Który spełnił wolę ojca?…

K

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Siostry Teresa Skorupska, która w swoim czasie posługiwała w Miastkowie, będąc Przełożoną Domu;

Siostra Teresa Kurek, obecnie tam posługująca;

Siostra Teresa Jakubowska, posługująca na Syberii, w swoim czasie także w Surgucie;

Teresa Jaroszuk, która od lat z radością i dobrym sercem wita Pielgrzymów, przybywających do Sanktuarium w Kodniu. Pani Teresa posługuje w recepcji, obsługuje przybywających i mieszkających w domu Pielgrzyma, a ja mam przyjemność spotykać się z Nią i rozmawiać już od wielu lat. Zawsze, ilekroć pojadę do Kodnia lub chociażby tam zadzwonię, bardzo mnie cieszy możliwość spotkania z tak wspaniałą Osobą.

Wszystkim Solenizantkom życzę stałego i ubogacającego, osobistego kontaktu z Jezusem! I o taki będę się dla Nich modlił.

Moi Drodzy, w tych dniach – co zrozumiałe – dużo się dzieje na odcinku akademickim. Wszak to czas inauguracji pracy dydatkycznej na Uczelniach. Ja wczoraj byłem na inauguracji siedleckiej Akademii MAZOVIA, a dzisiaj, o 18:00 – Msza Święta w intencji tejże Uczelni, sprawowana w Parafii Świętego Józefa w Siedlcach.

Jutro z kolei Msza Święta w intencji Uniwerystetu siedleckiego, który od dzisiaj będzie się nazywał Uniwersytet w Siedlcach, a nie – jak dotychczas – Uniwersytet Przyrodniczo – Humanistyczny w Siedlcach. Ta nowa, „bezprzymiotnikowa” nazwa, oznacza podniesienie rangi Uniwersytetu, rozszerzenie jego oferty i możliwości doktoryzowania i habilitowania. Ta Msza Święta odbędzie się jutro, w Katedrze siedleckiej, pod przewodnictwem Biskupa Kazimierza Gurdy, Pasterza naszej Diecezji. A we wtorek – inauguracja roku w gmachu Uniwersytetu, przy ulicy Żyniej.

Póki co, dzisiaj od rana będę w Parafii w Samogoszczy, gdzie duszpastersko pomagałem w pierwszym roku mojej posługi Duszpasterza Akademickiego.

O 20:00 zaś, w naszym Duszpasterstwie – rozpoczynamy nowy rok pracy formacyjnej. A przy okazji – przypominam o pierwszej niedzieli miesiąca.

Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co Pan mówi dzisiaj do mnie – osobiście, tu i teraz? Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

26 Niedziela zwykła, A,

1 października 2023.,

do czytań: Ez 18,25–28; Flp 2,1–11; Mt 21,28–32

 

 

 

 

 

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:

To mówi Pan Bóg: Wy mówicie: „Sposób postępowania Pana nie jest słuszny”. Słuchaj jednakże, domu Izraela: Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne? Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił.

A jeśli bezbożny odstąpi od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu. Zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał, i dlatego na pewno żyć będzie, a nie umrze.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:

Bracia: Jeśli jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie, dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich.

Niech was ożywia to dążenie, które było w Chrystusie Jezusie.

On, istniejąc w postaci Bożej,

nie skorzystał ze sposobności,

aby na równi być z Bogiem,

lecz ogołocił samego siebie,

przyjąwszy postać sługi,

stawszy się podobnym do ludzi.

A w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka,

uniżył samego siebie,

stawszy się posłusznym aż do śmierci,

i to śmierci krzyżowej.

Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko

i darował Mu imię

ponad wszelkie imię,

aby na imię Jezusa

zgięło się każde kolano

istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych,

i aby wszelki język wyznał,

że Jezus Chrystus jest Panem,

ku chwale Boga Ojca.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: „Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: «Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy». Ten odpowiedział: «Idę, panie», lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: «Nie chcę». Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?”

Mówią Mu: „Ten drugi”.

Wtedy Jezus rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć”.

Czy my też – podobnie, jak naród wybrany – uważamy, że sposób postępowania Pana nie jest słuszny, skoro ktoś długie lata błądził gdzieś daleko od Boga i Kościoła, a teraz wraca, nawraca się, zaczyna żyć po Bożemu i zostaje za to nagrodzony? Bo Pan dzisiaj, w Proroctwie Ezechiela, wyraźnie zapewnia, że skoro człowiek taki zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał, to dlatego na pewno żyć będzie, a nie umrze.

Nawet jeżeli owo: zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów miało miejsce w ostatnich dniach życia, a nawet ostatnich godzinach życia, a nawet w ostatnich minutach życia – o ile tylko dokonało się naprawdę i było szczere! – to taki człowiek na pewno żyć będzie, a nie umrze.

Czy taki sposób postępowania Pana, taki sposób rozstrzygania przez Niego spraw, jest – według nas – słuszny, czy nie? Bo to znaczy, że wszystkich „starym komuchom”, „partyjniakom”, milicjantom i innym „resortowym dzieciom” – znowu się upiecze! Słuszne to, czy nie?…

Tylko jeszcze raz z całą mocą podkreślmy: mówimy o nawróceniu prawdziwym i o szczerym żalu za dotychczasowe grzechy, a nie o działaniu w ramach kampanii przedwyborczej, przed kamerami telewizyjnymi.

A znowu, ktoś może naprawdę całe życie się starał, do kościoła chodził, wiele Różańców odmówił, ale potem mu się w tej głowie poprzestawiało, noga mu się powinęła i poszedł w inną stronę – to co? Już się nie liczy to wszystko, co dotychczas zrobił? Czemu Pan nie patrzy na całe życie człowieka i na Sądzie Bożym nie wybierze tego, co przemawia na jego korzyść, a jednocześnie nie przymknie nieco oka na te niewielkie w sumie „poślizgi” w jego postępowaniu?…

Przecież Bóg jest miłosierny i chce zbawienia wszystkich ludzi. A my tu tymczasem słyszymy w pierwszym czytaniu: Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił. Krótko, jasno i na temat. I pytanie: Czy to naprawdę takie nielogiczne, takie krzywdzące dla człowieka? Naprawdę?…

Być może, chcąc się odnieść do tego właśnie dylematu, Jezus dzisiaj pyta religijną i społeczną elitę żydowską: Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: «Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy». Ten odpowiedział: «Idę, panie», lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: «Nie chcę». Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?

Zauważmy, że rozmówcy Jezusa nie zawahali się ani przez moment. Odpowiedź była błyskawiczna: Ten drugi. A przecież można było się zastanawiać, że skoro ten pierwszy tak dobrze wypadł „medialnie”, tak dobrze się zaprezentował, tyle też obiecał swemu ojcu, ale potem… jakoś tak mu się ułożyło, że nie wykonał tej obietnicy, to zaraz już go trzeba przekreślać? Może mu się coś akurat przytrafiło, może coś stanęło na przeszkodzie?… W końcu, chciał dobrze, miał dobre intencje, dobre chęci – czemu zaraz go odrzucać?

A znowu ten drugi – to jakiś buntownik, pewnie nieraz ojcu krwi napsuł. Pyskaty, zbuntowany, pewnie nie tylko ten jeden raz powiedział to swoje: Nie chcę!, Nie pójdę!”, „Nie będę pracował!”, „Odczep się!”, „Daj mi święty spokój!” I tym razem tak powiedział. A że akurat coś mu się tam w tej głowie przestawiło i akurat tym razem poszedł, i zaczął pracować, to co w tym w sumie wielkiego? Ot, trafił się chwilowo lepszy humor, czym tu się zachwycać?… Może innym razem wcale by tak nie zrobił?…

Może tak, a może nie. Wszystko można zaciemnić, wszystko można „rozmydlić”, wszystko można poddać w wątpliwość. Tymczasem, Jezus stawia sprawę jasno: jeden obiecał, ale nie spełnił tego, co obiecał – a drugi odmówił, ale jednak zrobił. I wszyscy rozmówcy Jezusa od razu przyznali rację temu drugiemu. Dlaczego tak się stało?

Oczywiście, możemy się tylko domyślać, ale wydaje się, że tak podpowiedziało im serce i rozum, trzeźwe myślenie i takie zwykłe logiczne spojrzenie na całą sprawę. Bo trzeźwe i logiczne, czyli takie normalne myślenie – o ile nie zacznie się kombinować i naciągać, albo ulegać różnym modom i trendom – podpowiada, że nie obietnice i gadanie bez końca, ale konkretna postawa się liczy. Konkretne zachowanie, konkretne czyny. I to właśnie ta postawa, jaką człowiek przyjmuje w tym momencie. Tu i teraz.

Bo co z tego, że ktoś kiedyś był dobry, pracowity, otwarty na ludzi – i czego by tu jeszcze nie wymienić – kiedy teraz nie da się do niego podejść, nie można na niego liczyć, nie da się z nim porozmawiać, a już tym bardziej współpracować. Co z tego, że kiedyś był taki, czy taki. Znane polskie porzekadło mówi, że „co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr”. Tak dokładnie wygląda sprawa, gdy idzie o relacje człowieka z Bogiem.

Dlatego przypomnijmy w tym momencie tę bardzo ważną prawdę, której Kościół Rzymskokatolicki od zawsze naucza, iż śmierć człowieka utrwala, niejako pieczętuje na całą wieczność taki stan, w jakim człowieka zastaje. Czyli, jeżeli zastaje go w stanie łaski uświęcającej, to otwiera mu drogę do Nieba. Owszem, może jeszcze być potrzebne przygotowanie w czyśćcu, ale zasadniczo jest to już przepustka do Nieba.

Niestety, jeżeli zastaje człowieka w stanie nieprzyjaźni z Bogiem, w stanie oddalenia od Boga, to jest bardzo duże niebezpieczeństwo znalezienia się w piekle, czyli wiecznego potępienia. Bo skoro człowiek teraz taki stan uznał za właściwy dla siebie, to Bóg po prostu szanuje jego wolny wybór. Moi Drodzy, usłyszmy jeszcze raz te twarde i kategoryczne słowa z pierwszego czytania: Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił.

Dzisiaj akurat w pierwszym czytaniu mamy tylko krótki fragment całego tego pouczenia, które w dalszej części zawiera i takie słowa, że żaden dobry czyn nie będzie owemu człowiekowi policzony – jeżeli z tego dobra zrezygnował, jeżeli z Boga zrezygnował, jeżeli żyje z Nim w nieprzyjaźni.

Moi Drodzy, warto o tym zawsze pamiętać. I innym przypominać. Szczególnie tym, którzy uparcie twierdzą, że na Boga i Jego sprawy „mają jeszcze czas”… Albo tym, którzy te najważniejsze życiowe sprawy traktują luźno i na wesoło. Warto im przypominać o tym, że w momencie śmierci rozstrzyga się cała wieczność! I już nie będzie odwrotu. I na pewno – nie będzie żartów. Dla niektórych – niestety – to będzie ostateczny wyrok. I nie chodzi tu o jakieś straszenie – żeby było wszystko jasne – tylko o nazwanie rzeczy po imieniu. Po prostu, tak te sprawy poustawiał sam Bóg.

Owszem, ten sam Bóg – by tak to czysto po ludzku ująć – „łapie się”, czego tylko może, żeby człowieka ratować, dlatego jeżeli w ostatnich godzinach lub chwilach życia człowiek dawał jakiekolwiek znaki żalu za grzechy, chęci powrotu do Boga, to na pewno zostanie to uwzględnione. Ale po co narażać się na takie niebezpieczeństwo? Bo jeżeli Bóg nie doszuka się żadnego takiego znaku, to naprawdę nie będzie miał wyjścia, jak tylko wybór człowieka uszanować: wolny wybór wolnego człowieka. Po to bowiem zaszczycił go wolnością, aby człowiek z niej korzystał – i aby sam decydował o swoim życiu doczesnym, ale i wiecznym!

Moi Drodzy, to jest tak naprawdę wyrazem wielkiej miłości Boga do nas – to właśnie, że tak poważnie nas traktuje, że nie jesteśmy marionetkami w Jego ręku, ale wolnymi istotami, osobami, tak bardzo przez Boga ukochanymi i traktowanymi naprawdę na serio. Obyśmy tylko my Boga zawsze traktowali na serio! I abyśmy byli zawsze świadomi naszej odpowiedzialności za swoje myśli, słowa i czyny – odpowiedzialności, która zawsze jest nieodłącznym elementem wolności!

Człowiek wolny po prostu za swoje decyzje i wybory, za swoje czyny, ale także: za swoje słowa i myśli – odpowiada przed Bogiem. Bierze na siebie i uczciwie ponosi konsekwencje swych swoich wyborów. Wszystkich wyborów, ale my dzisiaj akurat szczególnie zwracamy uwagę na te wybory aktualne, dokonywane tu i teraz. Bo na tym, moi Drodzy, polega nasze życie, że my ciągle, ale to ciągle jesteśmy w drodze. W naszym życiu ciągle coś się dzieje, ciągle coś się zmienia, ciągle coś się staje.

Dlatego w nauczaniu Kościoła podkreśla się także i to, że jeśli idzie o poziom duchowy człowieka, o poziom jego wiary, ale i poziom duchowej czy ludzkiej doskonałości – nie ma czegoś takiego, jak stan stały. Czyli, że osiągnąłem jakiś poziom i zatrzymałem się w rozwoju, więc mogę się cieszyć tym, co mam, bo tego już mi nikt nie zabierze, nawet jeżeli nie będę nic więcej zyskiwał. Otóż, nie!

Nasz duchowy rozwój musi być czymś nieustannym, to musi być ciągły ruch w górę! Bo w momencie, w którym ten ruch się zatrzymuje – następuję natychmiastowe spadanie, natychmiastowy regres! To jest tak, jak z wtaczaniem pod górę jakiejś – powiedzmy – śnieżnej kuli. Chociaż jest ciężko, ale jesteśmy coraz wyżej, a i kula jest coraz większa. Wystarczy jednak, że przestaniemy ją wtaczać, a natychmiast zacznie się staczanie w dół – i to coraz szybsze, aż do całkowitego rozbicia się kuli.

Oczywiście, to porównanie – jak każde porównanie – jest mocno niedoskonałe, ale trochę oddaje to, o czym tu sobie mówimy. A mówimy dokładnie o tym, że my, ludzie, nie jesteśmy pomnikami ze spiżu czy mosiądzu, czy marmuru, czy z czegokolwiek, które raz uformowane, stoją nawet kilkaset lat. My jesteśmy żywymi ludźmi, którzy w każdej sekundzie życia – tak samo, jak oddychają – tak samo coś myślą (dobrego, albo złego), coś mówią (dobrego, albo złego), a w końcu coś robią (dobrego, albo złego).

Zatem, w każdej dosłownie chwili zmienia się nasza życiowa sytuacja – na lepsze, lub na gorsze. Teoretycznie więc może być tak, że ktoś wejdzie na jakiś wysoki poziom ducha i dokona jakichś wielkich rzeczy – i można by go już ogłosić świętym za życia, wielkim i niezwykłym, a nawet wystawić mu pomnik. Ale nagle powie coś takiego, lub zrobi, co kompletnie go zdyskwalifikuje, skompromituje i wręcz przekreśli to, czego wcześniej dokonał. I co wówczas?

Uparcie twierdzić, że nic się nie stało i żyć wspomnieniami jego dawnych dokonań? A może burzyć pomniki i odwoływać ową przyspieszoną kanonizację? Dlatego Kościół nikogo za życia nie ogłasza świętym, tylko już po śmierci, kiedy wiadomo, że księga jego życia jest zamknięta i nie pojawi się w niej żadne nowe słowo, myśl lub czyn, dlatego można ocenić to, co w tej księdze zapisane – i na tej podstawie ewentualnie kogoś postawić za wzór przez beatyfikację, lub kanonizację. Przy czym, to sprawdzanie też nie dokonuje się z dnia na dzień, tylko wymaga czasu.

Zatem, widzimy, moi Drodzy, jak wielkie znaczenie ma to, byśmy byli ludźmi głęboko wierzącymi – tu i teraz, a nie kiedyś tam, w przeszłości. Albo kiedyś tam – w przyszłości. I abyśmy byli jedno z Jezusem, w stanie łaski uświęcającej tu i teraz, a nie kiedyś tam, w przeszłości. Albo kiedyś tam – w przyszłości. I abyśmy żyli Bożym słowem i pełnili wolę Bożą – tu i teraz, a nie kiedyś tam w przeszłości. Albo w przyszłości, która może kiedyś tam ewentualnie nastąpi, tylko nie bardzo wiadomo, kiedy…

Niech to nasze bycie z Jezusem tu i teraz – a nie kiedyś tam, dawno temu, lub kiedyś tam, w jakiejś mglistej przyszłości – będzie odpowiedzią na miłość Jezusa, na Jego wyjście ku nam, o którym Apostoł Paweł w drugim czytaniu, w formie bardzo uroczystej i podniosłej pisze, iż On, [czyli właśnie Jezus] –

istniejąc w postaci Bożej,

nie skorzystał ze sposobności,

aby na równi być z Bogiem,

lecz ogołocił samego siebie,

przyjąwszy postać sługi,

stawszy się podobnym do ludzi.

A w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka,

uniżył samego siebie,

stawszy się posłusznym aż do śmierci,

i to śmierci krzyżowej.

Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko

i darował Mu imię

ponad wszelkie imię,

aby na imię Jezusa

zgięło się każde kolano

istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych,

i aby wszelki język wyznał,

że Jezus Chrystus jest Panem,

ku chwale Boga Ojca.

Niech nasz język, nasze serce, nasz umysł – wyznaje to każdego dnia. A nasze czyny – niech to codziennie potwierdzają!

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.