Dobre żniwo – na wieczność!

D

Szczęść Boże! Moi Drodzy, witam serdecznie i już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się właśnie do mnie – właśnie dzisiaj? Duchu Święty, przyjdź i pomóż…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wtorek 34 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Cecylii, Dziewicy i Męczennicy,

22 listopada 2022., 

do czytań: Ap 14,14–20; Łk 21,5–11

CZYTANIE Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Ja, Jan, ujrzałem: Oto biały obłok, a Siedzący na obłoku, podobny do Syna Człowieczego, miał złoty wieniec na głowie, a w ręku swoim ostry sierp.

I wyszedł inny anioł ze świątyni, wołając głosem donośnym do Siedzącego na obłoku: „Zapuść twój sierp i żniwa dokonaj, bo przyszła już pora dokonać żniwa, bo dojrzało żniwo na ziemi”. A Siedzący na obłoku rzucił swój sierp na ziemię i ziemia została zżęta. I wyszedł inny anioł ze świątyni, która jest w niebie, i on miał ostry sierp.

I wyszedł inny anioł od ołtarza, mający władzę nad ogniem, i donośnie zawołał do mającego ostry sierp: „Zapuść twój ostry sierp i poobcinaj grona winorośli ziemi, bo jagody jej dojrzały”. I rzucił anioł swój sierp na ziemię, i obrał z gron winorośl ziemi, i wrzucił je do tłoczni ogromnej Bożego gniewu. I wydeptano tłocznię poza miastem, a z tłoczni krew trysnęła aż po wędzidła koni na tysiąc i sześćset stadiów.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”.

Zapytali Go: „Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?”

Jezus odpowiedział: „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: «Ja jestem» oraz: «nadszedł czas». Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać; ale nie zaraz nastąpi koniec”.

Wtedy mówił do nich: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie”.

Oto apokaliptyczna zapowiedź dnia Sądu Bożego. Siedzący na obłoku, podobny do Syna Człowieczego, miał złoty wieniec na głowie, a w ręku swoim ostry sierp. My oczywiście kojarzymy owego «Siedzącego na obłoku» z samym Synem Człowieczym, natomiast musimy mieć świadomość, że cały czas mamy do czynienia z wizją, a każda wizja – nawet dana z Nieba, jak w przypadku tej wizji, którą opisuje Jan Apostoł – oddaje tylko maleńki fragment, maleńką cząstkę tej wielkiej i tajemniczej rzeczywistości, którą człowiek będzie mógł zobaczyć dopiero po śmierci.

Jednak my możemy, bez ryzyka błędu, widzieć w tejże Postaci samego Jezusa Chrystusa, którego tym razem widzimy nie jako umęczonego trudami codzienności Nauczyciela, czy wręcz Skazańca, odrzuconego przez ludzi, ale jako potężnego Sędziego, który wykonuje ostateczną sprawiedliwość Bożą nad światem.

I właśnie tenże Sędzia zostaje uroczyście wezwany przez anioła, aby dokonał Sądu – dosłownie: aby dokonał żniwa. Trochę się tu przypomina ceremoniał liturgiczny, w którym – na przykład – jeden z biskupów prosi Papieża o dokonanie beatyfikacji, albo rektor seminarium duchownego prosi biskupa o dokonanie święceń. Przecież i Papież, i biskup, dobrze wiedzą, co mają robić, ale ta prośba – jak też późniejsze podziękowanie za spełnienie danej czynności – podkreślają ważność dokonanej czynności, jej wielkie znaczenie.

W naszej dzisiejszej wizji anioł niejako przypomina Synowi Człowieczemu, że przyszła już pora dokonać żniwa, bo dojrzało żniwo na ziemi. Tak, jakby czuwał nad tym, by tej ważnej chwili nie przeoczyć. Syn Człowieczy – jak słyszymy – bez słowa uczynił to, o co został poproszony. Bez słowa… Tak, bo to już nie jest czas na żadne słowa, żadne pouczenia, czy wyjaśnienia. To jest Sąd – ostateczna sprawiedliwość.

Po Synu Człowieczym, podobnej czynności dokonał anioł. Nie wiemy, jaki to anioł, słyszymy o nim jedynie, że wyszedł inny anioł ze świątyni, która jest w niebie, i on miał ostry sierp. Do niego zwrócił się jeszcze inny anioł, o którym dowiadujemy się, że miał władzę nad ogniem. I to on właśnie donośnie zawołał do mającego ostry sierp: „Zapuść twój ostry sierp i poobcinaj grona winorośli ziemi, bo jagody jej dojrzały”.

Gdy polecenie to zostało spełnione, gdy rzucił anioł swój sierp na ziemię, i obrał z gron winorośl ziemi, i wrzucił je do tłoczni ogromnej Bożego gniewu, wówczas także wydeptano tłocznię poza miastem, a z tłoczni krew trysnęła aż po wędzidła koni na tysiąc i sześćset stadiów.

Widzimy zatem, że skutek działania anioła był inny od skutku działania Syna Człowieczego. Oto bowiem Syn Człowieczy zebrał wszystkie dobre owoce ludzkich czynów, wszelkie dobro świata, dokonał tego dobrego żniwa. Natomiast anioł zebrał wszelkie zło, aby je wrzucić do tłoczni ogromnej Bożego gniewu, która znajdowała się poza miastem. A to oznacza definitywne odrzucenie zła. Dla niego już nie ma miejsca w Niebie, czyli w Mieście Świętym.

Ono jest pozostawione poza miastem i tam zdeptane w tłoczni, czyli ukarane z całą surowością. Tę surowość symbolizuje krew, tak mocno tryskająca z tłoczni, na na tysiąc i sześćset stadiów. To kolejny symbol, jest to bowiem liczba cztery, pomnożona przez siebie i jeszcze przez sto, gdzie sama liczba cztery, czyli następująca zaraz po liczbie trzy, oznaczającej pełnię i doskonałość spraw Boskich – oznacza wszelkie ludzkie sprawy, oznacza doczesność.

Weźmy chociażby pod uwagę fakt, iż mamy cztery strony świata, cztery pory roku, Łazarz po czterech dniach wyszedł z grobu, a więc po czasie, który uznawano za ostateczne rozstanie się z doczesnością.

I oto dzisiaj słyszymy, że ta doczesność – cała doczesność, cała historia świata i człowieka, czego symbolem jest to mnożenie przez siebie czwórki, a potem setki – zostanie ostatecznie osądzona. Kiedy to się stanie?

O to pytali Jezusa Jego rozmówcy z dzisiejszej Ewangelii. Jak słyszymy, dowiedzieli się o znakach, które będą towarzyszyły temu dniowi, jak chociażby: Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie ale konkretnej daty nie usłyszeli.

I my jej nie znamy. Przyjmujemy otwartym sercem pouczenie Jezusa, uświadamiając sobie, że te znaki, o których dzisiaj słyszymy, już niejednokrotnie działy się w historii ludzkości, a koniec nie nastąpił. Co nie oznacza, że nie może nastąpić dzisiaj.

Natomiast musimy sobie jasno powiedzieć – choć to zabrzmi paradoksalnie i zaskakująco, a może nawet szokująco – nie jest ważne, kiedy ten dzień nastąpi. Naprawdę, chociaż nie będzie to taki sobie, zwyczajny dzień, jak wszystkie przed nim, bo będzie to dzień definitywnie ostatni, to jednak nie to jest najważniejsze, kiedy nastąpi. Najważniejszym jest, w jakim stanie ducha zastanie on ludzikażdego człowieka. W jakim stanie ducha będę ja, kiedy Pan przyjdzie, aby mnie zaprosić do siebie?

Moi Drodzy, my sobie tego pytania na co dzień nie stawiamy, bo za szybko żyjemy, żeby o tym myśleć. Bardziej pochłania nas to, co mamy zrobić jeszcze dzisiaj, co mamy zrobić jutro, jak mamy zarobić na utrzymanie, jak mamy rozwiązać codzienne nasze problemy – rodzinne, w pracy i na uczelni, trudne sprawy w sąsiedztwie, i tak dalej… Tym żyjemy – i trudno, żebyśmy tym nie żyli, bo to są nasze sprawy.

Ale w tym całym zabieganiu, wręcz zapędzeniu; w całym tym zaaferowaniu, nie możemy zapomnieć, że przyjdzie ten dzień. Przyjdzie na pewno! W ostatnich Księgach jednego i drugiego Testamentu ten temat jest wyraźnie poruszany, a Kościół w ostatnich dniach roku liturgicznego to przywołuje i uporczywie wręcz przypomina. Wręcz uporczywie – co roku! Żeby ktoś potem nie tłumaczył się przed Bogiem, że nie wiedział, nie słyszał…

Moi Drodzy, przejmijmy się tym – tak na poważnie! Przejmijmy się tym! I nie chodzi tu o żadne straszenie się nawzajem, czy wywieranie presji na kogokolwiek. Chodzi o to, żeby swoje życie przeżyć mądrze – żeby tego życia nie zmarnować, nie stracić… A dokładniej: żeby wieczności nie stracić. Bo to właśnie o to tak naprawdę toczy się cała gra – o wieczność. O to, abyśmy znaleźli się wśród tych, których Jezus sam, osobiście, zaprosi do swojego Miasta. Obyśmy nie znaleźli się przypadkiem poza miastem… Obyśmy byli wśród tych, którzy staną się tym dobrym żniwem – na wieczność!

Niech nam tym pomaga jedna z tych, którzy już tam są, których życie okazało się owym dobrym owocem i dobrym żniwem. Jest to Patronka dnia dzisiejszego, Święta Cecylia, jedna z najsłynniejszych Męczennic Kościoła Rzymskiego.

Niestety, o tej Świętej – tak bardzo popularnej i czczonej w Kościele – posiadamy bardzo mało informacji historycznych. Nie wiemy nawet, kiedy żyła i kiedy poniosła śmierć męczeńską. W pierwszych wiekach nie przywiązywano wagi ani do chronologii, ani do ścisłych danych biograficznych. Dlatego dziś trudno nam odróżnić w opisie jej męczeństwa fakty historyczne od legendy.

Zasadniczym dokumentem, którym dysponujemy, jest pochodzący z V wieku opis jej męczeńskiej śmierci. Według niego, Cecylia była wysoko urodzoną Rzymianką. Przyszła na świat na początku III wieku. Była ponoć olśniewająco piękna. I – jak podaje tradycja – z miłości do Chrystusa złożyła ślub czystości, chociaż rodzice obiecali już jej rękę również wysoko urodzonemu poganinowi, Walerianowi. W przeddzień ślubu Cecylia opowiedziała mu o swym postanowieniu i o wierze chrześcijańskiej.

Ten, gdy się o tym dowiedział, po kilku szczerych rozmowach dotyczących motywów decyzji swej narzeczonej, sam dał się przekonać do wiary. Wówczas Cecylia zaprowadziła go w tajemnicy do Papieża, Świętego Urbana I. Ten, pouczywszy Waleriana o prawdach wiary, udzielił mu Chrztu. Z kolei, Walerian przyprowadził do Papieża swego brata, Tyburcjusza. On również przyjął Chrzest.

Wkrótce potem wybuchło prześladowanie. Skazano na śmierć Waleriana i Tyburcjusza. Kiedy namiestnik i jednocześnie sędzia, Almachiusz, dowiedział się, że Cecylia jest chrześcijanką i że zarówno własny majątek, jak i majątek Waleriana rozdała ubogim, kazał ją aresztować. Żołnierze, oczarowani jej pięknością, błagali ją, by nie narażała swego młodego życia. Cecylia odpowiedziała jednak: „Nie lękajcie się spełnić nakazu, bowiem moją młodość doczesną zamienicie na wieczną młodość u mego Oblubieńca, Chrystusa”.

Pod wpływem jej odpowiedzi miało nawrócić się kilkuset żołnierzy, których przyprowadziła do Papieża Urbana, by udzielił im Chrztu. Sędzia także – urzeczony jej urodą – błagał ją, by miała wzgląd na swoją młodość. Gdy Cecylia nie ustępowała, próbował zmusić ją do wyparcia się wiary stosując męki. Gdy jednak i to nic nie dawało, rozgniewany namiestnik kazał ją ściąć mieczem. Kat wszakże na widok tak pięknej i młodej osoby nie miał odwagi jej zabić.

Kiedy się to jednak dokonało, chrześcijanie zebrali jej krew jako najcenniejszą relikwię. Ciało Świętej, w nienaruszonym stanie, w pozycji leżącej, lekko pochylone ku ziemi, odkryto dopiero w 824 roku w katakumbach Świętego Kaliksta, a następnie – na polecenie Świętego Papieża Paschalisa I – złożono w bazylice jej poświęconej na Zatybrzu. Bazylika ta stoi na miejscu, w którym Cecylia zamieszkała niegdyś ze swym mężem. Wybudowano ją w IV wieku.

Cecylia jest Patronką chórzystów, muzyków, organistów i zespołów wokalno – muzycznych. A wiąże się to z legendą, według której miała ona grać na organach. Wydaje się to raczej mało prawdopodobne, gdyż organy były wówczas wielką rzadkością i miewali je tylko najbogatsi, na przykład – cesarz Neron. Nie wykluczone jednak, że nasza Patronka lubowała się w grze na jakimś innym instrumencie, jak choćby – na bardzo wówczas popularnej harfie.

Wpatrując się w przykład jej odważnej postawy, oraz słuchając Bożego słowa dzisiejszej liturgii, raz jeszcze pomyślmy, jak to jest z naszą gotowością stanięcia – choćby jeszcze dzisiaj – na Bożym Sądzie?…

2 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.