brata, kiedy pogorszyły się znacznie warunki majątkowe ojca, Filip udał się do wuja w San Germano koło Monte Cassino, by pomóc mu w pracy, a docelowo – odziedziczyć po nim znaczną fortunę. Miał wówczas siedemnaście lat. Zrezygnował jednak dość szybko z tej tak przecież pomyślnej dla siebie okazji i udał się do Rzymu, gdzie miał pozostać do końca swego życia – a więc ponad sześćdziesiąt lat.

Tam rozpoczął studia filozofii i teologii. Jednocześnie był wychowawcą dwóch synów w domu zamożnego Florentczyka w Rzymie. Prowadził życie modlitwy i umartwienia. W wolnym czasie nawiedzał kościoły, sanktuaria i zabytki Wiecznego Miasta. A natchniony wewnętrznym, ekstatycznym objawieniem, założył towarzystwo religijne pod nazwą „Bractwa Trójcy Świętej” do obsługi pielgrzymów i chorych. Widział bowiem, jak te wielkie rzesze pątników potrzebowały pomocy duchowej, a często i materialnej. Był to rok 1548. Przez tę posługę zyskał sobie miano „Apostoła Rzymu”.

Momentem przełomowym w życiu Filipa był rok 1551, kiedy to za namową spowiednika przyjął święcenia kapłańskie. Miał już wtedy trzydzieści sześć lat. Mieszkając w konwikcie Świętego Hieronima, w centrum Rzymu, założył Oratorium. Początkowo w ciasnej izbie swojego pokoju, potem w kaplicy konwiktu, Filip zaczął gromadzić kapłanów, zakonników, mieszczan, kupców, artystów. Wspólna modlitwa, spotkania i rozmowy osobiste, Spowiedź, czytanie duchowe, konferencje i dyskusje na tematy aktualne, rekolekcje – stanowiły program tych spotkań. Oratorium było otwarte dla wszystkich ludzi dobrej woli.

Z czasem zebrała się pewna liczba uczniów, których Filip zaprawiał do zjednoczenia z Bogiem, do cnót chrześcijańskich i do uczynków miłosierdzia. Na placach bawił się z dziećmi, by je potem gromadami prowadzić do kościoła. Był to dotąd zupełnie nieznany styl apostołowania i prowadzenia duszpasterstwa. Do Oratorium spieszyła cała elita duchowa Rzymu. A do grona przyjaciół Filipa należeli – między innymi – Święty Franciszek Salezy, Święty Ignacy Loyola i wielu innych.

W roku 1564, Florentczycy oddali Filipowi w zarząd swój kościół Świętego Jana. Tu właśnie pozostali przy nim jego duchowi synowie, zwani potem oratorianami, czy też filipinami. Prowadzili życie wspólne, nie związani wszakże żadnymi ślubami. Ta swoboda pozostała do dzisiaj cechą charakterystyczną oratorianów. Filip zaś umiał swych synów duchowych zainteresować nie tylko sprawami religijnymi i duchowymi, ale także nauką i kulturą. jego domu odbywały się więc koncerty muzyczne, prelekcje o sztuce, archeologii i historii.

Niestety, wkrótce pojawili się też przeciwnicy poczynań Filipa. Oskarżyli go o to, że sprzyja „nowinkom” religijnym. Doszło do tego, że surowy Papież Paweł IV zakazał mu na pewien czas działalności. Kuria Rzymska odebrała mu nawet prawo do spowiadania, co równało się z karą kościelnej suspensy. Kolejni Papieże obdarzyli go jednak ponownie zrozumieniem i odwołali wszelkie zakazy.

I tak też nasz Patron – doradca Papieży, kierownik duchowy wielu dostojników, a jednocześnie: jeden z najbardziej wesołych Świętych – zmarł wyczerpany pracą na rękach swych duchowych synów, 26 maja 1595 roku.

Przekonanie o jego świętości było tak powszechne, że chociaż w owych czasach zaczęto wprowadzać do procesów kanonicznych coraz surowsze wymagania, jego Beatyfikacja odbyła się już w piętnaście lat po jego śmierci. Dokonał jej w roku 1610 Papież Paweł V. Dwanaście lat potem, w roku 1622, Papież Grzegorz XV dokonał jego Kanonizacji.

Wpatrzeni w świetlany przykład świętości dzisiejszego Patrona, oraz wsłuchani w Boże słowo, zastanówmy się, jak przekształcamy nasze ludzkie spojrzenie na to Boże, aby według niego widzieć i oceniać wszystko, co dzieje się w Kościele i w świecie. Aby wszystkie sprawy widzieć i mierzyć – Bożą, a nie ludzką miarą…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.