Chcemy widzieć znak od Ciebie…

C

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Kinga Kaltenberg – należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot;

Kinga Gawryś – moja była Uczennica w Miastkowie Kościelnym, Osoba bardzo zaangażowana w działalność młodzieżową w tejże Parafii.

Obu Solenizantkom życzę takiego zjednoczenia z Panem, jakiego przykład daje Ich Patronka. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, dzisiaj moje słówko – zamiast słówka Janka, który napisze w piątek. Serdecznie pozdrawiam Janka i Was wszystkich – i już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii.

Co zatem mówi do mnie Pan? Z jakim przesłaniem się zwraca? Duchu Święty, pomóż rozeznać!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek 16 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Kingi, Dziewicy,

24 lipca 2023., 

do czytań: Wj 14,5–9a.10–18; Mt 12,38–42

CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:

Gdy doniesiono królowi egipskiemu o ucieczce ludu, zmieniło się usposobienie faraona i jego sług względem niego i rzekli: „Cóżeśmy uczynili pozwalając Izraelowi opuścić naszą służbę?” Rozkazał wówczas faraon zaprzęgać swoje rydwany i zabrał ludzi swoich z sobą. Wziął sześćset rydwanów wyborowych oraz wszystkie inne rydwany egipskie, a na każdym z nich byli dzielni wojownicy.

Pan uczynił upartym serce faraona, króla egipskiego, który ruszył w pościg za synami Izraela. Ci jednak wyszli z podniesioną ręką. Egipcjanie więc ścigali ich i dopędzili obozujących nad morzem.

A gdy się zbliżył faraon, synowie Izraela podnieśli oczy, a ujrzawszy, że Egipcjanie ciągną za nimi, ogromnie się przerazili. Synowie Izraela podnieśli głośne wołanie do Pana. Rzekli do Mojżesza: „Czyż brakowało grobów w Egipcie, że nas tu przyprowadziłeś, abyśmy pomarli na pustyni? Cóż za usługę wyświadczyłeś nam przez to, że wyprowadziłeś nas z Egiptu? Czyż nie mówiliśmy ci wyraźnie w Egipcie: «Zostaw nas w spokoju, chcemy służyć Egipcjanom»?. Lepiej bowiem nam było służyć im, niż umierać na tej pustyni”.

Mojżesz odpowiedział ludowi: „Nie bójcie się! Pozostańcie na swoim miejscu, a zobaczycie zbawienie Pana, które zgotuje nam dzisiaj. Egipcjan, których widzicie teraz, nie będziecie już nigdy oglądać. Pan będzie walczył za was, a wy będziecie spokojni”.

Pan rzekł do Mojżesza: „Czemu głośno wołasz do Mnie? Powiedz synom Izraela, niech ruszają w drogę. Ty zaś podnieś swą laskę i wyciągnij rękę nad morze i rozdziel je na dwoje, a wejdą synowie Izraela w środek na suchą ziemię. Ja natomiast uczynię upartymi serca Egipcjan, że pójdą za nimi. Wtedy okażę moją potęgę wobec faraona, całego wojska jego, rydwanów i jeźdźców, wtedy poznają Egipcjanie, że Ja jestem Panem”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Niektórzy z uczonych w Piśmie i faryzeuszów rzekli do Jezusa: „Nauczycielu, chcieliśmy jakiś znak widzieć od Ciebie”. Lecz On im odpowiedział:

Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza. Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi.

Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni wskutek nawoływania Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz.

Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw temu plemieniu i potępi je; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon”.

Jak zmienny w swoim nastawieniu do życia, w swoich postanowieniach i decyzjach jest człowiek! Jak łatwo zapomina, co postanowił, co obiecał, czego doświadczył – i dlatego zmienia swoje widzenie sprawy i cel działania niemalże w jednym momencie. I to w sposób trudny do zrozumienia i przeczący logice. O czym mówimy?

A chociażby o postawie faraona. Dopiero co został tak bardzo dotknięty dziesiątą plagą, zesłaną przez Pana, czyli śmiercią pierworodnych – w tym także swego pierworodnego syna – a tym samym tak bardzo upokorzony, po czym pozwolił Izraelitom wyjść na wolność, gdy oto już dzisiaj słyszymy, że zmieniło się usposobienie faraona i jego sług względem [ludu] i rzekli: „Cóżeśmy uczynili pozwalając Izraelowi opuścić naszą służbę?” Rozkazał wówczas faraon zaprzęgać swoje rydwany i zabrał ludzi swoich z sobą. Wziął sześćset rydwanów wyborowych oraz wszystkie inne rydwany egipskie, a na każdym z nich byli dzielni wojownicy. Pan uczynił upartym serce faraona, króla egipskiego, który ruszył w pościg za synami Izraela. Ci jednak wyszli z podniesioną ręką. Egipcjanie więc ścigali ich i dopędzili obozujących nad morzem.

Oczywiście, to nie Pan dosłownie uczynił upartym serce faraona, ale jedynie dopuścił do tego, aby ten swój upór pokazał. I ten pokazał, a wówczas Pan wysłał jeszcze jeden, mocny sygnał, po którym faraon z ostatniej wyprawy za Izraelitami wrócił do pałacu samotnie… Bo wszystkie jego wojska poginęły w morzu… Tyle zatem istnień ludzkich kosztowała zmienność nastrojów i postanowień faraona…

Najpierw bowiem nie chciał wypuścić ludu i przez dziewięć kolejnych plag zmieniał swoje postanowienia, nie dotrzymując słowa, dawanego Mojżeszowi; potem upokorzony pozwolił wypuścić naród, by zaraz tego pożałować i usiłować go zawrócić z drogi. Oto stałość postanowień i postaw faraona!

A czyż lepiej było pod tym względem z narodem, który przed każdą większą przeszkodą czy koniecznością zniesienia pewnych trudów – natychmiast narzekał i protestował, mówiąc nawet o powrocie do egipskiej niewoli?! Tak, jakby nie doświadczył nigdy żadnych znaków Bożej opieki! Kiedy jednak tej opieki doświadczał, wówczas wznosił ręce do Nieba i wychwalał Pana, obiecując trwanie przy Nim już zawsze. Niestety, zapału tego wystarczało do kolejnej, napotkanej trudności.

Bo wtedy zaczynało się to, co dzisiaj usłyszeliśmy – narzekanie i wypominanie Mojżeszowi, po co ich w ogóle wyprowadzał na wolność. Padły ze strony Izraelitów – między innymi – takie dramatyczne słowa: Czyż brakowało grobów w Egipcie, że nas tu przyprowadziłeś, abyśmy pomarli na pustyni? Cóż za usługę wyświadczyłeś nam przez to, że wyprowadziłeś nas z Egiptu? Czyż nie mówiliśmy ci wyraźnie w Egipcie: «Zostaw nas w spokoju, chcemy służyć Egipcjanom»? Lepiej bowiem nam było służyć im, niż umierać na tej pustyni.

Aż chciałoby się zawołać: „Ludzie, co Wy mówicie! Czy wam się totalnie w głowach poprzewracało?” Dopiero co cieszyli się wyjściem z Egiptu, gdy napotkana w drodze pierwsza większa trudność wywołuje takie reakcje. Owszem, powiedzmy szczerze, że to była trudność niemała i mogąca wywołać przerażenie. Oto bowiem przed nimi morze, za nimi pędzące wojska faraona, więc sytuacja wydaje się zupełnie bez wyjścia. Ale czyż nie doświadczyli dopiero co wyjścia z sytuacji bez wyjścia? Czyż nie doświadczyli ogromu Bożej potęgi? Czy to naprawdę nic nie znaczy?

I w ten właśnie sposób myślenia wpisuje się żądanie niektórych uczonych w Piśmie i faryzeuszów, wyrażone w dzisiejszej Ewangelii: Nauczycielu, chcieliśmy jakiś znak widzieć od Ciebie. Można by tę prośbę – może lepiej powiedzieć: oczekiwanie, czy wręcz żądanie – interpretować w ten sposób, że chcą bardziej się do Niego przekonać i ostatecznie także: mocniej w Niego uwierzyć. Czy też: w ogóle uwierzyć.

Tyle tylko, że Jezus takich znaków – i to właśnie w tym celu – już wiele uczynił. I oni na pewno wiele z nich widzieli, albo przynajmniej o nich słyszeli, bo inaczej skąd wzięłaby się w ich ustach taka prośba? Niestety, po tamtych znakach – oni przynajmniej – jakoś nie uwierzyli… Po co im więc następny znak? Czyż nie po to, aby zabawić się kosztem Jezusa, by mieć fajne widowisko?

A przy okazji, zauważmy, jak wielki cynizm przebija z tego żądania. Przecież taki znak – nazwijmy wprost: cud! – to wydarzenie na wskroś nadzwyczajne, ponadnaturalne, wychodzące poza zakres normalnego ludzkiego działania. Takie wydarzenie zawsze wywołuje poruszenie serc, jakieś niedowierzanie, że – i jak – mogło się coś takiego stać, a co za tym idzie: takie wydarzenie skłania jednak serce normalnie myślącego człowieka do Boga i wzbudza w nim podziw dla Bożej mocy i wdzięczność dla Bożej łaskawości.

Skoro zatem ci ludzie dzisiaj mówią, że chcieliby – ot, tak sobie, jak jakąś sztuczkę iluzjonisty na scenie – zobaczyć jakiś znak, to udowadniają w ten sposób, że naprawdę nie mają w sobie żadnego dobrego nastawienia, żadnej pokory wobec Boga, żadnej wiary… To jest jedynie kaprys, zachcianka, która dzisiaj jest taka, ale już jutro będzie inna… A nawet niekoniecznie jutro, bo nawet za godzinę będzie inna…

Drodzy moi, tak właśnie człowiek zachowuje się wobec Boga, tak się zachowuje wobec innych ludzi, także – wobec samego siebie! Jak bowiem łatwo dyspensujemy się z obietnic i postanowień, które sami sobie dajemy – z naszych jakże pięknych i ciekawych planów, dotyczących czy to jakiejś zmiany w postawie, czy uporządkowania jakichś spraw w życiu, czy zrobienia tego, lub owego… Ileż dobrych postanowień – i jak mało konsekwencji, wytrwałości…

Ale i w naszych poglądach na wiele spraw tak często łatwo dopatrzeć się zmienności – zwłaszcza, gdy wierność im zaczyna kosztować nas jakiś wysiłek, czy spotyka się z niechęcią otoczenia. Jakże łatwo wtedy dopasować się do opinii ogółu, mody, czy „wygodnego” punktu widzenia. I tak rezygnujemy z Bożych zasad przy pierwszej lepszej okazji, wracamy do tej swojej egipskiej niewoli, zapominając o tylu znakach, które Pan w naszym życiu uczynił.

Czy gdyby teraz, na nasze żądanie, uczynił kolejny – czy byśmy uwierzyli? Czy jednak potrzeba większej konsekwencji w naszej postawie, wierności Bogu i Jego zasadom – i słowu, które sami daliśmy sobie i innym?… Bo jeżeli my sami nie uszanujemy swego słowa, to kto je ma uszanować?…

Chyba zatem widzimy dobrze, że koniecznością obecnego czasu jest bardziej intensywna i rzetelna nasza praca nad konsekwencją i wytrwałością w naszej chrześcijańskiej postawie – i uniezależnieniu jej od kaprysów, mód i zmiennych nastrojów w nas samych i naszego otoczenia.

Z pewnością, takiej bardzo konsekwentnej i wytrwałej postawy możemy uczyć się od Patronki dnia dzisiejszego, Świętej Kingi. Co o niej wiemy?

Kinga, a inaczej: Kunegunda, urodziła się w 1234 roku, jako córka Beli IV, króla węgierskiego. Była siostrą Świętej Małgorzaty Węgierskiej oraz Błogosławionej Jolanty. O latach młodości Kingi nie wiemy nic – poza tym, że była trzecią z kolei córką i że do piątego roku życia przebywała na dworze królewskim. Miała dwóch braci i pięć sióstr. Możemy przypuszczać, że otrzymała głębokie wychowanie religijne i pełne – jak na owe czasy – wykształcenie.

Około roku 1247 poślubiła Bolesława, ówczesnego władcę księstwa krakowsko – sandomierskiego (dużo wcześniej odbyły się tak zwane zrękowiny, jednak ze względu na bardzo młody wiek Kingi do właściwych zaślubin trzeba było poczekać kilka lat). A ponieważ był to czas najazdów Tatarów i wieści o ich barbarzyńskich mordach dochodziły do Polski coraz częściej, Bolesław z Kingą opuścili Sandomierz i udali się do Krakowa, a następnie uciekli na Węgry w nadziei, że tam będzie bezpieczniej. Jednak i tu nie znaleźli spokoju. Wojska węgierskie bowiem, w 1241 roku, poniosły klęskę. Dlatego Kinga uciekła z Bolesławem na Morawy. Powrócili do Polski w 1243 roku, zatrzymując się w Nowym Korczynie.

I to właśnie tam Kinga nakłoniła swego męża do zachowania dozgonnej czystości, którą ślubowali oboje na ręce biskupa krakowskiego Prandoty. Dlatego historia nadała Bolesławowi przydomek „Wstydliwy”. Wtedy także zapewne Kinga wpisała się do III Zakonu Świętego Franciszka jako tercjarka. I w tej formie czystości małżeńskiej przeżyła z Bolesławem czterdzieści lat.

W tym czasie także zapewne kilka razy odwiedzała rodzinne Węgry. Sprowadziła stamtąd do Polski górników, którzy dokonali pierwszego odkrycia złóż soli w Bochni. Stąd to powstała piękna legenda o cudownym odkryciu soli. Aby dopomóc w odbudowie zniszczonego przez Tatarów kraju, Kinga ofiarowała Bolesławowi część swojego ogromnego posagu. Bolesław za to – przywilejem z 2 marca 1252 roku – oddał jej w wieczyste posiadanie ziemię sądecką.

Pomagała ona swemu mężowi w rządach nad obu księstwami: krakowskim i sandomierskim. Wskazuje na to spora liczba wystawionych przez oboje małżonków dokumentów. Hojnie wspierała katedrę krakowską, klasztory benedyktyńskie, cysterskie i franciszkańskie. Ufundowała wiele nowych kościołów i klasztorów. W sposób istotny przyczyniła się do przeprowadzenia Kanonizacji Biskupa Stanisława ze Szczepanowa. Miało to miejsce w roku 1253. To ona właśnie miała wysłać do Rzymu poselstwo w tej sprawie i pokryć koszty związane z tą misją.

W dniu 7 grudnia 1279 roku umarł w Krakowie książę Bolesław Wstydliwy. Długosz wspomina, że Biskup krakowski Paweł i niektórzy z panów zaofiarowali Kindze rządy. Ta jednak, kiedy poczuła się wolna, postanowiła zrezygnować z władzy i oddać się wyłącznie sprawie zbawienia własnej duszy. Upatrzyła sobie klaryski ze Starego Sącza jako zakon dla siebie najodpowiedniejszy – i do niego od razu po śmierci męża wstąpiła. Prawdopodobnie nie zajmowała w nim żadnych urzędów. Jej staraniem była natomiast rozbudowa i troska o byt materialny klasztoru.

Przeżyła tam dwanaście lat, poddając się we wszystkim surowej regule. Tam też zmarła w dniu 24 lipca 1292 roku. Beatyfikacja nastąpiła dopiero 10 czerwca 1690 roku. A chociaż dekrety, wydane przez Papieża Urbana VIII, zalecały w sprawach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych jak najdalej posuniętą ostrożność i surowość, to jednak kult świątobliwej Księżnej trwał od wieków. Sam fakt porzucenia przez nią świata i jego rozkoszy, oraz fakt wstąpienia do najsurowszego zakonu żeńskiego, był dowodem heroicznej świętości Kingi.

Pamięć dzieł miłosierdzia chrześcijańskiego, jak również instytucji pobożnych, których była fundatorką, były bodźcem tegoż kultu, który po Beatyfikacji jeszcze wzrósł. Była powszechnie czczona przez okoliczny lud jako jego szczególna Patronka. Do jej grobu napływali nieustannie pielgrzymi. Dlatego w 1999 roku Papież Jan Paweł II ogłosił Kingę Świętą.

A oto fragment zachowanego dokumentu fundacyjnego klasztoru klarysek w Starym Sączu:

Nie znająca granic ludzka przewrotność często obala to, co uczyniono dla dobra śmiertelnych, a nawet i dzieła powstałe na chwałę i cześć wiekuistego i żywego Boga. Aby zapobiec tak niecnemu postępowaniu, stwierdzamy na piśmie i wobec świadków, ku wiecznej pamiątce tak współczesnych, jak i potomnych:

My Kunegunda, pani i właścicielka Sącza, wdowa po świętej pamięci Bolesławie, księciu Krakowa i Sandomierza, pobożnie i dogłębnie rozważywszy, że w dniu zdania ostatecznego i szczegółowego rachunku tylko czyny miłosierdzia będą mogły przebłagać i zjednać surowego Sędziego – Tego, który daje życie sprawiedliwym, a na śmierć wieczną wydaje bezbożnych, i że tylko miłosiernym zostaną otwarte wrota wiekuistej szczęśliwości, postanawiamy: we wspomnianej wyżej miejscowości Sącz ma być założony i wzniesiony klasztor Panien zakonu Świętej Klary, ku chwale Boga i świętej Bogarodzicy Maryi oraz ku czci chwalebnego wyznawcy, Błogosławionego Franciszka, dla wzmocnienia naszej świętej wiary i dla zbawienia duszy naszego małżonka i naszej własnej.

W tym domu mają zamieszkać ksieni i wspólnota sióstr tego zakonu i służyć Panu w bojaźni dniem i nocą, a wyzbywszy się woli własnej, niech wyrzekną się siebie i swego mienia, i kroczą przed Bogiem w świętości i sprawiedliwości, postanowiwszy wejść do życia, idąc ciasną drogą i wąskim przejściem.

Słusznie trzeba je wesprzeć w ich doczesnych potrzebach, bo w ten sposób w pokoju i z oddaniem będą służyły Panu, otrzymają nagrodę pobożnego życia, a bliźnim przyniosą owoce modlitw i dobry przykład. Chcemy zatem, by nie cierpiały niedostatku, a natomiast postępowały w życiu duchowym.

Dlatego zapisujemy im i przekazujemy na własność i na zawsze – wyżej wymienioną miejscowość Sącz wraz ze wszystkimi dochodami, oddając je w ręce czcigodnego nam ojca w Chrystusie, brata Mikołaja, prowincjała, który je przyjmuje w imieniu konwentu tychże Panien Zakonu Świętej Klary, powagą wielebnego Macieja, kardynała, protektora wyżej wymienionego zakonu Świętego Franciszka.

W dowód czego poleciliśmy spisać niniejszy akt i opatrzyć go naszą pieczęcią, Roku Pańskiego 1280, w oktawie świętych Apostołów, w obecności księcia Leszka, władcy Krakowa, Sandomierza i Sieradza, który publicznie potwierdził niniejszą darowiznę i przyłożył na niej swą pieczęć.”

Tyle z dokumentu fundacyjnego, wydanego przez naszą dzisiejszą Patronkę. Wpatrzeni w jej postawę miłości do Boga, wyrażającej się w konsekwentnym pełnieniu Jego woli, a także zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze pomyślmy, co i jak robimy w tym celu, czynić naszą chrześcijańską postawę bardziej konsekwentną i niezależną od zmiennych humorów i chwilowych nastrojów?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.