Przyjdź – jeszcze raz…

P

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:

Ksiądz Paweł Kobiałka – Wikariusz w mojej rodzinnej Parafii, a jako Alumn pierwszego roku Seminarium: Lektor pierwszego czytania na mojej Mszy Świętej Prymicyjnej;

Katarzyna Centkowska – należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot.

Obojgu Jubilatom życzę mocy i świateł Ducha Świętego, skoro tak pięknie się składa, że akurat dzisiaj przeżywamy Uroczystość Jego Zesłania. Zapewniam o modlitwie!

Dziś także przypada druga rocznica odejścia do Pana Księdza Piotra Wojdata, mojego Kolegi kursowego, wieloletniego Kierownika Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej i pełniącego jeszcze kilka ważnych funkcji w Diecezji. W tym tygodniu odprawię Mszę Świętą w intencji Jego zbawienia wiecznego.

Moi Drodzy, dzisiaj – z racji Uroczystości, którą przeżywamy – za udział w publicznym śpiewie: „O, Stworzycielu, Duchu, przyjdź…”, możemy uzyskać odpust zupełny.

A jeśli idzie o dzisiejszą liturgię Słowa, to znowu dzisiaj w różnych kościołach usłyszycie różne czytania, a zależy to od tego, czy w danym kościele używa się starszego wydania Lekcjonarza, czy nowszego. Pierwsze czytanie jest tu i tu jednakowe, ale już drugie i Ewangelia – są różne. Nie ukrywam, że nie podoba mi się takie pomieszanie z poplątaniem, a samo wprowadzanie nowszego Lekcjonarza z nowym, rzekomo uwspółcześnionym tłumaczeniem Pisma Świętego, uważam za sztukę dla sztuki. Ale cóż… Mamy, co mamy. Na szczęście, Duch Święty i tak dzisiaj zstępuje na nas. Oby nas poruszył mocno i skutecznie!

Tak, czy owak – oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zapraszam zatem do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii, aby też odkryć to jedno, jedyne, konkretne przesłanie, z jakim Pan dzisiaj do każdej i każdego z nas się zwraca. Duchu Święty, szczególnie dzisiaj mocno Cię prosimy: tchnij i prowadź!

Na głębokie i radosne przeżywanie pięknej i wielkiej Uroczystości – a jednocześnie: pierwszej niedzieli miesiąca – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego,

5 czerwca 2022., 

do czytań: Dz 2,1–11; 1 Kor 12,3b–7.12–13; J 20,19–23

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle spadł z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić.

Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Kiedy więc powstał ów szum, zbiegli się tłumnie i zdumieli, bo każdy słyszał, jak przemawiali w jego własnym języku.

Pełni zdumienia i podziwu mówili: „Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami? Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty? – Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii i Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie – słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże”.

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Bracia: Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: „Panem jest Jezus”.

Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich. Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra.

Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, aby stanowić jedno ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem.

SEKWENCJA

Przybądź, Duchu Święty,
Ześlij z nieba wzięty
Światła Twego strumień.
Przyjdź, Ojcze ubogich,
Przyjdź, Dawco łask drogich,
Przyjdź, Światłości sumień.
O, najmilszy z gości,
Słodka serc radości,
Słodkie orzeźwienie.
W pracy Tyś ochłodą,
W skwarze żywą wodą,
W płaczu utulenie.
Światłości najświętsza,
Serc wierzących wnętrza
Poddaj Twej potędze.
Bez Twojego tchnienia
Cóż jest wśród stworzenia?
Jeno cierń i nędze.
Obmyj, co nieświęte,
Oschłym wlej zachętę,
Ulecz serca ranę.
Nagnij, co jest harde,
Rozgrzej serca twarde,
Prowadź zabłąkane.
Daj Twoim wierzącym,
W Tobie ufającym,
Siedmiorakie dary.
Daj zasługę męstwa,
Daj wieniec zwycięstwa,
Daj szczęście bez miary.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: „Pokój wam!” A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana.

A Jezus znowu rzekł do nich: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.

Dość obrazowo Księga Dziejów Apostolskich opisuje nam moment zstąpienia Ducha Świętego na wszystkich, zgromadzonych w Wieczerniku. A wiemy, że była tam Maryja, Matka Jezusa, byli Apostołowie, byli też inni uczniowie, ale drzwi były raczej solidnie zamknięte, wręcz zaryglowane, bo przecież tyle niebezpieczeństw zewsząd czyhało…

Dlatego ci wszyscy, którzy tam byli zgromadzeni, robili to, co w danym momencie robić mogli, a więc trwali na modlitwie. Wspólnie modlili się, przygotowując się w ten sposób na dar Ducha Świętego, obiecanego przecież przez Jezusa. Ale też zapewne modlili się za Kościół – za tę nową, rodzącą się dopiero Wspólnotę, aby w obliczu prześladowań nie załamała się, nie upadła, ale właśnie jeszcze bardziej się rozwijała.

Jak by się to miało dokonać – tego chyba w tamtym momencie nie wiedział nikt, jeśli zważyć na małą liczebność nowej Wspólnoty, a z drugiej strony – na potężne siły prześladowców, a przynajmniej osób niesprzyjających, do których należało zaliczyć zarówno elitę żydowską, jak i rzymskich okupantów. Nie mieli zatem pojęcia członkowie młodego Kościoła, jak to dalej będzie i co się będzie działo, jak się będzie rozwijało to nowe dzieło, dlatego właśnie – raz jeszcze to podkreślmy – robili to, co było w tym momencie w zakresie ich możliwości: wytrwale się modlili.

I to jest bardzo ważne wskazanie dla nas, moi Drodzy, jakie płynie z dzisiejszej liturgii Słowa: modlitwa jest naprawdę wielkim orężem w naszym ręku! I wspaniałą możliwością skutecznego działania w tych okolicznościach, w których nie da się zrobić niczego innego. I nie na zasadzie, że skoro się nic nie da zrobić, no to trudno – trzeba się pomodlić… Nic innego nie pozostaje… Jak i tak nic nie można zrobić, to chociaż tyle, niech już tam będzie…

Nie, to nie tak! Modlitwa jest naprawdę bardzo ważną i skuteczną formą działania – i zawsze powinna być pierwszą formą działania, zanim się zacznie coś innego mówić lub robić, a następnie winna to działanie wspierać. Czyli nie na zasadzie takiego niekoniecznego dodatku, albo jakiegoś zastępnika w sytuacji, gdy nie ma możliwości innego działania, ale jako pierwszy i wręcz najważniejszy sposób działania, dla którego inne działania będą jedynie dodatkiem i uzupełnieniem.

W obliczu niemożności – tak się przynajmniej wtedy wydawało – działania na szerszą skalę, w obliczu zalęknienia i zamknięcia, młody Kościół trwał na modlitwie. I pewnie polecał Bogu swoją bezradność, swoje wątpliwości, swoje pytania – jak to teraz będzie, co mają robić, jak ta młoda Wspólnota ma się rozwijać, jak mają wypełnić misyjny nakaz, który Jezus zostawił im, odchodząc z tego świata do Domu Ojca?… Jak to wszystko ogarnąć? Pytali o to zapewne – nie ustając jednocześnie w modlitwie.

I tak było aż do Dnia Pięćdziesiątnicy, bo kiedy ten dzień nastał, nagle spadł z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić.

Jakie to były języki, to możemy się dowiedzieć z listy krajów i miejscowości, których mieszkańcy przebywali wtedy w Jerozolimie i słyszeli Apostołów – i ich rozumieli. Stąd wnosimy, że Apostołowie musieli w tych właśnie językach przemawiać. A tymi przybyszami byli: Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii i Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie. Byli to – jak zaznacza Autor Dziejów Apostolskich – pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem.

Naturalnie, jest to stwierdzenie literackie, trochę poetyckie, bo na pewno nie byli to przedstawiciele wszystkich narodów pod słońcem – jeszcze ich nieco zostało. Natomiast zapewne mowa tu o narodach znanych Autorowi natchnionemu i tych, których przedstawiciele przybywali do Jerozolimy na święta. I może dlatego taki właśnie dzień Duch Święty wybrał na swoje zstąpienie, aby już od razu, w tym momencie, wieść o Jego przyjściu rozeszła się po świecie – po tym całym, znanym ówcześnie świecie – aby w ten sposób utorować drogę Kościołowi, który od tego dnia, do tych wszystkich miejsc, miał zacząć docierać. Właśnie – od tego dnia…

Od tego dnia miało się wszystko zacząć – miało się na nowo zacząć! Bo Kościół już się wcześniej „zaczął”, Wspólnota Apostołów i uczniów Chrystusa już istniała, ale teraz miała otrzymać nowy impuls, miał nastąpić nowy początek – właśnie: nowe otwarcie! Dosłownie – otwarcie! Nie tylko serc, chociaż przede wszystkim, ale też fizyczne otwarcie szczelnie zamkniętych i zaryglowanych drzwi Wieczernika, aby wszyscy oni mogli wyjść, a wręcz wypaść na zewnątrz i ogłosić światu – wykrzyczeć wręcz światu – że Jezus żyje, że zmartwychwstał i żyje; że pokonał śmierć, że zwyciężył świat, że nadal prowadzi swój Kościół i wszystkich prowadzi do zbawienia!

Minął strach, już dość zalęknienia, zamknięcia, zakompleksienia – już dość! Teraz cały świat dowie się, że jest dla niego ratunek, jest dla niego nowa szansa, jest nadzieja – nadzieja zbawienia! O tym właśnie mówili przybywający do Jerozolimy pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcemo tym właśnie mówili, pełni zachwytu: Słyszymy [Apostołów] głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże.

Od tego dnia – wielkie dzieła Boże głoszone są w Kościele. Jezus to zapowiedział, kiedy obiecywał Zesłanie Ducha Świętego, jak to słyszymy chociażby w dzisiejszej Ewangelii, a obecni tamtego, pamiętnego dnia w Wieczerniku – dzieło to podjęli. Po nich zaś – ich zaś następcy, począwszy do Świętego Pawła, mówiącego do nas dziś w drugim czytaniu.

Pawła zaliczamy zasadniczo do Grona apostolskiego, chociaż tego dnia nie było go w Wieczerniku, dlatego możemy powiedzieć, że to on właśnie otwiera peleton tych, którzy byli następcami Apostołów i na podstawie ich nauczania głosili ludziom Chrystusa. Paweł w taki właśnie sposób podjął dzieło apostolskie, po nim jego następcy, potem ich następcy – i tak do dzisiaj. Kolejne pokolenia apostolskie, kolejne zastępy dzielnych wojowników Chrystusa, Jego świadków i głosicieli.

I tak jest też dzisiaj: kolejni, wciąż nowi ludzie, włączani w to dzieło. Tylko Duch Święty ten sam. I Kościół ten sam. I moc Ducha, i światło, i natchnienia, jakie przynosi – te same. Dlaczego więc słuchamy dzisiejszej relacji, zapisanej w Dziejach Apostolskich, z niejakim niedowierzaniem, myśląc sobie gdzieś w głębi serca, że to piękna historia, piękny przekaz, ale już nieaktualny, historyczny, czasowo bardzo odległy?… Czemu nie myślimy, że dzisiaj również tak samo może być – a wręcz: że tak powinno być? A jeżeli tak nie jest – to dlaczego?

Właśnie, moi Drodzy! Myśmy się chyba przyzwyczaili, że te wspaniałe i nadzieję niosące informacje to jest przekaz wyłącznie historyczny, literacki, zupełnie nie przystający do naszych czasów. Bo nawet takie ostre wyjście z Wieczernika i takie pełne entuzjazmu i huraganowej radości obwoływanie na prawo i lewo Dobrej Nowiny – z pewnością zostałoby dziś wzięte za oznakę choroby psychicznej! A przynajmniej – jakiegoś obłąkania. Może niegroźnego, ale jednak…

Ten dzisiejszy bowiem, wyrachowany świat, wszystko by chciał wytłumaczyć naukowo – w rzeczywistości: pseudonaukowo – wszystko by chciał wyliczyć, wymierzyć i przewidzieć. A tu mówimy o reakcji, która całkowicie wymyka się tej chłodnej kalkulacji, a wyraża się żywiołowym i szalonym wręcz entuzjazmem. Czemu dzisiaj tak nie jest? Czyżby Duch Święty osłabł, poddał się, trochę „odpuścił” tym naszym nadętym i przemądrzałym czasom?

Jeśli tak, to by oznaczało, że Duch Święty też się zmienił, gdyż zmieniły się metody Jego działania. Ale chyba jednak coś nam w takim dowodzeniu nie pasuje… Duch Święty mógłby się zmienić? Mógłby się dopasować do światowego „widzimisię”?… A może dał się zastraszyć, albo przekonać, że w dzisiejszym świecie to nie ma co za bardzo szaleć z tą pobożnością, bo to niemodne!

Albo można się nie zmieścić w wytycznych, jakie płyną z Brukseli, można naruszyć jakieś normy unijne, tak ochoczo ostatnio nakładane poszczególnym narodom jako kaganiec – jako prawdziwe, brutalne i bezczelne zniewolenie! Lepiej więc się nie wychylać i nie szaleć z tą pobożnością, z tą Ewangelią, z tym demonstrowaniem swojej wiary… Cóż to i komu zaszkodzi, jeśli się pomodlimy we własnym pokoiku, nikomu się nie narzucając?… A może ten drugi jest niewierzący i będzie się źle czuł, kiedy my będziemy tak ostro demonstrować swoje poglądy, swoje przekonania, swoją wiarę…

A zresztą, dzisiaj nawet z samej „góry” – z Watykanu – płyną różne komunikaty, więc już nie za bardzo wiadomo, kto tu ma rację, komu wierzyć, kogo słuchać?… A może nagle jakiś watykąnki dokument zmieni takie, czy inne normy, więc po co nadstawiać karku?… Nie lepiej w ciszy, spokojnie, tak mniej stresująco odmawiać swoje paciorki, swoje Różańce i nowenny, ale światu się nie narzucać? Nie lepiej, nie wygodniej, nie spokojniej?…

NIE!!! NIE!!! NIE!!! Ani nie lepiej, ani nie wygodniej, ani nie spokojniej! Moi Drodzy, co się z nami dzisiaj dzieje? Co się dzieje z naszym chrześcijaństwem? Co się w ogóle dzieje z naszą wiarą? Gdzie się podziała chrześcijańska odwaga, chrześcijański entuzjazm, chrześcijańska radość i nadzieja? Gdzie się to wszystko podziało? Dlaczego my dzisiaj jesteśmy tacy zastraszeni, tacy zakompleksieni? Dlaczego my – chrześcijanie, katolicy, uczniowie i przyjaciele Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego i zwycięskiego – jesteśmy tacy wycofani, tacy zahukani?…

Dlaczego niemalże przepraszamy, że żyjemy, że istniejemy? Dlaczego tak wstydzimy się mówić i świadczyć o wierze na prawo i lewo? Dlaczego ci wszyscy dewianci spod różnokolorowych flag niczego się nie wstydzą i nie krępują, tylko bezczelnie, arogancko, a nieraz wręcz po chamsku wykrzykują swoje brednie i dyrdymały, a my tak krępujemy się dać świadectwo Prawdzie – tej prawdzie, pisanej małą literą, i tej, pisaną wielką literą? Dlaczego?

Co się z nami stało? Czyżbyśmy nie przyjęli Ducha Świętego? Czyżbyśmy nie byli u Bierzmowania? Ależ byliśmy! I ciągle nowe gromadki młodych Ludzi przystępują do tego Sakramentu – Księża Biskupi jeżdżą po Diecezji, z Parafii do Parafii – i wszędzie wszystko jest pięknie przygotowane, kwitnące i pachnące, wierszyki wyuczone, kwiatki zakupione…

Dzieciaczki grzecznie odpowiadają na pytania Biskupa, Proboszcz się pręży w dumy, rodzice odświętnie wystrojeni, proszą Biskupa o Sakrament… Biskup wygłasza podniosłą naukę, potem namaszcza głowy kilkudziesięciu młodych Ludzi, potem kwiatki i podziękowania, potem pamiątkowe zdjęcie i krzyżyk na szyję, a potem…

Właśnie – co potem?… Czy to w ogóle było zstąpienie Ducha Świętego? Na pewno tak, bo jeżeli wszystko odbyło się w zgodzie z przepisami prawa kanonicznego i prawa liturgicznego, to Sakrament się dokonał, Bierzmowanie zostało prawidłowo udzielone, a więc Duch Święty zstąpił. Ale samo wręcz ciśnie się na usta i do serca pytanie: I co z tego? I co dalej? Czyżby kolejne, uroczyste, liturgiczne pożegnanie grupy młodych Ludzi z Kościołem, w obecności Biskupa? Naprawdę?…

Moi Drodzy, co myśmy wszyscy – tak, wszyscy bez wyjątku, począwszy ode mnie – zrobili z naszym Bierzmowaniem? Jak ono wpłynęło na nasze życie? Co w nim zmieniło? Ile entuzjazmu, radości i nadziei, mocy i optymizmu – wlało w nasze serca? Czy pomogło nam wyrwać się z tego marazmu, przygnębienia, zastraszenia i zakompleksienia, w jakim żyje dziś tylu katolików? A skoro tylu katolików tak właśnie żyje, to znaczy, że coś z tym Bierzmowaniem „nie zagrało”… Coś nie zadziałało…

Co?… Lub – kto?… Duch Święty się nie spisał?… Czy może z naszej strony zabrakło współpracy, zapału, ognia, a wręcz żaru – może zabrakło otwartego serca?… Może myśmy nawet nie uwierzyli, że Duch Święty może coś w tym naszym życiu zmienić? A może myśmy się nawet tego nie spodziewali, nie czekaliśmy na to?…

A może mamy gdzieś tam w głowie i w sercu zakodowane, że o Duchu Świętym to mogą mówić tylko członkowie różnych wspólnot charyzmatycznych, którzy w związku z tym wykonują jakieś dziwne gesty i mówią jakieś niezrozumiałe rzeczy – mówią niekiedy jakimiś dziwnymi językami?… Niech więc oni tam o tym Duchu Świętym mówią i śpiewają, my mamy swoją codzienność, która jest zbyt „codzienna”, abyśmy jeszcze mieli czas i siły na takie cudowności…

No cóż, moi Drodzy… Pomijając już fakt, że niektórzy spośród tych wspomnianych „charyzmatyków” to nie są żadni charyzmatycy, tylko ludzie zdrowo „stuknięci” i szaleni w dosłownym, wcale nie przenośnym i wcale nie pozytywnym tego słowa znaczeniu; którzy sobie tym Duchem Świętym „buzię wycierają” przy każdej okazji, a swoim codziennym postępowaniem wprost zaprzeczają temu, co tak kwieciście opowiadają; którzy w ten sposób robią naprawdę złą robotę Kościołowi – pomijając już tych nienormalnych ludzi, to także prawdziwi charyzmatycy i prawdziwie świadczący o Duchu Świętym i dobrze z Nim współpracujący – nie są jedynymi specjalistami od Niego. Nie są właścicielami Ducha Świętego!

Jego moc i działanie daleko wykracza poza wszystkie ograniczenia. Dlatego to my wszyscy jesteśmy zaproszeni do współpracy z Nim, my wszyscy mamy być świadkami i – na swój sposób, na odcinku swojego życia i swojego osobistego doświadczenia – specjalistami od Ducha Świętego.

Mamy z Nim współpracować, codziennie rozmawiać, poddawać się Jego natchnieniom, pytać o wszystko, czego nie rozumiemy i czego nie wiemy. Mamy ciągle pamiętać o swoim Bierzmowaniu, a zachowując stały stan łaski uświęcającej, otwierać się na Jego działanie we wszystkich Sakramentach Kościoła i w Bożym słowie, które także On pomoże nam zgłębić. Jeśli Mu oczywiście na to pozwolimy…

Niech więc tymi wieczernikami, które dziś napełni moc i żar Ducha Świętego, będą nasze domy, nasze rodziny – a przede wszystkim: nasze serca! Wejdźmy od dzisiaj ponownie we wspólnotę z Duchem Świętym, podejmijmy z Nim na nowo solidną współpracę! Niech On napełni nasze serca swoim szaleńczym entuzjazmem, niech nas rozsadza wręcz radość i zapał, jakie On na nas ześle, niech nas wyrwie z tego naszego „ciepełka” i z tej stęchlizny, w jakiej na co dzień żyjemy – i niech nas wyprowadzi na świat, do ludzi! Niech ten wielki cud raz jeszcze dokona się dzisiaj – tu i teraz!

A wówczas zniknie większość problemów, z jakimi boryka się dzisiejszy świat. I większość naszych zmartwień już nas nie będzie tak martwić… Naprawdę! Pozwólmy tylko Duchowi Świętemu działać! Pozwólmy Mu tylko mówić do nas – naszymi językami! Pozwólmy Mu – jeszcze raz, właśnie dzisiaj, już dzisiaj, już teraz – zstąpić do naszych wieczerników, do naszych serc!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.