W sprawie zmartwychwstania…

W

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym udaję się z pomocą duszpasterską do Parafii Błogosławionych Męczenników Podlaskich w Siedlcach, gdzie Proboszczem jest mój starszy Kolega z rodzinnej Parafii, Ksiądz Jacek Szostakiewicz. Bywałem już w tej Parafii kilka razy, odprawiając pojedyncze Msze Święte, a po raz pierwszy jadę na posługę niedzielną. Dziękuję Księdzu Jackowi za zaproszenie.

Moi Drodzy, dzisiaj pierwsza niedziela miesiąca. Podziękujmy Panu naszemu za całe dzieło naszego zbawienia.

Tymczasem, zapraszam już do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim osobistym i konkretnym przesłaniem zwraca się do mnie właśnie dzisiaj? Duchu Święty, podpowiedz…

Życzę Wszystkim pięknej niedzieli. I na takie właśnie przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

32 Niedziela zwykła, C,

6 listopada 2022.,

do czytań: 2 Mch 7,1–2.9–14; 2 Tes 2,16–3,5; Łk 20,27–38

CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI MACHABEJSKIEJ:

Zdarzyło się, że siedmiu braci razem z matką zostało schwytanych. Bito ich biczami i rzemieniami, gdyż król chciał ich zmusić, aby skosztowali wieprzowiny zakazanej przez Prawo.

Jeden z nich, przemawiając w imieniu wszystkich, tak powiedział: „O co pragniesz zapytać i czego dowiedzieć się od nas? Jesteśmy bowiem gotowi raczej zginąć aniżeli przekroczyć ojczyste prawo”.

Drugi zaś brat w chwili, gdy oddawał ostatnie tchnienie, powiedział: „Ty zbrodniarzu, odbierasz nam to obecne życie. Król świata jednak nas, którzy umieramy za Jego prawo, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego”.

Po nim był męczony trzeci. Na żądanie natychmiast wysunął język, a ręce wyciągnął bez obawy i mężnie powiedział: „Z nieba je otrzymałem, ale dla Jego praw nimi gardzę, a spodziewam się, że od Niego ponownie je otrzymam”. Nawet sam król i całe jego otoczenie zdumiewało się odwagą młodzieńca, jak za nic miał cierpienia.

Gdy ten już zakończył życie, takim samym katuszom poddano czwartego. Konając, tak powiedział: „Lepiej jest nam, którzy giniemy z ludzkich rąk, a którzy w Bogu pokładamy nadzieję, że znowu przez Niego będziemy wskrzeszeni. Dla ciebie bowiem nie ma wskrzeszenia do życia”.

CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:

Bracia: Sam Pan nasz Jezus Chrystus i Bóg, Ojciec nasz, który nas umiłował i przez łaskę udzielił nam niekończącego się pocieszenia i dobrej nadziei, niech pocieszy serca wasze i niech utwierdzi we wszelkim czynie i dobrej mowie.

Poza tym, bracia, módlcie się za nas, aby słowo Pańskie rozszerzało się i rozsławiało, podobnie jak to jest pośród was, abyśmy byli wybawieni od ludzi przewrotnych i złych, albowiem nie wszyscy mają wiarę. Wierny jest Pan, który umocni was i ustrzeże od złego. Co do was, ufamy w Panu, że to, co nakazujemy, czynicie i będziecie czynić. Niechaj Pan skieruje serca wasze ku miłości Bożej i cierpliwości Chrystusowej.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: „Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: «Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu». Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta.

Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę”.

Jezus im odpowiedział: „Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani są za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania.

A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzaku, gdy Pana nazywa «Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba». Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją”.

Opis męczeństwa czterech braci to część dłuższej historii, opisanej w Drugiej Księdze Machabejskiej, a opowiadającej o męczeństwie siedmiu synów jednej matki, która zresztą musiała się przyglądać zadawanej w sposób niezwykle brutalny śmierci ich wszystkich. Nie słyszymy o tym dzisiaj, ale mężna ta kobieta, kiedy oprawcy zamordowali już sześciu synów, zachęcała ostatniego, aby i on wytrwał mężnie w swojej wierze i wierności Prawu Bożemu, aby ich wszystkich mogła odnaleźć w Niebie, po drugiej stronie życia, kiedy już się tam spotkają.

Jak czytamy we wspomnianej Księdze, ostatni z braci także oddał życie, nie godząc się na sprzeniewierzenie Bogu i Jego Prawu. O tym jednak nie słyszymy w dzisiejszym czytaniu, natomiast słyszymy opis męczeństwa czterech pierwszych braci. A skoro tak – skoro Kościół daje nam do odczytania i rozważenia właśnie tę część historii bohaterskiego męczeństwa – to jest to dla nas znak, że mamy skupić naszą uwagę na tym, co dziś słyszymy. Czyli – na sposobie, w jaki każdy kolejnych braci argumentował swoje stanowisko i jak każdy z nich mężnie wytrwał przy Bogu do końca.

Można się bowiem jedynie domyślać, że gdybyśmy dzisiaj usłyszeli całą historię, także z tym wspomnianym przed chwilą zakończeniem, to raczej na to zakończenie zwrócilibyśmy większą uwagę: na słowa matki i męczeństwo ostatniego syna. Bo rzeczywiście – to jakoś mocno przykuwa uwagę. A w ten sposób – mogłoby nam umknąć bohaterstwo pozostałych braci. Kiedy jednak mamy dziś opis męczeństwa czterech pierwszych, to im poświęcamy uwagę – i podziwiamy ich odwagę, i jesteśmy gotowi naśladować ich postawę.

Na pewno, nie chcemy, żeby nas ktoś za to zabijał i niekoniecznie musimy w modlitwie dopominać się o męczeństwo, natomiast na pewno warto, a wręcz trzeba, byśmy naśladowali każdego z nich po kolei – w odwadze przyznania się do wiary i trzymania się jej zasad, bez względu na opinię otoczenia! Także na opinię tych, od opinii których może wiele zależy.

Bohaterscy bracia machabejscy nie bali się sprzeciwić królowi, od którego zdania – a może lepiej powiedzieć: humoru i nastroju – zależało ich życie. Czyli – nie bali się nikogo i niczego. I w tym właśnie możemy ich naśladować.

Ale także w ich głębokiej wierze z moc i wielkość Boga, a także – w ich głębokiej wierze w życie po śmierci. Warto nadmienić, że w czasach Starego Testamentu ta wiara dopiero się kształtowała, dlatego dzisiejszy opis stanowi jeden z bardzo ważnych tekstów starotestamentalnych na potwierdzenie tego, w jaki sposób ta wiara się kształtowała.

I jak już silna była w sercach wielu ludzi – także tych, dzisiaj opisanych – skoro bez chwili wahania gotowi byli poświęcić to życie ziemskie, gdyż byli pewni, że Bóg im to życie odda, w swoim Domu. Wyraźnie wybrzmiewa to w ich słowach, wypowiadanych w ostatnim momencie życia – tego ziemskiego życia. A w takim momencie przecież się nie żartuje i nie gada byle czego.

Oto drugi z braci rzekł: Ty zbrodniarzu, odbierasz nam to obecne życie. Król świata jednak nas, którzy umieramy za Jego prawo, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego. A trzeci, kiedy miał być pozbawiony języka i rąk, stwierdził: Z nieba je otrzymałem, ale dla Jego praw nimi gardzę, a spodziewam się, że od Niego [czyli od Boga] ponownie je otrzymam.

Czwarty zaś powiedział: Lepiej jest nam, którzy giniemy z ludzkich rąk, a którzy w Bogu pokładamy nadzieję, że znowu przez Niego będziemy wskrzeszeni. Dla ciebie bowiem nie ma wskrzeszenia do życia.

Oczywiście, dla zbrodniarza – oprawcy – też jest wskrzeszenie do życia! My to już dzisiaj wiemy. Ale – do jakiego życia?… Do wiecznego potępienia! Cóż to za życie! Owszem, życie, ale jakże ciężkie, przegrane, potępione – cała wieczność w ciemnościach i cierpieniu bez końca. I bez nadziei! Straszna perspektywa…

Czeka ona ludzi, których Paweł Apostoł w drugim czytaniu określa mianem przewrotnych i złych, dodając przy tym, że nie wszyscy mają wiarę. Owi «przewrotni i źli» na pewno nie mają wiary, bo gdyby ją mieli, gdyby ją wyznawali, nie byliby przewrotnymi ani złymi. A jednak, byli tacy i są tacy, którzy taką drogę na tym świecie wybierają – i taką sobie wieczność fundują.

Niestety, nikt im nie może tego zabronić, bo są wolni, chociaż trudno, naprawdę trudno zrozumieć kogoś, kto sam sobie wybiera taki los. Być może, nie zdaje sobie z tego sprawy, bo skoro nie ma wiary w Boga, to nie ma też wiary w życie po śmierci. Albo może trochę jakby wierzy, ale ta wiara nie ma żadnego wpływu na jego życie, bo do niego tak na poważnie nie dociera, że ten dzień ostatni naprawdę przyjdzie, a potem zacznie się nowe życie. Jakie to jednak będzie życie i gdzie się kto po śmierci znajdzie – to już zależy od każdego z nas indywidualnie.

Od tego, czy ktoś wierzy w zmartwychwstanie, czy nie wierzy. Bo Paweł dziś przestrzega, że nie wszyscy mają wiarę… Niestety, nie wszyscy… Bracia machabejscy mieli – i to bardzo mocną. Ale już rozmówcy Jezusa z dzisiejszej Ewangelii – niekoniecznie… Zresztą, już w pierwszym zdaniu Łukaszowej relacji słyszymy stwierdzenie, że byli to saduceusze, którzy w zmartwychwstanie właśnie nie wierzyli.

I zapewne dla podkreślenia tego swego stanowiska, a może dla ośmieszenia rzeczywistości, której nijak nie mogli sobie wyobrazić, wymyślili zupełnie niestworzoną opowiastkę o siedmiu braciach, którzy po kolei umierali w małżeństwie z kobietą, którą po kolei brali za żonę. Jakby po to każdy z nich ją brał, żeby w jej ramionach umrzeć. A na końcu zmarła ona sama – i teraz oto pytanie: Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę.

Nie da się nie zauważyć pewnego podobieństwa do historii siedmiu braci machabejskich i ich matki, która – jak już sobie wspomnieliśmy – po kolei przyglądała się brutalnie zadawanej śmierci swoich synów i sama po nich wszystkich umarła. Po śmierci więc co się stanie z nią i z nimi? Ona sama – podobnie, jak każdy z jej synów – byli pewni, że się tam, u Boga, spotkają.

A co z żoną, która „wykończyła” siedmiu mężów? Z którym będzie tam, po drugiej stronie życia? Oczywiście, mamy świadomość, że poza zbieżnością liczby uczestników, obu historii nic tak naprawdę nie łączy. Na pewno, nie łączy podejście do prawdy o zmartwychwstaniu do życia wiecznego. Bracia machabejscy bowiem uznawali i wyznawali – ona była motywem przewodnim i źródłem inspiracji dla ich bohaterskiej postawy.

Natomiast postacie z opowieści saduceuszów w ogóle nie istniały, dlatego trudno mówić o ich wierze w zmartwychwstanie, można natomiast mówić o wierze tych, którzy tę historyjkę wymyślili, a dokładniej: o braku ich wiary.

Jezus rzeczowo i cierpliwie demaskuje nielogiczność ich myślenia, tłumacząc jednocześnie, w czym rzecz. Mówi: Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani są za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A więc jednak – zmartwychwstania…

Jezus stawia sprawę jasno, powołując się przy tym na Mojżesza, który dla saduceuszów, faryzeuszów i uczonych w Piśmie, czyli dla żydowskich elit religijnych, był autorytetem. A właśnie Mojżesz nazywał Boga – Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Z tego wynika wprost wynika wniosek, że Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją.

Tak wierzył Mojżesz, powinno więc to być argumentem dla tych, którzy tak bardzo na jego autorytet się powoływali. Jeżeli nawet nie za bardzo byli w stanie – lub chcieli – uwierzyć Jezusowi, to „ich” Mojżesz też o tym mówił. Czemu więc jemu nie uwierzyli? A może to jakaś blokada na umyśle i sercu – blokada, która niejako automatycznie odrzuca jakiekolwiek prawdy, w które ktoś nie wierzy, bo nie chce wierzyć.

Bo nie potrafi – lub nie chce – przyjąć do wiadomości, że jest jakaś inna rzeczywistość, której nie można mierzyć kategoriami tego świata, która kompletnie wymyka się takiemu zwykłemu sposobowi ludzkiego myślenia, bo przekracza je po wielekroć.

Jezus tłumaczy to w taki sposób, że dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani są za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Czyli, że ta druga rzeczywistość jest zupełnie inna i nie można do niej przykładać miary, jaką określa się naszą ziemską rzeczywistość. To dwie zupełnie inne rzeczywistości!

Dlatego opowiastka saduceuszów jest taka bezsensowna, że próbuje wtłoczyć wieczność w ramki doczesności. A to jest niemożliwe. Tak, jak niemożliwe jest ogarnięcie ludzkim umysłem spraw, które zupełnie temu umysłowi się wymyka. I nie ma sensu udawanie i tłumaczenie, że jest inaczej.

Nie, w rzeczywistość wieczną, w zmartwychwstanie, w prawdy Boże i w ogóle: w samego Boga – trzeba po prostu uwierzyć! Jeżeli ktoś nie wierzy, to… jest problem. Ale to jest jego problem, ze skutkami którego będzie się musiał sam zmierzyć. Powiedzmy to może wreszcie bardzo jasno, że ci, którzy nie wierzą w Boga i w życie wieczne – naprawdę mają problem. Jeżeli sobie nawet z tego nie zdają sprawy teraz, to przekonają się po śmierci.

Ja wiem, że to brzmi brutalnie, bo my wszyscy jesteśmy od dziecka uczeni i osłuchani, że mamy ludzi prowadzić do Kościoła, przekonywać do wiary, wręcz nawracać. Tak, to prawda, ale nie na siłę. Bo jeżeli nawet ktoś nie wierzy, ale stawia szczere pytania, naprawdę poszukuje odpowiedzi na dręczące go wątpliwości i jest otwarty na przyjęcie prawdy Bożej, to taki ktoś na pewno tę prawdę pozna i do Boga drogę odnajdzie, bo to sam Bóg odnajdzie drogę do jego serca.

Ale jeżeli ktoś ma to wszystko w tak zwanym „głębokim poważaniu” i jest sobie niewierzącym, bo tak mu wygodnie, albo z czystej przekory, a może i złośliwości, sprzeciwia się wszelkim znakom i sugestiom, jakie sam Pan do niego wysyła na różne sposoby, także przez innych ludzi, to taki ktoś po prostu ma problem. I to jest jego problem. Trzeba to uszanować. Jego samego trzeba uszanować – jego wolność.

Jeżeli ktoś prezentuje postawę saduceuszów z dzisiejszej Ewangelii i jawnie lekceważy najważniejsze sprawy, a nawet próbuje je ośmieszać – to ma problem. Sam jeszcze nawet nie wie, jak wielki. Dla takiego człowieka trzeba się modlić, zanim jeszcze o wiarę, to o zmianę nastawienia, o zmianę myślenia, o odrobinę dobrej woli i trochę pokory – do przyjęcia prawdy, której nie jest w stanie zrozumieć, czy ogarnąć.

Ale przede wszystkim – trzeba chcieć ją przyjąć. Chociaż spróbować. Jeżeli jednak ktoś nie chce i z góry to odrzuca, albo jest mu to obojętne, bo on ma swoje rzekomo ważniejsze sprawy, czy interesy, to… cóż… Trzeba uszanować jego świadomy wybór. Jest człowiekiem wolnym i za swoje wybory odpowiada. Nikogo nie wolno na siłę nawracać! Trzeba go uszanować

I – jakby to dziwnie nie zabrzmiało – trzeba się także samemu szanować. Chodzi tu o nas, katolików, którzy nieraz ulegamy takiemu przekonaniu, że musimy innych niemalże na siłę nawrócić, dlatego będziemy im wręcz nadskakiwać, napraszać się, a to w dalszej konsekwencji prowadzi do tego, że może i same prawdy Boże, jasne Boże nakazy i zakazy, pewne jednoznaczne normy, będziemy w stanie nieco „złagodzić”, aby były bardziej „przystępne” i może dzięki temu łatwiejsze do przyjęcia dla tego, lub tamtego! Nic z tych rzeczy! Szanujmy się trochę!

I szanujmy Pana Boga! Nie wolno tak robić! Bóg jest jeden i prawda o Nim jest jedna! A człowiek albo ją przyjmuje – albo odrzuca. Nie ma trzeciej opcji! Natomiast za swój wybór ponosi odpowiedzialność – teraz i w wieczności.

Moi Drodzy, nic nie zastąpi tej osobistej decyzji, osobistego wyboru każdego człowieka – każdy sam za siebie i o sobie decyduje. Musimy to przyjąć do wiadomości. My możemy – i powinniśmy – modlić się za takiego człowieka, rozmawiać z nim, tłumaczyć i spokojnie zachęcać. Ale osobistego wyboru za niego nie dokonamy. Jak zechce, to uwierzy. A jak nie zechce – to nie uwierzy.

Zmartwychwstanie do życia w szczęśliwej wieczności jest dla tych, którzy wierzą. I tyle w temacie.

2 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.