Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę święceń kapłańskich przeżywają:
►Ks. Paweł Broński, Kapłan z naszej Diecezji, na Prymicji którego miałem zaszczyt głosić homilię – Dyrektor Diecezjalnej Telewizji Internetowej FARO TV, Redaktor Katolickiego Radia Podlasie;
►Ksiądz Kamil Prus z Diecezji warszawsko – praskiej, z którym spotkałem się w Parafii Ojca Pio w Warszawie, gdzie był On na praktykach.
Urodziny natomiast przeżywają:
►Mariusz Niedziałkowski, Człowiek bardzo mi życzliwy, Mąż Agnieszki, z którą tworzą naprawdę piękne małżeństwo. Życzę Jubilatowi – a właściwie Obojgu – aby Pan udzielił Im wszystkich możliwych łask i natchnień. Wspieram Ich modlitwą!
►Jakub Pałysa – za moich czasów: Prezes Służby liturgicznej w Miastkowie.
Z kolei, rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa obchodzą Magdalena i Szymon Olender. Dziękując za naszą wieloletnią bliskość i dobry kontakt, życzę nieustannego odkrywania piękna małżeńskiego życia, oraz powołania do rodzicielstwa. Niech Pan błogosławi Jubilatom, Ich Córce, Ich wspaniałym Rodzicom – jednym i drugim – i wszystkim Bliskim. Zapewniam o modlitwie!
Niech Pan udzieli Dostojnym Jubilatom swoich darów i apostolskiego zapału! Zapewniam o modlitwie!
A oto ja dzisiaj pomagam duszpastersko w Parafii w Poizdowie, potem zaś – o 20:00 – Msza Święta w naszym Duszpasterstwie, po której odbędzie się nabożeństwo czerwcowe.
Teraz zaś już zapraszam do rozważenia dzisiejszego Bożego słowa. Co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się do mnie osobiście? Duchu Święty, poprowadź…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
10 Niedziela Zwykła, A,
11 czerwca 2023.,
do czytań: Oz 6,3–6; Rz 4,18–25 Mt 9,9–13
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA OZEASZA:
Dołóżmy starań, aby poznać Pana; Jego przyjście jest pewne jak świt poranka, jak wczesny deszcz przychodzi On do nas, i jak deszcz późny, co nasyca ziemię.
Cóż ci mogę uczynić, Efraimie, co pocznę z tobą Judo? Miłość wasza podobna do chmur na świtaniu albo do rosy, która prędko znika. Dlatego ciosałem ich przez proroków, słowami ust mych zabijałem, a Prawo moje zabłysło jak światło. Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia: Abraham wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co było powiedziane: «Takie będzie twoje potomstwo».
I nie zachwiał się w wierze, choć stwierdził, że ciało jego jest już obumarłe – miał już prawie sto lat – i że obumarłe jest łono Sary. I nie okazał wahania ani niedowierzania co do obietnicy Bożej, ale się wzmocnił w wierze. Oddał przez to chwałę Bogu i był przekonany, że mocen jest On również wypełnić, co obiecał. Dlatego też poczytano mu to za sprawiedliwość.
A to, że poczytano mu, zostało napisane nie ze względu na niego samego, ale i ze względu na nas, jako że będzie poczytane i nam, którzy wierzymy w Tego, co wskrzesił z martwych Jezusa, Pana naszego. On to został wydany za nasze grzechy i wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Odchodząc z Kafarnaum Jezus ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim.
Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to faryzeusze, mówili do Jego uczniów: „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?”
On, usłyszawszy to, rzekł: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary». Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.
Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej, niż całopaleń. Oraz: Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: „Chcę raczej miłosierdzia, niż ofiary”. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników. Oto dwa stwierdzenia Boga, zapisane kolejno: w pierwszym czytaniu, z Księgi Ozeasza, oraz we fragmencie Ewangelii według Świętego Mateusza.
A przesłanie jednego i drugiego zdania jest bardzo podobne: o wiele bardziej od zewnętrznych znaków, o wiele bardziej nawet, aniżeli praktyki religijne, Bogu podoba się przemiana serca ludzkiego, czyli dar duchowy, który składa Mu szczerze.
Oto w pierwszym czytaniu słyszymy: Dołóżmy starań, aby poznać Pana. W terminologii biblijnej, słowo: „poznać” oznacza nie tylko: dowiedzieć się, że ktoś taki jest i czegoś tam ogólnie dowiedzieć się o nim, ale „poznać” – w tym przypadku: «poznać Boga» – oznacza: zacząć żyć według Jego woli, według Jego poleceń, według Jego stylu. Poznać Boga – to się do Niego zbliżyć i upodobnić, to Go jeszcze bardziej pokochać.
Zresztą, w jakimś stopniu to znaczenie bliskie jest także znajomości pomiędzy ludźmi: ten zna dobrze drugiego, kto jest z nim zżyty, kto widział go w różnych sytuacjach, kto nie tylko słyszy, co ten drugi mówi, ale i go rozumie, współodczuwa z nim, wchodzi w jego sytuację, czasami po prostu – rozumie bez słów. Pobieżna znajomość to – można by rzec – żadna znajomość.
Stąd «poznanie Boga» to także – i przede wszystkim – proces bardzo wewnętrzny. I dlatego Bóg przez Proroka Ozeasza, mówi dalej: Co ci mogę uczynić, Efraimie, co pocznę z Tobą, Judo? Miłość wasza podobna do chmur na świtaniu albo do rosy, która prędko znika. Dlatego ciosałem ich przez Proroków, słowami ust Mych zabijałem, a Prawo moje zabłysło jak światło.
Nie ma wątpliwości, że owo «poznanie Boga» w jakiś niezwykły i tajemniczy sposób dokonało się w sercu celnika Mateusza. W momencie, w którym spotkał go po raz pierwszy Jezus, człowiek ten cieszył się – mówiąc niezwykle oględnie i delikatnie – opinią… niespecjalną. Takich bowiem ludzi, którzy zbierali cło – nie zapominajmy, że na rzecz Rzymian, a więc okupanta! – w Palestynie, za czasów Jezusa, stawiano na równi z grzesznikami. Izraelita stronił od celników tak samo, jak od ludzi skażonych nieczystością. I oto Jezus wychodzi do takiego właśnie powszechnie pogardzanego człowieka i – co więcej – nie tylko wychodzi mu na spotkanie, ale wręcz wprasza się do niego w gościnę. Akurat dzisiaj o tym nie słyszymy, ale zapisali to inni Ewangeliści.
My natomiast słyszeliśmy w Ewangelii, że Jezus siedział za stołem z celnikami i grzesznikami. Oczywiście, musimy to właściwie rozumieć. To nie oznacza – bynajmniej – takiej sytuacji, że ci ludzie, którzy z Jezusem za tym stołem usiedli, akurat w tym momencie robili coś złego i dla uczczenia jakiejś kradzieży czy dla tak zwanego „opicia” jakiegoś zabójstwa, albo dla podzielenia się zrabowanym łupem, zasiedli z Jezusem do wesołej uczty. Nie, to nie w tym rzecz! Bo gdyby rzeczywiście tak było, to by oznaczało akceptację ze strony Jezusa popełnianego przez nich grzechu.
Tymczasem, tu chodziło o taką sytuację, w której ludzie ci – owszem: grzeszni i z niejednym ciemnym czynem na koncie – ale są świadomi swojego stanu i chcą coś z nim zrobić. To ludzie, którzy nie tylko poznali Boga, ale dla których poznanie Boga, poznanie Jezusa, oznacza także poznanie samych siebie. A to poznanie siebie oznacza dla nich z kolei zobaczenie całej masy podłości i grzechu, który w nich tkwi. I to właśnie takich odważnych ludzi, którzy nie boją się prawdy o sobie – Jezus zaprasza do stołu.
I nawet nie ma w tym momencie znaczenia, jaka ta prawda jest. Bo nawet, jeżeli jest ona najczarniejsza, to najważniejsze, że oni sami się jej nie boją. Jezus takich zaprasza do siebie i chce im pomóc.
Ich przeciwieństwem są faryzeusze, którzy sami byli może jeszcze większymi grzesznikami od tych, którzy z Jezusem zasiedli do stołu, ale którzy mniemanie mieli o sobie ogromne i którzy nawet nie dopuszczali do siebie takiej możliwości, że mogliby coś robić źle. Skądże! Oni właśnie z pogardą patrzyli na tych, którzy z Jezusem zasiedli do stołu, patrzyli na nich właśnie jako na grzeszników, a na Jezusa – jako na tego, który z nimi paktuje i utrzymuje jakieś ciemne konszachty.
Widać z tego, że nie poznali zupełnie Jezusa. Widać z tego, że zupełnie nie mają pojęcia o tym, kim jest Bóg – nie mówiąc już o tym, że w ogóle się z Nim nie zżyli, nie żyją według Jego woli. Chociaż, oczywiście, w swoim mniemaniu byli wręcz specjalistami od Pana Boga! Oni wiedzieli, co należy czynić, jak postępować, jak zachowywać Prawo, a przy okazji – jak je obchodzić. Mateusz i jemu podobni, pomimo świadomości licznych grzechów – a może właśnie dlatego – od razu poszli za Jezusem!
Faryzeusze zaś i uczeni w Piśmie, chociaż zachowywali całą masę rozlicznych przepisów, chociaż zachowywali cały zewnętrzny, przepisany prawem rytuał, to jednak do Jezusa mieli zawsze najwięcej zastrzeżeń. I cóż wówczas z tego, że zewnętrznie byli poprawni – może aż zbyt poprawni?
W tym kontekście, wielkim wzorem staje się dla nas wiara Mateusza, jakimś wielkim wzorem staje się dla nas wiara Abrahama, który uwierzył w nowinę, po ludzku mogącą się wydawać wręcz absurdalną: oto dwoje starych ludzi ma się stać rodzicami, ma być im podarowane nowe życie. A jednak, Abraham bezgranicznie uwierzył – i wygrał! Wspomina dziś o tym Święty Paweł, w drugim czytaniu…
Moi Drodzy, z tego Słowa płynie dla nas bardzo jasne i konkretne pouczenie i wskazanie: nie wystarczy być chrześcijaninem – tylko z metryki. Nie wystarczy być katolikiem – tylko z kancelaryjnego zaświadczenia. Nie wystarczy być tak zwanym „porządnym człowiekiem” – tylko z własnego o sobie mniemania. Nie wystarczy nawet codziennie chodzić do kościoła – dla samego tylko chodzenia. Nie wystarczy księdza po kolędzie przyjmować – tylko dla ludzkiego oka. Nie wystarczy zawrzeć małżeństwa w kościele, nie wystarczy ochrzcić dzieci, doprowadzić do Pierwszej Komunii czy do Bierzmowania – dla tak zwanego świętego spokoju.
Nie wystarczy nawet być znajomym proboszcza, czy mieć księdza w rodzinie. Więcej: nawet księdzem być nie wystarczy – tylko po to, żeby nim być. Moi Drodzy, to wszystko naprawdę nie wystarczy! Bo można tego wszystkiego dopilnować, można to wszystko na ostatni guzik dopiąć, można w zewnętrznym wymiarze wszystkiego tego przestrzegać – a wcale nie poznać Jezusa, nie pokochać Go, nie odkryć… Można pozostać gdzieś daleko od Niego. Niesamowite – ale tak może być!
Ja oczywiście nie zamierzam powiedzieć w tym momencie, iż nie jest ważna modlitwa, przyjmowanie Sakramentów; że nie jest ważne przybywanie na Mszę Świętą w każdą niedzielę, a nawet w tygodniu. To wszystko jest ogromnie ważne! Ale to wszystko musi nas prowadzić do czegoś więcej. Do czego? Właśnie – do poznania Jezusa!
Bo są tacy ludzie, których przekonanie o własnej doskonałości jest już tak wielkie, że aż nieznośne! I właśnie ci ludzie na innych patrzą z góry, innymi pogardzają, a przystępując po pół roku do Spowiedzi, praktycznie nie mają się z czego spowiadać. Bo nie mają grzechu! Prawdziwy cud!
A znowu inni mają jakieś wewnętrzne niepokoje, bo oto tyle się starają, spowiadają się, próbują – i ciągle im nie za bardzo wychodzi, i ciągle powtarzają się te same grzechy, i ciągle mogliby dać z siebie więcej, i jakoś lepiej postąpić w takiej czy innej sytuacji. I właśnie tym osobom chciałoby się powiedzieć – i bardzo często tak się mówi – aby się nie niepokoiły, aby nie czyniły sobie wyrzutów, aby naprawdę nie myślały zbyt krytycznie o sobie i o swojej wierze.
Bo chociaż mają poczucie swoich grzechów i swojej niedoskonałości, chociaż ciągle widzą, jak wiele mają jeszcze do zrobienia, to o takie osoby spowiednik będzie zawsze spokojny, bo widzi, że bardzo się starają, że mają trzeźwy osąd swojej sytuacji. I chociaż rzeczywiście – nie wszystko im wychodzi, to jednak oni wiedzą o tym i wiedzą, w jakim kierunku ma iść ich praca nad sobą.
Takim osobom pozostaje tylko życzyć spokoju i cierpliwości do samych siebie, aby nie chcieli naraz i szybko wszystkiego osiągnąć, ale aby się nastawili na pracę spokojną i wytrwałą, która będzie przynosiła widoczne efekty. Znacznie poważniejszy problem jest wówczas, kiedy – jak już wspomnieliśmy sobie – człowiek w swoich oczach jest doskonały i nie dostrzega potrzeby żadnej pracy nad sobą, nie dostrzega w sobie żadnych grzechów, za to dostrzega je u wszystkich wokół. Bez wątpienia, taki stan rzeczy jest niepokojący i musi dawać do zastanowienia.
Bo nawet, jeżeli ten człowiek dokonuje bardzo spektakularnych działań w parafii, coś zasponsoruje, gdzieś coś dobrego zrobi – bardzo często: najlepiej, jeśli będzie przy tym kilka kamer, albo ktoś, kto to opisze – jest on daleko od Boga i na Boga zamknięty. Taki człowiek nie pójdzie za Bogiem, nie zaufa Mu do końca, nie spełni Jego woli, bo zawsze będzie miał jakieś zastrzeżenia, zawsze będzie miał jakieś swoje „lepsze rozwiązania”.
Nie pozostaje nam zatem nic innego, moi Drodzy, jak prosić Boga, aby w naszych sercach rozpalił wiarę Abrahama, wiarę Mateusza; a jednocześnie – pomógł nam wybronić się przed postawą uczonych w Piśmie i faryzeuszy, którzy przegrywali każde spotkanie z Jezusem. I to nie dlatego, że Jezus się na nich uwziął i chciał ich pokonać, chciał ich przekreślić. Nie, wprost przeciwnie! To może właśnie dlatego byliśmy świadkami nieraz bardzo ostrych reakcji Jezusa na nich, że chciał On jakoś do nich dotrzeć, jakoś przekonać, iż tak naprawdę – muszą coś zrobić ze swoim życiem, ze swoim sumieniem… A jeżeli się to nie udawało, to nie z winy Jezusa, ale dlatego, że ich serca były tak bardzo szczelnie zamknięte.
I my także, moi Drodzy, im więcej będziemy Bogu ufali, im bardziej będziemy się starali od Niego zależeć, im częściej będziemy chcieli się z Nim spotykać, im częściej i chętniej będziemy Go pytać o zdanie w różnych naszych sprawach, im bardziej będziemy się z tym zdaniem liczyć, im intensywniej będziemy naukę Bożą wprowadzać w swoją codzienność – tym bardziej będziemy na tym zyskiwać, tym bardziej będziemy zwycięzcami, tym bliżej będziemy Jezusa.
Problem wielu ludzkich dramatów i dylematów, problem wielu ludzkich rozdartych serc i pytań bez odpowiedzi – to nie zawsze temat dla psychologa czy dla jakiejś magicznej terapii, która, nie wiadomo jak, miałaby człowieka uzdrowić, niczym czarodziejska różdżka. Problem wewnętrznych niepokojów człowieka – to bardzo często temat na konfesjonał i na porządną Spowiedź, i na solidne uporządkowanie swego wnętrza. Wtedy się okaże, że i spokój wróci, i łatwiej będzie określić kierunek swego życia.
Nie będzie to jednak możliwe, jeżeli ja będę – jeśli tak można powiedzieć – jedynie znajomym Jezusa, Jego „kumplem”, a tak naprawdę nie poznam Go szczerze.
Dlatego Jezus mówi dzisiaj także do mnie: Chcę raczej miłosierdzia, niż ofiary! Dlatego Jezus mówi dzisiaj także do mnie: Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej, niż całopaleń!
Miłości pragnę… Poznania Boga…