Cena za plon obfity

C

Szczęść Boże! Moi Drodzy, ponownie pozdrawiam z Kodnia, dokąd przybyłem po północy – po wczorajszym fantastycznym spotkaniu z Pracownikami Instytutu Matematyki i Instytutu Informatyki, na Mszy Świętej w intencji Ich zmarłego Mistrza, Profesora Michaela Ałani i jego Żony, a potem: po spotkaniu przy herbacie i bardzo dobrych rozmowach, jakie w rodzinnej atmosferze prowadziliśmy. Bardzo się cieszę ze świetnie rozwijającej się współpracy właśnie z Instytutem Matematyki. To już nie pierwsze nasze spotkanie. Liczę na następne.

Teraz zaś jestem w Kodniu, wieczorem natomiast będę odprawiał Mszę Świętą w mojej rodzinnej Parafii. Z Kodnia wyjeżdżam jutro przed południem.

Zapraszam już do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się właśnie do mnie? Duchu Święty, tchnij!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Piątek w Oktawie Wielkanocy,

14 kwietnia 2023.,

do czytań: Dz 4,1–12; J 21,1–14

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Gdy Piotr i Jan przemawiali do ludu, po uzdrowieniu chromego, podeszli do nich kapłani i dowódca straży świątynnej oraz saduceusze oburzeni, że nauczają lud i głoszą zmartwychwstanie umarłych w Jezusie. Zatrzymali ich i oddali pod straż aż do następnego dnia, bo już był wieczór. A wielu z tych, którzy słyszeli naukę, uwierzyło. Liczba mężczyzn dosięgała około pięciu tysięcy.

Następnego dnia zebrali się ich przełożeni i starsi, i uczeni w Jerozolimie: arcykapłan Annasz, Kajfasz, Jan, Aleksander i ilu ich było z rodu arcykapłańskiego. Postawili ich w środku i pytali: „Czyją mocą albo w czyim imieniu uczyniliście to?”

Wtedy Piotr napełniony Duchem Świętym powiedział do nich: „Przełożeni ludu i starsi! Jeżeli przesłuchujecie nas dzisiaj w sprawie dobrodziejstwa, dzięki któremu chory człowiek uzyskał zdrowie, to niech będzie wiadomo wam wszystkim i całemu ludowi Izraela, że w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych, że przez Niego ten człowiek stanął przed wami zdrowy.

On jest kamieniem, odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się kamieniem węgielnym. I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus znowu ukazał się nad Morzem Tyberiadzkim. A ukazał się w ten sposób:

Byli razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów. Szymon Piotr powiedział do nich: „Idę łowić ryby”. Odpowiedzieli mu: „Idziemy i my z tobą”. Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili.

A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus.

A Jezus rzekł do nich: „Dzieci, czy nie macie nic do jedzenia?”

Odpowiedzieli Mu: „Nie”.

On rzekł do nich: „Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie”. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć.

Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: „To jest Pan!” Szymon Piotr usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na siebie wierzchnią szatę, był bowiem prawie nagi, i rzucił się w morze. Reszta uczniów dobiła łodzią, ciągnąc za sobą sieć z rybami. Od brzegu bowiem nie było daleko, tylko około dwustu łokci.

A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: „Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili”. Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości sieć się nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: „Chodźcie, posilcie się!” Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: „Kto Ty jesteś?”, bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im, podobnie i rybę.

To już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał.

Można zastanawiać się, co takiego było w sposobie przemawiania Piotra i Jana, że pod wpływem ich nauki uwierzyło tak wielu ludzi. Jak słyszymy, liczba mężczyzn dosięgała około pięciu tysięcy, a przecież domyślamy się, że tam nie byli sami tylko mężczyźni. W jaki sposób dwaj prości ludzie przekonali do tego, co głosili, tak wielką rzeszę – co takiego było w ich głosie, w ich spojrzeniu, w ich sposobie argumentacji?…

Nie wiemy. Wiemy natomiast, że tych kilka tysięcy ludzi uwierzyło w Jezusa. Dzięki nauczaniu dwóch Apostołów. To teraz pomyślmy, moi Drodzy, że skoro dwóch mężczyzn było w stanie tak wielu nawrócić, to co by się działo na świecie i jak wyglądałby Kościół, gdyby każda i każdy z nas, którzy uważamy się za wierzących, za przyjaciół Jezusa Chrystusa, za Jego wyznawców, uczniów i naśladowców, z taką mocą i skutecznością głosiłby Jego naukę?…. Nietrudno wyliczyć, że gdyby wszyscy katolicy tak właśnie zadziałaliby – i z taką skutecznością – to błyskawicznie cały świat uwierzyłby w Jezusa i wszyscy stanowiliby jeden Kościół.

A skoro tak się nie dzieje, a nawet mówi się o odpływie ludzi z Kościoła i z kościołów, to znaczy, że coś jest nie tak z tym naszym świadectwem… Czegoś mu brakuje, nie jest do końca trafia ono do przekonania ludzi…

A może nasza wiara jest jeszcze dość słaba, bo choć przyznajemy się do Jezusa i uważamy się za Jego uczniów – i rzeczywiście nimi jesteśmy, bo jesteśmy – to jednak może jeszcze ciągle za bardzo liczymy na siebie. I na nasze talenty i na naszą siłę przekonywania, i taki ogólny – jak się zwykło mówić – „wychlast”, który sprawia, że człowiek świetnie wypada, szczególnie medialnie, robiąc furorę każdym swoim wystąpieniem.

My chyba na to właśnie szczególnie liczymy, tymczasem dzisiaj słyszymy o dwóch nieuczonych ludziach, którzy z pewnością nie mieli żadnego wykształcenia, bo Piotr był zwykłym rybakiem, a Jan nie dość, że też zajmował się podobnym fachem, to jeszcze w ogóle był bardzo młody, więc nawet nie miał tego życiowego doświadczenia, którym mógł się pochwalić Piotr. Cóż zatem zadecydowało o tak wielkim sukcesie ewangelizacyjnym – mówiąc naszym współczesnym językiem?…

Nasuwają się dwa powody, dwie przyczyny. Pierwsza to taka, że byli oni obaj naprawdę mocno związani z Jezusem całym swoim sercem i umysłem, całą swoją istotą. Dlatego może powiedzieć, że to Jezus przez nich przemawiał – tak, jak nieco wcześniej to On sam, także przez nich, dokonał uzdrowienia człowieka chromego od urodzenia. Zatem, pozwolili oni Jezusowi działać w sobie i przez siebie – bez żadnych ograniczeń.

Jeszcze bardziej obrazowo zostało to pokazane w Ewangelii, gdzie Apostołowie, pomimo zmęczenia całonocną, bezskuteczną pracą, jednak zaufali Jezusowi – nawet jeszcze nie rozpoznając Go w przybyłym Gościu – i zarzucili sieci, pomimo mocnego przekonania, wynikającego z wieloletniego doświadczenia w tym fachu, że tam ryby nie będzie. Okazało się, że były. Sto pięćdziesiąt trzy – co by ta liczba nie znaczyła. Warto więc było zaufać Jezusowi i po prostu pozwolić Mu działać. To jedna przyczyna skuteczności działania Apostołów: ścisłe współdziałanie z Jezusem i pod Jego kierownictwem.

A druga to taka, że Apostołowie dzisiaj już stają w obliczu pierwszych prześladowań. Trudno powiedzieć, że to dlatego, iż mamy dziś piątek, to Kościół daje nam do odczytania ten właśnie fragment Dziejów Apostolskich. Jakkolwiek bowiem jest to piątek w Oktawie Wielkanocy, więc nawet nie zachowujemy dziś wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych i nie ma on charakteru postnego, ale jednak to właśnie dzisiaj pojawia się ów pierwszy – by tak go określić – zgrzyt na tym radosnym obrazie młodego Kościoła, przekonującego się krok po kroku o fakcie zmartwychwstania swego Mistrza i rozpoznającego Go, kiedy niespodziewanie do nich przychodzi. Dzisiaj po raz pierwszy słyszymy wiadomość, że świadczący o swym zmartwychwstałym Mistrzu Apostołowie muszą stanąć przed trybunałem żydowskiej starszyzny.

I to właśnie tam – i pomimo tego – mówią jasno i otwarcie: Przełożeni ludu i starsi! Jeżeli przesłuchujecie nas dzisiaj w sprawie dobrodziejstwa, dzięki któremu chory człowiek uzyskał zdrowie, to niech będzie wiadomo wam wszystkim i całemu ludowi Izraela, że w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych, że przez Niego ten człowiek stanął przed wami zdrowy.

Musimy przyznać, że to duża odwaga – zważywszy na okoliczności. Naturalnie, nieco wcześniej było powiedziane, że Piotr mówi to napełniony Duchem Świętym, ale i tak był to z jego strony akt wielkiej odwagi. Bo było to jednak bardzo czytelne świadectwo ze strony obu Apostołów. Odważnie bowiem mówili prawdę o zabiciu Jezusa przez Żydów i o Jego Zmartwychwstaniu – sami doznając cierpienia. Takie świadectwo na pewno jest bardzo, ale to bardzo przekonujące. Bo to nie jest jakieś teoretyzowanie zza biurka, ale najgłębsze przekonanie, jakie człowiek nosi w swoim sercu i za które jest w stanie nawet ponieść cierpienie. A nawet – oddać życie!

A poza tym, w ogniu cierpień i przeciwności, znoszonych godnie i w łączności z Bogiem, człowiek szlachetnieje, jego spojrzenie na wszystko staje się coraz mądrzejsze i coraz głębsze, człowiek staje się kimś wartościowym – a nie jest takim tłustym i ospałym kocurem, który leży gdzieś tam przy piecu i wygrzewa się przez cały dzień, nie przejmując się niczym, co wokół niego się dzieje.

Niekiedy, moi Drodzy, można odnieść wrażenie, że my – chrześcijanie i katolicy obecnego czasu – odzwyczailiśmy się już od tego, że wiara może coś kosztować. Mocno i chyba dość boleśnie wyszło to w czasie ostatniej pseudo pandemii, kiedy to tak bezkrytycznie poddaliśmy się – jako społeczeństwo – wszystkim absurdalnym ograniczeniom w spełnianiu naszych religijnych praktyk, często nawet nie wypowiadając słowa protestu. Czy bylibyśmy w stanie dzisiaj poświęcić coś więcej dla swojej wiary, niż tylko odrobinę czasu na pójście na Mszę Świętą?

I żeby nie było tutaj żadnych zastrzeżeń, to sam zastrzegam, że to pytanie stawiam w pierwszym rzędzie sobie: czy ja, jako kapłan, byłbym w stanie dzisiaj dać z siebie coś więcej i ofiarować z siebie coś więcej, gdyby trzeba było stanąć w obronie wiary? Apostołowie stanęli. I jeszcze nieraz stawali. I poza Janem – wszyscy oddali życie na sposób męczeński. Dlatego ich świadectwo było tak bardzo przekonujące i skuteczne.

A pomyśleć, że na początku dzisiejszej Ewangelii słyszymy pełne rezygnacji zdanie Piotra: Idę łowić ryby, na co pozostali Apostołowie odpowiedzieli: Idziemy i my z tobą, bo już nie widzieli dla siebie żadnych perspektyw, tylko jakieś totalne przygnębienie i poczucie przegranej, że – owszem – miło było tak trzy lata pochodzić z Jezusem i była to całkiem fajna przygoda, ale się skończyła, a życie toczy się dalej i trzeba z czegoś żyć, i rodziny utrzymać, więc trzeba wracać do fachu, który się zna od dziecka i przestać bujać w obłokach. Takie było ich nastawienie na tamtą chwilę.

Jak się miało za chwilę okazać – nic się nie skończyło i Jezus niczego nie przegrał. I oni nie przegrali. Obfity połów ryb, jakiego tamtego ranka dokonali, był tylko tego potwierdzeniem. A oni mieli wypłynąć na inne, także obfite połowy, bo nawet dzisiaj słyszymy, że ryb było sto pięćdziesiąt trzy, a w trakcie tego drugiego połowu – połowu ludzkich serc – efekt był dużo lepszy, bo ponad pięciotysięczny! Czyli – nic się nie skończyło! To się dopiero zaczęło!

I trwa do dzisiaj. I dzisiaj także potrzeba rybaków ludzkich serc! I to nie tylko duchownych – żeby to było jasne. Każda i każdy z nas ma łowić ludzi dla Chrystusa. A żeby to czynić skutecznie, trzeba – przypomnijmy – dwóch rzeczy: jak najmocniejszego związania z Jezusem i odwagi do tego, by nie bać się przeciwności i nie bać się tego, że to będzie jednak trochę kosztowało…

Owszem, będzie, bo wszystko, co ma jakąś wartość, musi kosztować. Ale to jest cena, którą warto zapłacić za połów obfity!

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.