Gdybyś nie dał Mądrości…

G

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiaj już wyjeżdżamy ze Szklarskiej Poręby. Po Mszy Świętej, którą będę celebrował w kościele parafialnym Świętego Maksymiliana o godzinie 9:00, ruszymy na trasę. Bogu dziękujemy za ten piękny czas!

Dziękujemy także naszym Gospodarzom, Państwu Jolancie i Tomaszowi Drzyzgom, za bardzo życzliwe przyjęcie! Cieszę się, że po latach tak dobrych kontaktów z poprzednimi Gospodarzami, znaleźliśmy kolejnych, bardzo życzliwych Ludzi, na których zawsze możemy liczyć. Także na Ich wyrozumiałość i cierpliwość, kiedy nagle, w ostatniej chwili, niektórzy moi młodzi Ludzie rezygnują z przyjazdu. Modlitwą odwdzięczamy dobroć serc.

Modlitwą otaczamy także Księdza Dziekana Bogusława Sawaryna, Proboszcza miejscowej Parafii, który tyle lat jest tutaj, ile ja jestem księdzem. Nawet niekiedy żartujemy, że obaj przyszliśmy do Szklarskiej w jednym czasie! Ksiądz Dziekan za każdym razem okazuje nam tak ogromną życzliwość i pomoc, że długo by o tym mówić. Niech obfitość łaski Bożej będzie dla Niego nagrodą.

Dziękuję także mojej niewielkiej, ale bardzo zgranej Ekipie: Kubie, Zosii, Ilii i Jankowi – za wspaniałą atmosferę, jaką udało się tu nam stworzyć. Niech ten czas owocuje w naszym życiu!

A w ogóle, to tak się składa, że ja nie żegnam się z tym miejscem na długo, bo już jutro wracam – tyle, że z Rodzicami i Markiem. Ilia zostaje i czeka na nas – i będzie z nami przez następny tydzień, do soboty. Tyle, że tym razem będziemy w innym miejscu, bo w Domu na Białej Dolinie, gdzie nasza Mama będzie miała lepsze warunki, jako Osoba niepełnosprawna. Osobiście cieszę się z tego wydłużonego pobytu, bo tutaj czuję się jak u siebie.

A z wydarzeń, dotyczących całego Kościoła, to mamy dzisiaj bardzo radosne wydarzenie – Beatyfikację Papieża Jana Pawła I, bezpośredniego Poprzednika Papieża Polaka. Bardzo cieszę się z tej Beatyfikacji – także z tego, że to kolejny Papież, żyjący w dwudziestym wieku, którego Kościół wynosi na ołtarze. To znaczy, że Pan dał nam, na trudny czas dwudziestego wieku, wielkich i świętych Papieży. Obyśmy tylko chcieli i umieli korzystać z Ich dziedzictwa, mądrości i przykładu.

Transmisja uroczystej liturgii z Watykanu w Telewizji TRWAM, o godzinie 10:30. Zapraszam do wspólnej modlitwy!

Tymczasem, przypominam, że mamy pierwszą niedzielę miesiąca. I już zapraszam do zgłębienia Bożego słowa dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Na żywo będzie można dziś usłyszeć Księdza Marka w naszej rodzinnej Parafii – Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Białej Podlaskiej – gdzie przez cały dzień będzie głosił Boże słowo.

Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się do mnie? Duchu Święty, bądź Światłem i Natchnieniem!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

23 Niedziela zwykła, C,

4 września 2022., 

do czytań: Mdr 9,13–18b; Flm 9b–10.12–17; Łk 14,25–33

CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI:

Któż z ludzi rozezna zamysł Boży albo któż pojmie wolę Pana? Nieśmiałe są myśli śmiertelników i przewidywania nasze zawodne, bo śmiertelne ciało przygniata duszę i ziemski przybytek obciąża lotny umysł.

Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką, a któż wyśledzi to, co jest na niebie? Któż poznał Twój zamysł, gdybyś nie dał Mądrości, nie zesłał z wysoka Świętego Ducha swego?

I tak ścieżki mieszkańców ziemi stały się proste, a ludzie poznali, co Tobie przyjemne, a wybawiła ich Mądrość.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILEMONA:

Najdroższy: Jako stary Paweł, a teraz jeszcze więzień Chrystusa Jezusa, proszę cię za moim dzieckiem, za tym, którego zrodziłem w kajdanach, za Onezymem. Jego ci odsyłam; ty zaś jego, to jest serce moje, przyjmij do domu. Zamierzałem go trzymać przy sobie, aby zamiast ciebie oddawał mi usługi w kajdanach noszonych dla Ewangelii. Jednakże postanowiłem nie uczynić niczego bez twojej zgody, aby dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli. Może bowiem po to oddalił się od ciebie na krótki czas, abyś go odebrał na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego. Takim jest on zwłaszcza dla mnie, ileż bardziej dla ciebie zarówno w doczesności, jak w Panu. Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.

Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.

Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to zaczęliby drwić z niego: «Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć».

Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.

Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem”.

Trudno nie zgodzić się z Autorem Księgi Mądrości, że w zetknięciu z zamysłem Bożym, albo z wolą Pana, faktycznie: nieśmiałe są myśli śmiertelników i przewidywania nasze zawodne, bo śmiertelne ciało przygniata duszę i ziemski przybytek obciąża lotny umysł. To, co Boskie, zdecydowanie przewyższa to, co ludzkie. Dlatego to mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką, a któż wyśledzi to, co jest na niebie? Któż poznał Twój zamysł, gdybyś nie dał Mądrości, nie zesłał z wysoka Świętego Ducha swego? Bardzo ciekawe sformułowania, prawda?

Powoli i mozolnie odkrywamy prawa, które od początku rządzą ziemią, według których Pan uporządkował tę ziemię, z trudem też odkrywamy i odnajdujemy bogactwa, jakie Pan w ziemi tej ukrył i które chce nam dać. Rzeczywiście, tak naprawdę mamy je pod ręką, mamy je gdzieś w zasięgu swego wzroku, ale potrzeba, abyśmy zgłębiali prawa, rządzące tym światem i powoli, cierpliwie, wytrwale to wszystko odkrywali.

W ten sposób czynimy sobie ziemię poddaną, przyjmujemy ją jako dar z Bożej ręki, staje się ona dla nas rzeczywistością coraz bardziej fascynującą, bo w coraz większym stopniu rozpoznawaną! Oby tylko nie grabioną, niszczoną i trzebioną przez ludzką lekkomyślność i pazerność…

Dlatego potrzeba Bożej Mądrości, potrzeba Świętego Ducha Bożego, aby należycie ułożyć współpracę z Bogiem i dobrze wykorzystać dary, które On nam powierza w takiej obfitości! W ten sposób ścieżki mieszkańców ziemi stały się proste, a ludzie poznali, co Tobie przyjemne, a wybawiła ich Mądrośćjak słyszymy w zakończeniu pierwszego czytania.

Owo odkrywanie praw, rządzących światem, staje się tym samym odkrywaniem Boga, który ten świat stworzył. A kiedy człowiek wchodzi we wspólnotę z Bogiem, to i drogi jego stają się proste, i poznaje on, w jaki sposób sprawi największą radość swemu Bogu. Bo przecież Bóg niczego innego tak naprawdę nie chce dla człowieka, jak tylko jego szczęścia. To człowiekowi wydaje się, że Bóg chce go zniewolić, zawłaszczyć, ograniczyć, dlatego nałożył na niego całą masę różnych przepisów – większych i mniejszych – żeby wywrzeć na nim jakąś presję.

Tak to może wybrzmiewać, kiedy z uwagą słuchamy słów Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.

I nawet, jeżeli my już wiemy, że nie chodzi tu o nienawiść w sensie dosłownym, ale w tym Jezusowym mocnym, a wręcz radykalnym i ostrym sformułowaniu – zupełnie jednak normalnym, jeśli zważyć na ówczesny sposób wyrażania się w tamtej kulturze – chodzi jedynie o nakaz nieprzywiązywania się nawet do najbliższych, a nawet do siebie samych bardziej, niż do Boga, to i tak mamy do czynienia z wymaganiem bardzo wysokim.

Polecenie Jezusa nie jest wcale jakieś słodkie i lekkie, ale jednoznaczne i – przyznajmy – dość surowe. Owszem, jest też logiczne, co Jezus stara się wytłumaczyć, pokazując dwie konkretne sytuacje, w których człowiek musi ustalić życiowe priorytety i konkretnie określić, co chce osiągnąć i ile w tym celu jest w stanie poświęcić. To wydaje się bardzo logiczne – podobnie, jak całe pouczenie Jezusa.

Ale my chyba nie za bardzo jesteśmy chętni i skłonni cokolwiek z siebie poświęcać. A przynajmniej – nie za dużo… Jednak – nie ma innego wyjścia! Bo podobnie, jak nie da się ukończyć budowy wieży, jeśli się nie ma na to funduszy (rzecz oczywista i do bólu logiczna), oraz podobnie, jak raczej nie da się z dziesięcioma tysiącami żołnierzy pokonać wroga, który atakuje dwukrotnie większą liczbą wojowników (rzecz oczywista i do bólu logiczna), tak nie da się być uczniem Jezusa, Jego naśladowcą, wyznawcą i przyjacielem, pozostając jednocześnie przywiązanym sercem do spraw i przyjemności tego świata. Po prostu, jest to niemożliwe!

Jeżeli swoim sercem jest się przywiązanym do ojca lub matki, żony lub męża, chłopaka lub dziewczyny, idola lub przyjaciela, szefa w pracy lub profesora na uczelni – bardziej, niż do Jezusa, to o czym tu w ogóle mówić? A przede wszystkim – jeżeli jest się do samego siebie i własnego „ja” przywiązanym bardziej, niż do Jezusa, to naprawdę nie ma o czym mówić!

W sposób konkretny i radykalny rezygnacji z własnego „ja” zażądał dzisiaj od swego ucznia Filemona Święty Paweł. Słyszymy o tym w drugim czytaniu, a mamy do czynienia z sytuacją bardzo ciekawą, wręcz intrygującą. Bo Filemon – poza tym, że był chrześcijaninem i uczniem Pawła, co jest tu istotne – był też właścicielem niewolników. A wśród nich – także Onezyma, o którym dziś mowa, a który właśnie od niego zbiegł.

Niestety, niewolnictwo wówczas istniało, a chrześcijaństwo nie było jeszcze – od tej ludzkiej strony patrząc – na tyle mocne, aby z nim walczyć, przeto starało się je w jakiś sposób czynić bardziej ludzkim, wprowadzając i tam ewangeliczne zasady. Bo – jak zapewne z lekcji historii starożytnej dobrze pamiętamy – niewolnictwo samo w sobie rządziło się zasadami bardzo nieludzkimi, wręcz okrutnymi. A jedną z takich zasad było karanie niewolnika, który odważył się na ucieczkę.

Zważywszy na to, że niewolnik w ogóle nie liczył się jako człowiek, w ogóle nie miał żadnych praw, bo w inwentarzu swego właściciela zajmował pierwsze miejsce, ale wśród jego rzeczy, to jeżeli poważył się na ucieczkę, wówczas o ile natychmiast nie stracił życia, bo zwykle tak kończył się tego typu wyczyn, to karany był bardzo okrutnie: na jego czole rozżarzonym żelazem wypalano literę „F”, czyli tę, od której rozpoczynało się łacińskie słowo: „fugitivus”, a więc uciekinier.

Ponadto, nakładano mu na szyję żelazną obrożę, którą miał nosić do końca życia, jego los zaś stawał się jeszcze bardziej godny pożałowania, niż był dotychczas, bo właściciel pomiatał nim jeszcze bardziej i posyłał do najcięższych prac.

Wydaje się, że próba ucieczki to w rozumieniu ówczesnych panów przestępstwo, którego w ogóle nie sposób jakkolwiek wytłumaczyć ani darować, dlatego niewolnik, który takową odważył się podjąć, nie mógł liczyć na krztę litości.

A tu tymczasem Paweł – choć w sposób bardzo dyplomatyczny i wyważony, ale jednak stanowczy – domaga się od Filemona, aby przyjął ponownie swego niewolnika Onezyma i wybaczył mu próbę ucieczki. Bardzo ciekawym aspektem całej sprawy jest to właśnie, że zarówno właściciel niewolnika, jak i niewolnik, byli chrześcijanami. Obaj byli osobiście – i chyba dość mocno – związani z Pawłem. Do tego jeszcze niewolnik uciekł właśnie do Pawła. Gdyby zatem Paweł zatrzymał go u siebie, Onezym z całą pewnością byłby bezpieczny, bo – zaiste – trudno sobie wyobrazić, że Filemon najechałby z jakimś zbrojnym oddziałem dom Pawła, aby odbić niewolnika.

Zatem, tam na pewno nic by Onezymowi nie groziło, a jednak Paweł zdecydował się na ten bardzo odważny krok, by odesłać go do Filemona, licząc zapewne na to, że w sercu tego ostatniego bardziej dojdzie do głosu chrześcijanin, niż właściciel niewolników. Zresztą, zwróćmy uwagę, w jaki sposób Paweł swoją prośbę argumentuje, jak waży każde słowo, jak wydobywa z historii swoich relacji z Filemonem te momenty, na które może się powołać, by w ten sposób nakłonić go do właściwej decyzji.

Dzisiaj akurat nie słyszymy tego w czytaniu, bo te zdania nie zostały do niego włączone, ale w całości Listu – zresztą, bardzo krótkiego, a bardzo ciekawego, dlatego warto go jeszcze dzisiaj sobie przeczytać – znajdziemy odwołanie się do jakichś sytuacji, za które Filemon winien jest Pawłowi wdzięczność. W czytaniu natomiast słyszymy powoływanie się Pawła na łączność duchową z Filemonem, która powinna dla tego ostatniego także być jakimś ważnym argumentem.

Paweł pisze: Proszę cię za moim dzieckiem, za tym, którego zrodziłem w kajdanach, za Onezymem. Jego ci odsyłam; ty zaś jego, to jest serce moje, przyjmij do domu. Zamierzałem go trzymać przy sobie, aby zamiast ciebie oddawał mi usługi w kajdanach noszonych dla Ewangelii. Jednakże postanowiłem nie uczynić niczego bez twojej zgody, aby dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli. Może bowiem po to oddalił się od ciebie na krótki czas, abyś go odebrał na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego. Takim jest on zwłaszcza dla mnie, ileż bardziej dla ciebie zarówno w doczesności, jak w Panu. Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie.

Można powiedzieć, że Paweł „wjechał na ambicję” Filemonowi, na pewno natomiast odwołał się do jego sumienia, do jego chrześcijańskiego sumienia i do tych zasad, które – jako chrześcijanin – Filemon winien uznać za własne. I chociaż było to dla Pawła oczywiste, to jednak wyczuwamy w tonie jego wypowiedzi pewne drżenie serca i pewną nutę niepewności, jak Filemon zareaguje… I czy przypadkiem w ten sposób Paweł nie skazuje Onezyma na cierpienie, jakie zawsze spotykało zbiegłych niewolników…

Z treści Listu nie dowiadujemy się, jaki był finał całej sprawy, ale musimy przyznać, że jest to historia na tyle intrygująca, że może stanowić kanwę do różnych analiz psychologicznych, dotyczących ludzkich postaw. Byłby to zapewne także ciekawy scenariusz filmu!

A dla naszej refleksji nad Bożym słowem dzisiejszej niedzieli jest to konkretny przykład budowniczego, który naprawdę podjął się ambitnego dzieła budowy bardzo wysokiej wieży i rozważa z każdej strony, czy ma na wykończenie… Czy może już liczyć na dojrzałą chrześcijańską postawę swego ucznia Filemona, czy jednak skazuje drugiego swego ucznia, Onezyma, na śmierć lub cierpienie.

Moi Drodzy, ile to razy my także stajemy wobec tego typu dylematów, ileż to razy mamy do wyboru dwa rozwiązania, dwa wyjścia z jakiejś trudnej sytuacji – i oba w takim samym stopniu dobre, co i trudne. Albo w takim samym stopniu niepewne. Za każdym z nich jest ileś tam argumentów, ale i przeciwko każdemu – tyle samo. I co tu wybrać? Jak postąpić? Tak dobrze – i tak nie najgorzej… A jednocześnie – i tak źle, i tak niedobrze.

Ileż to razy życie stawia nas w sytuacjach niejednoznacznych – ani czarnych, ani białych… Takich szarych… Ani zerowych, ani jedynkowych… To właśnie z takimi dylematami przychodzimy często po poradę do konfesjonału, męczymy naszych duszpasterzy, ale też radzimy się bliskich, przyjaciół, osoby zaufane… To jest obraz naszego życia – nie brakuje takich trudnych do rozstrzygnięcia sytuacji, a ostatnio wydaje się, że jest ich jakby więcej… Nasze życie staje się coraz bardziej pogmatwane, pomieszane, niejednoznaczne…

W każdej takiej sytuacji bardzo ważnym jest, abyśmy jak najszybciej zwracali się o pomoc do Ducha Świętego, którego przecież przyjęliśmy w Sakramencie Bierzmowania. I koniecznym jest, abyśmy określili, co jest w naszym życiu najważniejsze, jakie wartości są dla nas najcenniejsze i jakie dobro chcemy przede wszystkim ocalić. A w związku z tym – z czego trzeba będzie zrezygnować. Mówimy zatem o ustawieniu konkretnej hierarchii wartości i ważności spraw.

Natomiast gwarancją powodzenia w tego typu poszukiwaniach i wyborach jest trwanie przy Jezusie, według tych Jego słów: Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. Możemy być pewni, że jeżeli Jezus będzie w naszym życiu na pierwszym miejscu, to wszystko na pewno będzie na swoim właściwym miejscu.

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.