Zachowuję pamięć o Tobie…

Z

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:

Ksiądz Paweł Kobiałka – Wikariusz w mojej rodzinnej Parafii, a jako Alumn pierwszego roku Seminarium: Lektor pierwszego czytania na mojej Mszy Świętej Prymicyjnej;

Katarzyna Centkowska – należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot.

Obojgu Jubilatom życzę wszelkich Bożych łask. Zapewniam o modlitwie!

Natomiast do Grona wczorajszych Solenizantów z radością dołączam Karola Pawluczuka – Lektora z mojej rodzinnej Parafii, fantastycznego, młodego Człowieka, żyjącego na co dzień sprawami Bożymi i świadczącemu wyraźnie i odważnie o swojej wierze. Modlę się dla Niego o odwagę i konsekwencję w dalszym kroczeniu taką właśnie drogą – bez względu na to, co wszyscy wokół będą o tym myśleć, czy mówić!

Dziś także przypada czwarta rocznica odejścia do Pana Księdza Piotra Wojdata, mojego Kolegi kursowego, wieloletniego Kierownika Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej i pełniącego jeszcze kilka ważnych funkcji w Diecezji. Niech Pan da Mu Niebo!

A u mnie dzisiaj – dyżur na Wydziale Nauk Ścisłych i Przyrodniczych, przy ulicy 3 Maja 54, jednak ten dyżur będzie krótszy, ponieważ już o 14:00 odbędzie się – w gmachu Biblioteki Głównej Uniwersytetu – otwarcie wystawy: „Alma Mater Nostra – od WSN do UwS”, zorganizowanej z okazji pięćdziesiątej piątej rocznicy powstania Uniwersytetu w Siedlcach. Ponieważ dostałem oficjalne zaproszenia na to wydarzenie aż od dwóch Instytucji uczelnianych, postanowiłem się wybrać.

A o 19:00, w naszym Duszpasterstwie – jak w każdą środę – Msza Święta w intencji Środowiska Akademickiego, Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele. Potem – wystawienie Najświętszego Sakramentu, nabożeństwo czerwcowe i cicha adoracja, do godziny 21:00.

Przepraszam za bardzo późne zamieszczenie słówka, ale przez dłuższy czas nie mogłem wejść na mojego bloga, bo przez cały ranek ciągle się coś zawieszało. Miałem już wiadomości, że i Wy nie możecie wejść. Ale już się poprawiło… Na szczęście! No, cóż – technika…

Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się właśnie do mnie? Duchu Święty, podpowiedz!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 9 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Bonifacego, Biskupa i Męczennika,

5 czerwca 2024, 

do czytań: 2 Tm 1,1–3.6–12; Mk 12,18–27

CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYMOTEUSZA:

Paweł, z woli Boga apostoł Chrystusa Jezusa, posłany dla głoszenia życia obiecanego w Chrystusie Jezusie, do Tymoteusza, swego umiłowanego dziecka. Łaska, miłosierdzie, pokój od Boga Ojca i Chrystusa Jezusa, naszego Pana.

Dziękuję Bogu, któremu służę jak moi przodkowie z czystym sumieniem, gdy zachowuję nieprzerwaną pamięć o tobie w moich modlitwach. W nocy i we dnie pragnę cię zobaczyć.

Z tej właśnie przyczyny przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez włożenie moich rąk. Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według mocy Boga! On nas wybawił i wezwał świętym powołaniem nie na podstawie naszych czynów, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski, która nam dana została w Chrystusie Jezusie przed wiecznymi czasami.

Ukazana zaś została ona teraz przez pojawienie się naszego Zbawiciela, Chrystusa Jezusa, który przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię, której głosicielem, apostołem i nauczycielem ja zostałem ustanowiony.

Z tej właśnie przyczyny znoszę i to obecne cierpienie, ale za ujmę sobie tego nie poczytuję, bo wiem, komu uwierzyłem, i pewien jestem, że mocen jest ustrzec mój depozyt aż do owego dnia.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Przyszli do Niego saduceusze, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: „Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: «Jeśli umrze czyjś brat i pozostawi żonę, a nie zostawi dziecka, niech jego brat weźmie ją za żonę i wzbudzi potomstwo swemu bratu».

Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umierając, nie zostawił potomstwa. Drugi ją wziął i też umarł bez potomstwa, tak samo trzeci. I siedmiu ich nie zostawiło potomstwa. W końcu po wszystkich umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc, gdy powstaną, którego z nich będzie żoną? Bo siedmiu miało ją za żonę.”

Jezus im rzekł: „Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie. Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną, czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa o krzaku, jak Bóg powiedział do niego: «Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba». Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych. Jesteście w wielkim błędzie”.

Paweł każdy swój List zaczyna od takiej – by tak to określić – autoprezentacji, z jaką mamy do czynienia dzisiaj. Jednak ta dzisiejsza skierowana jest do Tymoteusza, którego Apostoł traktował jak swego duchowego syna. Dlatego też odnajdujemy w niej wiele ciepłych i serdecznych słów, skierowanych do tego młodego Biskupa. Wiele słów ciepłych i serdecznych, ale też – bardzo konkretnych i bezpośrednich.

Zresztą, jak i w innych, podobnych początkach Listów apostolskich, gdzie Paweł powołuje się na samego Jezusa Chrystusa, wprost i otwarcie przedstawiając się jako Jego Apostoł i tłumacząc czytelnikom – by tak to ująć – swoją pozycję i upoważnienie do tego, by zwracać się do nich z jakimkolwiek pouczeniem. Rzecz jasna, to uzasadnienie wynika z faktu powołania przez Jezusa do owego szczególnego zadania, jakie Paweł spełnia.

I zwykle, po tym koniecznym wprowadzeniu i wyjaśnieniu, Apostoł ciepło wypowiada się o adresatach, zauważając pozytywy w ich postawie i zapewniając, że pamięta o nich w modlitwie, w której też często dziękuje Bogu za ich wiarę i ich świadectwo. Na początku zawsze tak pokazani są adresaci Listu, chociaż wiadomym jest nam wszystkim, że to nie jest pełna prawda o nich. Bo skoro już powstał ten List – podobnie, jak i inne Listy apostolskie – to znaczy, że jest on odpowiedzią na pojawiające się w danej Gminie chrześcijańskiej problemytakże w postawie samych chrześcijan.

I zawsze Paweł odnosi się do nich bardzo konkretnie, nie szczędząc – jeśli taką widzi potrzebę – słów twardych, a nawet krytycznych. Ale to w dalszej części Listu. Natomiast na początku – zawsze jest ów pozytyw. I to jest z pewnością bardzo mądra taktyka, jeśli się oczywiście założy, że zarówno te wypowiedzi pochwalające, jak i te krytyczne, są szczere.

A w przypadku Pawła z całym przekonaniem możemy powiedzieć, że takimi są, bo Paweł to Apostoł Jezusa Chrystusa, wezwany do głoszenia prawdy Ewangelii, a nie polityk, nastawiony na osiąganie wysokiego poziomu słupków sondażowych i dlatego oszukujący na prawo i lewo, w tym także: schlebiający, komu się tylko da i kiedy się da, aby tylko wyjść na swoje.

Nie, Paweł naprawdę widzi dobro – i do tego zaczyna – po czym przechodzi do tego, co trudne. A to wszystko – w imię prawdziwej miłości do swoich uczniów. Bo to właśnie na tym polega prawdziwa miłość, aby widzieć w drugim dobro i zło – i w tym, co dobre, podtrzymać i umocnić, a to, co złe, wypomnieć, by w ten sposób pomóc w pokonaniu tegoż.

Taka postawa z pewnością jest bardzo cennym wskazaniem dla nas, abyśmy nie ulegali schematycznemu myśleniu – nierzadko dobrze wyrachowanemu – że jeśli z kimś żyjemy dobrze i zależy nam na tym, żeby ten człowiek był blisko nas, a my blisko niego (z różnych względów nam na tym zależy), to tylko będziemy go chwalić i mu schlebiać, nie widząc w ogóle jego błędów, często ewidentnych. Niekiedy nawet sami będziemy się ośmieszać w oczach ludzi, próbując nieudolnie tłumaczyć te potknięcia, czy wręcz wybryki.

A z drugiej strony: jeśli ktoś nam – mówiąc kolokwialnie – „podpadnie”, to już tylko i wyłącznie zło w nim widzimy, a ani odrobiny dobra. Sami widzimy, że to nie jest mądra postawa. A przede wszystkim: niezgodna z prawdą, ze stanem faktycznym! I bardzo niedobrze, jeżeli taką postawę przyjmują uczniowie Jezusa Chrystusa, a już szczególnie: duszpasterze. Paweł uczy nas innej, o wiele mądrzejszej taktyki.

Wydaje się, że nawet tak zwyczajnie życiowo mądrzejszej – bez angażowania wielkiej teologii. Przecież wiadomym jest chyba powszechnie, że lepiej – i skuteczniej! – będzie zwrócić komuś uwagę na jakieś błędy, a nawet surowo upomnieć, jeżeli wcześniej dostrzegło się i doceniło dobro w jego postawie. Bo wówczas będzie on widział, że nie oceniamy go jednostronnie, że nam na nim naprawdę zależy, że chcemy jego dobra.

No, chyba że mamy do czynienia z kimś, kto nie znosi żadnej krytyki, choćby najbardziej słusznej i najbardziej delikatnie powiedzianej. Ale to już jest jego problem. Na pewno nie wolno ulegać takim ludziom i faktycznie tylko chwalić, a unikać w kontaktach z nimi słów prawdy – dla tak zwanego „świętego spokoju”. To nie jest dobra droga. Wydaje się, że im właśnie najbardziej potrzebny jest taki porządny „kubeł zimnej wody” na rozgorączkowaną głowę. Albo – na zbyt wysoko noszoną głowę!

Oczywiście, taki ktoś z pewnością się o to obrazi, ale – raz jeszcze podkreślmy – to jego problem. W każdym razie, Paweł Apostoł i takiego twardego świadczenia o prawdzie uczy nas w swoich Listach. Nieraz zaznacza w nich, że ma świadomość, iż jego słowa nie będą dobrze odebrane, a może nawet uznane za zbyt surowe. Ale jemu naprawdę nie zależało nigdy na dobrej opinii o sobie – za cenę prawdy. I dlatego kierował się ową mądrą pedagogią, o której tu sobie mówimy.

W przypadku dzisiaj odczytanego Listu do Tymoteusza mamy do czynienia z nieco inną sytuacją. Już chociażby dlatego, że jest to – właśnie – List kierowany do jednej osoby. I nie po to napisany, aby go za coś upominać, ale aby dać wskazówki, dotyczące przyszłej pracy duszpasterskiej. A w dodatku: List skierowany do osoby tak bardzo bliskiej sercu Apostoła.

Jednakże nawet te wszystkie okoliczności nie spowodowały, że treść jest tu jakoś „słodko – mdląco – nijaka”, albo pochlebcza. Nic z tych rzeczy! Jest przepełniona miłością i troską, ale wyrazem tego jest konkret. Jak chociażby w tych zdaniach: Dziękuję Bogu, któremu służę jak moi przodkowie z czystym sumieniem, gdy zachowuję nieprzerwaną pamięć o tobie w moich modlitwach. W nocy i we dnie pragnę cię zobaczyć. Z tej właśnie przyczyny przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez włożenie moich rąk. Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według mocy Boga!

Później zaś jest mowa o cierpieniach, które Apostoł musiał znosić – i choć nie ma wyraźnego wskazania, że Tymoteusza może czekać to samo, to jednak pojawienie się takich właśnie słów w tym momencie wyraźnie to sugeruje. I to jest dopiero prawdziwa miłość ojca (także tego duchowego) do swego dziecka: mówienie pełnej prawdy, w tym także – tej trudnej prawdy, dotyczącej przyszłych trudności. Może niekoniecznie pewnych, ale bardzo możliwych. To jest prawdziwa miłość, to jest mądra pedagogia!

Dokładnie taka sama, jaką dzisiaj Jezus zastosował w stosunku do swoich rozmówców. Wyraźnie wytknął im schematyczne i czysto ziemskie myślenie. Już sam fakt, że chcieli przyłapać Go na jakimś słowie, na jakiejś nieścisłości w nauczaniu, dobitnie świadczy o tej ciasnocie myślenia. Ale i sama kwestia, którą poruszyli – z pewnością, wymyślając historyjkę o „krwiożerczej” kobiecie, która uśmiercała po kolei swoich mężów – także pokazuje, że są w wielkim błędzie!

Tak wprost powiedział im Jezus, wyraźnie wskazując na to, że kategorie ziemskiego myślenia i spojrzenia próbują przenosić na rzeczywistość niebiańską. Jezus mówi: Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie. Po czym szerzej rozwija kwestię zmartwychwstania wszystkich zmarłych, jakie nastąpi w swoim czasie.

I właśnie w owym sposobie myślenia i patrzenia na świat przez nas, uczniów Jezusa Chrystusa, leży całe sedno i całe przesłanie dzisiejszej liturgii Słowa. Musimy nieustannie się starać, by to spojrzenie i to myślenie było coraz mądrzejsze! I coraz bardziej Boże! I coraz bardziej odpowiadające kryteriom Nieba, a nie tylko tym ziemskim.

Właśnie według takich kryteriów Paweł oceniał i postrzegał swoich uczniów – i dawał im odpowiednie wskazania. Także swojemu umiłowanemu, duchowemu Synowi. Według takich kryteriów sam Jezus nauczał i wskazywał na dobro i zło w postawach swoich Apostołów i wszystkich, którzy się do Niego zwracali. Także faryzeuszów, saduceuszów i innych przedstawicieli żydowskiej elity – tak źle do Niego nastawionych. Jezus wszystkich starał się nauczyć owego mądrego sposobu myślenia. Według kryteriów Nieba, a nie tych ziemskich. Obyśmy chcieli się tego nauczyć!

I byśmy w naszym postrzeganiu wszystkich i wszystkiego kierowali się tym, co o danej osobie czy o danej sprawie myśli Jezus, a nie co nam się chwilowo wydaje, albo co jest na ten moment wygodniejsze. Albo zgodne ze światowym sposobem myślenia. Jezus oczekuje od nas innego spojrzenia…

A gdybyśmy szukali jeszcze jednego przykładu owej właściwej postawy i mądrej pedagogii, z pewnością znajdziemy go w życiu i świadectwie świętości Patrona dnia dzisiejszego, Świętego Bonifacego, Biskupa i Męczennika.

Urodził się około 673 roku w Anglii. Na Chrzcie otrzymał imię Winfryd. Czując już od młodości pragnienie poświęcenia się służbie Bożej, został benedyktynem w opactwie Exeter, następnie w opactwie w Nursling. Święcenia kapłańskie otrzymał około trzydziestego roku życia. Zaraz po święceniach opat wyznaczył mu funkcję kierownika szkoły w Nursling. Jako benedyktyn przyjął imię: Bonifacy.

Po pewnym czasie udał się na misje, na teren dzisiejszych północnych Niemiec i Holandii. Szybko musiał jednak powrócić do swojego klasztoru, bo w miejscu jego misyjnej pracy wybuchła wojna. Właśnie wtedy, w swoim klasztorze wybrany został opatem. Nie pozostał jednak długo na tym zaszczytnym stanowisku, gdyż w roku 718 wybrał się ponownie do Niemiec, gdzie pracował około trzech lat. Trud misyjny Bonifacego wydawał niezwykłe owoce. W tym krótkim czasie miał ochrzcić około kilka tysięcy germańskich pogan.

W celu omówienia z Papieżem zorganizowania stałej administracji kościelnej na terenie Niemiec, Bonifacy udał się ponownie do Rzymu. Wyjaśnił Papieżowi stan misji i jej potrzeby. Wtedy Grzegorz II udzielił mu święceń biskupich i dał mu pełnomocnictwa, jakie tylko były konieczne dla sprawniejszej akcji misyjnej. Ponieważ coraz bardziej potrzeba było nowych misjonarzy, Święty Bonifacy zwrócił się z apelem do klasztorów w Anglii o pomoc. Benedyktyni przysłali mu licznych i gorliwych pomocników.

Korzystając z uprawnień metropolity misyjnego, mianował nasz Święty dwóch biskupów i założył wiele placówek stałych, od tychże biskupów zależnych. Nadto założył szereg klasztorów: benedyktynów i benedyktynek. Uradowany tak pomyślnymi wynikami jego pracy, Święty Papież Grzegorz III wezwał go do Rzymu i nałożył mu uroczyście paliusz metropolity – arcybiskupa z władzą mianowania i konsekrowania biskupów na terytorium Niemiec na wschód od Renu. Ponadto, Papież mianował Bonifacego swoim legatem na Frankonię i Niemcy.

Na mocy tak rozległej władzy, nasz dzisiejszy Patron zwołał do Bawarii synod, aby do administracji kościelnej wprowadzić ład, gdyż dotychczasowa akcja miała zbyt wyraźny charakter okazjonalny i chaotyczny. Dzięki poparciu księcia Odilona, zdołał nadto przywrócić karność kościelną i ustanowić kilka biskupstw.

Z kolei, we Francji w owym czasie nie zwoływano żadnych synodów. Wiele stolic biskupich było nie obsadzonych. Wśród duchowieństwa i wiernych upadek karności kościelnej był jaskrawo widoczny. Raport o tej sytuacji Bonifacy przesłał do Rzymu, do nowego Papieża, Świętego Zachariasza. Otrzymał wtedy od niego polecenie, by jako legat papieski zabrał się do koniecznej reformy. Przeprowadził ją na synodzie generalnym w roku 743. Uchwały tam podjęte potwierdziły synody miejscowe. Ciesząc się z tak obiecującej reformy w Galii, Bonifacy zaproponował podobną reformę Prymasowi Anglii, Kutbertowi, który ją faktycznie owocnie przeprowadził.

Mając osiemdziesiąt lat, po raz trzeci udał się Bonifacy na misje do Niemiec. Kiedy jednak zapuścił się w głąb kraju, został napadnięty przez pogan i wraz z pięćdziesięcioma dwoma Towarzyszami zamordowany w dniu 5 czerwca 754 roku. Jego ciało spoczywa w Fuldzie, gdzie przy jego grobie co roku zbiera się episkopat niemiecki na swoje narady.

A oto co w jednym z listów nasz dzisiejszy Patron napisał na temat swojej duszpasterskiej posługi: „Kościół jest jakby wielką łodzią płynącą po morzu tego świata. Gdy uderzają weń liczne fale doświadczeń, nie wolno jej porzucać – trzeba natomiast kierować. Przykłady tego znajdujemy u pierwszych Ojców […]. Za czasów pogańskich cesarzy kierowali oni łodzią Chrystusa, Jego umiłowaną Oblubienicą, to jest Kościołem, nauczając, broniąc, pracując i cierpiąc aż do przelania krwi.

Kiedy o nich myślę oraz im podobnych, ogarnia mnie przerażenie, lęk i obawa z powodu moich grzechów. I bardzo chciałbym opuścić ster Kościoła, który mi powierzono, gdybym tylko znalazł na to usprawiedliwienie w przykładzie Ojców lub w słowach Pisma Świętego. A zatem, skoro tak się rzeczy mają i prawda może się utrudzić, ale nigdy ulec ani okłamać, strudzony mój duch ucieka się do Boga. […]

Stójmy zatem mocno przy sprawiedliwości, przygotujmy siebie na doświadczenia, abyśmy otrzymali pomoc od Boga, […]. Złóżmy naszą ufność w Tym, który nam zwierzył cały ten ciężar. To, czego sami unieść nie możemy, nieśmy wspólnie z Tym, który jest Wszechmocny. […] Jeśli tak się Bogu spodoba, oddajmy życie za święte prawa naszych ojców, abyśmy zasłużyli na wieczne z nimi dziedzictwo.

Nie bądźmy jako nieme psy, nie bądźmy milczącymi gapiami, najemnikami uciekającymi przed wilkiem, ale pasterzami troskliwymi, czuwającymi nad owczarnią Chrystusa. Dopóki Bóg udziela nam siły, głośmy całą prawdę Bożą wielkim i małym, bogatym i ubogim, ludziom wszelkiego stanu i wieku, w porę i nie w porę.”

Tyle z listu Świętego Bonifacego. A my, wpatrując się w świetlany przykład jego postawy, oraz zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy o nasze myślenie i nasze spojrzenie na ludzi, na świat, na Boga – i na samych siebie… Czy myślimy po Bożemu – czy jeszcze wciąż po światowemu?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.