Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, raz jeszcze proszę o spokojne przeczytanie wczorajszego rozważania, które zamieściłem dopiero dzisiaj – z powodu zakłóceń technicznych, które sprawiły, że nie miałem możliwości wejścia na blog prawie przez dwie doby. Dlatego proszę o jego spokojne przeczytanie i rozważenie sobotniego słówka, aby nie stracić wielu cennych myśli, jakimi podzielił się z nami Kacper.
Dzisiejsze słowo także zamieszczam późno, bo dopiero teraz udało się usunąć awarię. Raz jeszcze – wielkie dzięki za to Moderatorowi naszego bloga, Krzysztofowi Fabisiakowi!
A ja dzisiaj byłem w Samogoszczy, gdzie pomagałem duszpastersko, natomiast wieczorem, o 20:00 – celebrowałem Mszę Świętą w naszym Duszpasterstwie, w intencji Pana Tadeusza Goca, tak czynnie zaangażowanego w życie siedleckiej Uczelni, ale także – za co jestem bardzo wdzięczny – naszego Duszpasterstwa. Okazją były sobotnie imieniny Pana Tadeusza
Teraz natomiast zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Na co szczególnie chce zwrócić moją uwagę? Duchu Święty, tchnij!
Niech Was błogosław Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
30 Niedziela zwykła, A,
29 października 2023.,
do czytań: Wj 22,20–26; 1 Tes 1,5c–10; Mt 22,34–40
CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:
To mówi Pan: „Nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo wy sami byliście cudzoziemcami w ziemi egipskiej.
Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty. Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę i zapali się gniew mój i wygubię was mieczem, i będą żony wasze wdowami, a dzieci wasze sierotami.
Jeśli pożyczysz pieniądze ubogiemu z mojego ludu, żyjącemu obok ciebie, to nie będziesz postępował wobec niego jak lichwiarz i nie każesz mu płacić odsetek.
Jeśli weźmiesz w zastaw płaszcz twego bliźniego, winieneś mu go oddać przed zachodem słońca, bo jest to jedyna jego szata i jedyne okrycie jego ciała podczas snu. I jeśliby się żalił przede Mną, usłyszę go, bo jestem litościwy.”
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:
Bracia: Wiecie, jacy byliśmy dla was, przebywając pośród was. A wy, przyjmując słowo pośród wielkiego ucisku, z radością Ducha Świętego, staliście się naśladowcami naszymi i Pana, by okazać się w ten sposób wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i Achai.
Dzięki wam nauka Pańska stała się głośna nie tylko w Macedonii i Achai, ale wasza wiara w Boga wszędzie dała się poznać, tak że nawet nie trzeba nam o tym mówić. Albowiem oni sami opowiadają o nas, jakiego to przyjęcia doznaliśmy od was i jak nawróciliście się od bożków do Boga, by służyć Bogu żywemu i prawdziwemu i oczekiwać z niebios Jego Syna, którego wzbudził z martwych, Jezusa, naszego wybawcę od nadchodzącego gniewu.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że Jezus zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał wystawiając Go na próbę: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?”
On mu odpowiedział: „«Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem». To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: «Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego». Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy”.
Polecenia, jakie dzisiaj Pan kieruje do swego ludu, to – mówiąc w największym skrócie – nakaz zachowywania zasad sprawiedliwości, podbudowanej miłosierdziem. Albo inaczej: nakaz zachowywania sprawiedliwości, z mocnym wskazaniem na miłosierdzie.
Już pierwszy akapit to wyraża: Nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo wy sami byliście cudzoziemcami w ziemi egipskiej. Tyle, że oni właśnie byli gnębieni i uciskani – przynajmniej, w późniejszej i ostatniej fazie pobytu, bo na początku, wskutek mądrych rządów Józefa, sprzedanego wcześniej do niewoli, mogli zażywać ogromnej życzliwości i gościnności. Później jednak byli strasznie prześladowani w Egipcie – i może właśnie dlatego sami nie powinni prześladować cudzoziemców, którzy teraz znajdują się wśród nich.
A my obecnie to pouczenie moglibyśmy wyrazić w formie odwróconej: żeby cudzoziemcy nie uciskali i nie zabijali tych, wśród których osiadają – najczęściej nielegalnie! To taki ból naszego obecnego czasu. Ale to tylko dygresja…
Natomiast dalsze pouczenie Boże, zawarte w pierwszym czytaniu, dotyczy specyficznej sytuacji, w jakiej w społeczeństwie znajdowały się sieroty i wdowy. Pozbawione zupełnie opieki – odpowiednio: rodziców lub mężów – osoby te były skazane na bardzo ciężki los, na totalną marginalizację. Dlatego cała społeczność winna otoczyć je szczególną opieką.
A kolejne zdania – to pouczenia, dotyczące udzielania pożyczek i pobierania zastawu. Chociaż zarówno jedno, jak i drugie, kojarzy nam się raczej z jakimś zimnym i suchym rozliczeniem, to jednak – zgodnie z Bożym pouczeniem – i w tych kwestiach nie może zabraknąć miłosierdzia i współczucia dla trudnej sytuacji osób, które muszą te pieniądze pożyczać, albo niestety muszą oddawać coś w zastaw. Za każdym razem, jest to dla nich sytuacja w jakiś sposób upokarzająca i dlatego tym bardziej powinny spotkać się ze zrozumieniem i bezinteresownym wsparciem.
Moi Drodzy, chociaż te wskazania – w formule dosłownej i bezpośredniej – dotyczą relacji, zachodzących pomiędzy członkami narodu wybranego, to jednak możemy je z powodzeniem przenieść na nasze obecne relacje. I to nie tylko w tych sprawach, konkretnie tu dzisiaj wskazanych, bo całe Boże pouczenie, zapisane w Księdze Wyjścia, jest znacznie dłuższe i dotyczy wielu innych jeszcze działań i zachowań. My dzisiaj mamy zaledwie krótki fragment.
Ale już ten fragment pokazuje, jak powinno się kształtować myślenie człowieka Bożego na wszystkich płaszczyznach jego codziennego funkcjonowania. Także w kwestiach finansowych! A może – szczególnie tych finansowych. Otóż, chodzi o to, że nie ma takiej sfery życia człowieka, z której Boga należałoby, czy można by było wyłączyć. Bo może komuś się wydawać, że niektórymi sprawami to nawet… nie wypada Bogu głowy zaprzątać. Bo to takie codzienne, zwyczajne, powszednie sprawy…
I może to właśnie dlatego tyle zła, lekceważenia, a i oszustwa dokonuje się w tych naszych relacjach, że my właśnie niektóre sfery zbyt szybko wyłączamy spod Bożego wejrzenia, spod Bożych zasad. Także może niektóre relacje z ludźmi… Wolimy, żeby Bóg wszystkiego nie widział, nie słyszał, by nie o wszystkim wiedział…
A tymczasem Jezus dzisiaj, w Ewangelii, łączy ze sobą dwa przykazania – przykazanie miłości Boga i przykazanie miłości bliźniego – w jedno przykazanie: miłości Boga i bliźniego. A precyzyjnie, to: przykazanie miłości Boga, wyrażonej poprzez miłość do człowieka – i miłości człowieka, wyrażonej poprzez miłość do Boga. Oba te przykazania dobrze były znane w Starym Testamencie, dlatego dzisiaj w Ewangelii mamy do czynienia z dwoma cytatami. Kto ma przed sobą tekst dzisiejszej Ewangelii, to widzi, że jedno i drugie przykazanie ujęte jest w cudzysłów.
Tak, bo były to dwa starotestamentalne pouczenia, dwa znane dobrze narodowi wybranemu Boże polecenia – ale znane i rozumiane oddzielnie. A Jezus je dzisiaj połączył w jedno, łącząc w ten sposób niejako niebo z ziemią, sprawy ludzkie ze sprawami Boskimi – jak śpiewamy w Liturgii Wigilii Paschalnej. Bo przykazanie miłości Boga i bliźniego łączy wymiar Boski z wymiarem ludzkim, wieczny z doczesnym, stając się w ten sposób najważniejszym ze wszystkich przykazań.
Tak je dzisiaj określił Jezus, wyraźnie wskazując w ten sposób, jak powinniśmy traktować wszystkie Boże przykazania i pouczenia: jako dane nam przez Boga, do wypełnienia w realiach naszej codzienności. I dlatego nie ma takich naszych codziennych spraw, które można by było czy należałoby wyłączyć spod Bożego wejrzenia. Bo każda z tych spraw to przestrzeń, okazja i możliwość okazania miłości do Boga i miłości do człowieka: okazania miłości do Boga poprzez okazanie jej człowiekowi, oraz okazania miłości do człowieka – poprzez okazanie jej Bogu.
W ten sposób całą naszą codzienność niejako adresujemy do Boga, odnosimy do Boga – uświęcamy tę naszą codzienność. Właśnie tak, jak nas uczy dzisiejsze pierwsze czytanie, iż mamy do innych odnosić się ze sprawiedliwością i uczciwością, ale dodatkowo wzmocnioną i przepojoną miłosierdziem, wyrozumiałością, cierpliwością… To bardzo trudne, ale to właśnie w ten sposób potwierdza się i realizuje w naszym życiu przykazanie miłości: to najważniejsze ze wszystkich przykazań! Najważniejsze, ale też może… najtrudniejsze! Ale, na szczęście – jak wynika z drugiego dzisiejszego czytania – możliwe do zrealizowania…
Udowadnia to postawa wiernych Tesaloniczan, do których Paweł Apostoł zwraca się w słowach: A wy, przyjmując słowo pośród wielkiego ucisku, z radością Ducha Świętego, staliście się naśladowcami naszymi i Pana, by okazać się w ten sposób wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i Achai. Dzięki wam nauka Pańska stała się głośna nie tylko w Macedonii i Achai, ale wasza wiara w Boga wszędzie dała się poznać, tak że nawet nie trzeba nam o tym mówić. Albowiem oni sami opowiadają o nas, jakiego to przyjęcia doznaliśmy od was i jak nawróciliście się od bożków do Boga, by służyć Bogu żywemu i prawdziwemu…
A zatem, gościna, okazana Apostołom i dobroć, czyniona cierpliwie każdego dnia – to sposób dania świadectwa wierze, potwierdzenie wiary, zamiany wiary w czyn. I połączenia życia doczesnego ze sprawami Nieba. I przełożenia przykazania miłości Boga i bliźniego na konkret codzienności.
Moi Drodzy, a co my jesteśmy w stanie pokazać w naszym stylu bycia i odnoszenia się do Boga, do ludzi, ale i do samych siebie, by potwierdzić, że to przykazanie także dla nas jest najważniejsze – i dlatego staramy się nim żyć na co dzień… Czy faktycznie staramy się nim żyć na co dzień? Czy potwierdzamy je swoimi konkretnymi czynami i postawami, czy tylko opowiadamy o nim za pomocą całej masy niepotrzebnych słów?…
Przy czym zaznaczmy koniecznie, moi Drodzy, że tu nie chodzi o jakieś nadzwyczajne i wyjątkowe sprawy. Wprost przeciwnie – chodzi o taką… zwyczajną zwyczajność. O nasze myśli, tak często zaprzątnięte troską o codzienne utrzymanie rodziny i o rozwiązanie różnych problemów, pojawiających się na bieżąco. Także o te myśli, w których ostro oceniamy ludzi, którzy nas denerwują, z którymi nam „nie po drodze”.
Chodzi także o nasze codzienne rozmowy, prowadzone w rodzinie lub w sąsiedztwie, a dotyczące rodziny, lub sąsiadów, lub polityki, lub tego, co się dzieje w pracy, albo w szkole – po prostu: wszędzie! I chodzi o nasze czyny, o nasze codzienne zajęcia w domu i w pracy, o nasze krzątanie się w domu i wokół domu, o nasze działania, podejmowane dla dobra społeczności, w jakiej żyjemy. Także dla dobra społeczności parafialnej…
Długo by tu można wyliczać i wymieniać, moi Drodzy, bo każdy z nas jest na pewno bardzo zapracowany i wieloma sprawami zajęty, zaabsorbowany tyloma dążeniami i planami, które koniecznie chce zrealizować. I właśnie to wszystko, razem wzięte, stanowi jedną wielką przestrzeń, na której mamy realizować przykazanie miłości Boga i bliźniego. Bez rozdzielania rzeczywistości na tę część religijną i tę świecką, na tę część „kościółkową” i tę codzienną.
Bo wydaje się, że my chyba jednak inaczej funkcjonujemy w kościele, czy kiedy klękamy do porannego pacierza, a inaczej, kiedy idziemy do pracy, do szkoły, czy do sklepu, albo kiedy zaczynamy jakąś rozmowę… Choćby o polityce. Wtedy jakby jakiś zły duch w nas wstępował – gotowi jesteśmy wręcz skakać sobie do oczu. Albo wprost: skaczemy sobie do oczu. I te same ręce, które tak łatwo zaciskają się w pięści – równie łatwo potem składają się do modlitwy! Jak to ogarnąć?… Jak to pogodzić?…
Moi Drodzy, to wszystko, co tu teraz mówimy, nie jest naprawdę jakimś czepianiem się, czy oskarżaniem kogokolwiek o dwulicowość, czy fałszywe podejście do Boga czy do wiary – nic z tych rzeczy! Chodzi tu jedynie o zwrócenie uwagi – najpierw sobie samemu – że my na co dzień naprawdę nie myślimy o tym, że jesteśmy wierzącymi, że jesteśmy przyjaciółmi i uczniami Jezusa, kiedy właśnie podejmujemy codzienne zajęcia, a już tym bardziej: codzienne rozmowy i dyskusje.
My się zwykle nie odwołujemy do wiary i jej zasad, nie przypominamy sobie o przykazaniu miłości, kiedy tak łatwo obmawiamy innych, kiedy przeklinamy innych, kiedy złorzeczymy, kiedy wypowiadamy niesprawdzone opinie, kiedy się z innymi po prostu kłócimy. Jak często w takich momentach przychodzi refleksja, że przecież ja jestem wierzący i już w najbliższą niedzielę, albo i wcześniej, przystąpię do Komunii Świętej?… Jak często przychodzi takie opamiętanie?… Czy w ogóle przychodzi?…
Albo kiedy nie chce mi się komuś pomóc, kiedy nie chce mi się komuś poświęcić czasu, albo nie chce mi się dobrze i do końca, albo dokładnie wykonać pracy, którą wykonać powinienem – jak często przychodzi ta myśl, że Jezus to dokładnie widzi, a ja jestem jego przyjacielem, więc nie mogę Go zawieść?… Albo kiedy – o czym już wspominaliśmy – kłócimy się między sobą chociażby na tematy polityczne, albo i jakiekolwiek inne, używając do tego słów najcięższego kalibru – czy chociaż przez moment pomyślimy wówczas o tym, że chrześcijaninowi naprawdę to nie przystoi?…
O tym dzisiaj mówimy, moi Drodzy! I także o tym, o czym wspomina pierwsze czytanie, że kiedy w codziennych sprawach kierujemy się zasadami ludzkiej uczciwości i sprawiedliwości, czyli mamy obiektywnie rację w tym, co mówimy lub czynimy, to trzeba nam jeszcze starać się o włączanie w to elementów życzliwości, miłosierdzia, wyrozumiałości… Czyli – poszukiwania dobra nawet tam, gdzie może się wydawać, że go zupełnie nie ma.
Chodzi konkretnie o takie sytuacje, w których na przykład rozmawiamy o kimś i wszyscy tego kogoś oceniamy krytycznie. Bo naprawdę źle postępuje, bo krzywdzi ludzi, bo wprowadza zamieszanie – i czego by tu jeszcze nie wyliczyć. I to jest prawdą! Dlatego wszyscy, niemalże jednym głosem, mówią o nim źle. I właśnie wtedy byłoby dobrze zrobić sobie takie ćwiczenie duchowe, żeby spróbować – wbrew wszystkim wypowiadanym opiniom – poszukać w tym człowieku jakichś elementów dobra. Albo – nazwijmy to tak – okoliczności łagodzących dla oceny jego postępowania. Nie na zasadzie, żeby zaprzeczać ewidentnym faktom i robić z siebie idiotę, ale żeby zapytać: „A może on musiał tak zrobić?… A może zmusiły go do tego okoliczności?… A może tak został wychowany?…”.
A na pewno, bardzo leczącym i otrzeźwiającym w tego typu sytuacjach i przy tego typu rozmowach będzie postawienie pytania: „Co ja zrobiłbym na jego miejscu, gdybym się znalazł w jego sytuacji? Czy aby na pewno nie postąpiłbym tak, jak on?…”. Bo my łatwo krytykujemy, a wręcz osądzamy, a nawet potępiamy innych, ale kiedy znajdziemy się w ich sytuacji, to nieraz postępujemy podobnie, tylko wtedy szukamy wszelkich usprawiedliwień dla swoich działań. Na zasadzie, że on to zrobił bardzo źle, tak postępując, ale ja – to co innego! Ja tak musiałem, ja mam tysiące okoliczności łagodzących. Czy tak nam się nie zdarza czasami, moi Drodzy?
A właśnie o to chodzi, żebyśmy promyków – choćby najmniejszych – dobra i nadziei szukali zawsze także u innych: u wszystkich, z którymi się spotykamy. I we wszystkich okolicznościach, w jakich się znajdziemy. Żaden człowiek, jaki stanie na naszej życiowej drodze, nie jest nigdy do końca zły! I żadna okoliczność, w której się znajdziemy, nie jest nigdy totalnie rozpaczliwa i zupełnie pozbawiona nadziei!
Człowiek prawdziwie wierzący, uczeń Jezusa Chrystusa, Jego przyjaciel i świadek – stara się dostrzegać dobro u wszystkich wokół i wszędzie, gdzie tylko się da. Jeszcze raz podkreślmy: prawdziwe dobro, nie jakieś wyimaginowane, naciągane, naiwne lub fałszywe. Nie, nie musimy niczego na siłę naciągać, lub wymyślać. Wystarczy, jeśli dostrzeżemy i wydobędziemy na światło dzienne to dobro, które faktycznie jest – choćby najmniejsze.
A może się okazać, że ono wcale nie jest takie najmniejsze, bo w tym człowieku, lub w tej sytuacji, jest go całkiem sporo, tylko jakoś tak nikt go nie potrafi dostrzec… A może – nie chce dostrzec… Bo… tak łatwiej. Albo… poprawniej. Bo po co się narażać otoczeniu, skoro już wszyscy na tego człowieka wydali wyrok i już wszyscy wiedzą, że on jest zły i koniec!
Moi Drodzy, to jest także jeden ze sposobów wypełniania przykazania miłości Boga i bliźniego: tworzenie dobrej opinii o drugim… Poprawianie tej opinii. A nieraz wręcz – obrona tej opinii przed pochopnym osądem i potępieniem. To jeden ze sposobów – na pewno, bardzo ważny – realizacji tegoż przykazania, bo ratując dobrą opinię o drugim człowieku, odkrywamy w nim obraz Boga, a to jest na pewno także sposób okazania miłości Bogu.
I wiele jeszcze innych, tego typu sposobów bez większego trudu odnajdziemy, aby to przykazanie – w takich zwyczajnych codziennych okolicznościach, bez żadnej pompy i patosu, ale cierpliwie i z pogodnym sercem, z takim ogólnie pozytywnym nastawieniem do życia i do ludzi – realizować na co dzień. Rozglądajmy się ciągle za tymi sposobami i tymi okazjami! Postarajmy się ani jednego nie przegapić – i ani jednego nie zmarnować.
Przykazanie miłości Boga i bliźniego da się naprawdę zrealizować… Tak się naprawdę da żyć… Nawet w naszych czasach…
Polska zmaga się wciąż z wieloma problemami tworzonymi przez ludzi w niej nie zakochanych ze względu na „grubą kreskę „. Zmanipulowaną miłość bliźniego , któremu trzeba wybaczyć chociaż on nie ma ochoty a wręcz przeciwnie, pokutować, odpokutować, zrekompensować swoje niegodziwości. Idąc dalej , nie będę szukała usprawiedliwienia w człowieku, który moim zdaniem chce mojej krzywdy, chce odebrać mi moja wolność, niezależność, bezpieczeństwo. W jednej przypowieści Bóg pali chwasty a w drugiej mają być uznawane za dobre ? Nie sugeruję linczów czy samosądów ale sugeruję szczerość, prawdę.
Z przykazaniem miłości Boga zawsze miałam problemy bo odnoszę wrażenie ,że jeśli wszystko skupie na Nim , …nie jestem siostrą zakonną, ni księdzem, nie wybrałam całkowitego oddania i dlatego jest jak jest. Kocham go i zależy mi ale nie dzwonie za często, nie wpadam z wizytą. Jest ważny, najważniejszy ale nie epatuję tym by nie stało się coś co widziałam wczoraj na pasach…zatrzymałam się a kobiety, które wyszły przed chwila z kościoła zwyzywały mnie bo …nie wiem dlaczego …nie chcę tak się pokazywać ludziom nie chcę taka być. Wolę być z Nim w tajemnicy niźli na sztandarach nieść hipokryzję. Kiedyś można było liczyć na ripostę księży. Ostatnio nie, pewnie z ważnych powodów ale mimo to pozwalam sobie zostawić swoje, może kontrowersyjne postrzeganie.
Na jaką ripostę księży można było liczyć kiedyś, a teraz nie? Bo myślę, że przynajmniej niektórych księży – a może nawet większość, tylko nie zawsze o tym wiemy – stać na jasne i mocne stanowisko w obronie wiary i chrześcijańskiej postawy.
Ja też jestem przeciwko hipokryzji, także jestem za życiem w prawdzie i uczciwości, natomiast z cała mocą chcę podkreślić, że przykazanie miłości Boga i bliźniego da się pogodzić z prawdą. Tylko trzeba dobrze zrozumieć słowo: „miłość”. W wydaniu chrześcijańskim to nie jest rzucanie się komuś na szyję, albo bezkrytyczne podejście do czyjejś niewłaściwej postawy. Miłość w rozumieniu chrześcijańskim to bardzo konkretna postawa i mocne, czasami także ostre stanowisko w różnych kwestiach moralnych i życiowych. Myślę, że zasadniczo zgadzamy się w postrzeganiu całej sprawy, chociaż nie do końca rozumiem – albo może nie do końca jestem pewien rozumienia – niektórych sformułowań i wypowiedzi. W każdym razie – bardzo za tę wypowiedź dziękuję.
I pozwolę sobie zaprosić do przeczytania rozważania z 8 listopada, bo tam właśnie podejmuję kwestię rozumienia pojęcia „miłość” i pojęcia „nienawiść”, które pojawiają się w liturgii Słowa tegoż dnia. Pozdrawiam serdecznie!
xJacek