Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywały:
►Agnieszka Niedziałkowska, dla przyjaciół: „Siwa” (od nazwiska panieńskiego, nie od koloru włosów!), bardzo mi życzliwa Osoba, pełna życiowej werwy i konkretu w chrześcijańskiej postawie; szczęśliwa Żona i Mama!
►Agnieszka Osial, moja Koleżanka ze wspólnej pracy w Liceum Lelewela w Żelechowie.
►Agnieszka Szeląg – bliska i życzliwa Osoba z Parafii Celestynów;
►Agnieszka Piątek – również Osoba bardzo życzliwa i otwarta, którą miałem przyjemność poznać w czasie swojej posługi w Duszpasterstwie Akademickim, bo często przybywa do naszej Kaplicy na Mszę Świętą.
Życzę Solenizantkom, aby każdego dnia coraz bardziej swoim sercem i każdą myślą jednoczyły się z Jezusem! Dokładnie tak, jak Ich Patronka.
Modlitwą ogarniamy także nasze Babcie i naszych Dziadków – wszak dziś i jutro są dni, Im poświęcone. Niech żyjącym Bóg udziela wszystkich swoich darów, a Zmarłych – przyjmie do swego Królestwa. Niech wynagrodzi Im to, że zwykle to Oni właśnie uczyli nas wiary.
Moi Drodzy, bardzo dziękuję Wszystkim, którzy byli z nami wczoraj na wieczornej audycji w Katolickim Radiu Podlasie. Jak słyszeliście, temat bardzo nas „wciągnął” i będziemy go kontynuować. Zapraszam zatem na tę kontynuację!
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Z pomocą Ducha Świętego spróbujmy rozpoznać, co Pan tak konkretnie i osobiście do każdej i każdego z nas mówi.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Sobota 2 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Świętej Agnieszki, Dziewicy i Męczennicy,
21 stycznia 2023.,
do czytań: Hbr 9,1–3.11–14; Mk 3,20–21
CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia: Pierwsze przymierze miało przepisy służby Bożej oraz ziemski przybytek. Był to namiot, w którego pierwszej części, zwanej Miejscem Świętym, znajdował się świecznik, stół i chleby pokładne. Za drugą zaś zasłoną był przybytek, który nosił nazwę „Święte Świętych”.
Ale Chrystus, zjawiwszy się jako arcykapłan dóbr przyszłych, przez wyższy i doskonalszy, i nie ręką, to jest nie na tym świecie, uczyniony przybytek, ani przez krew kozłów i cielców, lecz przez własną krew wszedł raz na zawsze do Miejsca Świętego, zdobywszy wieczne odkupienie.
Jeśli bowiem krew kozłów i cielców oraz popiół z krowy, którymi skrapia się zanieczyszczonych, sprawiają oczyszczenie ciała, to o ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.
Słuchając kolejnego już czytania z Listu do Hebrajczyków, towarzyszymy Autorowi natchnionemu w jego refleksji nad wyjątkowością kapłaństwa Chrystusowego. Zastanawialiśmy się już w poprzednich dniach, na czym ta wyjątkowość polega i dlaczego słyszeliśmy – i dzisiaj słyszymy – o przymierzu «starszym i gorszym» od tego nowego, które jest «lepsze i doskonalsze».
Mówiliśmy sobie, że to nie Bóg tworzy jakąś niedoskonałą rzeczywistość, tylko człowiek jest na tyle niedoskonały, że nie jest w stanie, nie może – a pewnie też często nie za bardzo chce – sprostać wymaganiom i oczekiwaniom Boga, zawartym w propozycjami, z jakimi się do niego zwraca, zawierając kolejne przymierza.
I oto dzisiaj słyszymy już po raz kolejny o różnicach, jakie zachodzą pomiędzy poprzednimi przymierzami, a tym ostatecznym i najdoskonalszym, po którym już nie będzie żadnego innego, bo jest ono właśnie ostateczne i najdoskonalsze: Przymierze, zawarte przez Boga poprzez posłanie na świat jedynego Syna, aby dokonał On zbawienia człowieka.
O tym Przymierzu Autor Listu do Hebrajczyków mówi tak: Jeśli bowiem krew kozłów i cielców oraz popiół z krowy, którymi skrapia się zanieczyszczonych, sprawiają oczyszczenie ciała, to o ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu.
Ale nie tylko tym różni się ono od poprzednich. Różni się także tym, że w przypadku poprzednich bardzo precyzyjnie określone były w Prawie Mojżeszowym przepisy, dotyczące czasu i miejsca wypełniania związanych z nim praktyk. Słyszymy bowiem, że pierwsze przymierze miało przepisy służby Bożej oraz ziemski przybytek. Był to namiot, w którego pierwszej części, zwanej Miejscem Świętym, znajdował się świecznik, stół i chleby pokładne. Za drugą zaś zasłoną był przybytek, który nosił nazwę „Święte Świętych”.
A jak jest w tym nowym Przymierzu? O tym też słyszymy. Otóż, Chrystus, zjawiwszy się jako arcykapłan dóbr przyszłych, przez wyższy i doskonalszy, i nie ręką, to jest nie na tym świecie, uczyniony przybytek, ani przez krew kozłów i cielców, lecz przez własną krew wszedł raz na zawsze do Miejsca Świętego, zdobywszy wieczne odkupienie.
Zatem, Kapłan staje się tu – jak to lubił podkreślać Jan Paweł II – jednocześnie Żertwą ofiarną. Kapłan i Ofiara. Nie ma również ograniczeń czasu i miejsca. Nie ma już miejsca Świętego Świętych, zamkniętego zasłoną w świątyni jerozolimskiej, dokąd nikomu z postronnych nie wolno było wchodzić, tylko kapłanom – i to w czasie i w sposób bardzo dokładnie określony. Tym razem mówimy o przybytku nie uczynionym ręką ludzką i o duchowej zasłonie, za którą Jezus już wszedł, aby nas wszystkich tam wprowadzić, zdobywszy wieczne odkupienie. Nasze odkupienie!
Można zatem powiedzieć, że mówimy o Przymierzu całkowicie nowym – zupełnie innym, od poprzednich: o Przymierzu przekraczającym wszelki czas i wszelką przestrzeń; o Przymierzu wiecznym, ponadczasowym, duchowym, nie ograniczonym żadnym miejscem na ziemi, choćby najświętszym!
Oczywiście, my dzisiaj – w ramach tego Przymierza – korzystamy ze świątyń i uważamy je za miejsca święte. Co więcej, domagamy się dla nich poszanowania, a nawet czci dla realnej obecności w niej Jezusa Chrystusa, pod Postaciami eucharystycznymi. Tak dokładnie jest, ale my dobrze wiemy, że ta obecność nie ogranicza się tylko do tego miejsca. My dobrze wiemy, że z naszym Bogiem możemy kontaktować się zawsze i wszędzie, kierując do Niego myśl w naszych modlitwach.
Bo Bóg – w ramach tego właśnie nowego, niezniszczalnego, doskonałego Przymierza – pokonał dla nas wszelkie ograniczenia, wszelkie ramy czasu i miejsca, także wszelkie ograniczenia ludzkiej słabości, charakteryzujące tak często kapłanów Starego Przymierza. Chrystus, najdoskonalszy i wieczny Kapłan, swoim Przymierzem wprowadza nas w zupełnie inny wymiar – wprowadza nas do Nieba!
I to nie dopiero po śmierci, ale już teraz, na ziemi, czyni tę rzeczywistość niebiańską bardzo realną w swoim Kościele, w swoim Słowie i w Sakramentach, szczególnie zaś – we Mszy Świętej i w swej eucharystycznej Obecności wśród nas…
Dlatego stwierdzenie, jakim kończy się dzisiejsza Ewangelia, iż Jezus odszedł od zmysłów – stwierdzenie w swych założeniach bardzo krytyczne i pejoratywne – możemy uznać za prawdziwe w tym sensie, że dla zrealizowania założeń swego Przymierza i dokonania naszego zbawienia Jezus naprawdę, w jakimś sensie, odszedł od takiego czysto ludzkiego myślenia, aby wejść w zupełnie inny wymiar.
I w taki sposób myślenia i spojrzenia na całą sprawę, aby nie wyliczać żadnych swoich korzyści, a nawet nie dbać o swoje zdrowie i siły, ale całemu oddać się sprawie naszego zbawienia.
I to jest, moi Drodzy, bardzo cenne wskazanie dla nas, że i my także – jeżeli chcemy wejść w jak najbliższą relację z Jezusem i chcemy czynić naszą doczesną rzeczywistość jak najbliższą Niebu – nie możemy pozostać jedynie na takim czysto ziemskim poziomie naszego myślenia i spojrzenia. My też musimy w jakimś sensie – w najlepszym tego pojęcia rozumieniu – «odejść od zmysłów», odejść od ziemskich przywiązań i ziemskiego patrzenia i wartościowania, a wejść na wyższy poziom.
Bo tylko wtedy będziemy mogli w całej pełni zrealizować zasady Przymierza, jakie zawarł z nami Bóg przez Jezusa Chrystusa. I tylko wtedy będzie się mogło dokonać nasze wieczne zbawienie, ale i ta ziemska, doczesna rzeczywistość – nabierze piękniejszych barw i kształtów. Warto zatem odważyć się na to, by – według tych czysto ludzkich i ziemskich kryteriów – «odejść od zmysłów» i dla spraw Bożych poświęcić się maksymalnie! Dać z siebie więcej – jak najwięcej! Tak, jak Jezus, który będąc Kapłanem – zechciał stać się także Żertwą ofiarną, poświęcając się dla nas bez reszty!
Doskonale to zrozumiała i całym sercem na ten dar Jezusa odpowiedziała Patronka dnia dzisiejszego, Święta Agnieszka, Dziewica i Męczennica.
Była w starożytności jedną z najbardziej popularnych Świętych. Pisali o niej: Święty Ambroży, Święty Hieronim, Święty Papież Damazy, Święty Papież Grzegorz I Wielki – i wielu innych. Jako dwunastoletnia dziewczynka, pochodząca ze starego rodu, miała ponieść męczeńską śmierć na stadionie Domicjana około 305 roku. Na miejscu złożonego przez nią „świadectwa krwi” dzisiaj znajduje się Piazza Navona – jedno z najpiękniejszych i najbardziej uczęszczanych miejsc Rzymu. Tuż obok, nad grobem Męczennicy, wzniesiono bazylikę pod jej wezwaniem, w której 21 stycznia – zgodnie ze starym zwyczajem – poświęca się dwa białe baranki.
Oto bowiem łacińskie imię Agnieszki – „Agnes”, wywodzi się zapewne – jak się uważa – od łacińskiego wyrazu „agnus” – „baranek”. Dlatego powstał zwyczaj, że przy klasztorze, znajdującym się obok bazyliki, siostry zakonne pielęgnują baranki, które poświęca się właśnie w dniu dzisiejszym. Z ich wełny zakonnice wyrabiają potem paliusze, które następnie Papież nakłada nowo mianowanym metropolitom Kościoła katolickiego. To właśnie także w związku z tym, artyści przedstawiają Agnieszkę z barankiem, trzymanym na ręku.
Co zaś się tyczy samego męczeństwa dzisiejszej Patronki, to – według przekazów – o rękę Agnieszki rywalizowało wielu kandydatów, a wśród nich pewien młody rzymski szlachcic, bez reszty oczarowany jej urodą. Ona jednak odrzuciła wszystkich, mówiąc, że wybrała Małżonka, którego nie potrafią zobaczyć oczy śmiertelnika. Zalotnicy, chcąc złamać jej upór, oskarżyli ją, że jest chrześcijanką. Doprowadzona przed sędziego, nie uległa jednak ani łagodnym namowom, ani groźbom. Rozniecono ogień, przyniesiono narzędzia tortur, ale ona przyglądała się temu z niewzruszonym spokojem.
Wobec tego odesłano ją do domu publicznego, ale jej postać budziła taki szacunek, że żaden z grzesznych mężczyzn, odwiedzających to miejsce, nie śmiał się nawet do niej zbliżyć. Jeden, „odważniejszy” niż inni, po nieudanej próbie został nagle porażony ślepotą i upadł w konwulsjach. Młoda Agnieszka wyszła z domu rozpusty niepokalana i nadal była czystą małżonką Chrystusa. Według jeszcze innego przekazu, całkowicie obnażona na jednym ze stadionów, została wystawiona na pastwę spojrzeń tłumu. Jednak, w sposób cudowny, okryła się płaszczem włosów.
Wobec tych wszystkich okoliczności, zalotnicy znów zaczęli podburzać sędziego. Bohaterska Dziewica została ostatecznie skazana na ścięcie. Wśród powszechnego płaczu, ścięto jej głowę. Poszła na spotkanie Nieśmiertelnego Małżonka, którego ukochała bardziej niż życie.
W swoim traktacie, poświęconym dziewictwu, Święty Ambroży, Biskup, tak rozważa wspaniałe i bohaterskie męczeństwo dzisiejszej Patronki:
„Oto dzisiaj pamiątka narodzin dla nieba Dziewicy – naśladujmy jej czystość! Oto dzień narodzin Męczennicy – składajmy ofiary! Dzisiaj wspomnienie Świętej Agnieszki. Według tradycji, poniosła śmierć w dwunastym roku życia. Jakże haniebne jest okrucieństwo, które nie oszczędza tak młodego wieku. Ale też jakże wielka moc wiary, która nawet w tak młodym dziewczęciu znajduje świadectwo.
Czyż w tak małym ciele mogło być w ogóle miejsce na ranę? Nie było miejsca na uderzenie żelazem, ale było na przezwyciężenie żelaza. Tymczasem dziewczęta w jej wieku lękają się nawet surowej twarzy rodziców, a ukłute igłą, płaczą jakby z powodu dotkliwej rany.
Oto stoi bez lęku pośród krwawych katów. Nieporuszona na dźwięk okrutnych kajdan. Całe swe ciało podaje pod cios srogiego oprawcy. Nie wie jeszcze, co znaczy śmierć, ale już jest na nią gotowa. Zawleczona przemocą do ołtarza, pośrodku palących ogni wyciąga ręce ku Chrystusowi i wśród świętokradczych płomieni kreśli znak Chrystusa Zwycięzcy. Wkłada swą szyję i ręce w żelazne kajdany, ale żadne z nich nie mogą zacisnąć tak drobnych członków. Czyżby nowy jakiś rodzaj męczeństwa? Jeszcze niezdolna do przyjęcia tortur, ale już dojrzała do zwycięstwa. Pomimo tak młodego wieku – stała się mistrzynią męstwa.
Nie tak chętnie podążałaby w dniu zaślubin ku oblubieńcowi, jak ochoczo i z radością szła na miejsce kaźni. Ozdobą jej głowy był Chrystus, nie zaś misternie upięte włosy! Uwieńczona cnotami, a nie kwiatami. Wszyscy płaczą, ale nie ona. Wielu dziwi się, że tak łatwo szafuje życiem, którego jeszcze nie zakosztowała. Oddaje je, jak gdyby doszła już do jego kresu. Zdumiewają się wszyscy, iż stała się świadkiem samego Boga, gdy z powodu wieku nie mogłaby nawet występować w sądzie. Sprawiła, iż uwierzono jej, gdy świadczyła o Bogu, choć nie dano by wiary, gdyby świadczyła o ludziach. Co bowiem wykracza poza naturę, pochodzi od Twórcy natury.
Ileż gróźb stosował oprawca, aby ją zastraszyć! Ileż pochlebstw, aby przekonać! Ileż obietnic wypowiadało wielu starających się o jej rękę! Ona zaś: „Byłoby niesprawiedliwością dla Oblubieńca oczekiwać kogoś innego. Moim wybranym jest Ten, który mnie pierwszy wybrał. Dlaczego zwlekasz, kacie? Niechaj umiera ciało miłowane oczyma ciała. Takiej miłości nie pragnę.” Wstała, pomodliła się, położyła głowę pod miecz.
I wtedy mógłbyś zobaczyć, jak zadrżał kat, zupełnie jak gdyby to on sam był skazany. Zatrzęsła się ręka prześladowcy, pobladło oblicze spoglądającego na cudze niebezpieczeństwo, podczas gdy dziewczę spokojnie patrzyło na swoje.
Oto więc w jednej ofierze widzicie podwójne świadectwo: czystości i wiary. Zachowała dziewictwo i dostąpiła męczeństwa.”
Tyle ze świadectwa Świętego Ambrożego o naszej dzisiejszej Patronce. Wpatrzeni w świetlany przykład jej świętości, a jednocześnie zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, pomyślmy, czy mamy odwagę – tak, jak Agnieszka – «odejść od zmysłów», odejść od czysto ludzkiej kalkulacji zysków i strat, aby całym swoim sercem oddać siebie i swoje życie Jezusowi?…