Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, jak wspomniałem wczoraj – dzisiaj wybieram się na odpust Matki Bożej Anielskiej do Parafii Dziewule, w Dekanacie zbuczyńskim. Proboszczem od lat jest tak Ksiądz Zygmunt Pena, któremu serdecznie dziękuję za zaproszenie. Poniższe rozważanie jest zasadniczo tym, co będę mówił na Mszach Świętych w tejże Parafii.
Moi Drodzy, przypominam o naszej WIELKIEJ KSIĘDZE INTENCJI. Przypominam o naszej duchowej łączności o godzinie 20:00, kiedy to modlimy się za siebie nawzajem jednym: „Ojcze nasz…”.
Przypominam także o inicjatywie modlitewnej: GIGANTYCZNY SZTURM DO NIEBA w intencji Środowiska Akademickiego, Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele. Na stronie naszego duszpasterstwa: www.da-siedlce.pl można przeczytać treść apelu w tej sprawie, jest też filmik i plakat. Jest tam również homilia z Pratulina, w trakcie której rozwijałem ten temat. Proszę o zainteresowanie się tymi wszystkimi sprawami.
Po wielu zaś rozmowach z Ojcami Oblatami w Kodniu – w tym także, w ostatnich dniach, z Wiceprowincjałem polskiej Prowincji, Ojcem Sławomirem Dworkiem – powziąłem myśl, żeby coraz częściej zachęcać do modlitwy w intencji powołań kapłańskich i zakonnych. Jak to już wielokrotnie podkreślałem: może nie tyle o to, żeby były, bo osobiście jestem przekonany, że Pan nie przestał powoływać, ale o to, by powołani słyszeli Boży głos i chcieli za nim pójść. Problem bowiem coraz bardziej narasta – tak w seminariach diecezjalnych, jak i zakonnych. Jeżeli zatem zechcielibyście i tę jeszcze intencję uwzględnić, to będę bardzo wdzięczny.
A teraz już proszę o zainteresowanie się Bożym słowem. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się do mnie osobiście? Duchu Święty, bądź światłem, natchnieniem i mocą!
Na głębokie i radosne przeżywanie niedzieli, Dnia Pańskiego, pierwszej niedzieli miesiąca – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
18 Niedziela zwykła, C,
31 lipca 2022.,
do czytań: Koh 1,2;2,21–23; Kol 3,1–5.9–11; Łk 12,13–21
CZYTANIE Z KSIĘGI KOHELETA:
Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami, wszystko marność.
Jest nieraz człowiek, który w swej pracy odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością, a udział swój musi on oddać człowiekowi, który nie włożył w nią trudu. To także jest marność i wielkie zło. Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu i z pracy ducha swego, w której mozoli się pod słońcem? Bo wszystkie dni jego są cierpieniem i zajęcia jego utrapieniem. Nawet w nocy serce jego nie zazna spokoju. To także jest marność.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KOLOSAN:
Bracia: Jeśliście razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale.
Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem.
Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu Boga, według obrazu Tego, który go stworzył. A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkim jest Chrystus.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Ktoś z tłumu powiedział do Jezusa: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem”.
Lecz On mu odpowiedział: „Człowieku, któż Mnie ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?”
Powiedział też do nich: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia”.
I powiedział im przypowieść:
„Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: «Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów». I rzekł: «Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę wszystko zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj».
Lecz Bóg rzekł do niego: «Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?»
Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem”.
Bardzo pesymistycznie, wręcz ciężko brzmią słowa Koheleta z dzisiejszego pierwszego czytania: Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami, wszystko marność. Zdanie to stanowi swoisty refren, przeplatający kolejne refleksje i obserwacje Autora – pojawia się w całej Księdze aż dwadzieścia razy! Samo zaś słowo: marność pojawia się w całej Księdze aż sześćdziesiąt cztery razy!
I może zastanawia nas, dlaczego Kohelet tak surowo ocenia otaczającą go rzeczywistość? Co skłania go do takich refleksji? Być może, jedną z odpowiedzi jest ta oto jego obserwacja: Jest nieraz człowiek, który w swej pracy odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością, a udział swój musi on oddać człowiekowi, który nie włożył w nią trudu. To także jest marność i wielkie zło.
Stąd rodzi się filozoficzne pytanie: Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu i z pracy ducha swego, w której mozoli się pod słońcem? Bo wszystkie dni jego są cierpieniem i zajęcia jego utrapieniem. Nawet w nocy serce jego nie zazna spokoju. To także jest marność. Przygnębiająca perspektywa, czyż nie?…
Na szczęście jednak, uważna i bardziej dogłębna lektura całej Księgi pozwoli przekonać się, że starotestamentalny Mędrzec, Autor Księgi, nie jest takim ostatecznym pesymistą. W jego rozważaniach pojawia się bowiem wątek zaufania Bogu i złożenia swego losu w Jego ręce. Owszem, musimy przyznać, że jego refleksje są bardzo krytyczne, surowe, wręcz smutne i przygnębiające, ale nie pozbawiają czytelnika nadziei. Wprost przeciwnie – tę nadzieję Kohelet upatruje w Bogu.
Pozwala on swoim uczniom i czytelnikom korzystać z dóbr materialnych, ale w sposób rozważny i odpowiedzialny, ze świadomością, że wszystkie one są darem Bożym. Natomiast wszystkie one, same z siebie, na pewno nie przyniosą człowiekowi trwałego szczęścia – zwłaszcza, że często są przedmiotem ludzkich machinacji i oszustw, o czym mowa także w dzisiejszym czytaniu.
Zatem, wszystko to, co stanowi ziemskie bogactwo i jedynie doczesną posiada wartość – jest tak naprawdę marnością. Na szczęście, nad tym wszystkim jest Bóg, który na pewno nie ma w sobie nic z marności, jest natomiast jedynym sensem i celem życia człowieka. Dlatego właśnie do Niego człowiek powinien wszystko odnosić – także korzystanie z dóbr materialnych.
Zapewne nie tak o tym wszystkim myślał bogacz z dzisiejszej Ewangelii. Prawdziwie biedny człowiek… Oczami wyobraźni widzimy zapewne tego próżniaka, któremu kiedy dobrze obrodziło pole – jakby to było co najmniej jego zasługą – wówczas rozważał sam w sobie: «Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów». I rzekł: «Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę wszystko zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj».
Jak dalej słyszymy z ust Jezusa, na taką postawę zareagował aż sam Bóg, mówiąc do tego nieszczęsnego człowieka: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? Bóg mówi do człowieka: głupcze… To bardzo źle dla tego człowieka – to bardzo złe świadectwo o nim. A fakt, że jeszcze tej nocy ma stanąć przed Bożym Trybunałem, wobec jego porażającej próżności i pychy, stanowi dla niego bardzo złą prognozę. To już jest właściwie wyrok: człowiek ten wszystko straci! Niestety, straci także życie wieczne.
Komentarzem do całej historii są dwa stwierdzenia Jezusa: Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem; oraz: Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia. Oba te stwierdzenia to tak naprawdę innymi słowami wyrażone słowa Koheleta: Marność nad marnościami, wszystko marność.
A Święty Paweł, w drugim dzisiejszym czytaniu, tłumaczy to jeszcze tak: Jeśliście razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi.
A nieco dalej dopowiada: Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego…
Można chyba powiedzieć, że Apostoł bardziej szczegółowo tłumaczy to, co powiedział Jezus i Mędrzec Kohelet, bo nie koncentruje całej uwagi jedynie na bogactwach materialnych, ale pokazuje problem znacznie szerzej: każe po prostu swoim uczniom – a więc chrześcijanom, czyli przede wszystkim: uczniom Chrystusa – zmienić całe myślenie! Bo cały omawiany dziś problem nie tkwi tylko w zbytnim przywiązaniu do wartości materialnych jako takich, ale w ogóle – do tego, co przyziemne, a więc także do złych przyzwyczajeń, wad, grzechów, błędów; do złego postępowania we wszystkich jego odmianach. To o tym mowa!
Uczeń Chrystusa, skoro zdecydował się na Chrystusa, a więc skoro zdecydował się «razem z Nim powstać z martwych» – powinien naprawdę powstać z martwych! Nie tylko w tym wymiarze ostatecznym i wiecznym, ale już teraz, w rzeczywistości, w jakiej na co dzień żyje – ma się odrywać od tego, co martwe!
Obrazowo mówiąc, ma usuwać zwiędłe liście – tak, jak usuwa się je z rośliny, rosnącej w doniczce, podlewając ją przy tym i dbając, aby rosła. Tak samo dokładnie jest z naszym chrześcijańskim życiem: mamy je podlewać wodą modlitwy i życia sakramentalnego, natomiast bezwzględnie pozbywać się wszystkiego, co jest zepsuciem, zgnilizną, a więc tego wszystkiego, co jest przyziemne, marne, złe, grzeszne, małostkowe – i jak by tego jeszcze nie określić!
Kohelet określiłby to mianem «marności», a Jezus w swojej przypowieści nie zawahałby się określić mianem głupca kogoś, kto temu wszystkiemu hołduje. Apostoł Paweł każe temu wszystkiemu zadać śmierć, a więc pozbyć się tego! Ale nie pozornie, na pokaz, jakoś tylko zewnętrznie – nie! Trzeba całkowicie zmienić swoje myślenie – swoje spojrzenie na wszystkich i wszystko! Szukać tego, co w górze; dążyć do tego, co w górze – nie do tego, co na ziemi. To bardzo mocne, ale też chyba bardzo jasne stwierdzenia.
A wszystkie one – ze wszystkich trzech dzisiejszych czytań – niosą to jedno, konkretne przesłanie, skierowane do każdej i każdego z nas, czyli uczniów, wyznawców i przyjaciół Chrystusa: mamy swoim życiem potwierdzać swoją wiarę! Całym stylem swego życia – odnowionym, mądrym, głębokim… Po prostu – świętym! I tu nie chodzi bynajmniej o jakieś bujanie w obłokach, o oderwanie się od rzeczywistości, o jakieś marzycielstwo…
Bo ktoś może zaraz mi tu zarzuci, że mówię o rzeczach zupełnie nierealnych – przecież, żeby mieć za co żyć i co do garnka włożyć, to trzeba pracować i trzeba zabiegać o te sprawy doczesne i materialne. A nieraz to naprawdę trzeba się nieźle „nagimnastykować”, żeby pospinać jakoś te wszystkie codzienne sprawy i problemy, których niestety nie ubywa, a raczej przybywa – tak, że niekiedy naprawdę chciałoby się za Koheletem powiedzieć: To wszystko marność!, po czym machnąć na to wszystko ręką i dać sobie ze wszystkim spokój.
Tak by się nieraz chciało, bo naprawdę nie wiadomo, jak tu „dociągnąć do pierwszego”, jak spłacić kredyt, jak utrzymać dom i gospodarstwo – i wielu jeszcze innych rzeczy nie wiadomo, gdy tymczasem w świętych Księgach piszą, żeby się od wszystkiego tego oderwać. Dobre sobie!
Nie, moi Drodzy, tu nie chodzi o to, by założyć ręce i czekać na gwiazdkę z nieba. I nie chodzi o to, aby przyjąć postawę skrajnie przeciwną do tej, którą zaprezentował głupiec z dzisiejszej Ewangelii, a więc nie mając niczego – usiąść i poczekać, aż się wszystko pojawi: i lodówka sama się napełni, i spichlerz, i dom się sam wybuduje, i w ogóle wszystkie problemy się rozwiążą. Nie!
My mamy zmierzyć się z tymi wszystkimi problemami, mamy codziennie rano wstawać i zabierać się do swojej pracy, i do bardzo solidnego, rzetelnego i dokładnego wypełniania swoich obowiązków! Mamy uczciwie zarabiać pieniądze – daj Boże, jak największe! – i mamy gromadzić dobra doczesne, bo w końcu trzeba coś jeść, trzeba się w coś ubrać, trzeba mieszkanie ogrzać, ale też trzeba i do kina pójść, i na urlop wyjechać, i świata choć trochę zwiedzić… Wszystkiego tego trzeba. To są naprawdę dobre i godziwe potrzeby, o zaspokojenie których mamy się intensywnie – oczywiście: uczciwie – starać.
Natomiast musimy pamiętać, że nasz los jest zawsze w ręku Boga. I że to wszystko, co mamy – to mamy od Niego. I to, że w ogóle żyjemy – to też od Niego. My wszystko mamy od Niego! Nawet, jeżeli pracujemy i zarabiamy na życie, i staramy się o te wszystkie sprawy – to i tak wszystko otrzymujemy od Niego! Od Boga! My z Nim po prostu współpracujemy, a to polega konkretnie na tym, że On nam daje natchnienie i siły do pracy, my pracujemy, a On nam błogosławi i pomnaża owoce naszej pracy.
Dlatego zawsze i za wszystko powinniśmy dziękować, a nie zachowywać się tak, jak ów nieszczęsny głupiec z dzisiejszej Ewangelii. Bo zapewne doświadczenie życiowe przekonało nas już niejednokrotnie o prawdziwości słów, wypowiedzianych dzisiaj przez Jezusa: wielu naszych bliskich i znajomych zostało wezwanych przed Boży sąd jeszcze tej nocy – żeby użyć dokładnie sformułowania Jezusa. Czyli nagle i niespodziewanie. Co powiedzieli na Bożym Sądzie?…
Tego nie wiemy, ale pewnie przynajmniej w niektórych przypadkach byliśmy i jesteśmy niespokojni o nich, bo domyślamy się, że nie byli za bardzo przygotowani, że za mało myśleli o Bogu i o Jego sprawach, a za bardzo koncentrowali się na sprawach materialnych… Rzecz jasna – nie tylko oni, ale oni już zakończyli bieg swego życia. Co powiedzieli Panu przy spotkaniu?…
A co my powiemy wobec tylu znaków, jakie ostatnio zostały nam dane? Zobaczmy, chociażby czas epidemii – pomijając już kwestię oceny działań, podjętych przez cały świat w związku z nią – czy jednak nie wywrócił nam życia go góry nogami? A wojny i konflikty, dziejące się tak blisko nas, ale i te, toczące się już od dawna, w różnych częściach świata – czyż nie obracają w pył i proch dorobku całego życia tak wielu ludzi? A kataklizmy przyrodnicze i niszczące zjawiska pogodowe – czyż nie czynią tego samego?
I co w takiej sytuacji powie człowiek, który przywiązał się tylko do tego, co ziemskie, a całkowicie zlekceważył Boga?… Co mu w takiej sytuacji pozostało? Skończyć ze sobą?…
Wielu, niestety, na to się decyduje. Czy jednak jest to jakiekolwiek rozwiązanie, czy raczej tchórzliwa ucieczka przed problemami i odpowiedzialnością, oraz wpędzenie w jeszcze większe problemy swoich bliskich? Powiedzmy wprost: To jest totalny egoizm i tchórzostwo!
Moi Drodzy, weźmy sobie do serca jak najgłębiej przesłanie dzisiejszej liturgii Słowa – i przypomnijmy sobie o Bogu! Tak, przypomnijmy sobie o Bogu! Wszyscy! Oczywiście, wiem, że mówię do ludzi, którzy wierzą w Boga i pamiętają o Nim, ale odważam się jednak skierować to wezwanie do wszystkich – poczynając od siebie – bo zdaję sobie sprawę, że w wielu codziennych, drobnych sytuacjach często zwycięża w nas ta pokusa, żeby sobie przypisać zasługi i osiągnięcia. I żeby samemu mocować się z trudnościami, które niesie życie.
Owszem, to ja sam mam rozwiązywać swoje problemy, mam się za nie brać zdecydowanie i odważnie, ale zawsze z Bogiem, z Jego pomocą, z modlitwą na ustach – i z takim nastawieniem, że jednak skorzystam z Jego rad i pouczeń, zapisanych chociażby na kartach Ewangelii, czy w Dekalogu, a nie będzie tak, że Bóg to niech sobie będzie w kościele czy w czasie wieczornego pacierza, ale ze swoimi problemami to sam sobie poradzę.
Nie, moi Drodzy, to nie jest dobre rozwiązanie! Zobaczmy, tyle problemów i dramatów dotyka – dopada wręcz – dzisiejszy świat, i ten świat narzeka, uskarża się, snuje katastroficzne wizje, ale jakoś nie może zgiąć kolan przed Bogiem, nawrócić się, zacząć Boga słuchać i Jego nauką się kierować. Czyż wszystkie te trudne doświadczenia, katastroficzne zjawiska pogodowe, ale i te wszystkie nieszczęścia, jakie gnębią dzisiejszy świat – także naszą Ojczyznę i nasze małe, lokalne Ojczyzny – to nie są wyraźne znaki od Boga? Czyż to nie są ostrzeżenia?
Bo ludzie raczej ich tak nie odbierają – wcale nie widać znaków nawrócenia, a wręcz widać uparte brnięcie jeszcze bardziej w grzech i zło.
Niech przykładem będzie chociażby kwestia mordowania dzieci nienarodzonych: pomimo zamknięcia szpitali i przychodni w czasie wspomnianej epidemii, pomimo niemożności leczenia rozlicznych ludzkich schorzeń, władze wielu państw „zadbały” o to, żeby tak zwane „zabiegi”, tak zwana aborcja, a więc po prostu bestialskie mordowanie niewinnego i bezbronnego dziecka w łonie kobiety (bo trudno taką nazwać matką) – mogło się odbywać bez przeszkód, choćby w warunkach domowych.
I takich absurdalnych sytuacji moglibyśmy przywołać więcej. Tyle świat zrozumiał z tego, co Bóg stara się aż nadto wyraźnie pokazać, przypomnieć, zasygnalizować… I przed czym Bóg stara się człowieka ostrzec!
Moi Drodzy, to co w takim razie musi się jeszcze stać, jakie nieszczęścia i katastrofy muszą jeszcze spaść na ten świat, żeby harde ludzkie karki wreszcie się schyliły przed Bogiem, a kolana zgięły do modlitwy? Co jeszcze musi się stać, żeby opamiętali się rządcy tego świata, wprowadzający zupełnie bezsensowne i totalnie niemoralne przepisy, sprzeciwiające się wprost i bezczelnie zasadom Dekalogu i Prawu Ewangelii?
Co jeszcze musi się stać i jakie sygnały ma wysłać Bóg, aby zepsute do szpiku kości, totalnie złe i zdeprawowane instytucje unijne przestały narzucać myślącym ludziom swoje bezmyślne, absurdalne, po prostu głupie – a przez to szkodliwe i groźne – zarządzenia, wzięte zupełnie z kosmosu? Co się jeszcze musi stać?
Jak głośno i jak wyraźnie musi się z Nieba rozlec owo kategoryczne: Głupcze!, żeby wszyscy głupcy wreszcie zrozumieli, że to do nich? I że oni wszyscy staną kiedyś przed Bogiem – tak, wszyscy bez wyjątku, choćby się rękami i nogami zapierali, że ich to nie dotyczy, bo oni w takie bajki nie wierzą, bo oni tacy nowocześni, tacy unijni… Wszyscy staną przed Bożym Trybunałem, a tam już nie będzie ani korupcji, ani kumoterstwa, ani ideologii – nic z tych rzeczy. Tam będzie sprawiedliwość.
A to dla wielu dzisiejszych domorosłych mędrców i rządców tego świata oznacza po prostu wyrok! Dlatego, moi Drodzy, niech z naszej codziennej postawy popłynie jak najlepszy przykład – do wszystkich wokół, do wielkich i małych, do tych najważniejszych i do tych, o których nie piszą gazety i portale. Po prostu – do wszystkich!
Niech nasze zaufanie do Boga i nasze uważne odczytywanie znaków, jakie Pan nam daje, ale nade wszystko nasze uważne odczytywanie lub wysłuchiwanie słów, jakie zapisane są na kartach Pisma Świętego i życie według nich – będzie dla wszystkich przykładem i potwierdzeniem, że tak naprawdę można. I że tak naprawdę warto. Także w naszych czasach. Naprawdę! A w tych naszych czasach – to już chyba szczególnie…
A tak w ogóle – to nie tylko warto i można. Dzisiaj tak po prostu trzeba! Bo dla nas już nie ma innego wyjścia, jak tylko zwrócić się do Boga, zgiąć kolana do modlitwy i błagać o ratunek. Wszyscy już chyba dostatecznie przekonaliśmy się, ile to człowiek może osiągnąć sam, o własnych siłach i według własnej mądrości. Nie próbujmy już więcej! Szkoda życia!
Chociaż my bądźmy mądrzejsi, skoro dookoła tyle pychy i głupoty! Pokażmy, że można inaczej, że warto inaczej – że trzeba inaczej!