Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym mamy wspomnienie dowolne Matki Elżbiety Róży Czackiej – beatyfikowanej wraz z Prymasem Tysiąclecia Niewidomej Matki Niewidomych. Ponieważ odkąd jestem Duszpasterzem Akademickim, jestem także Diecezjalnym Duszpasterzem Niewidomych i Niedowidzących, przeto ta Postać jest mi jakoś szczególnie bliska. I dlatego wspominam o niej w rozważaniu.
A oto w planach na dzisiejszy dzień mam wizytę w Kodniu. Będzie to dla mnie okazją do wspomnienia naszej Matce, Pięknej Pani, Królowej Podlasia, Matki Jedności i naszej najwspanialszej Orędowniczce – o Was i o sprawach i intencjach, ważnych dla Was. Muszę pogadać z naszą Matką także o naszym Duszpasterstwie Akademickim i o jego dalszym funkcjonowaniu… Wieczorem zaś, o 18:00, planuję Mszę Świętą w mojej rodzinnej Parafii.
Wczorajsze spotkanie Studenckiego Koła Formacyjnego przebiegło w dość burzliwej, ale konstruktywnej atmosferze. Zderzyły się różne wizje i propozycje co do jego dalszego funkcjonowania. Wielką wartością dodaną tego spotkania – i moją osobistą radością – była obecność Agnieszki Niedziałkowskiej, która jako Siwicka, zwana kiedyś i dziś, przez swoich znajomych, „Siwą”, a która przez lata mocno angażowała się w działalność Duszpasterstwa Akademickiego. Tylko że wtedy na Msze Święte, katechezy i spotkania przychodziły całe rzesze Studentów. Dzisiaj nie mamy prawie nikogo… Wspomnienia Siwej i Jej trzeźwe, realistyczne i mądre spojrzenie na całą sytuację – także tę obecną – było dla nas bardzo cenne. Wyrażam wielką wdzięczność za to mądre stanowisko i konkretne porady!
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się konkretnie do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Piątek 6 Tygodnia Wielkanocy,
Wspomnienie dowolne Bł. Elżbiety Róży Czackiej,
19 maja 2023.,
do czytań: Dz 18,9–18; J 16,20–23a
CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Kiedy Paweł przebywał w Koryncie, w nocy Pan przemówił do niego w widzeniu: „Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić, dlatego że wiele ludu mam w tym mieście”. Pozostał więc i głosił im słowo Boże przez rok i sześć miesięcy.
Kiedy Gallio został prokonsulem Achai, Żydzi jednomyślnie wystąpili przeciw Pawłowi i przyprowadzili go przed sąd. Powiedzieli: „Ten namawia ludzi, aby czcili Boga niezgodnie z Prawem”.
Gdy Paweł miał już usta otworzyć, Gallio przemówił do Żydów: „Gdyby tu chodziło o jakieś przestępstwo albo zły czyn, zająłbym się wami, Żydzi, jak należy, ale gdy spór toczy się o słowa i nazwy, i o wasze Prawo, rozpatrzcie to sami. Ja nie chcę być sędzią w tych sprawach”. I wypędził ich z sądu.
A wszyscy Grecy, schwyciwszy przewodniczącego synagogi, Sostenesa, bili go przed sądem, lecz Gallio wcale o to nie dbał.
Paweł pozostał jeszcze przez dłuższy czas, potem pożegnał się z braćmi i popłynął do Syrii, a z nim Pryscylla i Akwila. W Kenchrach ostrzygł głowę, bo złożył taki ślub.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość.
Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat.
Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać”.
Mówiąc o działalności misyjnej, czy ewangelizacyjnej, zwykle podkreślamy trudności, związane z jej prowadzeniem. O naszych obecnych czasach mówimy, że są szczególnie trudne pod tym względem, żywiąc w sercu głębokie przekonanie, że chyba nigdy nie były aż tak trudne. Jednak chwila spokojnego namysłu – może jeszcze wsparta odrobiną wiedzy z zakresu historii Kościoła – szybko wyprowadzi nas z błędu.
Bo uświadomimy sobie, że trudności i przeszkody w tym dziele były zawsze – ale to dosłownie zawsze! Większe lub mniejsze – często pewnie te większe – i pochodzące z różnych stron, z różnych źródeł, ale były zawsze! Niejednokrotnie – owszem – były to prześladowania ze strony zewnętrznych wrogów Kościoła, różnych tyranów i dyktatorów, którzy w chrześcijaństwie widzieli zagrożenie dla swojej bezgranicznej, często brutalnej władzy, a w samym Jezusie – konkurenta do tronu.
Biblijny Herod dał początek całej linii takich właśnie totalnie zdeprawowanych ludzi, którzy – godni swego pierwowzoru – także bez żadnych zahamowań niszczyli wszystkich, którzy przyznawali się do wiary w Chrystusa i uznawali nad sobą Jego panowanie. Nieraz jednak te przeszkody, a wręcz prześladowania wiary i samych wierzących, płynęły niejako z wnętrza Kościoła, a więc ze zdemoralizowanych serc ludzi, uważających się często za wierzących. A samą przeszkodą okazywały się grzechy, w jakich pławili się ludzie i z których nie chcieli nigdy zrezygnować, dlatego jednoznaczne nauczanie Kościoła było im mocno nie na rękę, bo poruszało ich sumienia, demaskowało ich niecne zamiary, stąd też zamiast zmienić swoje życie i nawrócić się ku Bogu – woleli uderzyć w głosicieli, uciszając tych, którzy burzyli im ich fałszywy spokój…
Z tego, co wiemy z biblijnych komentarzy, a zwłaszcza z zapisów historyków, właśnie Korynt, do którego – jak dziś słyszymy – dotarł Święty Paweł, był takim miastem zdemoralizowanym. Jego mieszkańcy pławili się w różnego rodzaju grzechach i rozpuście. Jednak Apostoł właśnie tam – jak i w innych, dużych ośrodkach miejskich – postanowił założyć Gminę chrześcijańską. Nie było to jednak łatwe. O skali trudności dobitnie świadczy fakt, że Jezus osobiście podtrzymywał swego Apostoła na duchu, mówiąc do niego: Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić, dlatego że wiele ludu mam w tym mieście.
Wielokrotnie i na różne sposoby Jezus – zgodnie z obietnicą, że nie zostawi swego Kościoła i swoich wyznawców – wspierał głosicieli Bożego słowa, kierował działaniami swoich wysłanników i czyni to cały czas. Natomiast nie jest zjawiskiem częstym, że czyni to tak wprost i osobiście. Chociaż akurat Paweł mógł się czuć wyróżniony właśnie przez to, że do niego Jezus mówił właśnie osobiście – i to niejednokrotnie.
Jeśli zebrać te wszystkie opisy w Księdze Dziejów Apostolskich, oraz wzmianki o tym, że Pan powiedział mu to, czy tamto, jakie odnajdujemy w jego Listach, to zbierze się kilka takich sygnałów. A o ilu w ogóle nie wiemy?… Na pewno wiemy o pierwszej takiej przemowie do Pawła, bo była bardzo skuteczna, ale i – by tak to ująć – efektowna. Chodzi oczywiście o tę rozmowę, pod bramami Damaszku – i to dosłownie „pod bramami”, bo Paweł leżał na ziemi, spadłszy z hukiem z konia. Ponieważ tak efektownie „zaliczył glebę”, przeto w jego głowie wszystko się zresetowało, poprzestawiało na właściwe tory i wtedy już mógł przyjąć całe to przesłanie, z jakim zwrócił się do niego – no, właśnie: osobiście! – Jezus Chrystus.
A oto dzisiaj tenże Jezus mówi Pawłowi, że go nie zostawi, bo będzie go wspierał osobiście oraz przez „swoich ludzi”, których – jak się okazało – w tym mieście ma całkiem sporo! I to jest, moi Drodzy, godne podziwu, ale nade wszystko: godne zauważenia i podkreślenia, że Jezus Chrystus jest naprawdę Panem i Władcą, i On naprawdę kieruje losami świata!
Owszem, nie brakuje zła i przewrotności, nie brakuje ludzkiej złośliwości i rozlicznych przeszkód, bo to Boże panowanie zderza się z ludzką wolnością, która niejednokrotnie okazuje się swawolą! I dlatego Pan poszukuje różnych sposobów, żeby docierać do takich zimnych, zamkniętych i wrogich serc – by je otworzyć i ogrzać…
Ale zawsze wspiera i wzmacnia te serca, które są Mu oddane i Mu bezgranicznie ufają. Dlatego okazuje się, że tak naprawdę nigdy i nigdzie nie brakuje ludzi dobrych i głęboko wierzących – nawet w otoczeniu, zda się, całkowicie nieprzyjaznym, a wręcz wrogim. Skoro miał On tak wielu „swoich ludzi” w tak mocno zdemoralizowanym Koryncie, to znaczy, że ma ich wszędzie. I jeśli nawet miałoby się tak zdarzyć, że ludzie ci nie będą w stanie zadziałać i okazać swego wsparcia, bo okoliczności tak się właśnie ułożą, to Pan sam, osobiście i bezpośrednio wkroczy. Bo dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych i okoliczności nie do przejścia!
Zapewnia nas o tym w dzisiejszej Ewangelii, którą – jak zapewne zauważamy – rozpoczyna ostatnie zdanie wczorajszej Ewangelii. Mówi ono o tym, że smutek prześladowanych chrześcijan zamieni się w wieczną radość. Po czym Jezus dodaje: Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat. Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać.
I o tym, moi Drodzy, musimy pamiętać: my, chrześcijanie – przyjaciele i wyznawcy Jezusa Chrystusa, Jego uczniowie i świadkowie – nigdy nie jesteśmy pozostawieni sami sobie! I nigdy nie jest tak, że ten zdemoralizowany świat jest w stanie nas złamać lub pokonać. Bo Pan zawsze czuwa nad nami osobiście, a jednocześnie – wszędzie ma „swoich ludzi”, którzy myślą podobnie, jak my, i ten sam system wartości wyznają, tylko może też myślą, że są sami, że nie mają nikogo wokół siebie.
Może więc trzeba się uważniej rozejrzeć dookoła, a może trzeba odważniej zabierać głos w obronie wiary i w obronie chrześcijaństwa, a wówczas okaże się, że inni poczują się odważniejsi i też się odezwą! I będziemy mogli się policzyć! I okaże się, że Jezus «wielu ludzi ma w tym mieście», w naszej miejscowości, a może także w naszym miejscu pracy, nauki czy studiowania, w naszym sąsiedztwie…
I okaże się, że to wcale nie jest tak, że już wszystko się zawaliło, ludzie całkowicie odwrócili się od Boga, nikomu już na tych sprawach nie zależy, Kościół jest na pozycji totalnie przegranej… Może trzeba mocnego sygnału z naszej strony, aby poruszyć innych! Albo odpowiedzi z naszej strony, kiedy inni taki sygnał do nas wyślą. Najważniejszym jest w tym wszystkim, abyśmy się naprawdę nie dali zastraszyć i wmówić sobie, że jesteśmy przegrani, pokonani, pozostawieni sami sobie. Nie, nie jesteśmy! Przez Jezusa nie jesteśmy i nigdy nie będziemy pozostawieni sami sobie.
Bo jesteśmy „Jego ludźmi”, a On „swoich ludzi” ma w każdym czasie i w każdym miejscu – naprawdę bardzo wielu. Obyśmy się tylko rozpoznali – i nawzajem się wspierali!
Niech nas w tym wspiera przykład wieloletniej, cichej i pokornej, ale tak bardzo ofiarnej i owocnej służby Patronki dnia dzisiejszego, Matki Elżbiety Róży Czackiej – Niewidomej Matki Niewidomych. Co o niej wiemy?
Urodziła się 22 października 1876 roku, w rodzinie ziemiańskiej, w Białej Cerkwi, na obecnej Ukrainie. W dwudziestym drugim roku życia straciła wzrok, co odczytała jako wezwanie do służby niewidomym. Po latach przygotowań, w roku 1910, założyła w Warszawie Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, a w 1918 roku – Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Obie instytucje tworzą obecnie Dzieło Niewidomych, z siedzibą w Laskach koło Warszawy. Istniej ono od 1922 roku.
Swoim życiem dała świadectwo, że ślepota duchowa jest cięższym kalectwem niż ślepota fizyczna, dlatego osoby pozbawione wzroku włączała w apostolstwo wśród niewidomych na duszy i zadośćuczynienie za duchową ślepotę świata. Zmarła 15 maja 1961 roku, a 12 września 2021 roku Papież Franciszek zaliczył ją w poczet Błogosławionych.
Niech wyprasza nam łaskę dokładnego dostrzegania znaków Bożego działania w naszej rzeczywistości. Niech wyprasza nam także szersze otwarcie oczu serca na „ludzi Jezusa”, których mamy obok siebie, a których tak często nawet nie dostrzegamy…