Oświadczenie Zacheusza

O

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ksiądz Przemysław Radomyski, mój Poprzednik w Duszpasterstwie Akademickim, a obecnie – Prefekt siedleckiego Seminarium. Życzę Mu ciągle wzrastającej gorliwości kapłańskiej. Zapewniam o modlitwie!

A dzisiaj, w naszym Duszpasterstwie, o godzinie 20:00, będę sprawował Mszę Świętą w intencji Pana Tadeusza Goca, o którym wspomniałem w dniu imienin, w piątek, a któremu jestem wdzięczny za serdeczne zaangażowanie zarówno w nasze liturgie, jak i w całą naszą działalność. Niech Pan udzieli Mu wszelkich swoich łask.

Już za chwilę wyruszam do Parafii Poizdów, gdzie na zaproszenie Proboszcza, Księdza Adama Pietrusika, po raz kolejny będę pomagał duszpastersko.

Tymczasem zaś – zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. W kościołach, których data poświęcenia nie jest znana, dzisiaj obchodzona jest rocznica poświęcenia kościoła – z własnymi czytaniami. Tam zaś, gdzie ta data jest znana, mamy czytania z liturgii Niedzieli zwykłej. I ja właśnie do refleksji nad tymi czytaniami chcę Was zaprosić.

Zatem, co konkretnie mówi do mnie Pan? Duchu Święty – podpowiedz…

Na radosne i owocne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

31 Niedziela zwykła, C,

30 października 2022., 

do czytań: Mdr 11,22–12,2; 2 Tes 1,11–2,2; Łk 19,1–10

CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI:

Panie, świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co spadła na ziemię. Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił.

Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty nie powołał do bytu? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia.

Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli.

CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:

Bracia: Modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa.

W sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszego zgromadzenia wokół Niego prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.

Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę”.

Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”.

Na to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.

Jak dobry dla człowieka jest Bóg! Jak bardzo troszczy się o niego, jak bardzo stara się przysporzyć mu wszelkiego dobra! I to już od samego początku – od aktu stwórczego! Bo już na samym początku, w momencie powołania do istnienia świata i człowieka, wszystko zostało otoczone wielką miłością Boga, wszystko zostało uczynione dobrym, bardzo dobrym!

Zachwycony tym, Autor Księgi Mądrości tak dzisiaj mówi: Panie, świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co spadła na ziemię. Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił.

Właśnie, nawet pomimo grzechu, który zakłócił tę harmonię, Bóg wychodzi ze swoją miłością i tą miłością pokonuje ludzką słabość. To dzięki tej bezgranicznej miłości świat przetrwał wszystkie dotychczasowe zawirowania i trwa nadal. Bo Bóg stworzył go dobrym. I nadal widzi w nim całe dobro, jakie w niego włożył. Autor natchniony docenia to, pisząc: Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty nie powołał do bytu? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia. Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie.

g troszczy się o człowieka, Bóg bezgranicznie kocha człowieka! Najpierw powołał go do istnienia, a kiedy ten pobłądził na drogach grzechu, sam szukał go, by go uratować… przed złem, przed bólem i nieszczęściem, przed grzechem, który jest źródłem wszelkiego bólu i nieszczęścia. Aby uratować człowieka przed… samym człowiekiem! Właśnie tak możemy odczytać wydarzenie, opisane w dzisiejszej Ewangelii.

Oto Jezus Chrystus, Boży Syn, spotyka grzesznego człowieka i pomaga mu dźwignąć się z jego złego położenia. Mówimy: „spotyka się”, chociaż sam sposób tegoż spotkania jest niezwykle oryginalny. Bo można dywagować, kto tak naprawdę wyszedł na spotkanie kogo?

W odczytanym fragmencie Ewangelii słyszymy, że Jezus przechodził przez Jerycho. Dlaczego akurat tego dnia przechodził przez to miasto? Nie wiemy. Wiemy, że przechodził, a wówczas dowiedział się o tym niejaki Zacheusz, który – z sobie tylko wiadomych powodów – zapragnął Go zobaczyć. W tym celu dokonał niemałego wysiłku – i to wysiłku, podjętego na dwóch płaszczyznach, bo i na tej fizycznej, czyli że wspiął się na drzewo, ale i na tej moralnej, bo musiał pokonać swoją dumę, wynikającą z zajmowanego stanowiska i uczynić coś, co mogło go narazić na śmieszność! On jednak podjął ten wysiłek i zobaczył Jezusa.

A kiedy Go zobaczył, przekonał się niespodziewanie, że Jezus też chciał go zobaczyć. I może nawet nie tyle chciał go zobaczyć, ale chciał się z nim zobaczyć. Osobiście. Chciał się z nim spotkać. Więcej! Chciał nawet wejść do jego domu, stać się jego gościem! Można nawet powiedzieć, że sam wprosił się do jego domu.

Efektem tego wproszenia się była gościna w domu Zacheusza, po której wygłosił on mocne i dla wielu na pewno zaskakujące oświadczenie, iż postanowił naprawić wszelkie szkody, jakie kiedykolwiek komukolwiek wyrządził, wyrównując wszelkie straty materialne i nawet rekompensując je poczwórnie! Stało się to po tym, jak Jezus „zauważył” Zacheusza, sam się do niego wprosił, przyjął jego gościnę, po prostu – okazał mu miłość. Dał mu szansę.

Pytanie tylko, czy to wszystko stało się dokładnie w tym momencie, w którym Jezus stanął pod ową sykomorą, na której Zacheusz znalazł punkt obserwacyjny i na której się usadowił – ku ogólnej uciesze tłumu – czy może stało się to dużo wcześniej? W kontekście chociażby dzisiejszego pierwszego czytania i tego, co nam tam powiedział Autor natchniony – o tym, jak bardzo Bóg kocha człowieka i jak Mu na nim zależy, jak chętnie daje mu szansę i pomaga mu powstać z upadku – możemy zastanowić się, czy cała historia spotkania Jezusa z Zacheuszem zaczęła się naprawdę pod tą sykomorą, czy może dużo wcześniej?

Czy Jezus celowo nie wybrał się do tego miasta tamtego dnia, aby spotkać Zacheusza? I czy swoją Boską mocą i wszechmocą nie wzbudził w sercu tegoż grzesznika jakiegoś wewnętrznego pragnienia spotkania się z Nim? Jak bowiem wytłumaczyć owo nagłe pragnienie zobaczenia Jezusa, jakie zrodziło się w sercu Zacheusza – tak wielkie, że nie patrzył na to, że mogą się ludzie śmiać z niego, bo wspina się po drzewach, jak ktoś niepoważny… On na nic takiego nie zważał, tylko robił wszystko, co tylko mógł zrobić, żeby Jezusa zobaczyć! Chociaż przez moment popatrzeć… Skąd wzięło się w jego sercu tak wielkie pragnienie? Tak samo z siebie? Trudno uwierzyć…

Możemy się domyślać – i chyba nie popełnimy błędu – że to sam Jezus poruszył serce tego poborcy podatków, który do tej pory raczej za bardzo nie myślał o sprawach Bożych i o Jego prawach, skoro łamał je na każdym kroku… Czyż zanim doszło do spotkania pod sykomorą – dużo wcześniej nie doszło do spotkania dwóch serc: kochającego serca Jezusa i pogubionego, zablokowanego i tak naprawdę zalęknionego serca Zacheusza?…

To prawda, że Zacheusz tego raczej nie wiedział i tak o tym nie myślał. Wystarczyło jednak, że poddał się temu wewnętrznemu pragnieniu, które mocno przynagliło go do przełamania oporów wewnętrznych i przeszkód zewnętrznych, aby ruszyć na spotkanie Jezusa.

A Jezus – tego też się domyślamy, ale bez większej obawy błędu – całkowicie świadomie i celowo wyszedł na spotkanie Zacheusza… Czyli – na spotkanie konkretnego człowieka – dodajmy: grzesznego człowieka! Tak to zresztą odebrali ludzie, obserwujący całe wydarzenie, skoro zareagowali szemraniem: Do grzesznika poszedł w gościnę!

Tak, poszedł do grzesznika, bo tak chciał! Bo chciał dać mu szansę, by pomóc mu dźwignąć się z moralnego bagna, w jakim ten tkwił po uszy. Zatem, nie możemy dzisiaj mówić o żadnym przypadkowym spotkaniu. Jezus to spotkanie na pewno zaplanował i skutecznie doprowadził do zrealizowania swoich planów. Dlaczego?

Właśnie dlatego, że Bóg nigdy nie znużył się, nigdy nie zmęczył się swoim stworzeniem, nie odwrócił się od niego, a szczególnie – od człowieka, który jest koroną tegoż stworzenia. Tak, jak nam to dzisiaj mocno wyakcentował Autor Księgi Mądrości, zwracając się do Boga w słowach: Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia. Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli.

A Święty Paweł, w drugim czytaniu, zapewnia wiernych Tesaloniczan, ale i nas wszystkich, słowami: Modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa.

Zwróćmy raz jeszcze uwagę, o co Apostoł modli się dla swoich uczniów: aby byli godni wezwania do świętości, czyli żeby je w pełni zrealizowali; aby Bóg sam udoskonalił w nich wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary. Potem jeszcze wspomina o kwestii ponownego przyjścia Jezusa na ziemię, co do którego krążyły różne teorie, a wśród nich te, że ono nastąpi zaraz, że to sprawa najbliższych dni… Tymczasem, cała nauka Jezusa i nauka apostolska podkreślała, że chrześcijanie mają być zawsze gotowi na spotkanie z Panem, samo zaś spotkanie nastąpi wtedy, kiedy Pan zechce – i na pewno żadna dokładna data nie jest znana, dlatego nie może być podawana.

Apostoł zatem nic innego tu nie powiedział, jak właśnie to, że wierni mają się trzymać Jezusa, mają się trzymać Kościoła – jego nauczania – wypełniając dokładnie zadania, jakie wynikają z ich powołania do świętości. Oto jest troska Kościoła o każdego człowieka! A jeżeli troska Kościoła – to przecież troska samego Jezusa, bo to On żyje i działa w swoim Kościele.

Moi Drodzy, niech nam to dzisiejsze Słowo, a w nim – historia niezwykłego spotkania Jezusa z Zacheuszem – przypomni, a może uświadomi, że jesteśmy zawsze, naprawdę zawsze, otoczeni wielką opieką Bożą! Taką opieką, z której my sobie nawet nie zdajemy sprawy!

Bo nam się nieraz wydaje, że Bóg o nas zapomniał, że nie słucha naszych modlitw, że zostawił historię świata i historię człowieka jej własnemu biegowi, a tymczasem – przede wszystkim – w każdej sekundzie życia podtrzymuje nas w istnieniu, podtrzymuje nasze życie; ale także daje nam wciąż nowe, dobre natchnienia i osłania przed złem: zarówno tym zewnętrznym, jak i tym wewnętrznym, duchowym…

Moi Drodzy, my nawet sobie nie uświadamiamy, z ilu niebezpieczeństw zostaliśmy uwolnieni, przed iloma zostaliśmy ustrzeżeni – nawet o tym nie wiedząc. A ile takich małych, codziennych, powiedzielibyśmy: takich codziennych, powszednich łask otrzymujemy, których nawet nie dostrzegamy, o które nawet nie zdążyliśmy poprosić, albo nawet nie zamierzaliśmy poprosić, bo wydawało się nam, że to są rzeczy oczywiste, jak chociażby to, że mamy wokół siebie bliskie nam osoby, że cieszymy się jako takim zdrowiem, że mamy co jeść, że mamy u siebie względny spokój, bo bomby nam nad głowami nie latają…

A ile takich codziennych, bardzo codziennych, drobnych sytuacji układa się dla nas pomyślnie, ile drobnych spraw się rozwiązuje – czasami nawet zanim zdążymy o nich pomyśleć, czy pomodlić się o ich rozwiązanie.

Ja sam widzę bardzo często i bardzo często tego doświadczam, że kiedy ileś tam spraw nagle spiętrzy się przede mną i w sercu pojawia się pytanie, jak je wszystkie ogarnąć, jak je rozwiązać; i kiedy pytam w modlitwie Pana, co ja mam z tym wszystkim robić i czy nie mógłby mi w tym pomóc, albo wprost proszę, by się tym zajął – to bardzo często doświadczam tego, że wystarczy tylko włożyć taki zwyczajny swój wysiłek i zacząć je rozwiązywać, a wszystko jakoś tak się poukłada, że niejednokrotnie nie mogę wyjść z podziwu, jak się to wszystko dobrze udało ogarnąć.

Zwykle chodzi tu o jakiś konkretny dzień, który w planach jest tak przeładowany różnymi zadaniami i zajęciami, że rano budzę się ze sporym niepokojem, jak to dzisiaj wszystko spiąć, jak ten dzień cały ogarnąć. I że ta doba to na pewno będzie za krótka, żeby się to udało. Okazuje się, że z Bożą pomocą tak się to wszystko poskłada, że można tylko szczerze dziękować Bogu i podziwiać Jego mądrość. Ja to – sam dla siebie – nazywam uśmiechami Pana Boga. I widzę, jak jest ich wiele. Te uśmiechy widać także w uśmiechu konkretnego człowieka, jakim zostajemy tak często obdarzani.

Moi Drodzy, Bóg troszczy się o nas w naszej codzienności. Niektóre znaki tej opieki widzimy, wielu nie widzimy. Można chyba uczciwie powiedzieć, że my większości tych znaków nie widzimy, bo Bóg uprzedza nasze pragnienia i zapobiega szkodom, które mogłyby nas spotkać. One nas nie spotykają, bo On nas przed nimi chroni. A my nawet o tym nie wiemy.

Owszem, dotykają nas różne przeciwności i trudności, ale i w nich nie zostajemy sami. On zawsze jest z nami. On zawsze nas szuka, aby nam pomóc. On widzi nas w każdej naszej życiowej sytuacji. Pytanie, czy my Go widzimy? Ile wysiłku wkładamy w to, żeby Go zobaczyć, żeby się z Nim spotkać? Jakie przeszkody – zewnętrzne i wewnętrzne – jesteśmy gotowi w tym celu pokonać? I czy zapraszamy Go chętnie do swego serca, jak Zacheusz zaprosił Go do swego domu?

Ale najpierw – czy pozwolimy Mu się sprowadzić z tego drzewa, z tego piedestału, na który wdrapaliśmy się nie po to, żeby Go zobaczyć, ale żeby wywyższać się nad innymi, a na którym jesteśmy jeszcze bardziej śmieszni, niż Zacheusz na tej swojej sykomorze: czy pozwalamy się Jezusowi sprowadzać z tego piedestału i otwieramy przed Nim całe nasze serce?…

A jeśli tak, to jakie konkretne skutki – dla nas samych i dla naszego otoczenia – przynosi każde takie spotkanie? Jakie oświadczenie – w stylu tego, które wygłosił dziś Zacheusz – bylibyśmy w stanie wygłosić dziś przed światem?…

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.