Ten przynosi owoc obfity…

T

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywali Państwo Ewa i Włodzimierz Olendrowie z Celestynowa. Bardzo dziękuję Bogu za to, że postawił na mojej drodze tak fantastycznych Ludzi, dziękuję za każde spotkanie i rozmowę z Nimi – a było ich naprawdę wiele – a nawet za wspólne wyjazdy: do Szklarskiej Poręby i do Fatimy! Cieszę się z tej naszej, wręcz rodzinnej więzi. Modlę się dla Nich o to, by byli tak pięknym Małżeństwem, jakim są – i tak wspaniałymi Rodzicami i Dziadkami, jakimi już są. Niech Pan Im we wszystkim błogosławi i prowadzi drogami codzienności!

Imieniny natomiast przeżywały wczoraj:

Magdalena Sosnowska – Żona Grzegorza, mojego byłego Lektora z Wojcieszkowa,

Magdalena Golba – należąca w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej z Wojcieszkowa,

Magdalena Majchrzyk – dobra Znajoma w Białej Podlaskiej.

Urodziny zaś wczoraj przeżywali:

Piotr Kalbarczyk – za moich czasów: Lektor w Parafii w Celestynowie.

Mariusz Majewski – Lektor z mojej rodzinnej Parafii, Człowiek bardzo zaangażowany w życie Parafii i działalność młodzieżową, a tak w ogóle – Człowiek, któremu się coś chce!

Dzisiaj natomiast urodziny przeżywa Ojciec Sebastian Feret – Gwardian i Proboszcz Parafii Świętego Brata Alberta w Lublinie, na terenie której mam swoje mieszkanie w bloku, przy ul. Kaskadowej; Człowiek życzliwy i gorliwy Kapłan.

Wszystkim świętującym życzę zapału, gorliwości, pomysłowości i odwagi, jakimi promieniowała dzisiejsza Patronka. Wszystkich ogarniam serdeczną modlitwą!

Moi Drodzy, bardzo serdecznie dziękujemy Księdzu Markowi za wczorajsze słówko z Syberii – i za to piękne i głębokie rozważanie o miłości do Jezusa. Dziękujemy – i zapewniamy o wsparciu modlitewnym! I oczekujemy w Polsce – w końcu, trzeba przyjechać na wakacje – po trzech latach…

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co Pan mówi dziś Europie – w dniu Święta jej Patronki? A co konkretnie mówi do mnie? Jakie osobiste przesłanie kieruje do mnie w dniu dzisiejszym? Duchu Święty, rozjaśnij umysły i otwórz nasze serca!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Święto Św. Brygidy, Zakonnicy, Patronki Europy,

23 lipca 2022., 

do czytań z t. VI Lekcjonarza: Ga 2,19–20; J 15,1–8

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:

Bracia: Ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża.

Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.

Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was.

Trwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeżeli nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.

Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.

Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni.

Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami”.

Patronka dnia dzisiejszego, Brygida urodziła się w 1303 roku w Szwecji. Była spokrewniona ze szwedzką dynastią królewską. Rodzina Brygidy była bardzo religijna. Ojciec co tydzień przystępował do Sakramentu Pokuty i do Komunii Świętej. Odbył także podróż do Hiszpanii na grób Świętego Jakuba w Compostelli.

Sama zaś Brygida – jak czytamy w jej życiorysach – miała od dziecka cieszyć się oznakami szczególnej przyjaźni Pana Jezusa. Kiedy miała siedem lat, ukazała się jej Najświętsza Maryja Panna i złożyła na jej głowie tajemniczą koronę. Kiedy miała lat dziesięć, zjawił się jej Chrystus na Krzyżu. Na widok Męki Pana Jezusa Brygida miała zareagować wielkim przejęciem.

Kiedy miała dwanaście lat, zmarła jej matka. Wtedy to ojciec oddał ją na wychowanie do swojej krewnej, na zamek w Aspanas. Surowy tryb życia, jaki na zamku wprowadziła owa krewna, odpowiadał Brygidzie, która chciała cała należeć do Chrystusa. Tam też, wbrew swojej woli, została wydana w czternastym roku życia za mąż – za dziewiętnastoletniego Ulfa Gotmarssona.

Po ślubie przeniosła się na zamek męża. Chociaż przeżyła to bardzo boleśnie, bo zamierzała żyć w dziewictwie, to jednak starała się w całym tym wydarzeniu dostrzec wolę Bożą, dlatego też stała się dla męża najlepszą i oddaną żoną – co on z kolei potrafił odwzajemnić. Zapewne dlatego żyli szczęśliwie razem dwadzieścia osiem lat.

Pałac Brygidy należał do najświetniejszych w kraju. Było w nim zawsze bardzo wielu gości. Brygida dbała o to, by wszyscy wchodzący w jej progi czuli się dobrze. Kierowała domem i gospodarstwem wzorowo, dbała o służbę, z którą codziennie odmawiała pacierze. Nie pozwalała wszakże na żadne niestosowne i zbyt swobodne zachowania. Szczególnie jednak była oddana mężowi, okazując mu przywiązanie i opiekę. Małżeństwo doczekało się czterech synów i czterech córek.

Na wychowawców dla swoich dzieci dobierała Brygida pedagogów o odpowiednim wykształceniu i głębokiej wierze. Każde dziecko miało inny charakter i temperament. Trzeba było ze strony matki wiele subtelności, by uszanować ich osobowość, a nie dopuścić do wypaczenia charakterów. Obowiązek ten spoczywał głównie na niej, bowiem mąż był często poza domem, zajęty sprawami publicznymi.

Wśród tak licznych zajęć rodzinnych, nasza Patronka nie zaniedbała troski także o własną duszę. Miała swego kierownika duchowego. Na jej prośbę jeden z kanoników katedry, Maciej, przetłumaczył Pismo Święte na język szwedzki, by mogła się ona w nim rozczytywać. Na jej życzenie kanonik ten ułożył również komentarze do Pisma Świętego.

W 1332 roku Brygida została powołana na dwór króla Magnusa II w charakterze ochmistrzyni. Korzystając z osobistego majątku, jak też z majątku króla, nad którym otrzymała zaszczytny zarząd, hojnie wspierała kościoły, klasztory i ubogich. W intencji uproszenia błogosławieństwa Bożego dla całej rodziny, udała się wraz z mężem na grób Świętego Jakuba Apostoła do Compostelli. Pielgrzymka trwała rok. Towarzyszył im spowiednik, który później opisał całą podróż. Niedługo po powrocie z pielgrzymki, małżonek Brygidy zmarł. Było to w lutym 1344 roku.

Wtedy Brygida postanowiła oddać się wyłącznie służbie Bożej i pełnieniu dobrych uczynków. Długie godziny poświęcała modlitwie. Mnożyła akty umartwienia i pokuty. Naglona objawieniami, pisała listy do możnych tego świata, napominając ich w imię Boże. Królowi szwedzkiemu i zakonowi krzyżackiemu przepowiedziała kary Boże, które też niebawem na nich spadły. W 1352 roku wezwała Papieża Innocentego VI, aby powrócił do Rzymu. To samo wezwanie skierowała w imieniu Chrystusa do jego następcy, Papieża Urbana V, a następnie – do Grzegorza XI.

Była hojną dla fundacji kościelnych i charytatywnych. Dom jej stał zawsze otworem dla potrzebujących. Za poparciem króla, który na ten cel ofiarował znaczną posiadłość, i za zezwoleniem Stolicy Apostolskiej, Brygida założyła nową rodzinę zakonną pod nazwą Najświętszego Zbawiciela, zwaną często „brygidkami”. Jej córka, Święta Katarzyna, w roku 1374, została jego pierwszą opatką.

W roku 1349, udała się nasza Patronka do Rzymu, by uzyskać odpust z okazji roku jubileuszowego 1350. Chodziło jej również o zatwierdzenie reguł swojego zakonu. Tam też założyła jeden z klasztorów nowego zgromadzenia.

A korzystając ze swojej obecności w Italii, przewędrowała wraz z córką cały kraj, nawiedzając pieszo ważniejsze ówczesne sanktuaria. Do Rzymu powróciła dopiero w 1363 roku. W 1372 roku udała się z pielgrzymką do Ziemi Świętej. Miała już wówczas siedemdziesiąt lat. Po powrocie do Rzymu, wyczerpana pracą, zmarła 23 lipca 1373 roku – w dniu, który przepowiedziała.

W jej pogrzebie wzięły udział tłumy wiernych. Była to prawdziwa manifestacja i prawdziwy hołd, jaki jej Rzym złożył. Kroniki głoszą, że w czasie pogrzebu Brygidy wielu chorych zostało uzdrowionych. Jej ciało sprowadzono do Szwecji, gdzie złożono w klasztorze przez nią założonym. Dzięki staraniom córki, Świętej Katarzyny, Brygida została kanonizowana już w 1391 roku. Kiedy jednak Szwecja przeszła na protestantyzm w 1595 roku, relikwie Świętej zaginęły bezpowrotnie.

1 października 1999 roku, Papież Jan Paweł II ogłosił Świętą Brygidę Współpatronką Europy – razem ze Świętą Katarzyną ze Sieny i Świętą Teresą Benedyktą od Krzyża.

Słuchając słowa Bożego, przeznaczonego na dzisiejsze Święto, zauważamy, że oba odczytane teksty mówią właściwie o tym samym: o trwaniu w Chrystusie, o pełnym zjednoczeniu z Chrystusem – ale takim naprawdę pełnym, wręcz istotowym, o jedności nierozerwalnej.

Wszak Apostoł Paweł mówi: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Swoją drogą, to bardzo odważne stwierdzenie: Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus…

Może nawet ktoś mógłby oskarżyć Pawła o pychę, o próżność, o porównywanie się do Jezusa, o stawianie siebie na równi z Jezusem, ale on właśnie tak zrozumiał przesłanie dzisiejszej Ewangelii – skądinąd dobrze nam wszystkim znane – iż nasza jedność z Jezusem ma być jak jedność gałązki krzewu winnego z samym krzewem. Gałązka ta przecież żyje dzięki temu, że jest częścią całego drzewa, że z niego czerpie soki witalne – po prostu: czerpie życie. Po odłamaniu od krzewu – zaraz obumiera, usycha…

To dobre porównanie do tego, o czym dzisiaj mówimy, ale chyba niepełne, bo nasza jedność z Jezusem ma być jeszcze mocniejsza. Paweł mówi, że to już nie on żyje, ale Jezus w Nim. Jeszcze raz podkreślmy odwagę, zawartą w tym stwierdzeniu, ale może nie tę odwagę, polegającą na równaniu się z Jezusem, ale taką, która pozwala ocenić swoją własną postawę jako taką właśnie naprawdę bliską Jezusowi.

Czy każda i każdy z nas, tu obecnych, miałby odwagę tak o sobie powiedzieć, że już nie żyję ja, jako ja, człowiek mający swoje imię i nazwisko, swoją życiową historię i społeczną jakąś pozycję – ale to Chrystus we mnie żyje?… Mówiąc wprost: że to Chrystus staje się mną, a ja – Chrystusem?… Czy moglibyśmy tak o sobie powiedzieć?

Przyznaję, że ja osobiście bym się obawiał… Nie byłbym wcale taki pewny tego stwierdzenia… Paweł zapewne też nie był do końca pewny, bo wiedział, kim był wcześniej, czyli że był prześladowcą Kościoła, ale też dobrze wiedział, z jakimi słabościami obecnie musi się mierzyć.

Ale – pomimo tego – wiedział, że bardzo chce być jedno z Jezusem, że bardzo się o to stara, codziennie nad tym pracuje, a jednocześnie widział, jakie owoce przynosi jego praca apostolska i dobrze zdawał sobie sprawę, że to nie jest żadne jego prywatne osiągnięcie, ale że to właśnie Jezus tak przez niego działa. A skoro tak przez niego działa, to znaczy, że musi w nim – tak, w tym grzesznym i słabym człowieku, Pawle z Tarsu – naprawdę żyć. A on – stara się, jak może, żyć w Jezusie. Trwać w Nim, jak gałązka w winnym krzewie.

Jezus tak nas wszystkich dzisiaj do tego zachęca: Trwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeżeli nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.

I właśnie to przynoszenie owocu obfitego jest znakiem i potwierdzeniem tego, że ktoś trwa w Jezusie, a ktoś inny nie trwa, albo jeszcze trwa słabo. Pomimo nawet swojej ludzkiej słabości – jeżeli czyjaś praca przynosi rzeczywiste duchowe owoce, to znaczy, że ten człowiek jest blisko Jezusa. I że Jezus sam dopełnia swoją mocą i łaską, czego może brakuje owemu człowiekowi z powodu jego słabości.

Tak było na pewno w przypadku Świętego Pawła, tak było na pewno w przypadku Świętej Brygidy – przecież oboje dokonali tak wiele na polu ewangelizacji narodów! Tak, można bez cienia przesady powiedzieć, że oboje potrząsnęli tym światem – współczesnym sobie światem, ale ich dzieło żyje także dzisiaj i porusza ten nasz, współczesny nam świat! Jak oni tego dokonali? Pojedynczy ludzie…

Owszem, Paweł był bardzo inteligentnym i wysoko wykształconym człowiekiem, Brygida miała wysoką pozycję społeczną i także była wykształcona, ale to w końcu pojedynczy ludzie, nie mający do dyspozycji internetu, telewizji, telefonów komórkowych, samochodów i samolotów – pomimo tego docierali do wielkich tego świata i do wszystkich innych ze swoją misją, której się podjęli. Ich życie, ich praca, ich zaangażowanie, ich poświęcenie – przynosiło owoc obfity. Dlaczego?

A właśnie dlatego, że mocno trwali w Jezusie. To On żył w nich!

W tym kontekście – w kontekście tych dzisiejszych słów Jezusa – ja sam zadaję sobie często pytanie, dlaczego moje życie i moja posługa przynosi tak małe owoce?… O ile więcej chciałoby się osiągnąć – chociażby w docieraniu do serc Młodzieży akademickiej… Ale nie tylko… A tu ciągle jakieś trudności…

Przyczyn tego ja sam i wielu innych, duchownych i świeckich, widzących podobnie kwestię swojej pracy i swego zaangażowania, szukamy w różnych okolicznościach zewnętrznych, w różnych uwarunkowaniach społecznych, w nastawieniu Młodzieży do spraw wiary, w różnego rodzaju trudnościach i przeszkodach, które napotykamy. I na pewno to wszystko jest w jakimś stopniu prawdą.

Ale czyż nie jest prawdą i to, że my wszyscy jeszcze za słabo trwamy w Jezusie, za mało Mu na co dzień ufamy, za mało słuchamy Jego słowa, a i z modlitwą mogłoby być lepiej?… Przecież Jezus dzisiaj powiedział wyraźnie: Trwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeżeli nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.

Moi Drodzy, przecież to jest jasna i wyraźna obietnica! Jeżeli On tak powiedział, to znaczy, że tak będzie! Tak, będą dobre owoce naszego życia duchowego, religijnego, owoce naszej wiary i przykładu, jaki dajemy innym: w naszych rodzinach, w naszym sąsiedztwie, w naszych miejscowościach, w naszych miejscach pracy i nauki, w naszej Parafii – wszędzie, gdziekolwiek tylko Pan nas postawi. Wszędzie tam możemy być apostołami – więcej: wszędzie tam musimy być apostołami! Musimy!

Tu nie ma innego wyjścia – dzisiaj świat już tak zaplątał się w sidła własnej głupoty, uporu, absurdu i grzechu, że potrzeba specjalnej interwencji Bożej, żeby z tego wyjść. A Europa wręcz przoduje w tej niechlubnej rywalizacji!

Dlatego trzeba odnowy serc, przemiany myślenia, odbudowy moralności – po prostu: trzeba nawrócenia! Potrzeba dobrych owoców życia chrześcijan. I to się musi, moi Drodzy, zacząć od nas, od każdej i każdego z nas, tu obecnych. Ode mnie – i od Ciebie. I to już od dzisiaj!

Jezus obiecał nam pomóc – i On na pewno słowa dotrzyma! Tylko my mocno trwajmy w Nim. Żyjmy Nim, a On – niech żyje w nas! To jedyny ratunek dla Europy i świata!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.