Szczęść Boże! Moi Drodzy, dziękuję Wszystkim, którzy wczoraj łączyli się z nami w trakcie audycji DROGAMI MŁODOŚCI. Uczmy się trudnej sztuki słuchania…
Wczoraj także, będąc „przelotem” w Kodniu, polecałem Was w szczerej modlitwie! Modliłem się w Waszej intencji i w Waszych intencjach.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim osobistym przesłaniem zwraca się do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Sobota 15 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel –
Matki Bożej Szkaplerznej,
16 lipca 2022.,
do czytań: Mi 2,1–5; Mt 12,14–21
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA MICHEASZA:
Biada tym, którzy planują nieprawość i obmyślają zło na swych łożach! Gdy świta poranek, wykonują je, bo jest ono w mocy ich rąk. Gdy pożądają pól, zagarniają je, gdy domów – to je zabierają; biorą w niewolę męża wraz z jego domem, człowieka z jego dziedzictwem.
Przeto tak mówi Pan: „Oto Ja zamierzam zesłać na to plemię niedolę, od której nie uchylicie waszych karków i nie będziecie dumnie chodzić, bo będzie to czas nieszczęścia. W owym dniu wygłoszą przeciw wam satyrę, podniosą wielki lament, mówiąc: «Jesteśmy ograbieni do szczętu! Dział mego ludu przemierzony sznurem i nie ma, kto by go przywrócił; pola nasze przydzielono grabieżcy».
Przeto nie będziesz mieć nikogo, kto by rzucał sznurem na dział w zgromadzeniu Pana”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Faryzeusze wyszli i odbyli naradę przeciw Jezusowi, w jaki sposób Go zgładzić.
Gdy Jezus dowiedział się o tym, oddalił się stamtąd. A wielu poszło za Nim i uzdrowił ich wszystkich. Lecz im surowo zabronił, żeby Go nie ujawniali. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza:
„Oto mój Sługa, którego wybrałem, umiłowany mój, w którym moje serce ma upodobanie. Położę ducha mojego na Nim, a On zapowie prawo narodom. Nie będzie się spierał ani krzyczał, i nikt nie usłyszy na ulicach Jego głosu. Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi. W Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą”.
Jak słyszymy w pierwszym czytaniu, ludzie nieprawi dokładnie planują swoją nieprawość. Planują – i skrupulatnie jej dokonują. No, cóż… Skoro tak dokładnie zaplanowali, to kto im przeszkodzi?…
Swoją drogą, to jest zastanawiające, ile to człowiek inwencji i pomysłowości zaangażuje w to, żeby drugiemu zaszkodzić, żeby zrobić drugiemu coś złego. I – niestety – tak często udaje mu się to! A niekiedy jest to naprawdę wielkie zło, jak chociażby wtedy, kiedy ktoś rozpętuje wojnę, albo napada na drugiego, albo morduje, albo okrada, albo szkaluje – z taką celową, świadomą intencją zaszkodzenia! To naprawdę wydaje się szczególnie niezrozumiałe i nieakceptowalne – to właśnie, że ktoś celowo chce drugiemu zaszkodzić, chce go poniżyć, uderzyć w niego, zniszczyć go…
Bo co innego, kiedy w sposób niezamierzony, czy może pod wpływem emocji, jakichś trudnych doświadczeń, coś złego powie się lub zrobi – to zupełnie inaczej się odbiera. Owszem, zło jest zawsze złem, ale wtedy łatwiej to jakoś zrozumieć, a tym samym także wybaczyć… Kiedy jednak wiadomo, że ktoś celowo, świadomie, z pełną premedytacją, ze szczegółowym rozmysłem, metodycznie i planowo czyni drugiemu zło, to naprawdę trudno szukać dla takiej postawy jakiegokolwiek wytłumaczenia! I naprawdę, trudno w takiej sytuacji przebaczyć – bardzo trudno!
Chociaż – oczywiście – nie jest to niemożliwe, a dla nas, uczniów Jezusa Chrystusa, to chyba jedyne wyjście z sytuacji. Bo czyż możemy sobie wyobrazić, że będziemy odpłacać pięknym za nadobne? Czy nawet wobec ewidentnego zła ze strony innych – ewidentnego, a więc świadomie chcianego i zaplanowanego – my mamy czynić to samo? Czy też mamy planować zło, jakie uczynimy drugiemu? Czy mamy angażować całe swoje myślenie, wszystkie swoje talenty i pomysły, aby ile tylko się da – sprawić drugiemu zło, ból, szkodę?… Czy aby na pewno o to chodzi? Będzie nam przez to lżej? Będziemy mieli z tego satysfakcję?
Myślę, że wszyscy dobrze znamy odpowiedź na te pytania. Ona jest oczywista – ze wszech miar oczywista. Na pewno, trudna do przyjęcia, bo kiedy spotka nas takie celowe, złośliwie zaplanowane i metodycznie zrealizowane zło ze strony kogoś drugiego, to niemalże automatycznie chciałoby się odpłacić tym samym. Pięść się sama zaciska! No, cóż, tak to już jest – to takie ludzkie…
Ale my nie możemy zatrzymać się na tym, co ludzkie – żeby nie powiedzieć: odruchowe. Nas chyba jednak stać na coś więcej! Zwłaszcza, że dzisiejsze czytanie zaczyna się od zdania: Biada tym, którzy planują nieprawość i obmyślają zło na swych łożach! Zanim zatem słyszymy, o jaką to postawę chodzi, już na samym początku dowiadujemy się, jak ją ocenia Bóg!
A Bóg mówi: Biada! Czyli – nie ma wątpliwości, że i my nie powinniśmy na taką postawę się godzić, a już na pewno – przyjmować jej, ani powielać! Chociaż boli nas zło, jakiego doświadczamy, to jednak świadomość, że Bóg je widzi i go nie akceptuje, że ocenia je bardzo krytycznie – powinna nas podtrzymać na duchu i skłonić do postawy właściwej.
Przede wszystkim, powinniśmy zaufać Bogu, że On całej sprawy nie pozostawi bez właściwego odzewu. On już dobrze będzie wiedział, co zrobić z tym metodycznie zaplanowanym i zrealizowanym złem, jakie nas spotkało. Nawet, jeżeli Boża reakcja nie nastąpi to od razu i będzie się nam wydawało, że Bóg nie widzi, że na to zło powala, że jest wobec niego bezsilny – to nic z tych rzeczy! On naprawdę wszystko widzi i wszystko właściwie ocenia – i nie pozostawi zła bez odzewu. Możemy być spokojni!
Natomiast na pewno nie będzie dobrze – przede wszystkim, dla nas samych nie będzie dobrze – jeżeli damy się wciągnąć w spiralę zła i wzajemnego szkodzenia sobie; w spiralę wzajemnej zemsty. Bo takie nakręcanie się owej spirali musi doprowadzić do jakiegoś wielkiego zła, które naprawdę zaszkodzi wszystkim stronom sporu. Nikogo nie oszczędzi. Na czymś takim na pewno nikt nie wygra!
W przypadku wzajemnego czynienia sobie zła naprawdę nie ma zwycięzców – są sami przegrani! To wielka klęska człowieczeństwa – już nawet nie mówiąc o wierze w Boga, która z taką postawą nie ma nic wspólnego.
Dlatego trzeba, abyśmy to właśnie my, uczniowie i przyjaciele Jezusa, jak najszybciej przerywali wszelkie spirale wzajemnych złośliwości i ciosów, jakie przede wszystkim nam samym będą najbardziej szkodzić i w nas samych najbardziej uderzą!
Zauważmy, że widząc skierowaną przeciwko sobie wrogość przeciwników, którzy nawet odbyli naradę […], w jaki sposób Go zgładzić, Jezus nie odpowiada tym samym, nawet nie wchodzi w żadną polemikę, tylko oddala się stamtąd i w nowym miejscu po prostu robi swoje, realizuje dobro, okazuje miłość i pomoc ludziom! Jakby nie było całych tych złych planów, jakie przeciwnicy czynili przeciwko Niemu!
Oczywiście, plany te były i Jezus był ich w pełni świadomy, ale był też świadomy tego, że działa z Bożego polecenia i w Bożym imieniu, dlatego przez Jego posługę realizują się Boże zapowiedzi, wypowiadane przez Proroków, w tym także Proroka Izajasza, który obwieszczał: Oto mój Sługa, którego wybrałem, umiłowany mój, w którym moje serce ma upodobanie. Położę ducha mojego na Nim, a On zapowie prawo narodom. Nie będzie się spierał ani krzyczał, i nikt nie usłyszy na ulicach Jego głosu. Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi. W Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą.
Zwróćmy uwagę na stwierdzenie, zapisane w ostatnich zdaniach: aż zwycięsko sąd przeprowadzi. Niby kto? Ten, który nie będzie się spierał ani krzyczał, i nikt nie usłyszy na ulicach Jego głosu?… Który trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi?… Te wszystkie cechy zdają się wskazywać na kogoś raczej słabego, a na pewno delikatnego, po kim trudno się spodziewać, że to On właśnie ma przeprowadzić sąd nad światem… A jednak! A czemu tak będzie?
Bo jest to Sługa, którego Bóg wybrał, Jego umiłowany, w którym Boże serce ma upodobanie. A skoro tak, to Bóg sam weźmie Go w obronę i sam będzie rozstrzygał zło, jakie Jego Sługę spotka. I to On, sam Bóg, odda w Jego ręce sąd nas światem. Tak, temu właśnie słabemu, delikatnemu, cichemu swemu Słudze…
Moi Drodzy, jakże te wszystkie sprawy – te trudne sprawy, związane ze złem, czynionym sobie nawzajem przez ludzi – inaczej wyglądają, kiedy są one przeżywane w łączności z Bogiem, pod Jego wejrzeniem i przez ludzi, Jemu bezgranicznie oddanych. A przecież, to my właśnie jesteśmy tymi ludźmi! Niech nam zatem nigdy nie zabraknie pomysłu i inwencji, i twórczego zapału do tego, by po Bożemu rozwiązywać wszystkie trudne sprawy, także – po Bożemu reagować na zło, jakie nas spotyka ze strony innych.
Niech nam natomiast nigdy nie przyjdzie do głowy metodycznie planować i świadomie czynić zło innym. Niech nam nigdy nie przyjdzie do głowy, że taką postawę da się jakkolwiek usprawiedliwić. To nie przystoi uczniom Pana!
Dlatego wzywamy pomocy Majtki Najświętszej, aby to właśnie Ona – najpilniejsza Uczennica swego Syna – nauczyła nas planować i realizować tylko i wyłącznie miłość i dobro, a nigdy nie angażować się po stronie zła. A wznosimy te nasze modlitwy właśnie dzisiaj, w dniu Jej liturgicznego wspomnienia jako Matki Bożej z Góry Karmel – Matki Bożej Szkaplerznej. Z czym związane jest to wspomnienie?
Kieruje ono naszą uwagę na Maryję, objawiającą się właśnie na górze Karmel, znanej już z tekstów Starego Testamentu – z historii Proroka Eliasza, opisanej w Pierwszej i Drugiej Księdze Królewskiej. W XII wieku po Chrystusie, do Europy przybyli – prześladowani przez Turków – duchowi synowie Eliasza, prowadzący życie kontemplacyjne właśnie na Karmelu. Jednak w Europie również spotkali się z niechęcią. Na szczęście, Stolica Apostolska, doceniając wyrzeczenia i umartwienia, jakie podejmowali, ułatwiała im zakładanie nowych klasztorów.
Szczególnie szybko zakon rozwijał się w Anglii, do czego przyczynił się – między innymi – wielki czciciel Maryi, Święty Szymon Stock, szósty Przełożony generalny zakonu karmelitów. Wielokrotnie błagał on Maryję o ratunek dla zakonu.
W czasie jednej z takich modlitw – w Cambridge, w nocy z 15 na 16 lipca 1251 roku – ujrzał Matkę Bożą w otoczeniu Aniołów. Podała mu Ona brązową szatę, wypowiadając jednocześnie słowa: „Przyjmij, synu, szkaplerz twego zakonu, jako znak mego braterstwa, przywilej dla ciebie i wszystkich karmelitów. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. Oto znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania.”
Szymon z radością przyjął ten dar i nakazał rozpowszechnienie go w całym zakonie, a z czasem również w świecie. W XIV wieku Maryja objawiła się Papieżowi Janowi XXII, powierzając jego opiece – jak się wyraziła – „Jej zakon” karmelitański. Obiecała wówczas obfite łaski i zbawienie osobom należącym do zakonu i wiernie wypełniającym śluby. Obiecała również wszystkim, którzy będą nosić szkaplerz, że wybawi ich z czyśćca w pierwszą sobotę po ich śmierci.
Cały szereg Papieży wypowiedziało się pozytywnie o tej formie czci Najświętszej Maryi, obdarzając to nabożeństwo licznymi odpustami. Wydali oni około czterdziestu encyklik i innych pism urzędowych w tej sprawie, chociaż w żadnym z nich wprost i w całej pełni nie potwierdzili przywileju o dostąpieniu zbawienia w pierwszą sobotę po śmierci. Sygnalizowali go tylko częściowo.
Nabożeństwo szkaplerza należało kiedyś do najpopularniejszych form czci Matki Bożej. Jeszcze dzisiaj spotyka się bardzo wiele obrazów Matki Bożej z Góry Karmel, czyli Matki Bożej Szkaplerznej, oraz poświęconych Jej ołtarzy i kościołów.
A czymże w ogóle jest ów szkaplerz, o którym dzisiaj tak wiele mówimy? Początkowo był on wierzchnią szatą, używaną przez dawnych mnichów w czasie codziennych zajęć, aby nie brudzić habitu. Spełniał więc rolę fartucha gospodarczego. Potem przez szkaplerz rozumiano szatę nałożoną na habit. Wszystkie dawne zakony noszą go po dzień dzisiejszy. Współcześnie szkaplerz oznacza strój, który jest zewnętrznym znakiem przynależności do bractwa, związanego z jakimś konkretnym zakonem.
Ponieważ noszenie szkaplerza takiego, jaki nosili przedstawiciele danego zakonu, było niewygodnie i mało praktyczne, dlatego z biegiem lat zamieniono go na dwa małe kawałki płótna, zazwyczaj z odpowiednim wizerunkiem na nich. Na dwóch tasiemkach noszono go w ten sposób, że jedno płócienko było na plecach, a drugie – na piersi. Taką formę zachowały szkaplerze do dnia dzisiejszego. W roku 1910 Święty Papież Pius X zezwolił – ze względów praktycznych właśnie – na zastąpienie szkaplerza medalikiem szkaplerznym.
Szkaplerz nosili liczni władcy europejscy i niemal wszyscy królowie polscy – począwszy od Świętej Jadwigi i Władysława Jagiełły – a także liczni Święci, jak chociażby Jan Bosko, czy Maksymilian Maria Kolbe. Sama Matka Boża, kończąc swoje objawienia w Lourdes i Fatimie, ukazała się w szkaplerzu, wyrażając przy tym wolę, by wszyscy go nosili. W wieku dziesięciu lat przyjął szkaplerz karmelitański także Święty Jan Paweł II – i nosił go do śmierci.
Szkaplerz w obecnej formie jest bardzo praktyczny i wygodny do noszenia. W przypadku szkaplerza karmelitańskiego na jednym kawałku umieszczony jest wizerunek Matki Bożej Szkaplerznej, a na drugim – Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jedna część powinna spoczywać na piersiach, a druga – na plecach. Powinien być on poświęcony według specjalnego obrzędu.
Szkaplerz, będący znakiem Maryjnym, zobowiązuje do chrześcijańskiego życia, ze szczególnym ukierunkowaniem na uczczenie Najświętszej Maryi Panny, potwierdzanym codzienną modlitwą przez Jej wstawiennictwo.
Przeżywając liturgiczne wspomnienie Matki Bożej tak bardzo serdecznie opiekującej się swoimi dziećmi, a jednocześnie wsłuchując się Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze osobiście i w pełni świadomie odpowiedzmy sobie na pytanie: Jak reaguję na zło, z jakim na co dzień spotykam się ze strony ludzi? Czy mam odwagę być tym pierwszym, który przerwie spiralę wzajemnych odwetów i zemsty? I czy moją twórczą inwencję, inteligencję i myślenie angażuję wyłącznie po stronie dobra?…