Nie jest Bogiem umarłych…

N

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Paweł Siłaczuk, należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot.

Z kolei, imieniny przeżywają dzisiaj:

Katarzyna Centkowska – także należąca przed laty do jednej z młodzieżowych Wspólnot;

Katarzyna Baczkura – jak wyżej;

Katarzyna Pałysa – Osoba bardzo bardzo życzliwa i na ludzi otwarta; znajoma od czasów mojego wikariatu w Miastkowie Kościelnym;

Katarzyna Mucha – moja Koleżanka z czasów wspólnej pracy w Liceum im. Lelewela w Żelechowie.

Wszystkim świętującym dziś życzę stałej otwartości serca na Boże słowo i stałej z nim współpracy. Zapewniam o modlitwie!

Do wczorajszych rocznic i jubileuszy dołączam – chociaż wcześniej tego nie robiłem – rocznicę poświęcenia świątyni w mojej rodzinnej Parafii Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej.

Tak się składa, że uczestniczyłem w tym jako alumn Seminarium, będąc do tego ceremoniarzem tej uroczystości. Będąc wczoraj tam właśnie, mogłem sprawować Mszę Świętą dziękczynną za moją Parafię i za świątynię, która od 26 grudnia 2003 roku jest Diecezjalnym Sanktuarium Bożego Miłosierdzia.

A u mnie dzisiaj (chyba) dzień spokojny w Lublinie. Poza tym, że o 16:00 odprawiam w Samogoszczy. A jutro – tam właśnie przez cały dzień.

Teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszego dnia. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Poniżej zaś – słówko Kacpra. Znowu – niezwykle szczere i odważne, gdy idzie o przekonywanie nas do wiary, do której Kacper jest tak bardzo przekonany, co potwierdza niezwykle otwartym i jednoznacznym – i też odważnym – świadectwem własnego życia i własnego nawrócenia, a także tych trudnych przejść, które stały się Jego udziałem. Bardzo dziękuję za to słowo!

Zatem, z pomocą tegoż rozważania, postarajmy się o odnalezienie tego jednego, konkretnego przesłania, tak wyraźnie skierowanego do każdej i każdego z nas. Duchu Święty, działaj!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 33 Tygodnia zwykłego, rok I,

25 listopada 2023.,

do czytań: 1 Mch 6,1–13; Łk 20,27–40

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI MACHABEJSKIEJ:

W czasie swojej wyprawy po górnej krainie król Antioch dowiedział się, że w Persji jest Elimais, miasto sławne z bogactwa, ze srebra i złota, że jest tam nadzwyczaj bogata świątynia, a w niej złote hełmy, pancerze i zbroja, którą pozostawił tam król macedoński Aleksander, syn Filipa, który panował najpierw nad Grekami. Udał się więc tam, usiłował zdobyć miasto i obrabować je, to mu się jednak nie powiodło, gdyż mieszkańcy miasta poznali jego zamiary. Stanęli do walki przeciwko niemu, a on musiał się wycofać. Z wielkim smutkiem powrócił stamtąd i udał się do Babilonu.

Do Persji przybył do niego jakiś posłaniec z wiadomością, że pobite są te wojska, które były wysłane do ziemi judzkiej; przede wszystkim wyruszył Lizjasz na czele ogromnego wojska i został przez nich pobity; oni zaś stali się naprawdę mocni dzięki broni, wojsku, a także dzięki wielkim łupom, które zabrali pobitemu wojsku; zburzyli ohydę, którą wybudował na ołtarzu w Jerozolimie, świątynię wokoło otoczyli wysokimi murami jak poprzednio, a także jego miasto Bet–Sur.

Gdy król usłyszał o tych wypadkach, zdumiał się i przeraził się do tego stopnia, że padł na łoże i ze smutku się rozchorował, bo nie tak się stało, jak sobie życzył.

Przez wiele dni tam przebywał, gdyż przyszedł na niego ciężki smutek i nawet przypuszczał, że umrze. Przywołał więc wszystkich swoich przyjaciół i powiedział do nich: „Sen odszedł od moich oczu, a troska gniecie me serce; powiedziałem więc w swoim sercu: «Doszedłem do tak wielkiej udręki i niepewności, w jakiej obecnie się znajduję, a przecież w używaniu swej władzy byłem łaskawy i miłosierny. Teraz jednak przypominam sobie całe zło, którego dopuściłem się w Jerozolimie. Zabrałem bowiem wszystkie srebrne i złote naczynia, które tam się znajdowały, i bez przyczyny wydałem rozkaz, aby wytępić wszystkich mieszkańców ziemi. Wiem, że dlatego właśnie spotkało mnie to nieszczęście, i oto od wielkiego smutku ginę na obcej ziemi»”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: „Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: «Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu». Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę”.

Jezus im odpowiedział: „Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani są za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania.

A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzaku, gdy Pana nazywa «Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba». Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją”.

Na to rzekli niektórzy z uczonych w Piśmie: „Nauczycielu, dobrze powiedziałeś”, bo o nic nie śmieli Go już pytać.

A OTO SŁÓWKO KACPRA:

W dzisiejszym pierwszym czytaniu mamy przedstawioną historię króla Antiocha. Generalnie jest to historia opowiadająca o końcu życia wspomnianego króla. Widzimy, że docierają do niego kolejne złe informacje, powodujące u niego stres, lęk i depresję. Finalnie zaczyna chorować i umiera.

Był on człowiekiem, który zdecydowanie miał o sobie bardzo wysokie mniemanie. Można rzec również, że był bardzo wyniosłym i pysznym człowiekiem – o czym świadczy wybrany przez niego przydomek Epifanes czyli „objawiony”. Czytamy, że gdy król usłyszał o tych wypadkach, zdumiał się i przeraził do tego stopnia, że padł na łoże i ze smutku się rozchorował, bo nie tak się stało, jak sobie życzył. Przez wiele dni tam przebywał, gdyż przyszedł na niego ciężki smutek i nawet przypuszczał, że umrze.

Biorąc pod uwagę objawy, można śmiało stwierdzić, że dopadła go depresja i to taka naprawdę głęboka, która prowadzi wręcz do załamania nerwowego. Uznał on bowiem, że jego złe czyny sprowadziły na niego tę chorobę i jest ona karą za jego przewinienia. I trudno się z tym nie zgodzić, tylko musimy tutaj jasno sobie powiedzieć, że to nie Bóg zsyła na niego karę, a on sam – swoim oddaleniem się od Boga – wręcz dopuszcza szatana, który (jak jest napisane) przyszedł, aby kraść, niszczyć i zabijać, a w tym także sprowadzać na ludzi choroby.

Ktoś mógłby zapytać, w jaki sposób depresja może doprowadzić do nerwicy, bądź śmierci. Myślę, że osoby, które tego nie przeżyły, albo nie miały bliskiej relacji z osobą, która przechodziła depresję czy nerwicę, mogą nie do końca zdawać sobie sprawę, co się dzieje w głowie takiej osoby. Pozwólcie, że opowiem o tym na moim własnym przykładzie.

Na początku tego roku, tuż po moim nawróceniu, zaczęły się u mnie spore problemy zdrowotne. Dzisiaj jestem pewny, że była to sprawka złego, który za wszelką cenę próbował odwieźć mnie od nawrócenia i przestraszyć, używając wszystkich furtek, które miałem w sobie dla niego otwarte. O tym pewnie jeszcze kiedyś opowiem, ale teraz skupmy się na depresji.

Między styczniem i marcem miałem ponad trzydzieści wizyt lekarskich i laboratoryjnych, ponieważ szukałem problemu mojego złego samopoczucia. Wykonałem bardzo wiele badań, prześwietleń, byłem u bardzo wielu specjalistów. W moim przypadku, depresja była połączona z hipochondrią. Polegało to na tym, że bardzo się bałem tego, że choruję na coś nieuleczalnego i mogę w każdej chwili umrzeć. Z oczywistych powodów (myślę tu o mojej rodzinie) miałem dla kogo żyć.

Dodatkowo bałem się śmierci, ponieważ wierzyłem w to, że na wadze moich dobrych i złych uczynków tych dobrych może odrobinę zabraknąć, aby być zbawionym. Tylko moja Żona wie, jak trudno było przetrwać tych kilka tygodni z osobą, która nie śpi po nocach, non stop śledzi w Internecie diagnozy różnych chorób i non stop twierdzi, że niebawem umrze. Był to bardzo trudny czas dla nas. Pamiętam jak bardzo gorliwie się modliłem i krzyczałem do Boga ze łzami, że czekam, aż mi pomoże, a tu nic się nie działo. Byłem tak bardzo w błędzie…

Jest na kanale youtube:Prowadzi mnie Jezus” moje ponad półtoragodzinne świadectwo pt.: „Bał się śmierci i spotkał Jezusa. Uzdrowiony z hipochondrii i lęku. Świadectwo nawrócenia Kacpra”, w którym opowiadam o moim nawróceniu oraz całym etapie przejścia przez depresję. Tutaj tylko krótko chcę zaznaczyć, że depresja, lęk i nerwica – to bardzo potężne narzędzia w rękach złego ducha. Wmawia on nam, że jesteśmy niewystarczający, że nie poradzimy sobie z naszymi problemami, że nie będziemy zbawieni, ponieważ za mało byliśmy dobrzy. W głowie nakręca się spirala lęku, która powoduje, że czujemy, jakbyśmy się topili i nie mogli uciec z tego basenu.

W ostatnią niedzielę lutego, po Mszy Świętej, zostałem na Wieczorze Chwały i uwielbieniu, połączonym z modlitwami o uzdrowienie. Poszedłem do wstawiennika, który pomodlił się nade mną, dał mi słowo prorocze i zostałem całkowicie uzdrowiony i uwolniony z depresji, lęków i nerwicy. Od następnego dnia – do chwili obecnej – nie czuję żadnego lęku, żadnej nerwicy, ponieważ wiem, że Jezus jest przy mnie i pomaga mi nieść ciężar, z którym ja sam nigdy sobie nie poradzę.

To, co różni mnie od króla Antiocha – oraz od Judasza – jest fakt, że ja uznałem swoją grzeszność i oddałem ją Jezusowi. Uwierzyłem, że On mnie kocha bezwarunkowo i chce, bym był przy Nim. Od tamtej pory staram się, jak mogę, w chwilach radosnych czy tych trudnych, oddawać Mu chwałę i dziękować za to, co mi uczynił. Judasz zwątpił w Boże Miłosierdzie, dlatego odebrał sobie życie.

Tymczasem, dopóki żyjemy na tym świecie, mamy każdą sekundę i minutę, w której możemy wrócić do Boga i przyznać się do swojej grzeszności i otrzymamy od Niego przebaczenie, miłosierdzie oraz bezgraniczną miłość.

Czy czuję na co dzień Bożą miłość i troskę? Tak. To, co tu opisuję, to nie są slogany, czy puste frazesy. To jest moje życie i moje doświadczenie Bożej miłości, którą ma dla każdego z nas. Kiedyś myślałem, że nawracanie ludzi polega na tym, że Jezus powiedział, że trzeba wierzyć w Ewangelię, zatem każdy, kto nie wierzy, jest po prostu potępiony. I dlatego trzeba nawracać ludzi, nieść im Ewangelię, ponieważ Jezus tak powiedział. Ot, wydał nam polecenie, więc trzeba tak robić.

Jakiś czas temu, słuchając pewnego lidera, otrzymałem odpowiedź, dlaczego trzeba nieść ludziom Ewangelię. Mianowicie, źródłem i motywacją do ewangelizacji powinna być miłość do bliźniego. Tylko i aż tyle. Jeśli kochamy naszych bliźnich, to chcemy im pokazać Jezusa takiego, jakim jest naprawdę. Chcemy, by inni byli zbawieni, żeby przyjęli Boga do swojego serca, ponieważ zależy nam na ich dobru. Ewangelizujemy nie dlatego, że tak trzeba, tylko dlatego, że kochamy bliźnich.

Jezus przyszedł zbawić Żydów, ale swoi Go nie przyjęli więc powiedział (Mk 16,15–16): Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Następnie, kilka wersetów później czytamy: Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdził naukę znakami, które jej towarzyszyły.

Widzimy więc, że Jezus jest żywy i obecny cały czas. Dlatego dzieją się uzdrowienia – w Imię Jezusa; dlatego są wyrzucane złe duchy – w Imię Jezusa! I dlatego nawet najwięksi grzesznicy nawracają się, ponieważ – jak pisze św. Paweł w liście do Filipian: Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM – ku chwale Boga Ojca.

Zupełnie tak, jak Jezus powiedział w dzisiejszej Ewangelii: Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją. To jedno zdanie pokazuje tak naprawdę całą naturę Boga i nas – ludzi stworzonych ja obraz Boży. Żyjemy dla Boga i całe nasze życie dążymy do spotkania z Nim. Spotykam się z różnymi ludźmi każdego dnia i wielokrotnie słyszę, że komuś nie chce się rano wstać albo – co gorsze – że tracą sens życia, bo coś się negatywnego wydarzyło. Jest mi wtedy bardzo przykro i to tylko z tego powodu, że widzę, iż dana osoba nie żyje dla Boga, tylko dla swojego życia.

To jest oczywiste, że mając to ziemskie życie musimy zajmować się naszymi sprawami, problemami, ale to nie one powinny być na pierwszym miejscu, tylko Bóg.

Wyobraźmy sobie, że mamy kogoś takiego, do kogo możemy przyjść i zawsze otrzymamy odpowiedź na nasze pytania, rozwiązanie problemu, który nas dotyka, ewentualnie wsparcie finansowe, jeśli takiego potrzebujemy; podniesienie na duchu, gdy jest nam źle – jednym słowem: kogoś takiego, kto zawsze nam kibicuje i cieszy się z naszych sukcesów, a często też pomaga je nam osiągnąć. Brzmi wręcz niesamowicie, ale myślę, że często byśmy taką osobę odwiedzali i starali się mieć z nią super kontakt.

Tylko, że każdy z nas zna taką Osobę a przynajmniej o niej słyszał. To Jezus! Tylko, niestety, często mamy bardzo ludzkie podejście i oczekujemy, że jak wypowiemy jakąś regułkę, to nagle cudownie coś się zmaterializuje.

Załóżmy, że w pokoju obok jest regał i na tym regale jest pełno prezentów, które możesz w każdej chwili rozpakować i z nich korzystać. Jeśli nie wiesz, że one tam są, to nigdy tam nie zajrzysz. Jeśli masz świadomość, że one tam są i czekają na Ciebie, to korzystasz z nich wręcz spontanicznie. Skąd się dowiedzieć, gdzie są prezenty i jak z nich korzystać? Odpowiedź jest w Bożym Słowie. Jeśli nie znamy Bożego Słowa, nie znamy Boga i nie wiemy, jaki jest i jak wiele nam chce dać.

To co mogę z własnego doświadczenia zaświadczyć, to fakt, że jeśli oddamy całe swoje życie Bogu, to On je poprowadzi w odpowiednim kierunku. Często możemy nie rozumieć pewnych wydarzeń, ale podstawą jest silna wiara i zaufanie. Bóg jest Bogiem żywych i wszyscy dla Niego żyjemy. Nie popadajmy w depresję, stany lękowe i nerwice, ale wszystko i każdą sprawę oddawajmy tylko Jemu!

Wiem, że mogą pojawić się głosy: „Łatwo powiedzieć trudniej zrobić”. Ale to TYLKO do Ciebie należy decyzja, czy chcesz oddać życie i swoje sprawy Jezusowi, a jeśli tak, to On to wszystko dźwignie za Ciebie. Już to zrobił – na krzyżu.

7 komentarzy

  • Chcę podzielić się pięknym wierszem na cześć dzisiejszej Świętej i informacjami z historii:
    «Święta Katarzyna»
    W złotej koronie, w królewskiej szacie-
    Piękna, niepokalana i czysta-
    Stoisz otoczony blaskiem,
    Oblubienica Odkupiciela Chrystusa!

    Poznali prawdę dobrą sercem,
    Wysokość Nauki Chrystusa,
    Wzgardziłaś całym zgiełkiem ziemskim
    I młode życie blask i piękno!

    W sądzie przed cezarym okrutnym
    Stałeś z bezmyślną duszą,
    Wszystkich zadziwiając mądrością głębokiej
    I żywą wiarą w Zbawiciela!

    Wśród gróźb i straszliwych tortur,
    Pod kołem, pod ciężarem łańcuchów
    Byłeś wierny swojemu powołaniu,
    Byłeś silny w swojej wierze!

    Za Imię Boga, Najwyższego Pana,
    Cios mieczem z modlitwą wzięła
    I dokonawszy tego wyczynu tak wielkiego,
    Znalazłem niezniszczalną koronę!

    A teraz z cichym uczuciem czułości,
    Patrząc na twój jasny obraz,
    My, gloryfikujemy pieśnią natchnioną
    Cierpienie przyjęte przez ciebie!
    (Katarzyna Balyasnikova ; ok. 1915-1916 r.)

    ***
    Order św. Katarzyny został ustanowiony w Imperium Rosyjskim w 1713 roku na mocy dekretu cesarza Piotra I. W latach 1714-1917 nagradzano nim księżniczki i damy wyższego społeczeństwa. Order miał różową wstążkę. W wyniku przyznania tym zakonowi urodzonych wielkich księżniczek powstał zwyczaj bandażowania nowonarodzonych dziewcząt różową wstążką.
    We współczesnej Rosji odznaczenie zostało przywrócone dekretem prezydenckim z dnia 3.05.2012 r. przyznawane są kobietom znanym ze swojej wysokiej pozycji duchowej i moralnej oraz miłosierdzia obywatelom Federacji Rosyjskiej i obywatelom państw obcych za wybitny wkład w działalność pokojową, humanitarną i charytatywną, zachowanie dziedzictwa kulturowego.

  • Kacper, Bardzo dziekuje za Twoj bardzo osobisty komentarz do slowa. Wiem, ze depresja “doslownie” zwala z nog. Mam podobne doswiadczenie. Chwala Panu za Twoje uzdrowienie.

    • Aniu, chcę podzielić się swoim świadectwem. Nie miałem depresji, ale podobny stan.
      W nocy 31 października we śnie miałem koszmar w stylu Halloween. Rano, kiedy się obudziłem, zaatakowały mnie stanu depresyjnego. W głowie pojawiały się myśli, które tłumiły i wywoływały napady płaczu . Zaczęłam z nimi walczyć i krzyczeć ” Abba Ojcze, ratuj mnie!”, może nie wprost; w podobnych słowach i w tej intencji. Kiedy te diabelskie ataki ustąpiły, wstałem z łóżka, wziąłem Różaniec, podszedłem do ikon i zacząłem modlić się w intencji uwolnienia się od tego paskudnego. Kiedy skończyła czytać pełne koło pięciu tajemnic, zniknęły nawet pozostałości tego stanu. I od tego czasu nie przeszkadzają mi.

        • Tak, ksiądz Jacek, Bóg jest naprawdę Najważniejszym Lekarzem.
          Kiedy długo nie mogę czytać korony Bożego Miłosierdzia, w tej intencji, zmieniając słowa:
          Na małych koralikach: „ze względu na jego cierpienie bądź dla mnie miłosierny, pomóż mi zasnąć „i na zakończenie:”Święty Boże, Święty mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nade mną, pomóż mi zasnąć”.
          Jeśli pozwala na to pogoda, modlę się do korony, wychodząc na balkon i otwierając szeroko okno.
          Czasami nawet modlę się bez różańca, leżąc w łóżku; co się nazywa na palcach.
          Potem okazuje się zasnąć.
          Zwracam się również do Uzdrowicielki chorych – Matki Jezusa. Własnymi słowami proszę o pomoc w zasypianiu, proszę wziąć mnie za rękę i być ze mną, dopóki nie zasnę. Lub robię to na piśmie. Piszę swoją intencję ołówkiem na parapecie.
          I / lub piszę adresowaną do niej wiadomość przez Whats App lub sieci społecznościowe i wysyłam do księdza Marka, bo w kontaktach nie ma numeru Samej Maryi.
          Ale też nie zaniedbuję przepisanego przez lekarza leku nasennego.

          P.S. Reakcja księdza Marka na moje nocne wiadomości jest mile zaskakująca. Wcześniej wydawało mi się, że muszę za to krzyczeć i przeklinać, że przeszkadzam w zasypianiu swoimi wiadomościami. Ale nie… Ksiądz Marek pozwala mi je mu wysłać. Wiem to na pewno, bo pytałam księdza Marka o te wiadomości. Odpowiedział, że można pisać.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.