Nie bój się – wierz tylko!

N

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Zuzanna Zagubień, zaangażowana w swoim czasie w działalność młodzieżową w Celestynowie. Życzę Jej, aby skutecznie pokonywała wszelkie trudności, które mogłyby stawać na przeszkodzie Jej docieraniu do Jezusa – i innym pomagała w tym docieraniu. Więcej o tym w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie!

A ja dzisiaj znowu rozpocząłem dzień Mszą Świętą w Katedrze siedleckiej, a od 10:00 do 15:00 mam dyżur duszpasterski na Wydziale Nauk Rolniczych, przy ulicy Prusa. Potem – wyjątkowo o 16:00 – Msza Święta dla umówionej Grupy, nie ma natomiast Mszy Świętej o 19:00. Będzie czas na własną pracę, której akurat trochę jest do zrobienia.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim osobistym przesłaniem zwraca się właśnie do mnie – właśnie dzisiaj? Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wtorek 4 Tygodnia zwykłego, rok II,

30 stycznia 2024., 

do czytań: 2 Sm 18,9–10.14b.24–25a.31–19,3; Mk 5,21–43

 

 

 

 

 

CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI SAMUELA:

Absalom natknął się na sługi Dawida. Jechał na mule. Muł zapuścił się pod konary wielkiego dębu. Absalom zaczepił głową o dąb i zawisł między niebem a ziemią, muł natomiast dalej popędził. Dostrzegł to pewien człowiek i zawiadomił Joaba: „Widziałem Absaloma wiszącego na dębie”. Joab wziął do ręki trzy oszczepy i utopił je w sercu Absaloma.

Dawid siedział między dwiema bramami. Strażnik, który chodził po tarasie bramy nad murem, podniósłszy oczy zauważył, że jakiś mężczyzna biegnie samotnie. Strażnik przekazał królowi tę wiadomość.

Właśnie przybył Kuszyta i powiedział: „Niech się raduje pan mój, król, dobrą nowiną. Właśnie dziś Pan wymierzył ci sprawiedliwość uwalniając z ręki wszystkich, którzy powstali przeciw tobie”. Król zapytał Kuszytę: „Czy dobrze z młodym Absalomem?” Odpowiedział Kuszyta: „Niech się tak wiedzie wszystkim wrogom mojego pana i króla, którzy przeciw tobie złośliwie powstali, jak powiodło się temu młodzieńcowi”.

Król zadrżał. Udał się do górnego pomieszczenia bramy i płakał. Chodząc tak mówił: „Synu mój, Absalomie! Absalomie, synu mój, synu mój! Obym był umarł zamiast ciebie, Absalomie, mój synu, mój synu!”

Joabowi zaś doniesiono: „Król płacze. Rozpacza z powodu Absaloma”. Tak więc zwycięstwo zmieniło się w tym dniu w żałobę dla całego ludu. Posłyszał bowiem lud w tym dniu wiadomość: „Król martwi się z powodu swego syna”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Gdy Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali.

A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości.

A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto dotknął się mojego płaszcza?” Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: «Kto się Mnie dotknął?»” On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”.

Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: „Nie bój się, wierz tylko”. I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego.

Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich: „Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I wyśmiewali Go.

Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.

Absalom naprawdę zbuntował się przeciw ojcu. Nie miał żadnych oporów, ani skrupułów w tym, by zebrać swoich zwolenników i stworzyć swoje własne „państwo w państwie”, nie licząc się w ogóle z Dawidem – ani jako królem, ani jako swoim ojcem. A właściwie, to chyba trzeba powiedzieć, że wprost dążył do wyeliminowania prawowitego króla i chyba – gdyby miał taką możliwość – podniósłby na niego rękę. Zabiłby własnego ojca!

Owszem, nie wiemy tego na pewno, bo przezorny Dawid, wspierany opieką Bożą, umknął przed nim, zabierając swoich zwolenników – i po prostu uciekł z Jerozolimy. Dlatego do bezpośredniej, osobistej konfrontacji nie doszło, ani do takiej sytuacji, w której Dawid znalazłby się w mocy swego syna. Dzisiejsze pierwsze czytanie opisuje historię, która wydarzyła się po takiej konfrontacji, ale nie osobistej, tylko po prostu – po walce zbrojnej dwóch armii: jednej, złożonej ze zwolenników króla i drugiej – ze zwolenników Absaloma.

To bardzo przykre, że do takiej walki musiało dojść. I bardzo przykre, że tak wyglądały relacje syna i ojca, iż musiały kosztować życie iluś niewinnych ludzi, wciągniętych do armii po tej lub drugiej stronie sporu. Niestety, sami zainteresowani nie byli w stanie się dogadać – i dlatego musieli zginąć ludzie. Jednak przyznajmy szczerze, że za ten stan rzeczy trudno winić Dawida. On nie chciał konfrontacji z synem; nie chciał tego wszystkiego, co się tam w tych dniach stało, a także – i to chyba najważniejsze – ani na moment nie stracił miłości do swego syna.

On oczywiście doskonale wiedział, co wyprawiał Absalom i na czym polegał jego bunt. To nie było tak, że coś przed nim ukryto, więc żył w błędnym przekonaniu o nim i dlatego dawał mu szansę – nie! Dawid wiedział o wszystkim. A pomimo tego, tak bardzo kochał syna, przebaczał mu jego odwrócenie się – i to na bieżąco, ani na moment nie chowając do niego urazy, natomiast licząc na to, że kiedy pokona jego armię, to z nim samym jakoś się dogada. Bardzo tego chciał, dlatego zakazał swoim dowódcom wymierzania Absalomowi sprawiedliwości na własną rękę.

Jak jednak dzisiaj słyszymy, naczelny dowódca wojsk Dawidowych, Joab, nie zamierzał nawet respektować polecenia królewskiego i dlatego kiedy tylko odnalazł to miejsce, w którym młody Absalom utknął, uwięziony w konarze drzewa, natychmiast – jak się wyraża Autor biblijny – wziął do ręki trzy oszczepy i utopił je w sercu Absaloma. W innym tłumaczeniu czytamy, że Joab te trzy oszczepy wbił w serce Absaloma. Tak, czy owak, mówimy tu o jakieś wielkiej zawziętości i pragnieniu zemsty na młodym, królewskim buntowniku – i to nawet za cenę złamania królewskiego zakazu!

Te uczucia obce były Dawidowi, dlatego chciał za wszelką cenę ocalić syna, chociaż na pewno kwestią do dyskusji było jakieś wymierzenie sprawiedliwości, jakieś ukaranie go za szkody, które poczynił. Ale to nie musiała być śmierć – ojciec nie chciał, aby to była śmierć. Z pewnością, jako człowiek Boży, oddałby tę sprawę do właściwej „instancji”. Czyli Bogu. Zdałby się na Jego sprawiedliwość, na Jego miłosierdzie, ale i na Jego mądrość, która podpowiedziałaby, jak tego duchowo umarłego człowieka przywrócić do życia, czyli jak zastosować to rozwiązanie, jakie my, uczniowie Jezusa, tak dobrze znamy z Jego przypowieści o marnotrawnym synu, coraz częściej obecnie zwanej przypowieścią o miłosiernym ojcu.

Dawid nie miał nawet takiej szansy, by swoje miłosierdzie ojcowskie okazać, Absalom zaś nie miał takiej możliwości, aby o to miłosierdzie prosić, bo też nie miał czasu, aby ochłonąć z tego swojego szaleństwa i podjąć refleksję nad swoim życiem. Oczywiście, nie wiemy, czy by ją podjął, ale była taka szansa, skoro walka, o której dziś słyszymy, właśnie się zakończyła totalnym rozgromieniem jego wojsk, zatem i on sam, już będąc w mocy i władzy swego ojca, z pewnością miałby czas, aby przemyśleć swoje zachowanie. A wówczas prawdopodobnie doszedłby do konstruktywnych wniosków, które pozwoliłby mu na podjęcie właściwych działań.

Tymczasem, to wszystko okazało się niemożliwe, bo decyzję za niego, i za Dawida – a w pewnym sensie: za samego Boga – podjął Joab. Być może, był sfrustrowany tym, że jako dowódca wojsk Dawida musiał się tyle namęczyć, by opanować bunt Absaloma, ale czy to tłumaczyło jego samowolną decyzję? I tak oto człowiek – mówiąc wprost – stanął na przeszkodzie działaniu Bożemu.

W Ewangelii dzisiejszej słyszymy także o podobnych ludzkich usiłowaniach. W przypadku kobiety, chorującej już tak długo na upływ krwi, te utrudnienia ze strony ludzi przybrały formę tłumu, który niemalże uniemożliwiał jej dostęp do Jezusa. Zatem, możemy nawet powiedzieć, że ludzie ci nawet nie byli świadomi, że jej to utrudniają, ale dla nas, którzy o tym czytamy i tę scenę sobie wyobrażamy, zyskuje ona wymiar symboliczny, bo przywołuje różne trudności zewnętrzne, nieraz nawet fizyczne, które stają na naszej drodze do Jezusa.

Natomiast w przypadku przełożonego synagogi – ojca ciężko chorej, a potem już zmarłej dziewczynki – owe przeszkody ze strony ludzi przybrały formę otwartego zniechęcania go do zwracania się do Jezusa: Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela? A kiedy znalazł się już w domu i stwierdził, że dziewczynka nie umarła, tylko śpi, to zgromadzeni tam ludzie – jak słyszymy – wyśmiewali Go. I dopiero kiedy sprawił, że faktycznie powróciła ona do życia, wtedy oni osłupieli wprost ze zdumienia. Wtedy. A wcześniej – ile przeszkód na drodze stawiali!

Na szczęście, w obu tych przypadkach ludzie nie przeszkodzili w dotarciu do Jezusa i otrzymaniu jego łaski. Niestety, w pierwszym czytaniu słyszymy, że ludzka zawziętość i opór uniemożliwiły zaistnienie dobra, jakie mogłoby zaistnieć, gdy wypełnione zostało polecenie Dawida i sprawa zostałaby oddana Bogu.

Dlatego weźmy sobie z dzisiejszego Bożego słowa głęboko do serca te wskazania, byśmy sami nie poprawiali Boga w Jego zrządzeniach i w Jego rozstrzygnięciach; byśmy nie stawali na przeszkodzie Jego działaniu w życiu naszym i w życiu innych – a właśnie starali się sami wszystko oddawać w Jego ręce i zdawać się na Jego działanie. I innym w tym pomagali!

2 komentarze

  • Dziękuję za piękny i jasny komentarz do dzisiejszego Czytania oraz Ewangelii. Ja skoncentruje się tylko na dwóch postawach ludzkich, gdy chcemy coś uzyskać od Boga.
    – pierwsza to JAWNA postawa Jaira, przełożonego synagogi „upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”.
    – druga to postawa SKRYTA chorej kobiety, która „zbliżyła się z tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”.
    Jezus uzdrowił w obydwu przypadkach ! Kobietę, bo „Córko, twoja WIARA cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”. Córkę Jaira również uzdrowił, a nawet wskrzesił do życia ale Ojcu wcześniej rzekł „„Nie bój się, wierz tylko”. Słowo WIARA, jest tu kluczem do serca Jezusa.
    – jaką ja mam wiarę w działanie Jezusa dziś?
    – jaką ja mam wiarę w posłańca Jezusa, Ducha Świętego?
    – czy ośmielam się klęknąć w kościele, wśród tłumu usilnie prosić Jezusa o cud dla siebie czy innych..?
    – czy wolę ukradkiem, dotknąć Ciała Jezusa, Jego szaty( monstrancji ) lub położyć się krzyżem przed Najświętszym Sakramentem.
    Ewangelia dzisiejsza wskazuje nam dobitnie, że najważniejsza jest wiara, że Bóg może to uczynić! Dziś również!
    Ps. Byłam dziś na Eucharystii dziękczynnej za Córkę, mojej Znajomej w szpitalnej kaplicy. W kazaniu jakie nam wygłosił Ksiądz Kapelan, było osobiste świadectwo z wydarzenia sprzed wielu lat, które nas wszystkich , 10 osób wprawiło w zachwyt, zdziwienie, chwilami w niedowierzanie czy to na pewno jest oparte na faktach autentycznych. Po zakończeniu Mszy, na korytarzy jedna osoba zadała pytanie Księdzu, czy to naprawdę miało miejsce. Odpowiedź , była twierdząca, Tak.

    • Bogu niech będą dzięki za tak niezwykłe Jego działanie w naszym życiu – za faktyczne cuda, których tak naprawdę często dokonuje!
      A tak przy okazji: czymś niezwykłym jest, że skryty gest chorej kobiety stał się na tyle jawny, że od dwóch tysięcy lat dowiadujemy się o nim z kart Ewangelii!
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.