Po co?…

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa moja Siostra, Anna Niedźwiedzka. Dziękując Jubilatce za siostrzaną bliskość, serdeczną przyjaźń i codzienne wsparcie, życzę, aby nigdy nie traciła pogody ducha i tego ogromnego dobrego zapału i życiowej energii, jakie ma w sobie. Niech będzie dla swego Męża, swoich Dzieci, dla całej naszej Rodziny i wszystkich, których Pan stawia na Jej drodze, znakiem radości i nadziei – tak bardzo dzisiaj wszystkim potrzebnych. Obiecuję pamięć w modlitwie – nie tylko dzisiaj!

Imieniny natomiast przeżywają:

Ksiądz Wiesław Mućka, Dyrektor Zespołu Szkół Katolickich w Białej Podlaskiej,

Robert Koślacz – za moich czasów Organista w mojej pierwszej Parafii, a teraz Organista w Parafii Matki Kościoła w Łukowie.

Rocznicę święceń kapłańskich przeżywają zaś dzisiaj:

Ojciec Bernard Morawski, Kapucyn, pochodzący z Parafii w Celestynowie, gdzie w swoim czasie posługiwałem;

Ksiądz Paweł Kobiałka, Wikariusz w mojej rodzinnej Parafii.

Wszystkim świętującym dzisiaj życzę układania codzienności po myśli Bożej! Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zachęcam zatem do wsłuchania się w dzisiejsze Boże słowo! Niech Duch Święty otworzy nasze serca i rozjaśni umysły, abyśmy dobrze zrozumieli i odkryli to jedyne przesłanie, z jakim Pan do mnie się zwraca.

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wtorek 10 Tygodnia zwykłego, rok II,

7 czerwca 2022., 

do czytań: 1 Krl 17,7–16; Mt 5,13–16

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:

Po upływie pewnego czasu wysechł potok, przy którym ukrywał się Eliasz; w kraju bowiem nie padał deszcz. Wówczas Pan skierował do Eliasza to słowo: „Wstań! Idź do Sarepty koło Sydonu i tam będziesz mógł zamieszkać, albowiem kazałem tam pewnej wdowie, aby cię żywiła”. Wtedy wstał i zaraz poszedł do Sarepty.

Kiedy wchodził do bramy tego miasta, pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Więc zawołał ją i powiedział: „Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się napił”. Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał na nią i rzekł: „Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba”.

Na to odrzekła: „Na życie Pana twego, Boga! Już nie mam pieczywa – tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi strawę. Zjemy to, a potem pomrzemy”.

Eliasz zaś jej powiedział: „Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś; tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i przynieś mi! A sobie i twemu synowi zrobisz potem. Bo Pan, Bóg Izraela, rzekł tak: «Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię»”.

Poszła więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła się według obietnicy, którą Pan wypowiedział przez Eliasza.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.

Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.

Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.

Wracamy ponownie do Okresu Zwykłego w ciągu roku liturgicznego – po kilku miesiącach, w trakcie których przeżywaliśmy najpierw Wielki Post, potem Święte Triduum Paschalne, a wreszcie – Okres Wielkanocy. Wczoraj, w bezpośredniej bliskości Uroczystości Zesłania Ducha Świętego mieliśmy Święto Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła – i to właśnie Ona, Maryja, wprowadziła nas w ten nowy czas. A dzisiaj do liturgii powraca kolor zielony i czytania z 10 Tygodnia Zwykłego.

I oto dzisiaj, już na starcie, otrzymujemy świadectwo nadzwyczajnej interwencji Boga, który posyła swego Proroka do Sarepty Sydońskiej, aby tam mógł on przetrwać najtrudniejszy czas suszy, panującej w kraju i coraz bardziej doskwierającego głodu.

Zwróćmy uwagę, że to sam Bóg wysyła tam Eliasza, to On sam wskazuje mu konkretną osobę, do której ma się on udać z prośbą o pomoc; sam stwierdza, że wdowie tej kazał zadbać o Eliasza, kiedy jednak wyraża ona wątpliwość, jak ma zapewnić wyżywienie Prorokowi, skoro brakuje go jej i jej synowi, wówczas Prorok – znów powołując się na Boga – zapewnia ją, że wszystko ułoży się pomyślnie i ani mąki, ani oliwy nie zabraknie dla zaspokojenia podstawowych potrzeb człowieka. I tak się właśnie stało.

Widzimy zatem, moi Drodzy, że w całym tym wydarzeniu biorą udział trzy konkretne osoby, ale całością spraw kieruje sam Bóg, który o wszystko dba, wszystko „poustawiał” i „poukładał”, o wszystkim z góry pomyślał i teraz tylko wskazuje, jak te Jego plany należy zrealizować. Czyżby zatem oznaczało to, że ludzie są jedynie bezwolnymi narzędziami, niemalże marionetkami w ręku Boga, który steruje sobie nimi swobodnie, niczym figurami na szachownicy?…

Chyba jednak tak nie możemy do sprawy podchodzić. Każdy z uczestników opisywanego dziś wydarzenia mógł w absolutnej wolności odejść do Boga, nie spełnić Jego polecenia, zrobić po swojemu, rozegrać każdy etap tej historii według własnego planu. Wszyscy mogli tak zrobić. Ale czy powinni? Co by na tym zyskali? Poczucie niezależności, jakiejś wolności, czy może pewności siebie?

Owszem, to brzmi zachęcająco, tylko kiedy głód zagląda w oczy, kiedy niemalże śmierć zagląda w oczy, to wtedy raczej człowiek szuka każdego ratunku i każdej pomocy – zwłaszcza, jeśli ta pomoc jest naprawdę na wyciągnięcie ręki i jest oferowana tak ochoczo i z taką miłością. Człowiek oczywiście może udawać bohatera i za wszelką cenę pokazywać, jaki to on jest odważny, silny i niezależny, tyle tylko, że sam na tym poniesie największe szkody.

Naprawdę, rodzi się proste pytanie: Po co się tak głupio stawiać? Po co robić sobie samemu na złość, po co sobie samemu szkodzić? Wydaje się, moi Drodzy, że częściej musimy chyba tak stawiać sprawę, w odniesieniu do wszelkich zawirowań w relacjach człowieka do Boga. Możemy bowiem przytaczać rozliczne argumenty teologiczne, pokazujące szkodliwość grzechu na drodze do zbawienia człowieka; można przytoczyć wiele argumentów z Pisma Świętego i pism Ojców Kościoła, czy wielu innych Świętych, w których to pismach znajdziemy całą paletę powodów, dla których należy zachować posłuszeństwo Bogu, a unikać grzechu.

Ale myślę, że – tak na własny użytek – możemy częściej posługiwać się tym najprostszym z najprostszych argumentów, wyrażonych pytaniem: Po co? Po co buntować się przeciwko Bogu, po co na siłę robić po swojemu, po co niepotrzebnie komplikować rzeczy proste, skoro można skorzystać z Bożej porady, zrobić wszystko po myśli Bożej – i tylko na tym skorzystać?

Kiedy ludzie zrozumieją – kiedy my wszyscy tak na sto procent zrozumiemy – że Bóg naprawdę chce naszego dobra? Nawet, jeśli stawia pewne wymagania moralne i nawet, jeśli te wymagania są niekiedy faktycznie trudne, to wszystko naprawdę dla naszego dobra!

Owszem, w najbliższej perspektywie czasowej, łączą się one z pewnymi wyrzeczeniami, bo spełnienie Bożej woli nieraz będzie oznaczało ograniczenie własnej samowoli i własnego widzimisię, ale w perspektywie dalszej z pewnością okaże się, że to Bóg miał rację i że ostatecznie wychodzą „na prostą” i zwycięzcami poszczególnych życiowych sytuacji zostają ci, którzy dają się Bogu poprowadzić, którzy słuchają Jego dobrych rad, wypełniają Jego mądrą wolę, a nie głupio upierają się przy swoim.

A wydaje się, że przykładów tego widzimy całe mnóstwo na co dzień. Czyż byłoby tyle niezgody w rodzinach, tyle osobistych dramatów zarówno rodziców, jak i dzieci, gdyby zachowywano ewangeliczne normy moralne, dotyczące czystości przedmałżeńskiej i małżeńskiej, godności życia małżeńskiego i rodzinnego?

Jaki psycholog i po ilu terapiach ma pomóc dziecku, którego rodzice się rozwiedli i prowadzą między sobą nieustanne spory, a dziecko jest jedynie kartą przetargową i takim sobie „mebelkiem”, który przestawia się z jednego domu do drugiego, bo w te dni tygodnia jest u mamusi, a w te – u tatusia.

I wiele tego typu sytuacji moglibyśmy przywołać, nie wyłączając także tych ze sfery życia gospodarczego, bo chociażby cała drożyzna, jaka obecnie panuje wszędzie, czy kryzys żywnościowy, który nam zagraża – czy to wszystko naprawdę miałoby miejsce, gdyby nie było z jednej strony wojny, a z drugiej strony – bezsensownej, a wręcz głupiej polityki unijnej, dotyczącej klimatu, i innych spraw?

Gdyby na wszystkich obszarach życia osobistego, rodzinnego, ale też państwowego i międzynarodowego przestrzegano Prawa Bożego – zupełnie inaczej wyglądałby świat i życie konkretnego, pojedynczego człowieka.

Tak, moi Drodzy, większość problemów człowiek ma na własne życzenie! Większość – a może tak naprawdę wszystkie. Bo mu się wydaje, że jest mądrzejszy od innych – że jest od samego Boga mądrzejszy – więc po co mu słuchać jakichś przestarzałych rad i nauk, wygłaszanych z ambony, skoro on sobie sam doskonale ze wszystkim poradzi. No, i właśnie sobie radzi. Dobrze widzimy – jak.

Dlatego trzeba nam sobie często stawiać to proste, najprostsze wręcz pytanie: Po co buntować się przeciwko Bogu? Po co? Jaki to ma w ogóle sens? Co się na tym zyskuje? Czemu nie uwierzyć po prostu, że Bóg naprawdę chce naszego dobra, więc dobrze nam radzi, dobrze nam wszystko podpowiada – po co to burzyć? Po co się tak głupio i bez sensu sprzeciwiać – tylko dla samego sprzeciwu?…

Moi Drodzy, niech więc to właśnie od nas, którzy rozumiemy te sprawy, pójdzie przykład takiej dobrej normalności w relacjach naszych z Bogiem i naszych – pomiędzy sobą. Zgodnie ze słowami Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Wy jesteście solą ziemi. […] Wy jesteście światłem świata. […] Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.

Moi Drodzy, Jezus to mówi właśnie do nas – do mnie i do Ciebie. Liczy nas nas! Bądźmy więc światłem, które rozjaśnia codzienność i solą, która nadaje smak tej naszej obecnej mdłej rzeczywistości. Pokażmy innym – na własnym przykładzie – że można żyć mądrze, sensownie i żyć „po coś”, a jedynym tego warunkiem jest słuchanie dobrych rad Boga i pełnienie Jego woli. On naprawdę chce nam tak ustawić życie, żeby wszystko służyło naszemu dobru – i to nie tylko w tym wymiarze wiecznym, ale już teraz, w wymiarze doczesnym. Czemużby z tego nie skorzystać?…

Owszem, kiedy to ludzie próbują nam życie ustawiać, wtedy się buntujemy. I często słusznie, bo zwykle nie wszystko dobrze oni rozumieją i nawet chcąc naszego dobra, czasami mogą pewne rzeczy skomplikować. A poza tym, każdy z nas jest kowalem własnego losu, każdy z nas jest wolny, dlatego sam podejmuje życiowe decyzje, sam dokonuje wyborów moralnych – i sam za nie odpowiada.

W relacjach z Bogiem też tak jest, ale z tym zastrzeżeniem, że Bóg na pewno i naprawdę wie, co jest dla nas dobre. On też nie chce nam odbierać wolności, ale chce, żeby nam się w życiu dobrze i mądrze ułożyło. Dlatego właśnie podpowiada nam takie, a nie inne rozwiązania. Bo On – w przeciwieństwie do innych ludzi – wie na pewno, co jest dobre. On jeden to wie. Dlatego warto Mu zaufać, warto Mu uwierzyć, warto pójść za Jego dobrymi radami…

Moi Drodzy, pokażmy wszystkim wokół – my właśnie pokażmy – że warto tak żyć! Pokażmy, że to ma sens! Bo po co sobie komplikować i utrudniać życie – na własne życzenie – kiedy Bóg chce nam pomóc i nas dobrą drogą poprowadzić? Po prostu: po co?…

5 komentarzy

  • Niestety ludzi mądrych i przestrzegających Prawo Boże (Dekalog) jest niewielu i oni nie mają większego wpływu na to, co dzieje się na świecie. Niestety tak było, jest i będzie. Z każdej wojny, ludzkiego dramatu, ludzie powinni wyciągać wnioski, a tego nie robią…

      • Oczywiście, że jest:) Żyjmy wg naszych przekonań i naszego sumienia, bo tylko wtedy u kresu naszych dni będziemy mogli powiedzieć sobie, że żyliśmy tak, jakby tego chciał Bóg i żyliśmy po coś, a nie po to, żeby było fajnie, wygodnie, byle jak itp….

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.