Siedem pieczęci Księgi

S

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Pani Profesor Elżbieta Szczot, moja Koleżanka z czasów wspólnej pracy w Katedrze Prawa Sakramentów Świętych na KUL. Dziękując za naszą znajomość, życzę Bożej opieki na każdy dzień, w tym także – tak bardzo potrzebnego zdrowia. I zapewniam o modlitwie!

A oto dzisiaj, w naszym Duszpasterstwie, będziemy sprawować Mszę Świętą w intencji Profesora Marka Gugały, dotychczasowego Dziekana Wydziału Agrobioinżynierii i Nauk o Zwierzętach, Człowieka życzliwego i wspierającego działalność naszego Duszpasterstwa, obejmującego od dzisiaj funkcję Prorektora naszej Uczelni. Będziemy się modlić o światło Ducha Świętego w pełnieniu tej trudnej i odpowiedzialnej funkcji.

Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim osobistym przesłaniem zwraca się właśnie do mnie? Duchu Święty, bądź światłem i natchnieniem!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 33 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Elżbiety Węgierskiej, Zakonnicy,

17 listopada 2022., 

do czytań: Ap 5,1–10; Łk 19,41–44

CZYTANIE Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Ja, Jan, ujrzałem na prawej ręce Zasiadającego na tronie księgę zapisaną wewnątrz i na odwrocie zapieczętowaną na siedem pieczęci.

I ujrzałem potężnego anioła, obwieszczającego głosem donośnym: „Kto godzien jest otworzyć księgę i złamać jej pieczęcie?” A nie mógł nikt na niebie ani na ziemi, ani pod ziemią otworzyć księgi ani na nią patrzeć. A ja bardzo płakałem, że nikt nie znalazł się godzien, by księgę otworzyć ani na nią patrzeć.

I mówi do mnie jeden ze Starców: „Przestań płakać: Oto zwyciężył Lew z pokolenia Judy, Odrośl Dawida, by otworzyć księgę i siedem jej pieczęci”.

I ujrzałem między tronem z czworgiem Zwierząt a kręgiem Starców stojącego Baranka jakby zabitego, a miał siedem rogów i siedmioro oczu, którymi jest Siedem Duchów Boga wysłanych na całą ziemię. I poszedł, i z prawicy Zasiadającego na tronie wziął księgę. A kiedy wziął księgę, czworo Zwierząt i dwudziestu czterech Starców upadło przed Barankiem, każdy mając harfę i złote czasze pełne kadzideł, którymi są modlitwy świętych. I taką nową pieśń śpiewają: „Godzien jesteś wziąć księgę i jej pieczęcie otworzyć, bo zostałeś zabity i nabyłeś Bogu krwią Twoją ludzi z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu i uczyniłeś ich Bogu naszemu królestwem i kapłanami, a będą królować na ziemi”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami.

Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia”.

Kolejny już dzień tego tygodnia – przedostatniego tygodnia roku liturgicznego – wczytujemy się i wsłuchujemy we fragmenty Apokalipsy Świętego Jana Apostoła, czyli ostatniej Księgi Nowego Testamentu i ostatniej Księgi Pisma Świętego i już nawet z tego faktu wyciągamy wniosek, że kiedyś przyjdzie nam otworzyć – a może lepiej powiedzieć: zamknąć – ostatnią stronicę księgi naszego życia, dopowiedzieć ostatnie zdanie, dokonać ostatniego czynu, oddać ostatnie tchnienie…

Właśnie to ma nam uświadomić owo czytanie w tych dniach tej ostatniej Księgi – o ileż bardziej jednak ma nam to uświadomić treść tej Księgi, a dzisiaj mowa jest… także o księdze. O tajemniczej księdze, spoczywającej na prawej ręce Zasiadającego na tronie, «zapisanej wewnątrz i na odwrocie zapieczętowanej na siedem pieczęci». Fakt tak mocnego zapieczętowania – bo pamiętajmy, że liczba siedem jest symbolem pewnej kompletności, pewnej całości, jakiejś pełni – oznacza, że treść tej księgi jest zupełnie niedostępna dla kogokolwiek.

Stąd dramatyczne pytanie anioła: Kto godzien jest otworzyć księgę i złamać jej pieczęcie? Jak się okazało, nie mógł nikt na niebie ani na ziemi, ani pod ziemią otworzyć księgi ani na nią patrzeć.

Spowodowało to – jak słyszymy – równie dramatyczną reakcję Apostoła Jana, o czym on sam tak pisze: A ja bardzo płakałem, że nikt nie znalazł się godzien, by księgę otworzyć ani na nią patrzeć. A wówczas miało się okazać, że sytuacja nie jest tak ostateczna, nie jest bez wyjścia. Nie, wprost przeciwnie, jest wyjście, jest ratunek, bo oto znalazł się ktoś, kto może tę tajemniczą księgę otworzyć. Kto?

Jan pisze: ujrzałem między tronem z czworgiem Zwierząt a kręgiem Starców stojącego Baranka jakby zabitego, a miał siedem rogów i siedmioro oczu, którymi jest Siedem Duchów Boga wysłanych na całą ziemię. I poszedł, i z prawicy Zasiadającego na tronie wziął księgę. A kiedy wziął księgę, czworo Zwierząt i dwudziestu czterech Starców upadło przed Barankiem, każdy mając harfę i złote czasze pełne kadzideł, którymi są modlitwy świętych. I taką nową pieśń śpiewają: „Godzien jesteś wziąć księgę i jej pieczęcie otworzyć, bo zostałeś zabity i nabyłeś Bogu krwią Twoją ludzi z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu i uczyniłeś ich Bogu naszemu królestwem i kapłanami, a będą królować na ziemi”.

Tylko On – Baranek «jakby zabity» – jak ciekawie wypowiada się Jan – był w stanie to uczynić. Bo tylko On jest zwycięzcą, jest «jakby zabity», bo rzeczywiście doprowadzony do momentu ostatecznego, na krzyżu, kiedy to jednak nie śmierć Nim zawładnęła, ale On sam pozostał suwerennym i absolutnym Władcą życia i śmierci, absolutnym Panem całej sytuacji, dlatego to nie śmierć Go zabrała, ale to On sam oddał życieświadomie i w sposób wolny, w chwili, w której sam chciał. Oddał swoje życie, złożył je w ofierze swemu Ojcu za zbawienie świata.

A potem, w sposób równie wolny i w czasie, w którym sam chciał – własną mocą powrócił do życia. Dlatego Apostoł mówi o Baranku «jakby zabitym». I to właśnie ten zwycięski Baranek – jako jedyny – mógł wziąć z ręki Zasiadającego na tronie księgę i jej pieczęcie otworzyć. Tylko On – dlatego właśnie, że został zabity i nabył Bogu krwią [swoją] ludzi z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu i [uczynił] ich Bogu naszemu królestwem i kapłanami…

Tylko On, w Janowej wizji mający siedem rogów, czyli niezwyciężoną moc i potęgę, oraz siedmioro oczu, którymi jest Siedem Duchów Boga wysłanych na całą ziemię, czyli pełnię Bożej mądrości i wiedzy, oraz pełnię Bożego Ducha, rozdzielającego siedem swoich darów, czyli pełnię swoich darów, na całą ziemię – tylko On mógł otworzyć zapieczętowaną księgę, w której zapisano przyszłe losy świata i Kościoła.

Tylko On mógł ją otworzyć, bo tylko w Nim, tylko w blasku Jego zwycięstwa, Jego zbawczej Ofiary, można zrozumieć to wszystko, co zapisano w owej księdze, czyli to wszystko, co dzieje się na świecie. To wszystko, co dla każdej i każdego z nas jest takie niezrozumiałe, takie trudne do przyjęcia, jak cały ogrom zła, panoszącego się bezkarnie, cały ogrom cierpienia i ludzkiej krzywdy, dokonującej się od zawsze, szczególnie wobec najbiedniejszych i najsłabszych. Cały ogrom bałaganu, jaki na tym Bożym świecie, stworzonym przez Boga jako rzeczywistość piękna, dobra i harmonijna, a tak bardzo zniszczona i zbrukana przez ludzką nieprawość. Jak to wszystko zrozumieć?

Czy nam, wierzącym, katolikom, żyjącym w dwudziestym pierwszym wieku, widzącym to wszystko, co obecnie dzieje się w Kościele i w świecie – i co działo się przez dwadzieścia poprzednich wieków – nie pozostaje nic innego, jak tylko razem z Janem «bardzo płakać» z powodu bezsilności i dezorientacji, iż nie rozumiemy tego wszystkiego? I że cała ta trudna rzeczywistość jest dla nas naprawdę jedną wielką, zapieczętowaną i niedostępną księgą?

A może trzeba nam uświadomić sobie i wziąć do serca – i w tym właśnie znaleźć światło, znaleźć nadzieję i pocieszenie – że wszystko to nabiera sensu dzięki Jezusowi Chrystusowi i Jego zbawczej Ofierze, bo On właśnie za ten świat oddał swoje życie i to właśnie On – On sam, osobiście i chętnie – wziął na swoje barki całe zło tego świata, aby je pokonać na Krzyżu, a w ten sposób nadać zbawcze znaczenie cierpieniu, jakie ponosi tylu Jego wyznawców! W Jezusie Chrystusie nabiera sensu to wszystko, co dzieje się na świecie, a co wydaje się nam takie bezsensowne.

Tak, tylko On może złamać siedem pieczęci, czyli odkryć tajemnicę, która dla człowieka jest tajemnicą absolutną i nie do odkrycia, ale w Nim wszystko nabiera sensu i zyskuje znaczenie. Tylko w Nim! Bez Jezusa nie da się zrozumieć świata, nie da się też zrozumieć człowieka – jak to mocno i wyraźnie stwierdził Jan Paweł II.

Właśnie w tym kontekście trzeba nam rozumieć słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii – słowa wypowiedziane nad Jerozolimą: miastem wybranym do tego, by było miastem świętym, a tak bardzo pogrążonym w grzechu: O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia.

Jak słyszymy, w czytaniu ewangelicznym także jest mowa o łzach. Tym razem jednak – płacze Jezus. Płacze nad miastem – czyli nad losem człowieka, który to los człowiek ów sam sobie czyni tak dramatycznym, poprzez swój grzech. Można nawet – stosując pewną metaforę – powiedzieć, że tym razem to Jezus jest bezradny i bezsilny na widok takiego zacietrzewienia ze strony miasta, które nie rozpoznało czasu [swego] nawiedzenia…

A mówiąc konkretnie: ze strony człowieka, który nie dostrzegł, że oto otwierają się przed nim stronice Bożych ksiąg, że oto jest między nimi ten, który otwiera te księgi przed nimi, dzieli się Bożą mądrością, dokonuje tak wielu znaków Bożej miłości – a oni tego wszystkiego nie widzą, nie przyjmują, nie zmieniają swego życia… Cóż pozostało Jezusowi? Tylko zapłakać nad grzesznym człowiekiem, który na własne życzenie taki los sobie wybiera…

Oby Pan nie musiał płakać nad naszą postawą, moi Drodzy – nad moją i Twoją postawą. Obyśmy każdego dnia coraz bardziej dostrzegali i doceniali obecność Jezusa w naszym życiu, obyśmy w świetle Jego mądrości i miłości widzieli to wszystko, co dzieje się na świecie, a przede wszystkim – w tym świetle widzieli drugiego człowieka. Obyśmy czytali z tej Bożej księgi, którą On sam dla nas otworzył, czego konkretnym i bardzo wymiernym znakiem będzie to, że dzisiaj – i nie tylko dzisiaj – otworzymy w domu Księgę Pisma Świętego.

Trudną do zrozumienia kwestią jest, dlaczego dla wielu z nas akurat ta Księga jest zapieczętowana – i to nawet nie na siedem, a wręcz na siedemdziesiąt siedem pieczęci! Odpieczętujmy tę Księgę, otwórzmy i czytajmy – to akurat jest w naszej mocy.

I w świetle tego, co tam przeczytamy, starajmy się dostrzegać obecność Jezusa w naszej codzienności, starajmy się rozpoznawać znaki Jego działania, znaki Jego miłości i mądrości, aby w ten sposób lepiej rozumieć świat, w którym żyjemy. I aby w tym świecie umieć się odnaleźć – by tak o ująć: odnaleźć się na sposób Boży! Właśnie po to – wczytujmy się w Bożą księgę, otwartą dla nas przez Jezusa.

Niech wzorem i zachętą będzie w tym dla nas postawa Patronki dnia dzisiejszego, którą jest Święta Elżbieta Węgierska, Zakonnica.

Urodziła się w 1207 roku, w Bratysławie, jako trzecie dziecko Andrzeja II, króla Węgier, i Gertrudy – siostry Świętej Jadwigi Śląskiej. Gdy miała zaledwie cztery lata, została zaręczona z Ludwikiem IV, późniejszym landgrafem Turyngii. Wychowywała się wraz z nim na zamku Wartburg. Wyszła za niego za mąż – zgodnie z zamierzeniem swojego ojca – dopiero dziesięć lat później, w roku 1221, mając lat czternaście. Z małżeństwa urodziło się troje dzieci.

Po sześciu latach, w 1227 roku, Ludwik zmarł podczas wyprawy krzyżowej we Włoszech. Tak więc Elżbieta została wdową mając lat dwadzieścia. Zgodnie z tamtejszym prawem spadkowym, musiała opuścić wraz z dziećmi Wartburg. Zamieszkała zatem w Marburgu, gdzie ufundowała szpital, w którym sama chętnie usługiwała. Całkowicie oddała się wychowaniu dzieci, modlitwie, uczynkom pokutnym i miłosierdziu. Jej spowiednikiem był Konrad z Marburga, słynny kaznodzieja, człowiek bardzo surowy. Prowadził on Elżbietę drogą niezwykłej pokuty.

W 1228 roku złożyła ona ślub wyrzeczenia się świata i przyjęła – jako jedna z pierwszych – habit tercjarki Świętego Franciszka. Ostatnie lata spędziła w skrajnym ubóstwie, oddając się bez reszty chorym i biednym. Zmarła w nocy z 16 na 17 listopada 1231 roku.

Sława jej świętości była tak wielka, że na jej grób zaczęły przychodzić pielgrzymki. Konrad z Marburga napisał jej żywot i zwrócił się do Rzymu z formalną prośbą o kanonizację. Papież Grzegorz IX bezzwłocznie wysłał komisję dla zbadania życia Elżbiety i cudów, jakie miały się dziać przy jej grobie. Stwierdzono wówczas około sześćdziesięciu niezwykłych wydarzeń. Sprawę poparło też kilku biskupów. Wziąwszy to wszystko pod uwagę, Papież Grzegorz IX, w dniu 27 maja 1235 roku, ogłosił uroczyście Elżbietę Świętą.

A oto relacja wspomnianego przed chwilą Konrada z Marburga o naszej dzisiejszej Patronce:

Odtąd Elżbieta coraz bardziej zaczęła jaśnieć cnotami. Całe życie była pocieszycielką ubogich – teraz poświęciła się całkowicie opiece nad potrzebującymi. W pobliżu jednego ze swych zamków poleciła zbudować szpital, w którym zgromadziła wielu chorych i słabych. Hojnie rozdzielała dary miłości wszystkim, którzy prosili ją o wsparcie nie tylko na tym miejscu, ale na każdym innym podlegającym władzy jej małżonka. Wszystkie dochody, pochodzące z czterech księstw swego małżonka, wyczerpała do tego stopnia, iż w końcu na potrzeby ubogich nakazywała sprzedawać klejnoty i kosztowne szaty.

Dwa razy na dzień, rankiem i wieczorem, miała zwyczaj odwiedzać chorych. Osobiście posługiwała tym, którzy cierpieli na odrażające choroby, podawała posiłek jednym, poprawiała posłanie drugim, niektórych dźwigała na ramionach i spełniała wiele innych dobroczynnych posług. W tym wszystkim podtrzymywał ją błogosławionej pamięci małżonek. Na koniec, po śmierci swego małżonka, starając się o jak największą doskonałość, pośród wielu łez prosiła mnie, abym pozwolił jej wędrować od drzwi do drzwi i prosić o jałmużnę.

W Wielki Piątek, kiedy ołtarze były obnażone, złożywszy ręce na ołtarzu, w kaplicy swego miasta, dokąd sprowadziła Braci Mniejszych, w obecności świadków wyrzekła się własnej woli i tego wszystkiego, co Zbawiciel w Ewangelii zalecał porzucić. Następnie skoro zrozumiała, że mogłyby ją uwieść sprawy świata oraz ziemski przepych, którego doznawała otoczona szacunkiem za życia małżonka, wbrew mojej woli udała się do Marburga. Tu zbudowała szpital i zgromadziła chorych i ułomnych. Zapraszała do swego stołu najbardziej ubogich i pogardzanych.

Wobec Boga stwierdzam, że pomimo jej czynnego życia rzadko spotykałem niewiastę, która by w tak wysokim stopniu obdarzona była darem kontemplacji. Niektórzy zakonnicy i zakonnice zauważali często, iż kiedy powracała z modlitewnego odosobnienia, jej twarz jaśniała niezwykle, a oczy błyszczały jakby promieniami słońca.

Przed śmiercią wysłuchałem jej spowiedzi. Kiedy zapytałem, jak rozporządzić majątkiem i sprzętem domowym, odparła, że wszystko, co jeszcze wydaje się posiadać, należy do ubogich. Prosiła też, abym rozdał wszystko, z wyjątkiem zwykłej tuniki, którą miała na sobie i w której chciała być pochowaną. Po wydaniu tych rozporządzeń przyjęła Ciało Pana. Następnie, aż do godzin wieczornych, mówiła dużo o tym, co najpiękniejszego usłyszała w kazaniach. Wreszcie polecając Bogu z największą pobożnością wszystkich obecnych, jak gdyby zapadając w łagodny sen, oddała ducha.” Tyle z relacji kierownika duchowego naszej Świętej.

Słuchając tego świadectwa, a jednocześnie wpatrując się piękny przykład świętości Elżbiety Węgierskiej, oraz wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zastanówmy się, czy na całą otaczającą nas rzeczywistość patrzymy jako uczniowie Jezusa, czyli ludzie ubogaceni Jego mądrością i obdarzeni Jego miłością? Czy świat, w którym żyjemy, to ten zły świat, w którym wszystko na głowę się wali, czy ten świat, który Bóg stworzył, a Jezus odkupił swoją Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem?…

3 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.