Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzą:
►Ksiądz Sylwester Frąc, Proboszcz Parafii w Wojcieszkowie, gdzie przez pewien czas, w trakcie studiów, mieszkałem i pomagałem duszpastersko;
►Sylwester Biernacki z Żelechowa, który woził nas swoim autokarem na wyjazdy do Szklarskiej Poręby – i w różne inne miejsca.
Urodziny natomiast przeżywa Ojciec Edgar Semeniuk, niegdyś: Gwardian i Proboszcz Parafii franciszkańskiej w Opatowie, gdzie – właśnie na Jego zaproszenie – miałem zaszczyt sprawować celebrować różne uroczystości i głosić Boże słowo.
Życzę Dostojnym Solenizantom wszelkich Bożych świateł i pomocy w realizacji Jego woli w Ich życiu. Zapewniam o modlitwie!
Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym, za wspólne odśpiewanie w kościele lub kaplicy hymnu „Ciebie Boga wysławiamy”, można uzyskać odpust zupełny. Zachęcam do tego!
A oto dzisiaj przeżywamy Święto Świętej Rodziny. Być może, w swoim kościele usłyszycie dzisiaj inne czytania, aniżeli te, które ja tu zamieściłem. Zależy to od tego, czy w Waszej Parafii wykorzystywany jest jeszcze stary Lekcjonarz, czy już nowy. Ja zamieściłem czytania z nowego, natomiast Ewangelia jest w każdym przypadku ta sama – ze Świętego Łukasza.
Ja w tej chwili wyruszam z Kodnia do Małaszewicz, gdzie do południa będę pomagał duszpastersko.
Wsłuchajmy się teraz w Boże słowo. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Niech Duch Święty pomoże nam odkryć przesłanie, skierowane bezpośrednio i osobiście do mnie.
Niech Was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Niedziela Świętej Rodziny, B,
31 grudnia 2023.,
do czytań: Rdz 15,1–6;21,1–3; Hbr 11,8.11–12.17.19; Łk 2,22–40
CZYTANIE Z KSIĘGI RODZAJU:
Pan tak powiedział do Abrama podczas widzenia: „Nie obawiaj się, Abramie, bo Ja jestem twoim obrońcą; nagroda twoja będzie sowita”.
Abram rzekł: „O Panie Boże, na cóż mi ona, skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka; przyszłym zaś spadkobiercą mojej majętności jest Damasceńczyk Eliezer”. I mówił: „Ponieważ nie dałeś mi potomka, ten właśnie, zrodzony u mnie sługa mój, zostanie moim spadkobiercą”.
Ale oto usłyszał słowa: „Nie on będzie twoim spadkobiercą, lecz ten po tobie dziedziczyć będzie, który od ciebie będzie pochodził”. I poleciwszy Abramowi wyjść z namiotu, rzekł: „Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić”. Potem dodał: „Tak liczne będzie twoje potomstwo”. Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę.
Pan okazał Sarze łaskawość, jak to obiecał, i uczynił jej to, co zapowiedział. Sara stała się brzemienną i urodziła sędziwemu Abrahamowi syna w tym właśnie czasie, jaki Bóg wyznaczył. Abraham dał swemu synowi, którego mu Sara urodziła, imię Izaak.
CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia: Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie.
Przez wiarę także i sama Sara, mimo podeszłego wieku, otrzymała moc poczęcia. Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne, jak gwiazdy niebieskie, jak niezliczony piasek, który jest nad brzegiem morskim.
Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę. Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen jest wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go, jako podobieństwo śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego.
A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił:
„Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju,
według Twojego słowa.
Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego, Izraela”.
A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”.
Była tam również prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z mężem i pozostała wdową. Liczyła już osiemdziesiąty czwarty rok życia. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą. Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy.
A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta Nazaret.
Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.
Zapewne wiele fragmentów ewangelicznych mógł nam Kościół przywołać i odczytać w dzisiejsze Święto Świętej Rodziny, natomiast wybrał ten właśnie, którego przed chwilą wysłuchaliśmy, z Ewangelii Łukaszowej, i – doprawdy – trudno chyba było wybrać lepszy. W tym sensie lepszy, że bardziej sumujący w sobie wszystkie najważniejsze aspekty życia rodzinnego.
Oto bowiem widzimy Świętą Rodzinę razem – ojca, Matkę i Dziecko – i widzimy ją w świątyni. Towarzyszymy jej w trakcie tego obrzędu, który Prawo Mojżeszowe określało w ten sposób, iż każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu. I właśnie tej powinności Rodzice chcieli dopełnić, dlatego znaleźli się w domu Bożym, natomiast to, co się w trakcie owej wizyty dokonało, to dużo więcej, niż było zaplanowane.
Oto bowiem nad małym Jezusem wypowiedziane zostały dwa proroctwa: to, które wyrzekł sędziwy Symeon, jak i to, które wypowiedziała pobożna i bogobojna Anna, chociaż akurat jej konkretnych słów nie słyszymy, a dowiadujemy się jedynie, że przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy.
I słyszymy dalej, że po tej wizycie w świątyni, gdy [już] wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta Nazaret. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim. Ale to już było po tym, jak w samej świątyni dokonały się naprawdę wielkie i znaczące sprawy. A nade wszystko: po tym, jak Święta Rodzina w ogóle do tej świątyni przyszła, aby tam dokonać tych rzeczy, które Prawo dokonać nakazywało, ale też otrzymać Boże błogosławieństwo i otrzymać Słowo – w formie słowa prorockiego – będące bez wątpienia słowem Bożym.
I to skierowanym konkretnie do Nich: do Świętej Rodziny, w szczególności zaś do Jezusa, o którym Symeon rzekł: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą; jak i do Jego Matki, która pod swoim adresem usłyszała takie słowa: A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu.
Niestety, nie były to słowa miłe i przyjemne, bo zapowiadały cierpienie, ofiarę, wyrzeczenie i ból, ale przecież po to Syn Boży przyszedł na świat, aby dać świadectwo prawdzie i aby właśnie w blasku tej prawdy, którą miał głosić – ale nade wszystko: którą był On sam – na jaw wyszły zamysły serc wielu. A ponieważ Matka zawsze była bardzo blisko Syna, przeto i Ją miał dosięgnąć ów miecz cierpienia, wszak przeżywała wraz z Synem to wszystko, czego On doświadczył.
W każdym razie, to się dopiero miało stać, a dzisiaj jesteśmy wraz ze Świętą Rodziną w domu Bożym, aby Jej towarzyszyć w ważnych wydarzeniach – zarówno dla ich życia religijnego, jak i życia rodzinnego. Bo w przypadku Świętej Rodziny te dwa wymiary współgrały ze sobą, tworząc właściwie jedną, nierozerwalną rzeczywistość: codzienność była bardzo ściśle połączona z religijnością. Święta Rodzina każdy swój dzień przeżywała z Bogiem i dla Boga.
Zresztą, nie tylko Święta Rodzina, bo i wszyscy pobożni Żydzi tak przeżywali swoją ziemską egzystencję: była ona w całej pełni poświęcona Bogu, Jemu oddana i pod Jego kierunkiem przebiegała. Zatem, nie dziwi nas wcale, że Święta Rodzina tym bardziej dawała takie właśnie świadectwo swojej wiary i swojej miłości do Boga.
I dlatego dzisiaj przychodzi do domu Bożego – raz jeszcze podkreślmy: przychodzi w komplecie, aby oddać chwałę Bogu, wypełnić czynności, nakazane Bożym Prawem i przyjąć Słowo, jakie Bóg przygotował dla Nich: przyjąć owo przesłanie, które będzie Im towarzyszyło przez całe Ich życie na tej ziemi – chociaż wiemy, że mówimy w tej chwili o trudnym do określenia czasie, bo nie wiemy dokładnie, do kiedy Święta Rodzina była w całości, w komplecie, bowiem nie znamy dnia odejścia z tego świata Józefa.
Ten niezwykły człowiek, ziemski ojciec Jezusa, chociaż pełnił tak wyjątkową misję w historii zbawienia, był jednocześnie człowiekiem bardzo wyciszonym, pozostającym wręcz na uboczu… Przecież w Piśmie Świętym nie znajdujemy ani jednego jego słowa, podobnie koniec jego misji – tak samo zresztą, jak i początek – osłonięty jest ciszą i tajemnicą… Nic o tym pewnego nie wiemy. Dlatego też nie wiemy, kiedy odszedł Józef, nie wiemy także, ile lat – po Wniebowstąpieniu Jezusa – na ziemi żyła jeszcze Maryja. Natomiast na pewno, przez cały ten czas, kiedy byli razem, czy także potem – każde z Nich pozostało wierne temu, co dzisiaj zostało nad Nimi i do Nich wypowiedziane w świątyni Pana.
I to właśnie, moi Drodzy, jest bardzo cennym wskazaniem dla nas: dla naszych Rodzin, aby one także swoją jedność i przyszłość budowały na Bogu, w pełnej jedności z Nim, w zasłuchaniu i zamyśleniu nad Jego słowem. Dlatego trzeba, abyśmy – tak, jak Święta Rodzina – całymi naszymi Rodzinami zmierzali do naszej parafialnej świątyni, czy innych świątyń. Aby rodzice swoje dzieci tam prowadzili, a nie tylko wysyłali. Albo jedynie tolerowali to, że dzieci będą tam chodziły z babcią, bo oni sami nie mają czasu ani ochoty na takie sprawy…
Jakże bardzo ważnym jest, aby – tak, jak Święta Rodzina – nasze rodziny słuchały Bożego słowa i odnosiły je do siebie. Dlatego byłoby czymś fantastycznym, gdyby po powrocie z kościoła, przy wspólnym obiedzie, udało się porozmawiać o tym, co usłyszeliśmy na Mszy Świętej, w czytaniach lub w homilii – i jak się to ma do naszej rodzinnej codzienności.
Jakże byłoby dobrze, gdybyśmy w naszych rodzinach czytali Pismo Święte, najlepiej wspólnie, w ramach takiej prostej, rodzinnej liturgii Słowa, kiedy to na przykład po niedzielnym obiedzie, po zdjęciu ze stołu wszystkiego, ustawimy tam świeczkę, zapalimy ją ze słowami: „Światło Chrystusa – Bogu niech będą dzięki!”, po czym uczynimy znak Krzyża i pomodlimy się krótko do Ducha Świętego o pomoc w przyjęciu i zrozumieniu Słowa; po czym usiądziemy, a wówczas ktoś jeden zacznie czytać na głos, a wszyscy z uwagą będą słuchali… Potem ktoś inny może przejąć to czytanie – i tak przynajmniej do piętnastu minut, po czym wstaniemy, odmówimy modlitwę: „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu…”, uczynimy znak Krzyża, zgasimy świeczkę… Ot, tylko tyle – i aż tyle!
Może warto taki zwyczaj wprowadzić w naszej Rodzinie, aby na bieżąco słyszeć, co mówi do nas Pan – i jak On sam chce kierować naszym życiem rodzinnym. Chociaż oczywiście rozpoznaniu tego ma także służyć słuchanie Bożego słowa na każdej Mszy Świętej i w trakcie osobistej lektury. Natomiast takie wspólne, bardziej uroczyste czytanie, stanowiące swoistą rodzinną, domową liturgię Słowa, z pewnością posłuży cementowaniu jedności rodzinnej, zacieśnianiu wzajemnych więzi, umacnianiu miłości. Bo przecież w ten sposób angażujemy do tego dzieła i do osiągnięcia tego celu – samego Boga!
Takie wspólne czytanie słowa Bożego możemy w ogóle potraktować jako wspólną rodzinną modlitwę i zamiast pacierza – czy na zmianę z pacierzem lub Różańcem – praktykować w naszych domach. Czytanie Bożego słowa jest bowiem także formą modlitwy – o tym nie możemy zapomnieć! Jakże zatem ważnym i potrzebnym jest, abyśmy – by tak to ująć – dopuszczali Boga do głosu w naszych Rodzinach.
I abyśmy czynili Mu miejsce w naszych sercach, a tym samym: w naszych domach, właśnie: w naszej rodzinnej codzienności. Dlatego – raz jeszcze to podkreślmy – koniecznie musimy w tym celu wydeptać dróżkę z naszego domu do świątyni. A jeżeli mówimy: „z naszego domu”, to mamy na myśli nie tylko budynek, w którym jako rodzina zamieszkujemy, ale to wszystko, co kryje się pod słowem: „dom”, a więc naszą codzienność, nasze wzajemne relacje, naszą wzajemną miłość, ale także te problemy, które dotykają każdej bez wyjątku rodziny, a które z Bożą pomocą najlepiej jest rozwiązywać. Najlepiej – i najskuteczniej!
Stąd też tak ważnym jest, aby to właśnie do świątyni w każdą niedzielę, a nawet w dni powszednie, kierowały się nasze kroki. Kroki – ale przede wszystkim serca! Czyli abyśmy tam wędrowali nie tylko po to, aby wypełnić obowiązek, żeby „zaliczyć” Mszę Świętą lub nabożeństwo, ale byśmy tam szli z potrzeby serca! Abyśmy nasze serca otwierali na Boże błogosławieństwo dla naszych Rodzin, ale i na Boże słowo, które oby było dla naszych Rodzin światłem, natchnieniem i źródłem siły. I abyśmy do tych naszych serc zawsze zapraszali Jezusa w Komunii Świętej!
Moi Drodzy, jakie to ważne i wręcz konieczne, byśmy na każdej Mszy Świętej, na której jesteśmy, przyjmowali Jezusa do serc w Komunii Świętej. I to całymi rodzinami: aby dzieci widziały od małego przystępujących do Stołu Pańskiego swoich rodziców, a wówczas nie trzeba ich będzie później „naganiać” do Komunii, czy do Spowiedzi. Bo przykład wyniesiony z domu sprawi, że dla tego młodego człowieka te sprawy będą czymś oczywistym i naturalnym w całym jego życiu, także tym dorosłym. Przykład rodziców, wspólne przystępowanie do Komunii Świętej, wspólne przygotowanie do Mszy Świętej i wyjście na nią, czyli potraktowanie jej jako wydarzenia ważnego i uroczystego w rodzinnej codzienności – to wszystko sprawi, że Jezus będzie mógł w naszych Rodzinach działać i dokonywać dużo dobrych rzeczy. Bo my się na to otworzymy.
Dlatego też starajmy się, aby do świątyni, na Mszę Świętą, jak najwcześniej i jak najczęściej, zabierać ze sobą dzieci. Owszem, trzeba uwzględnić ich wiek i stan zdrowia, i różne inne okoliczności, natomiast trzeba, aby rodzicom przyświecała taka myśl, że kiedy to tylko jest możliwe – zawsze swoje dzieci do kościoła będą zabierali. Bo jeżeli zechcą z tym poczekać do czasu, aż dziecko podrośnie i będzie już miało kilkanaście lat, to mogą się mocno zdziwić, że zaczną się od razu problemy, gdyż dziecko nie nauczone od małego przychodzenia na Mszę Świętą, zacznie się buntować.
Niektórzy rodzice także dlatego wstrzymują się z przyprowadzaniem swoich dzieci, bo obawiają się ich zachowania, które może zakłócić przeżywanie Mszy Świętej przez innych uczestników liturgii. Taka ewentualność może się zdarzyć – i nierzadko się zdarza – ale z drugiej strony zapytajmy: to kiedy to dziecko ma się nauczyć przebywania w świątyni i odpowiedniego zachowania w niej, jak nie wtedy, kiedy będzie tu przychodziło z rodzicami?…
Stąd też trzeba, żeby rodzice tak spokojnie, bez nerwów, ale na bieżąco – korygowali zachowanie dziecka, tłumacząc mu na ucho, w jakim miejscu się znajduje i kto tu jest najważniejszy, i dlaczego powinno się ono odpowiednio zachowywać. Z całą pewnością – a opieram to na wielu obserwacjach, czynionych w czasie Mszy Świętych – takie dziecko stopniowo będzie wchodziło w atmosferę tego miejsca i będzie coraz lepiej się tu zachowywało.
Natomiast na pewno nie dokona się to wówczas, kiedy nie będzie tu ono przyprowadzane, albo tylko sporadycznie, albo w późniejszym wieku. Nie! Trzeba jak najszybciej i jak najczęściej – z uwzględnieniem różnych okoliczności.
I w ogóle – moi Drodzy – jak już sobie wspomnieliśmy: trzeba wydeptać ścieżkę do świątyni. Nawet nie w sensie dosłownym, chociaż na pewno mamy już taką swoją wytyczoną trasę, którą na Mszę Świętą co niedziela przychodzimy. Ale tu chodzi bardziej o wymiar duchowy: o wytyczenie takiej duchowej ścieżki, czyli takiego pragnienia, a może też: takiego wewnętrznego przekonania, że ze wszystkim i zawsze – od razu idziemy do świątyni! A jeżeli nie w sposób fizyczny, to sercem od razu zwracamy się do Jezusa!
Czyli, jeżeli mamy jakiś problem, jeżeli sobie z czymś nie możemy poradzić, jeżeli coś zakłóca nasze życie rodzinne, jeżeli w naszym domu – rozumianym tak, jak tu sobie wspomnieliśmy, czyli bardziej duchowo i osobowo, a nie jako budynku – zaczyna się źle dziać, to od razu do świątyni! Kiedy się będzie dobrze działo – także, ale z problemami i zmartwieniami przede wszystkim, abyśmy nie szukali pomocy od razu u psychologów, terapeutów, albo w internecie, albo w jakichś horoskopach czy innych głupotach; albo sami sobie nie próbowali radzić – tylko od razu do świątyni! Całą rodziną!
Po pomoc, po ratunek, po nadzieję, po wskazówki, po siły, po natchnienia! I po Boże błogosławieństwo, które oby zawsze naszym Rodzinom towarzyszyło. Moi Drodzy, niech świątynia stanie się dla naszych Rodzin niejako drugim domem – a w pewnym sensie: nawet pierwszym! Czyli, niech nie będzie tylko takim miejscem, które okazyjnie będziemy odwiedzali, od tak zwanego wielkiego dzwonu, ale będzie tym szczególnym miejscem, dokąd nasze kroki – a przede wszystkim: nasze serca – będą się kierowały na bieżąco. Będą się kierowały – a wręcz: będą się wyrywały!
Widząc dzisiaj Świętą Rodzinę w całości, w komplecie, w świątyni, w domu Bożym, wypełniającą nakazy Bożego Prawa, ale też otwierającą serca na dar Bożego słowa i Bożego błogosławieństwa, weźmy sobie do serca tę jedną myśl, która niech będzie podsumowaniem tych rozważań i niech będzie wskazaniem dla nas na przyszłość, na naszą codzienność – właśnie tę jedną myśl: na wzór Świętej Rodziny – nasza Rodzina – w świątyni.
Zawsze i w każdej okoliczności, w obliczu tego wszystkiego, co przeżywamy, co stanowi treść naszego codziennego życia, co jest naszą radością i nadzieją, ale też naszym zmartwieniem i niepokojem – po prostu zawsze: RODZINA – W ŚWIĄTYNI!
„Nazaret to szkoła, w której zaczynamy rozumieć życie Jezusa, szkoła, w której zaczynamy studiować Jego Ewangelię. Tutaj uczymy się obserwować, słuchać, rozważać, zagłębiać się w głębokie i tajemnicze znaczenie prostego, pokornego i ekscytującego życia Syna Bożego wśród ludzi. Tutaj, prawie niezauważalnie, uczymy się również naśladować to życie”.
(Kazanie papieża Pawła VI w Nazarecie 5 stycznia 1964 r.)
Tak, to przepiękne przemówienie, mamy je w Brewiarzu – jako czytanie w Godzinie czytań. Pozdrawiam!
xJ