Słowo, modlitwa – i czyn!

S

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiaj pomogam duszpastersko w Samogoszczy, a to dlatego, że Proboszcz tej Parafii, mój Kolega kursowy, Ksiądz Bogusław Filipiuk, udaje się z Grupą Parafian do Sanktuarium Matki Bożej do Parczewa, na Pielgrzymkę Rodzin, w trakcie której także przyjmie insygnia kanonickie. Został bowiem w Wielki Czwartek mianowany kanonikiem!

Bardzo serdecznie gratuluję Księdzu Bogusławowi tej nominacji. Tak zwyczajnie – naprawdę Mu się należała. Może właśnie dlatego, że niczego, co robi, nie robi dla pochwał, czy zaszczytów. Natomiast serce swe wkłada w Boże dzieło i codziennie wytrwali buduje królestwo Boże w swojej Parafii i wszędzie, gdzie dane Mu było i jest posługiwać. Niech Pan ma Go w swojej opiece i zawsze Mu błogosławi!

A u nas dzisiaj, w Duszpasterstwie Akademickim, Msza Święta o godzinie 20:00, po czym – nabożeństwo majowe. Nie zapominajmy o tych nabożeństwach. Dzisiaj także pierwsza niedziela miesiąca!

Teraz zaś już pochylmy się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem się zwraca właśnie do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

5 Niedziela Wielkanocna, A,

7 maja 2023., 

do czytań: Dz 6,1–7; 1 P 2,4–9; J 14,1–12

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Gdy liczba uczniów wzrastała, zaczęli helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom, że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy.

Dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów, powiedziało: „Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbali słowo Boże, a obsługiwali stoły. Upatrzcież zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości. Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa”.

Spodobały się te słowa wszystkim zebranym i wybrali Szczepana, męża pełnego wiary i Ducha Świętego, Filipa, Prochora, Nikanora, Tymona, Parmenasa i Mikołaja, prozelitę z Antiochii. Przedstawili ich Apostołom, którzy modląc się włożyli na nich ręce.

A słowo Boże rozszerzało się, wzrastała też bardzo liczba uczniów w Jerozolimie, a nawet bardzo wielu kapłanów przyjmowało wiarę.

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PIOTRA APOSTOŁA:

Najmilsi: Zbliżając się do Pana, który jest żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym, wy również niby żywe kamienie jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa. To bowiem zawiera się w Piśmie: „Oto kładę na Syjonie kamień węgielny, wybrany, drogocenny, a kto wierzy w niego, na pewno nie zostanie zawiedziony”.

Wam zatem, którzy wierzycie, cześć. Dla tych zaś, co nie wierzą, właśnie ten kamień, który odrzucili budowniczy, stał się głowicą węgła – i kamieniem upadku, i skałą zgorszenia. Ci, nieposłuszni słowu, upadają, do czego zresztą są przeznaczeni.

Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, świętym narodem, ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę”.

Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?”

Odpowiedział mu Jezus: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście”.

Rzekł do Niego Filip: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”.

Odpowiedział mu Jezus: „Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: Pokaż nam Ojca? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a O jciec we Mnie. Jeżeli zaś nie, wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła.

Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca”.

Szczęśliwie udało się pogodzić jedno z drugim, a więc «obsługiwanie stołów» i głoszenie słowa Bożego. Ostatnie zdanie dzisiejszego pierwszego czytania zawiera w sobie tę informację, że słowo Boże nie ucierpiało na całym zamieszaniu, ale dalej było owocnie głoszone. Jak słyszymy, słowo Boże rozszerzało się, wzrastała też bardzo liczba uczniów w Jerozolimie, a nawet bardzo wielu kapłanów przyjmowało wiarę.

A zatem – kolejny sukces apostolski. A zapowiadało się nieciekawie. Bo pierwsze zdanie informuje nas o pewnym konflikcie, jaki może nie wybuchł z jakąś ogromną siłą, tylko po cichu – ale jednak realnie i dość niebezpiecznie – nabierał na sile i zaczął zagrażać jedności Kościoła. Jak bowiem dziś słyszymy: Gdy liczba uczniów wzrastała, zaczęli helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom, że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy.

Z jednej strony, informacja bardzo pozytywna i pocieszająca, bo liczba uczniów wzrastała. To naprawdę bardzo dobrze i z tego należało się cieszyć. Jednak – przy okazji – wyszły pewne napięcia i ludzkie problemy, które musiały wyjść!

Moi Drodzy, powiedzmy to sobie jasno i patrząc sobie nawzajem prosto w oczy, że gdzie są ludzie, tam też są międzyludzkie napięcia. A gdzie tych ludzi jest coraz więcej, to i napięć jest coraz więcej. To jest coś zupełnie oczywistego. Bo kiedy ludzi jest coraz więcej, to co i raz wychodzą różne niedociągnięcia, nieporozumienia, bo ktoś komuś „na odcisk nadepnął”, bo ktoś na kogoś krzywo spojrzał, bo ktoś komuś coś powiedział, albo o kimś coś pomyślał – a ponieważ tych osób jest coraz więcej, to i szans dowiedzenia się czegoś, czego się dowiedzieć nie powinno, też jest coraz więcej. Nic dziwnego – nic nowego pod słońcem…

Nawet więc gdyby chrześcijanie pozostali maleńką grupką i w tym maleńkim gronie wszystko by załatwiali, to też okazałoby się, że może są już sobą zmęczeni, a to znowu ktoś zaczyna coś tam robić czy mówić, co się innym nie podoba – i konflikt gotowy. I nawet dużej grupy nie trzeba. Ileż to przecież napięć, kłótni, a nawet potężnych awantur ma miejsce w naszych rodzinach! A przecież tam zazwyczaj jest tylko kilka – i to najbliższych sobie osób.

W dzisiejszym pierwszym czytaniu słyszymy, że problem dotknął wspólnotę chrześcijan w Jerozolimie – bo chyba na to właśnie wskazuje ostatnie zdanie. To tam właśnie, w Jerozolimie, pewna pewna grupa chrześcijan, pochodzenia żydowskiego, ale spośród tak zwanych hellenistów, czyli Żydów urodzonych poza Jerozolimą i mówiących po grecku, teraz jednak już mieszkających w Jerozolimie – spostrzegła, że jest gorzej traktowana od pozostałej grupy chrześcijan, a więc tych, którzy w Jerozolimie urodzili się i tutaj od zawsze mieszkają.

Konkretnie, to sprawa miała dotyczyć ich wdów, które jakoby zaniedbywano. Na czym to zaniedbywanie dokładnie polegało – nie bardzo wiemy, bo nic więcej dzisiaj nie mówi nam Autor natchniony. Wiemy natomiast – taki wniosek możemy wyprowadzić – że jakiś problem był, bo Apostołowie go nie zbagatelizowali i nie powiedzieli hellenistom, że zawracają im głowę nieważnymi sprawami, tylko od razu zabrali się za rozwiązanie sprawy.

Chociaż też – tak na pierwsze skojarzenie – może się nam wydawać, że podeszli do sprawy trochę na luzie, czy może jak do sprawy drugiej kategorii. Bo stwierdzenie: Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbali słowo Boże, a obsługiwali stołymoże nasuwać takie skojarzenie, że te stoły to jednak sprawa drugiej kategorii, bo najważniejsze jest Boże słowo, a stoły to taki w sumie dodatek.

Natomiast możemy się domyślać, że to tutaj właśnie leżał cały problem. W pierwszym zdaniu usłyszeliśmy, że owe wdowy zaniedbywano przy codziennym rozdawaniu jałmużny, a tutaj słyszymy o stołach. Zatem, sprawa musiała dotyczyć kwestii doraźnej pomocy materialnej, może pomocy w utrzymaniu, a może w wyżywieniu. I chyba jednak nie możemy powiedzieć, że dla Apostołów była to sprawa zupełnie nieważna.

Owszem, oni sami uznali, że mają się zająć głoszeniem Słowa. Ale chyba też mieli na uwadze, że to – jak je określili – «obsługiwanie stołów» też jest ważne, bo jest jakby dalszym ciągiem tego głoszenia Słowa. Bo jest skutkiem tego głoszenia. Skoro bowiem Słowo to tak często mówi o miłości i miłosierdziu wobec bliźnich, to tutaj właśnie jest konkretny sposób okazania tego miłosierdzia: właśnie to obsługiwanie stołów, właśnie to codzienne rozdawanie jałmużny.

I tutaj nie można popełnił błędów, tutaj nie można jednych traktować lepiej, a drugich gorzej. Tutaj trzeba naprawdę okazać wielką miłość, a więc także – ale to już takie dopowiedzenie na marginesie, chociaż też ważne – nie można nikogo traktować z góry, na zasadzie rzucania mu jakichś ochłapów, żeby się odczepił i nie zawracał głowy. Nie! Jałmużna w naszym, chrześcijańskim rozumieniu, oznacza praktyczną realizację przykazania miłości bliźniego, dlatego nie może nigdy nikogo lekceważyć, ani traktować z góry.

Wiedząc to wszystko, Apostołowie powołali do tego dzieła siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości. Takie kryterium zostało postawione. I takich wybrano, a do swej posługi zostali włączeni poprzez włożenie rąk Apostołów na ich głowy. Ten gest, moi Drodzy, po dziś dzień oznacza przekazanie Ducha Świętego w akcie święceń: diakońskich, kapłańskich, czy biskupich. I w tym właśnie geście, o którym dzisiaj tu sobie mówimy, zasadniczo widzimy pierwsze święcenia diakońskie.

Owszem, bibliści i teologowie spierają się nad tym, jak je dokładnie rozumieć i jakie mają odniesienie do dzisiejszych święceń – czy jest to jedno i to samo, czy jednak są pewne różnice – natomiast pewnym jest, że Apostołowie powołali do tego zadania, o jakim tu sobie dzisiaj mówimy, ludzi bardzo odpowiednich, a więc pobożnych, prezentujących wysoki poziom moralny, mających dobrą opinię, pełnych Ducha i mądrości.

A to znaczy, że nie wybrali po prostu siedmiu kelnerów, którzy mieli tylko podać do stołu, a potem odnieść naczynia – z całym, oczywiście, należnym szacunkiem dla kelnerów! – ale widzieli w tej posłudze kontynuację swojej posługi, czyli głoszenia Słowa i modlitwy, jakiej to sami wyłącznie się oddali. Uznali, że posługa siedmiu Diakonów ma być nierozerwalnie złączona z ich apostolską posługą, tak jak w życiu każdego chrześcijanina słowo głoszone i wiara wyznawana ustami ma się niejako „z automatu” – chociaż to określenie brzmi tutaj dziwacznie, wiem o tym – stawać wiarą praktykowaną czynem, potwierdzoną czynem! Jedno i drugie powinno być zawsze widziane i rozumiane łącznie! Nierozłącznie!

Tego nas uczy dzisiejsze wydarzenie, opisane w pierwszym czytaniu. Jeszcze raz podkreślmy: nie ma tam mowy o jakimś lekceważącym traktowaniu posługi charytatywnej, posługi miłości, konkretnej pomocy, okazywanej bliźnim. Jedno i drugie należy połączyć! Natomiast na pewno trzeba też zachować odpowiednią kolejność, to znaczy najpierw niech będzie zasłuchanie się w Boże słowo i wyciągnięcie z niego odpowiednich wniosków, niech też będzie modlitwa, bo ona da światło i siły do działania, ale potem niech już będzie to działanie: to dobre działanie, konkretne i sumienne, spełnianej z wiarą i miłością.

W ten sposób będziemy szli drogą Jezusa, o której On sam mówi dzisiaj, w Ewangelii, a którą jest On sam. Słyszeliśmy, że na pytanie Filipa: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?, odpowiedział: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście.

Kiedy zaś dociekliwy Apostoł nie dawał spokoju i prosił: Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy, w odpowiedzi usłyszał: Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: Pokaż nam Ojca? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie, wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca.

Zobaczmy, Jezus także mówi o swoich dziełach, które mają potwierdzić Jego nauczanie i sprawić, że uczniowie w Niego uwierzą. I właśnie: wyrazem tej wiary i tej jedności z Jezusem będzie to, że uczniowie dokonają dzieł większych od tych, których dokonał Jezus! Moi Drodzy, to przecież coś wprost nieprawdopodobnego! Jak my możemy dokonywać dzieł większych od tych Jezusowych?

Otóż, nie w tym sensie, że uczynimy coś samego w sobie większego, bo to jest niemożliwe. Ale w tym sensie, że uczynimy tych dzieł więcej, bo rozniesiemy Dobrą Nowinę o Jezusie po całym świecie i wszędzie tam także zaniesiemy Jego miłość, wyrażoną w naszym postępowaniu i działaniu, w naszej postawie. Tak należy rozumieć owe «większe dzieła», których dokonamy. Jezus dokonywał ich w tym miejscu, gdzie żył i działał, natomiast wieść o tym niesie Ewangelia. My zaś mamy je czynić wszędzie tam, gdzie my żyjemy i działamy, gdzie pracujemy i uczymy się, gdzie budujemy nasze codzienne relacje z ludźmi.

W ten sposób dzieło Jezusa można będzie pomnożyć o liczbę chrześcijan na całym świecie. I będzie to dzieło naprawdę większe! O ile tylko na swoich uczniów – czyli na nas, chrześcijan – Jezus może liczyć… Czy może?…

Właśnie! Na to pytanie każda i każdy z nas musi uczciwie odpowiedzieć. Święty Piotr Apostoł, w bardzo uroczystych słowach, mówi do nas dzisiaj, w drugim czytaniu: Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, świętym narodem, ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła.

Dokładnie tak: abyśmy ogłaszali dzieła potęgi Boga: swomi czynami, swoim życiem, konkretem swojej codzienności. Ale byśmy tę swoją aktywność i zaangażowanie budowali na Bożym słowie i modlitwie. Na tym też polega misja Kościoła: ma on głosić Boże słowo, przestrzegać i upominać, oraz łączyć ludzi w modlitwie, a z tego ma wypływać właściwe i mądre działanie. Nawet może bardziej pasterze Kościoła powinni anażować się w to pierwsze – bo przecież w sprawowaniu Sakramentów są niezastąpieni – a w to drugie: dobrze uformowani wierni świeccy. Chociaż, oczywiście, nie jest to jakiś podział sztywny.

A mówimy o tym dlatego, że dzisiaj wielu mędrców tego świata i tych, którzy uważają się za władnych, by doradzać Kościołowi i pouczać Kościół – chociaż sami są zasadniczo poza nim – chciałoby uczynić z Kościoła instytucję wyłącznie charytatywną, taki dosłownie ośrodek pomocy społecznej. Dlatego będą chwalić wszelkie akcje pomocowe, organizowane przez Kościół, ale kiedy w Kościele wybrzmią słowa nauki Bożej, albo krytyki złych postaw, grzechu i niemoralności, to zaraz jest krzyk, że Kościół się miesza do polityki, że się wtrąca w życie człowieka, że się narzuca, i że to, i że tamto… Niech organizuje zbiórki i inne akcje, niech opiekuje się schroniskami, niech zakłada jadłodajnie, ale w sprawach moralnych niech siedzi cicho, bo tutaj każdy ma swoje własne zdanie i nikomu niczego nie można narzucać. Tak dzisiaj wielu mędrców tego świata widziałoby rolę Kościoła.

Tylko, że to nie jest właśnie rolą Kościoła. Tę rolę – i właściwy porządek w całej sprawie – pokazuje dzisiejsza liturgia Słowa, a zwłaszcza pierwsze czytanie. I przykład Jezusa, który głosił Słowo i trwał w modlitewnej łączności z Ojcem, a dopiero potem tę naukę i tę jedność, oraz to, że sam jest Bogiem – potwierdzał czynami, znakami, cudami. One były zawsze po to – jak to zresztą i dzisiaj słyszymy – by potwierdzić misję Jezusa w świecie i słowa Jego nauki.

Oby także i nasze czyny potwierdzały naszą wiarę i naszą pobożność! Tej wiary i tej pobożności – nie może zabraknąć! A więc: życia sakramentalnego, modlitwy, słuchania Bożego słowa. Tego nie może zabraknąć! Absolutnie! Ale na tym nie może się wszystko skończyć. Potrzeba czynu – konkretnego czynu miłości, który potwierdzi to wszystko, w co wierzę. I pokaże ludziom – wszystkim wokół, w mojej osobie i moim postępowaniu – Tego, w którego wierzę, a więc Jezusa.

Oby ludzie naprawdę widzieli Go we mnie: w mojej pobożności i w codziennym stylu mojego życia…

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.