Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:
►Biskup Grzegorz Suchodolski – Biskup Pomocniczy Diecezji siedleckiej;
►Ksiądz Grzegorz Bindziuk, z którym miałem przyjemność współpracować kiedyś w Parafii w Trąbkach;
►Ksiądz Grzegorz Bielak – Wikariusz w mojej Parafii rodzinnej, Kapłan naprawdę bardzo gorliwy i pobożny, wykorzystujący swoje rozliczne talenty dla dobra Wiernych, szczególnie Młodzieży.
Życzę drogim Solenizantom, aby jak najwięcej wzoru czerpali z postawy swego Patrona.
Rocznicę ślubu natomiast przeżywają dzisiaj Państwo Anna i Tomasz Marczewscy, w swoim czasie: nasi Gospodarze w Szklarskiej Porębie. Niech Im Pan we wszystkim błogosławi, niech czyni piękniejszym z dnia na dzień przeżywanie małżeńskiej i rodzicielskiej codzienności!
Ze swej strony, Wszystkich dzisiaj świętujących zapewniam o modlitwie.
A u nas dzisiaj – już dzień powrotu. Po Mszy Świętej, którą już sprawowaliśmy i po spakowaniu, które jeszcze przed nami – ruszamy w stronę Wiednia, gdzie będziemy dziś nocowali w Klasztorze Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi, na zaproszenie Siostry Aldony Deczewskiej, która tam posługuję, a z którą znamy się od wielu lat, jeszcze z czasów Jej posługi w Lublinie. To właśnie Ona, dowiedziawszy się o tym, że będziemy przejeżdżać w pobliżu, zaprosiła nas na ten nocleg. Będzie okazja porozmawiać, pomodlić się wspólnie…
Moi Drodzy, sporo mam do powiedzenia w kwestii podsumowania tego wyjazdu, więc pozwólcie, że już to zostawię na któryś kolejny dzień. Bo dzisiaj od rana już się dużo dzieje (stąd późne zamieszczenie rozważania), a jeszcze sporo się planuje. Dlatego wrócę do tego w najbliższych dniach. Tymczasem, życzę Wszystkim pięknej niedzieli – pierwszej tego miesiąca.
I już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
22 Niedziela zwykła, A,
3 września 2023.,
do czytań: Jr 20,7–9; Rz 12,1–2; Mt 16,21–27
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają. Albowiem ilekroć mam zabierać głos, muszę obwieszczać: „Gwałt i ruina!” Tak, słowo Pana stało się dla mnie każdego dnia zniewagą i pośmiewiskiem.
I powiedziałem sobie: „Nie będę Go już wspominał ani mówił w Jego imię”. Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus zaczął wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie.
A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”.
Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”.
Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?
Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania”.
Pierwsze czytanie – i mocne, a wręcz dramatyczne świadectwo Jeremiasza: Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają. Zapewne, kiedy te słowa usłyszeliśmy, od razu zrodziło się w naszych sercach pytanie: Ale o co chodzi? Co znaczy to stwierdzenie – skierowane przecież do Boga: ujarzmiłeś i przemogłeś? Dlaczego Prorok jest codziennym pośmiewiskiem i wszyscy [mu] urągają?
Odpowiedź znajdujemy już w kolejnych zdaniach: Albowiem ilekroć mam zabierać głos, muszę obwieszczać: „Gwałt i ruina!” Tak, słowo Pana stało się dla mnie każdego dnia zniewagą i pośmiewiskiem. Czyli – to nie sam fakt powołania i nie to, iż Bóg zmusza Proroka do jakichś nadludzkich działań, tylko treść Słowa, które każe mu głosić, jest tak trudna i nieprzyjemna dla ucha słuchaczy, że reagują oni tak, jak reagują.
I – co w takiej sytuacji oczywiste – wszystko to skupia się na Proroku, bo to on stoi na „pierwszej linii frontu”. To on ma wyjść do ludzi, do swego opornego narodu i obwieścić im rzecz ze wszech miar oczywistą, a przecież tak trudną do przyjęcia: Gwałt i ruina! Oczywiście, mowa tu o duchowej kondycji narodu…
Słysząc takie słowa, rodacy Jeremiasza mogą zareagować żalem i skruchą, prawdziwym i natychmiastowym nawróceniem, a przynajmniej jakąś głęboką refleksją. I tak byłoby najlepiej! Ale tak jest też najtrudniej, bo to by wymagało pokory i przyznania, że Prorok jednak miał rację… A kto się tak łatwo i chętnie do tego przyzna?
Lepiej więc uciszyć Proroka, a jeśli nie od razu się to uda, to chociaż go porządnie wyśmiać. W tej sytuacji, Prorok postanawia postąpić tak, jak pewnie postąpiłoby wielu z nas. Sam o tym tak mówi: Powiedziałem sobie: „Nie będę Go już wspominał ani mówił w Jego imię”. To jednak okazało się niemożliwe do zrealizowania. Dlaczego? Przyczynę znowu podaje sam Prorok: Wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem.
Można by się zastanawiać, dlaczego tak, skąd ten ogień – gdyby nie pierwsze zdanie dzisiejszego fragmentu, przed chwilą tu przywołane: Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. Szczególnie zwróćmy uwagę na te słowa: a ja pozwoliłem się uwieść… I wszystko jasne! Skoro Prorok sam pozwolił Bogu na działanie w jego życiu i przez jego życie, skoro oddał się do całkowitej dyspozycji Boga – bo jak inaczej rozumieć słowo: uwiodłeś – to trudno się teraz dziwić, że Bóg po prostu skorzystał z tej oferty.
I posłużył się Prorokiem do zrealizowania swoich planów, mających na celu przede wszystkim dobro i opamiętanie opornego narodu wybranego. Bo Bóg nie dla swojej własnej przyjemności posyła Jeremiasza z takim, a nie innym słowem, ale dla ratowania swego ludu. Skoro zaś sam Jeremiasz oddał się do dyspozycji Boga, to teraz po prostu musi wywiązać się z tej obietnicy.
Na szczęście, w tym stwierdzeniu: Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść – możemy dopatrzeć się świadectwa jakiejś szczególnej, osobistej jego więzi z Bogiem. Bo jakie skojarzenia nasuwają się nam, kiedy słyszymy, że ktoś kogoś uwiódł?… O jakich relacjach możemy wtedy mówić?… Powiedzmy krótko, bez rozwijania tematu: o relacjach bardzo bliskich. O relacjach wzajemnie serdecznych.
Zatem, z całą pewnością Prorok mógł liczyć na Boże wsparcie, na pomoc, a wręcz na prowadzenie w realizacji całego dzieła. Na pewno, nie został w tej całej sprawie sam. Ale jednak potrzeba było ofiarowania jego życia, jego sił i talentów, jego pracy i zaangażowania, aby tę Bożą misję wypełnić. I tego właśnie oczekiwał Bóg od Jeremiasza – i o tym mu przypomniał, kiedy ten próbował się „rakiem” wycofać z umowy. Bóg chciał jego osobistego zaangażowania i poświęcenia, bo w całej sprawie było ono naprawdę konieczne.
Podobnie, jak Święty Paweł oczekiwał od wiernych Gminy rzymskiej: Proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe.
Moi Drodzy, czyż to nie jest właściwie ta sama prośba i to samo oczekiwanie, jakie wobec Jeremiasza miał Bóg? Paweł wzywa i zachęca swoich uczniów, aby dali swoje ciała na ofiarę – jako wyraz służby. Ciekawym jest natomiast tutaj stwierdzenie, że ma to być służba rozumna… Warto osobiście zastanowić się, co to znaczy – co chociażby dla mnie, osobiście, znaczy – że moja służba, spełniana przed Bogiem, ma być rozumna…
Na pewno, nie jakaś fanatyczna i na pewno nie taka, która by nie uwzględniała realiów, w jakich żyję. Apostoł oczekuje od swoich uczniów, aby w sposób mądry i realny włączyli – by tak to ująć – ducha służby w swoją codzienność. Aby dali dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną… Zatem, aby dali swoje zaangażowanie i osobiste poświęcenie, aby dali swój czas, aby właściwie całą swoją codzienność potraktowali jako dar dla Boga.
Dopowiedzmy: jako chętny i radosny dar dla Boga. Jeżeli ma to być ofiara Bogu przyjemna, to nie może być na pewno ofiarą wymuszoną, wyliczoną „od – do”, składaną w atmosferze wypominania i pretensji. Chodzi zatem o takie zwyczajne, codzienne, spokojne pełnienie woli Bożej; o takie codzienne, zwyczajne świadectwo, dawane swojej wierze…
Chciałoby się powiedzieć: nic nadzwyczajnego. Czy jednak rzeczywiście nie jest to nic nadzwyczajnego, czy właśnie jest – szczególnie w naszych czasach?… To już każdy sam musi ocenić… Natomiast na pewno Pan nie oczekuje od nas jakiegoś ślepego, bezrefleksyjnego, wręcz – jak już to sobie określiliśmy wcześniej – fanatycznego działania. Nie! Codzienność naprawdę da się pogodzić ze służbą Bożą, a służbę Bożą – z codziennością. Jeżeli człowiek tylko będzie tego chciał i będzie myślał, jak to konkretnie zrealizować, to na pewno się to uda.
Potrzeba jednak… miłości w sercu, potrzeba dobrej intencji, iż ja chcę to swoje życie ofiarować, iż ja chcę oddać swoje ciało na ofiarę Bogu przyjemną, jako wyraz służby… Czyli, że nie chcę mieć wszystkiego dla siebie, ale wszystko moje oddać dla Pana, a tym samym – dla dobra Jego Kościoła. Nie chcę tego, natomiast chcę dawać z siebie więcej i zawsze więcej – dla dobra ludzi, wśród których żyję, począwszy od tych najbliższych.
I chcę to czynić rozumnie, czyli tak, żeby nie zaburzyć całego porządku świata wokół siebie, ale żeby to było tak dyskretne i tak oczywiste, iż nikt nie będzie się niczemu dziwił, a niektórzy to może nawet nie zauważą, że ja coś z siebie daję… Bóg jednak to zauważy – i na pewno to doceni. Natomiast Jemu potrzebna jest nasza współpraca i nasze otwarte serce, bo On chce zbawiać ludzi i ratować ten świat – z naszą pomocą.
I w tym kierunku powinno iść nasze myślenie i nasze spojrzenie na całą sprawę. Nie da się ukryć, że zmiana myślenia – jakakolwiek, a już szczególnie idąca w tym kierunku, że człowiek miałby coś z siebie dać, coś z siebie ofiarować, z czegoś swojego zrezygnować – nie jest łatwa! Przekonał się o tym Święty Piotr, o czym słyszymy w dzisiejszej Ewangelii.
Oto Jezus zapowiada swoją Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie. Na to ostatnie zapewne Piotr nie zwrócił uwagi, bo przeraziła go perspektywa cierpienia Jego Mistrza. Dlatego, kiedy Jezus to wszystko zapowiedział, Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”. Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”.
Przypomnijmy sobie, że te słowa Jezus powiedział do Piotra zaraz potem, jak chwilę wcześniej pochwalił go za inne słowa, a mianowicie te, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym. Była to – jak pamiętamy – odpowiedź na pytanie, za kogo ludzie uważają Jezusa i za kogo Go uważają Jego uczniowie. Odpowiedź, jaką natychmiast dał Piotr, była powodem wielkich i wspaniałych słów, jakie skierował do niego Jezus. I wtedy mówił do swego ucznia, że to sam Bóg objawił mu tę prawdę, że nie mógł on jej znać sam z siebie. Czyli, że mówił to, co Boskie – co Bóg mu w jakiś sposób przekazał.
A wystarczyła chwila, żeby Piotr usłyszał, iż «nie myśli o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie». Jezus wręcz nazywa go szatanem, chociaż my dobrze wiemy, że nie uważał go za diabła wcielonego, ale mocno ostrzegł przed tym, że Piotr zbyt łatwo ulega ludzkiemu, schematycznemu myśleniu, że nie stara się spojrzeć na całą sprawę z innej – głębszej, a jednocześnie szerszej perspektywy.
Tak naprawdę, to Piotr nie chciał nic złego powiedzieć. Więcej: on się szczerze troszczył o Jezusa, dlatego w głowie mu się nie mieściło, że miałby On tak cierpieć. Trudno za to Piotra winić. Natomiast Jezus, w ten mocny sposób, uświadomił nam wszystkim, że sprawy Boże domagają się innego spojrzenia, innego myślenia, a nade wszystko – daru z siebie, ofiarowania siebie. I Jezus czyni to jako pierwszy.
Zatem, nie będzie wymagał od swoich uczniów tego, czego sam nie uczyni, jako pierwszy. On sam odda swoje życie na ofiarę Bogu, aby utorować drogę swoim uczniom i wyznawcom, by potem także oni mogli to robić. Dlatego dzisiaj mówi: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. I wszystko jasne, moi Drodzy.
Mamy dawać z siebie więcej, i coraz więcej – jak najwięcej! Mamy składać swoje życie w ofierze. A najwięcej na tym sami zyskamy. To zapewnienie – zauważmy to – wyrażone jest dzisiaj bardzo jasno: kto straci życie z powodu Jezusa, ten je znajdzie. A znowu – co człowiek da za swoją duszę, jakie skarby, jaką cenę zapłaci? Właśnie duchowe dobro jest tym najtrwalszym i najcenniejszym. I w tym kontekście, tak mocno i przekonująco wybrzmiewa ostatnie zdanie: Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania.
Moi Drodzy, mierząc tą właśnie miarą: ile mi Pan będzie w stanie oddać – «według mojego postępowania»?… Jakie jest moje ofiarowanie, moje poświęcenie, mój dar z siebie? I tu nie chodzi zaraz o to, bym musiał oddawać swoje życie na sposób męczeński – jak sam Jezus, jak Paweł, jak inni Apostołowie i większość Proroków, czy jak wielu Świętych Męczenników. Oczywiście, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co jeszcze będzie i co nas spotka – i jaką ofiarę trzeba nam będzie złożyć…
Natomiast na pewno – trzeba nam składać codzienną ofiarę z siebie, ofiarę codziennej miłości i troski o innych, codziennego przekształcania swojego myślenia z takiego czysto ludzkiego na Boskie; codziennej rezygnacji ze swoich upodobać, zachcianek; ze swojej wygody, z ustawiania wszystkiego tak, by zawsze było „po mojemu”… Powiedzmy sobie szczerze, że jest to naprawdę trudne, bo nam najtrudniej chyba zrezygnować ze swoich schematów myślenia i postępowania. A właśnie tej ofiary oczekuje ode mnie Pan.
Jak i tej, bym to swoje życie oddał na rozumną służbę Jemu i ludziom, czyli żebym z tego pragnienia służenia Jemu i ludziom czynił pierwszy i zasadniczy motyw mojego postępowania. A to będzie się wiązało z koniecznością dawania czytelnego świadectwa wierze, co z kolei może się wiązać z nieprzychylnymi reakcjami otoczenia. Ale na tym właśnie ma polegać moje ofiarowanie, moje dawanie z siebie więcej, zawsze więcej, jak najwięcej – z miłością.
Warto tę ofiarę złożyć, warto się na to odważyć. Także dlatego, że kiedy Pan będzie wypłacał każdemu według jego postępowania, wówczas okaże się, ile tak naprawdę zyskałem. Bo każdy dar, Bogu złożony, zawsze obraca się w największą korzyść dla mnie samego!