Prawdziwy obraz Boga

P

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ksiądz Jacek Lusztyk, na którego pomoc i zastępstwo w Duszpasterstwie Akademickim moglę liczyć zawsze, ilekroć muszę gdzieś wyjechać. Dziękując za wszelką życzliwość, życzę wszelkiego dobra! Zapewniam o modlitwie!

A ja dzisiaj jadę z posługą do dwóch Parafii: do Polubicz, gdzie zastąpię Księdza Dariusza Radzikowskiego, Proboszcza i mojego Kolegę kursowego, a także do Parafii Kolano, gdzie w południę odprawię uroczystość odpustową Imienia Maryi, które to wspomnienie dokładnie wypada jutro. Zaprosił mnie na to Proboszcz tej Parafii, Ksiądz Wojciech Cholewa. Obaj są moimi Kolegami kursowymi. Dziękuję za oba zaproszenia!

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim bardzo osobistym i bardzo konkretnym przesłaniem zwraca się do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…

Na radosne przeżywanie dzisiejszej niedzieli – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

24 Niedziela zwykła, C,

11 września 2022.,

do czytań: Wj 32,7–11.13–14; 1 Tm 1,12–17; Łk 15,1–32

CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:

Gdy Mojżesz przebywał na górze Synaj, Bóg rzekł do niego: „Zstąp na dół, bo sprzeniewierzył się lud twój, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej. Bardzo szybko odwrócili się od drogi, którą im nakazałem, i utworzyli sobie posąg cielca ulany z metalu, i oddali mu pokłon, i złożyli mu ofiary, mówiąc: «Izraelu, oto twój bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej»”.

I jeszcze powiedział Pan do Mojżesza: „Widzę, że lud ten jest ludem o twardym karku. Zostaw Mnie przeto w spokoju, aby rozpalił się gniew mój na nich. Chcę ich wyniszczyć, a ciebie uczynić wielkim ludem”.

Mojżesz jednak zaczął usilnie błagać Pana, Boga swego, i mówić: „Dlaczego, Panie, płonie gniew Twój przeciw ludowi Twemu, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej wielką mocą i silną ręką?

Wspomnij na Abrahama, Izaaka i Izraela, Twoje sługi, którym przysiągłeś na samego siebie, mówiąc do nich: «Uczynię potomstwo wasze tak liczne jak gwiazdy niebieskie i całą ziemię, o której mówiłem, dam waszym potomkom, i posiądą ją na wieki»”.

Wówczas to Pan zaniechał zła, jakie zamierzał zesłać na swój lud.

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYMOTEUSZA:

Dzięki składam Temu, który mię przyoblekł mocą, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę. Dostąpiłem jednak miłosierdzia, ponieważ działałem z nieświadomości, w niewierze. A nad miarę obfitą okazała się łaska naszego Pana wraz z wiarą i miłością, która jest w Chrystusie Jezusie.

Nauka to zasługująca na wiarę i godna całkowitego uznania, że Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą dla życia wiecznego.

A Królowi wieków nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, Bogu samemu cześć i chwała na wieki wieków! Amen.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”.

Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: «Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła».

Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.

Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: «Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam».

Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca”.

Powiedział też: „Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: «Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada». Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał.

Wtedy zastanowił się i rzekł: «Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników». Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go.

A syn rzekł do niego: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem».

Lecz ojciec rzekł do swoich sług: «Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się». I zaczęli się bawić.

Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to znaczy.

Ten mu rzekł: «Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego». Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu.

Lecz on odpowiedział ojcu: «Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę».

Lecz on mu odpowiedział: «Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się»”.

Sprzeniewierzył się lud wybrany swemu Bogu. Izraelici zrobił sobie posąg cielca ulany z metalu, i oddali mu pokłon, i złożyli mu ofiary, mówiąc: „Izraelu, oto twój bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej”. Bóg, który naprawdę wyprowadził swój lud z ziemi egipskiej, chciał się w tej sytuacji upomnieć o właściwe traktowanie, o miejsce należne sobie w hierarchii i świadomości narodu, dlatego zamierzył surową karę, ale Mojżesz zaczął usilnie błagać Pana, Boga swego o przebaczenie dla swoich niewiernych i opornych rodaków. I Pan go wysłuchał – i swemu ludowi przebaczył. Po raz kolejny zresztą – dał mu szansę.

Młodszy syn z Jezusowej opowieści także ulepił sobie takiego bożka, któremu zaczął oddawać cześć. Tym razem, bożkiem tym stał się on sam dla siebie, bo kiedy okazało się, że nic dla niego nie znaczy ojcowska miłość i bliskość rodziny, kiedy na nic się zdały zasady, których uczono go w domu od dziecka, ale też – prawa rządzące ludzką społecznością, jak chociażby te, że testament nabiera mocy dopiero po śmierci tego, kto go sporządził, a nie wcześniej – kiedy to wszystko straciło jakiekolwiek znaczenie dla owego młodego człowieka, wtedy pozostało mu rzeczywiście już tylko siebie samego słuchać i samemu sobie swoje własne prawa ustanawiać, i tylko ich przestrzegać.

Słyszymy, czym to się skończyło, a kiedy już domorosły mędrzec przekonał się, na ile go stać i ile zyskał swoimi zabiegami; jakie to bezpieczeństwo i pozycję zapewnił mu jego prywatny bożek, wówczas totalnie skompromitowany – ale może dzięki temu skruszony – powrócił do domu ojca. I też uzyskał przebaczenie, otrzymał nową szansę.

Kiedy przestał kombinować po swojemu i kiedy przekonał się, ile tak naprawdę znaczą i ile dają jego prywatne zasady – postanowił powrócić do tych zasad, którymi kierował się jego ojciec, a pewnie także jego przodkowie; zasad uświęconych wielowiekową tradycją, a przede wszystkim: uświęconych tym, że wszystkie one pochodzą od Boga. Od tego prawdziwego Boga, który na Synaju dał dwie kamienne tablice z zapisanymi Dziesięcioma Przykazaniami, kiedy jednocześnie lud wybrany – lud oporny – tworzył sobie nowego, rzekomo lepszego boga, ulanego z metalu…

Moi Drodzy, jak odczytujemy obie te sytuacje i jak odnosimy je do swego życia? Święty Paweł Apostoł – jak to słyszymy w drugim dzisiejszym czytaniu – nie miał wątpliwości, że to on sam właśnie był owym synem marnotrawnym, któremu Pan okazał nadzwyczajne miłosierdzie. Tak o tym pisze w Liście do swego ucznia i współpracownika, Tymoteusza: Nauka to zasługująca na wiarę i godna całkowitego uznania, że Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą dla życia wiecznego.

On, który przecież służył Bogu z całą gorliwością i zapałem, z zaangażowaniem całego swego wszechstronnego wykształcenia, jako bardzo gorliwy faryzeusz, zwalczający w tej swojej gorliwości wyznawców Jezusa Chrystusa – od tegoż Jezusa otrzymał przebaczenie, otrzymał drugą szansę, otrzymał szatę i pierścień, jak ów syn marnotrawny, aby potem już z całym zapałem i gorliwością przystąpić do dzieła: do nowego dzieła, które jeszcze nie tak dawno tak zapamiętale zwalczał.

Owszem, jego historia wyraźnie różniła się od historii młodszego syna z Jezusowej przypowieści, bo ten młody, buńczucznie nastawiony do życia człowiek, potrzebował pewnego czasu, żeby dotarło do niego, że naprawdę dotarł już do dna. W przypadku Pawła, stało się to w jednej chwili: kiedy runął z konia, walnął o ziemię, wtedy dosłownie w jednym momencie wszystko się w jego głowie przestawiło na właściwe tory, nastąpił swoisty reset i już od tej pory szedł prostą drogą – tą, którą wskazał mu Jezus. W przypadku Pawła wszystko stało się błyskawicznie, w jednym momencie.

Zresztą, on był z natury człowiekiem bardzo energicznym, o czym świadczy cała jego działalność przed nawróceniem, a także działalność po nawróceniu. Dlatego może trudno się dziwić Jezusowi, że z jego nawróceniem nie zwlekał za bardzo i nie przeciągał całej procedury, tylko załatwił sprawę w mgnieniu oka: zrzucił Pawła z konia, w kilku zdaniach wytłumaczył mu, co i jak, i co ma robić, po czym Paweł zaczął to robić i dzięki temu mamy w Kościele niezwykłego Apostoła, głosiciela Bożego słowa, gorliwego Pasterza, zakładającego kolejne gminy chrześcijańskie, jeżdżącego po całym, znanym ówcześnie świecie, aby wszędzie zanieść Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie.

W przypadku syna marnotrawnego potrzeba było więcej czasu. On też doszedł do samego dna, do samej ziemi, upadł naprawdę bardzo nisko, skoro on – pochodzący z tak znakomitego domu i dziedzic takiej fortuny – musiał paść świnie i żywić się ich pokarmem, którego jeszcze i tak mu nie dawano. Jeżeli zważyć na to, że świnia – według Prawa Mojżeszowego – była zwierzęciem nieczystym i Żydzi do dziś ją za takową uważają, to zdajmy sobie sprawę, jak bardzo nisko upadł ten młody człowiek, tak mocno zapatrzony w siebie i w tego bożka, którego sobie stworzył i w którego uwierzył, a którym był on sam dla siebie. Chociaż trzeba było nieco więcej czasu, niż w przypadku Pawła, ale i w jego głowie wszystko należycie się poustawiało.

Na tym tle dość ciekawie wygląda osoba starszego syna. Wielu rozważających dzisiejszym fragment Ewangelii ocenia go bardzo surowo. Uważa się często, iż jest on człowiekiem małostkowym, niemiłosiernym, mającym trudności z przebaczeniem – zwłaszcza w świetle bardzo wyjątkowej postawy ojca.

Osobiście uważam, że nie należą mu się tak ostre oceny, bo w końcu był to człowiek solidny i porządny, który swoją robotę dobrze wykonywał, był posłuszny ojcu, trzymał się domu i nie pozwalał sobie na takie wyskoki, na jaki pozwolił sobie jego młodszy brat.

A dodatkowo: jeżeli mówimy, że prawdziwym egzaminem z naszej postawy i wierności zasadom nie są pojedyncze, choćby nawet bohaterskie zrywy, ale trwanie w nich w zwykłej codzienności i wierne, porządne wypełnianie zadań swojego stanu i swego powołania, to on właśnie tak postępował: codziennie rano wstawał do swojej pracy i wykonywał ją tak, jak potrafił najlepiej, dbając o gospodarstwo i o pomnażanie dobrobytu rodziny. Cóż więc moglibyśmy mu zarzucić?

Może to właśnie, że poza ten swój schemat myślenia nie był w stanie wyjść ani na krok. I że to wszystko, co sobie w głowie ułożył, jako właściwy sposób postępowania – bo był to rzeczywiście właściwy sposób postępowania – było dla niego ostateczną i nienaruszalną zasadą. On nie był w stanie nawet pomyśleć, że da się jakoś wyjść poza te ramki, w których też chyba jakoś oprawił samego siebie i był w ten swój obrazek zapatrzony.

Owszem – raz jeszcze oddajmy mu tę sprawiedliwość – był pracowity i porządny, posłuszny ojcu i dbały o rodzinę, ale nic ponad to. A tymczasem sytuacja wymagała, aby wznieść się nieco wyżej – może nawet: znacznie wyżej – aby pomóc swemu rodzonemu bratu. Aby go uratować, nawet jeżeli ten zrobił ostatnie świństwo, jakim było potraktowanie ojca jako kogoś już umarłego, bo – jako rzekliśmy wcześniej – skoro testament nabierał mocy dopiero po śmierci tego, kto go sporządził, a ów lekkomyślny hulaka zażądał wypłaty części majątku, która do niego należała, to tym samym dał wyraźny sygnał, że ojciec już dla niego nie żyje! I dlatego on chce zabrać swoją część majątku, aby sobie życie ułożyć już bez ojca i bez rodziny, bo oni wszyscy już dla niego tak naprawdę nie istnieją.

To było faktycznie bardzo złe zachowanie, niegodne, niewdzięczne, wręcz skandaliczne – i jakich by tu jeszcze określeń nie użyć. I teraz chodziło o to, aby w obliczu takiego zachowania i takiej postawy – dać szansę temuż lekkomyślnemu młodemu człowiekowi, zwłaszcza że zrozumiał swoje błędy i chciał je naprawić. Jak słyszymy, uderzył naprawdę w pokorę, bo nie domagał się dla siebie niczego, a jedynie pokornie prosił, by mógł być jednym z najemników… A to znaczy, że dotarło do niego, co zrobił – i co ma teraz zrobić.

I właśnie w takiej sytuacji trzeba mu było dać tę szansę, o którą prosił. Bo nawet, jeżeli przepadła znaczna część majątku i już była nie do uratowania, to należało uratować człowieka. Jaki by nie był. To w końcu brat, to w końcu syn – nawet, jeśli marnotrawny… To w końcu człowiek. A my dzisiaj dodamy: to w końcu dziecko Boże – nawet, jeżeli takie oporne, grzeszne, pogubione, poplątane, zbuntowane… Każdemu należy dać szansę.

I Bóg ją daje. Każdej i każdemu z nas, komu zdarzy się pobłądzić – czyli dosłownie: każdej i każdemu z nas, bo każda i każdy z nas błądzi, grzeszy, ma się z czego spowiadać – jednak chce powrócić. On nawet czeka na tych, którzy nie chcą powrócić, aby otworzyć drzwi i otworzyć ramiona, i na oścież otworzyć serce, kiedy tylko uczynią choćby krok w stronę ojcowskiego domu. Taki jest nasz Bóg. Taki jest Jego prawdziwy obraz. A więc jaki?

Bo dzisiaj spotykamy się z różnymi obrazami, z różnymi sposobami widzenia Boga, czasami bardzo ze sobą sprzecznymi. Jaki jest zatem ten prawdziwy?

Dokładnie taki, jakim go ukazał Jezus w dzisiejszej Ewangelii, w osobie miłosiernego ojca. Tak, Bóg jest bez wątpienia miłosiernym Ojcem, który zawsze czeka – i do końca będzie czekał – na każde swoje marnotrawne i pogubione dziecko. Będzie czekał z otwartym sercem, z otwartymi ramionami, z ucztą powitalną, z odświętną szatą i pierścieniem – czyli z tą nową szansą na odzyskanie utraconej przez grzech godności dziecka Bożego. Bóg czeka i zaprasza.

Natomiast – i to musimy koniecznie wyraźnie podkreślić – z niczym się nie narzuca. Do niczego nie zmusza. Niczego nie stara się na siłę przyspieszyć. Po prostu: w sercu i umyśle człowieka musi się dokonać pewien proces, musi się dokonać bardzo konkretna przemiana myślenia! Człowiek musi spojrzeć na wszystko inaczej – przede wszystkim: na samego siebie i swoje postępowanie, swoje życie. W jego głowie wszystko się musi zresetować – jak powiemy dzisiejszym językiem – i jeszcze raz na nowo poustawiać.

Taki proces dokonał się w głowie i w sercu syna marnotrawnego, natomiast miał z tym problemy starszy syn. On trochę zastygł w swoim sposobie myślenia. W przypadku Pawła Apostoła stało się to błyskawicznie, natomiast w sercach narodu wybranego proces ten dokonywał się ciągle – ze zmiennym szczęściem. Bo raz naród ufał swemu Bogu i szedł za nim, by za chwilę „błysnąć” takim oto zachowaniem, jak to dzisiaj opisane.

W każdym jednak z tych wymienionych tu przypadków bardzo ważną rolę odgrywała postawa samego człowieka wobec Boga. Bóg był i jest niezmienny w swojej miłości, w swoim przebaczeniu, w swoim oczekiwaniu na człowieka. On niezmiennie stoi w drzwiach – otwartych drzwiach – z otwartymi ramionami i z otwartym sercem. Ale czy do spotkania dojdzie czy nie – to już zależy od samego człowieka. Bóg szanuje wolną wolę człowieka, jego wybory i decyzje. I to jest właśnie prawdziwy obraz Boga.

Czyli, nie jest On tyranem, jakimś surowym despotą, który tylko czyha, żeby przyłapać człowieka na jakimś grzeszku i zaraz go surowo ukarać; który – jak aptekarz – wyliczy co do dekagrama wszystkie nasze dobre i złe uczynki, aby na tej podstawie wystawić przepustkę do Nieba, albo do piekła. Nie jest kim takim.

Ale nie jest też takim, jakim dzisiaj chciałoby widzieć Go wielu ludzi – także niestety duchownych – że wszystkich kocha, przytula do serca, „głaszcze po główce” i wszystkich wręcz na siłę wprowadza do Nieba, bez względu na to, jak człowiek postępuje. Nie, to też nie jest prawdziwy obraz Boga. Bóg nas po prostu traktuje poważnie, dojrzale. Dał nam rozum i wolną wolę, dał nam jasne wskazania na życie, zapisane w Dekalogu i w nauce Ewangelii; udziela nam wszystkich możliwych pomocy, ale ostateczna decyzja, czy z tego skorzystamy, czy nie – należy do nas.

To jest, moi Drodzy, dowodem na wielką miłość Boga do nas – właśnie to, że tak poważnie nas traktuje, że liczy się bardzo z naszymi decyzjami i wyborami. Ale to zakłada z naszej strony wielką odpowiedzialność. Możemy skorzystać z Jego zaproszenia – ale możemy je odrzucić. Decyzja należy do nas. Ale i odpowiedzialność za tę decyzję – także jest nasza.

Trzeba więc może, abyśmy jak najczęściej – tak na spokojnie – robili sobie taki porządny rozrachunek w sercu: co mi się bardziej opłaca? I w tym wymiarze duchowym, ale i tym doczesnym: co mi się bardziej opłaca? Upierać się przy swoich zasadach – a może lepiej powiedzieć: zachciankach – i nacieszyć się swoją rzekomą wolnością i pożyć tak po swojemu, ale potem skończyć na pastwisku ze świniami (tak obrazowo mówiąc), czy jednak poznać i uznać prawdziwy obraz Boga, przyjąć Jego zasady i chociaż będzie to momentami trudne, jednak wytrwać przy Nim? Albo powrócić – jeśli się odeszło?

Co mi się bardziej opłaca? Co ma dla mnie większą wartość? Na czym – mówiąc tak bardzo szczerze i bardzo wprost – lepiej wyjdę?

Moi Drodzy, nikt z nas nie uniknie odpowiedzi na tak postawione pytania. Nie unikajmy więc, nie uciekajmy od nich, ale wpatrując się w prawdziwy obraz Boga – po prostu w Niego uwierzmy i za Nim pójdźmy. Przestrzegajmy Jego zasad. Naprawdę, wyjdziemy na tym najlepiej, jak tylko można!

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.