Prawdziwi krewni Jezusa…

P

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę Święceń kapłańskich przeżywa Ksiądz Marek! Z całego serca życzymy wszyscy, aby zachowywał w sobie stale ten ogromny zapał duszpasterski, który chyba wszyscy u Niego doceniamy i podziwiamy! Aby Mu się zawsze chciało tyle dobrego czynić, ile teraz czyni, a nawet więcej! Wszyscy ogarniamy Jubilata serdeczną modlitwą! Jego – i całe dzieło, które realizuje. Wszystkie te sprawy będą intencją Mszy Świętej, którą odprawię w najbliższych dniach.

Ponadto, rocznicę Święceń kapłańskich dziś przeżywają Kapłani, z którymi spotykałem się, bądź współpracowałem w różnym czasie i w różnych miejscach:

Ksiądz Ryszard Andruszczak,

Ksiądz Krzysztof Banasiuk,

Ksiądz Andrzej Karwowski,

Ksiądz Michał Mościcki,

Ksiądz Łukasz Skolimowski,

Ksiądz Piotr Wasyljew.

Urodziny zaś przeżywają dzisiaj:

Dawid Błaszczak – życzliwy Człowiek z Białej Podlaskiej,

Janusz Aleksandrowicz – bardzo ciekawy i nieprzeciętny Człowiek z Diecezji elbląskiej, Brat Pani Ewy Olender a Wujek Szymona, mojego byłego Lektora z Celestynowa – Człowiek, którego ze względu na pracę w wojsku i bardzo uporządkowany styl życia nazywam Dowódcą, a czasami też Wielkim Dowódcą!

Wszystkim świętującym życzę wszelkiego dobra i mocy z Niebios. Zapewniam o modlitwie!

A ja dzisiaj odprawiam, o godzinie 9:00, jedną Mszę Świętą w Parafii Wargocin – Wróble, po czym przejeżdżam do Parafii w Samogoszczy, gdzie o 11:00 odprawię Mszę Świętą o Boże błogosławieństwo dla Pani Aliny Pyl – Osoby bardzo życzliwej, zaangażowanej w życie Parafii, ale też żywo zainteresowanej naszymi audycjami w Katolickim Radiu Podlasia, których słucha systematycznie, a wcześniej słuchała ze swoim Mężem, jednak w ostatnim czasie Pan odwołał Męża do siebie. Modlimy się o Jego wieczne zbawienie. A dla Pani Aliny dzisiaj – wraz z Rodziną i bliskimi – będę się modlił o wszelkie dobro!

Po tej Uroczystości przejadę do mojego rodzinnego miasta, Białej Podlaskiej, aby wziąć udział w wyborach do europarlamentu. WSZYSTKICH PROSZĘ O WZIĘCIE UDZIAŁU W WYBORACH! I PRZYPOMINAM, ŻE KATOLIK GŁOSUJE W ZGODZIE Z NAUKĄ KOŚCIOŁA RZYMSKOKATOLICKIEGO. Z TEGO BĘDZIE ROZLICZANY NA SĄDZIE BOŻYM!

O 20:00 natomiast – w naszym Duszpasterstwie – Msza Święta i nabożeństwo czerwcowe.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co Pan konkretnie do mnie mówi? Duchu Święty, rozjaśnij umysł i serce, pomóż odczytać, zrozumieć…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

10 Niedziela zwykła, B,

9 czerwca 2024., 

do czytań: Rdz 3,9 – 15; 2 Kor 4,13–5,1; Mk 3,20–35

CZYTANIE Z KSIĘGI RODZAJU:

Gdy Adam spożył z drzewa, Pan Bóg zawołał na niego i zapytał go: „Gdzie jesteś?”

On odpowiedział: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się”.

Rzekł Pan Bóg: „Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?”

Adam odpowiedział: „Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem”.

Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: „Dlaczego to uczyniłaś?”

Niewiasta odpowiedziała: „Wąż mnie zwiódł i zjadłam”.

Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: „Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”.

CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Bracia: Cieszę się owym duchem wiary, wedle którego napisano: „Uwierzyłem, dlatego przemówiłem”; my także wierzymy i dlatego mówimy, przekonani, że Ten, który wskrzesił Jezusa, z Jezusem przywróci życie także nam i stawi nas przed sobą razem z wami. Wszystko to bowiem dla was, ażeby w pełni obfitująca łaska zwiększyła chwałę Bożą przez dziękczynienie wielu.

Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie.

Wiemy bowiem, że jeśli nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Jezus przyszedł z uczniami swoimi do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.

Natomiast uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili: „Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy”.

Wtedy przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: „Jak może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie jest skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nie, nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże i wtedy dom jego ograbi.

Zaprawdę powiadam wam: wszystkie grzechy bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego”. Mówili bowiem: „Ma ducha nieczystego”.

Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”.

Odpowiedział im: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I spoglądając na siedzących wokoło Niego rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.

W takim pierwszym odbiorze – bez należytego wytłumaczenia i próby zrozumienia intencji Jezusa – słowa, kończące dzisiejszą Ewangelię, muszą szokować. Oto bowiem na informację, którą ktoś Mu przekazał: Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie, odpowiedział: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I spoglądając na siedzących wokoło Niego rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.

Jako rzekliśmy, gdyby nie fakt, że już coś więcej wiemy i rozumiemy, co Jezus chciał wyrazić, to słowa te, oderwane od kontekstu, mogłyby wręcz uchodzić za aroganckie, brutalne, znamionujące brak szacunku i wdzięczności wobec własnej Matki! My jednak dzisiaj już wiemy, że wśród tych, na których Jezus wskazał, mówiąc: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matkąbyła także Matka.

Ona bowiem nie tylko w sposób fizyczny i – powiedzielibyśmy – genealogiczny była Matką Jezusa, ale była nią także w sposób duchowy. Jako Jego pierwsza i najpilniejsza Uczennica, najdoskonalej ze wszystkich wypełniała swoim życiem wolę Bożą, dlatego to kryterium, które Jezus dzisiaj określił dla swojej duchowej rodziny – Ona też spełniała. A nawet: najlepiej ze wszystkich spełniała. By się tak wyrazić: nie dała się zaskoczyć tymi słowami Jezusa.

Dlatego też możemy być pewni, że kiedy powtórzono Jej tę właśnie odpowiedź Syna, to na pewno się na Niego nie obraziła, czy – jak to zwykliśmy mawiać potocznie – nie „strzeliła focha” i nie przestała się do Niego odzywać przez najbliższy miesiąc, ale ponieważ wszystko i zawsze głęboko rozważała w sercu, przeto była pewna, że Jezus także i w tym momencie o Niej myślał i mówił.

Zresztą, nie jest wykluczone, że po wypowiedzeniu owych słów, Jezus jednak wyszedł do Matki i z Nią porozmawiał, tylko Ewangelista o tym nie wspomniał. Bo wspomniał o tym, co było w tej rozmowie najważniejsze, a najważniejsze było to właśnie, że więzy duchowe silniejsze są – w rozumieniu Jezusa – nawet od więzów krwi. I że swoją wiarygodność, gdy idzie o sprawy wiary i relacji z Bogiem, człowiek potwierdza bardziej czynami, niż słowami. I bardziej konkretną postawą, bardziej swoim sposobem myślenia, wartościowania, dokonywanymi przez siebie wyborami moralnymi – niż zapisami w metryce. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką mówi dziś Jezus.

A wcześniej powiedział: Zaprawdę powiadam wam: wszystkie grzechy bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego.

Była to – jak słyszeliśmy w Ewangelii – odpowiedź na wydumane, a wręcz absurdalne zarzuty, postawione Jezusowi przez uczonych w Piśmie, że wyrzuca On złe duchy mocą ich przywódcy, Belzebuba, z którym jakoby wchodził w jakieś konszachty. Tak, jakby sam swoją własną mocą nie mógł nic zrobić, tylko musiał się sprzymierzać z szatanem.

Moi Drodzy, nawet z naszej dzisiejszej perspektywy patrząc, nie mając przygotowania teologicznego czy biblijnego, a tylko słuchając tego typu zarzutów: czy można sobie wyobrazić większą bzdurę? I jakikolwiek większy absurd? Zwłaszcza, jeśli się weźmie pod uwagę, że zły duch – jak każdy duch i każde ciało na tym świecie – jest Bożym stworzeniem, a Bóg jest Bogiem, jest Stworzycielem, który wszystkich i wszystko powołał do istnienia. Nawet z tej strony patrząc – jak może stworzenie, choćby najbardziej przepełnione pychą, jak szatan, próbować równać się ze Stworzycielem?

Ale dlaczego o tym w ogóle dzisiaj mówimy? Bo taki właśnie bezsensowny zarzut żydowska elita postawiła Jezusowi. A dlaczego postawiła? Dlaczego uczeni w Piśmie ciągle szukali okazji i sposobności, by Jezusa na jakimś słowie złapać, by Go czymś zaszachować, zaskoczyć, zagonić w „kozi róg”, udowodnić niespójność nauczania?… Dlaczego ciągle tego próbowali, chociaż za każdym razem dostawali surową odprawę, wychodzili na głupców, kompromitowali się, albo ze wstydem spuszczali głowy i odchodzili. Pomimo tego – ciągle od nowa próbowali. Dlaczego?

A właśnie dlatego, że mieli zawzięte, zablokowane serca. I dlatego to dzisiaj Jezus mówi, że nie dostąpią odpuszczenia grzechu swojego bluźnierstwa. Nie z powodu braku miłosierdzia po stronie Jezusa, albo wyczerpania się limitu Jego cierpliwości do ich głupoty i uporu, ale właśnie z powodu tego uporu: że ich zamknięte serca skutecznie blokują dostęp jakiejkolwiek Bożej łaski. Po prostu: przyczyna takiego stanu rzeczy jest po ich stronie.

Dlatego nie dostąpią odpuszczenia tego właśnie grzechu, bo wcale tego nie chcą, bo są tak pewni siebie i zamknięci w skorupie własnej pychy i swoich przekonań, że nie dopuszczą choćby na milimetr nikogo, kto myśli inaczej. Nawet, jeżeli to będzie Jezus, Boży Syn!

I tym właśnie ich postawa różni się od postawy Maryi, Matki Jezusa, czy tych wszystkich, którzy jednak słuchali Jego nauki i starali się ją wypełniać. Owszem, nie zawsze im to wychodziło i wychodzi, nieraz zdarzają się potknięcia, a nawet upadki. Ale z każdego takiego upadku można powstać i iść dalej, gdy tymczasem ludzie przekonani o swojej nieomylności i mądrości, pewni siebie, zadufani w sobie, zakochani w sobie ze wzajemnością – choćby nawet byli uczonymi w Piśmie, a więc, tak naprawdę, specjalistami od Pana Boga – są od Boga daleko.

I choćby nawet faktycznie byli Jego krewnymi nie tylko duchowo, ale i fizycznie, to będą od Niego o wiele dalej od tych, którzy może nieraz zgrzeszą i upadną, ale jednak tak, jak potrafią, wypełniają wolę Bożą. To są prawdziwi krewni Jezusa. On na takie pokrewieństwo stawia.

Niestety, nawet pierwsi ludzie – jak moglibyśmy ich określić – pierwsze dzieci Boga, także nie wytrwały w pełnej jedności ze swoim Stwórcą. Niestety, dopuściły się nieposłuszeństwa, grzechu, zdrady… Słyszeliśmy o tym w pierwszym czytaniu. A zatem, nawet ci najbliżsi ludzie – bo pierwsi, dopiero co przez Boga powołani do życia – już okazali się od Niego odlegli…

Dramatycznym wyrazem tego stanu, w jakim się znaleźli, było stwierdzenie pierwszego mężczyzny: Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się. Stąd bardzo zasadne pytanie, postawione przez Stworzyciela: Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść? Otóż, właśnie!

Przecież oni od początku byli nadzy – w sensie fizycznym. Oni takimi zostali stworzeni i tak funkcjonowali – i wszystko było w porządku! Nie było mowy o żadnym wstydzie, bo we wszystkim panował Boży porządek i Boża harmonia. Nagość była elementem tej harmonii: mężczyzna patrzył na kobietę czystymi oczyma, ona tak samo patrzyła na mężczyznę, nie było mowy o żadnym pożądaniu, był natomiast wzajemny zachwyt pięknem, stworzonym i podarowanym przez Boga. I tym nieopisanym szczęściem, dla którego przecież Bóg stworzył człowieka.

Niestety, to wszystko zostało zburzone. Przez kogo? Przez Boga? To Bóg zmienił swoje zamiary, rozmyślił się, przyjął inną strategię? Nie, Bóg jest niezmienny w swojej miłości do człowieka – i we wszystkim, co mówi i robi. Bóg jest stały, niezmienny, święty, w pełni doskonały! To człowiek zburzył swoje własne szczęście, gdy swoje własne serce od Boga odwrócił! Bo to właśnie w sercu człowieka wszystko się rozgrywa, gdy idzie o jego relacje z Bogiem.

Bóg – jeszcze raz podkreślmy to z całą mocą – jest niezmienny w swoich postanowieniach, w swoich działaniach, w swoim wyjściu do człowieka. Człowiek… no, niestety, jak to człowiek… Dużo zależy od okoliczności, humoru, reakcji otoczenia, koniunktury politycznej…

Stąd też Święty Paweł, w drugim dzisiejszym czytaniu, czyni dość ciekawe rozróżnienie na «człowieka zewnętrznego» i «człowieka wewnętrznego». Pisze o tym tak: Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie.

I konkluduje: Wiemy bowiem, że jeśli nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie. Czyli, chociaż ten „człowiek fizyczny”, a więc ludzkie ciało po prostu umrze, to jednak dusza będzie żyła nadal. Jednak, gdzie będzie żyła – a, to już będzie zależało od tego, czy za życia ziemskiego człowiek poszukiwał i dążył do tego, co wewnętrzne, co niewidzialne, czy jego wszelkie aspiracje, dążenia i ambicje zaspokajało jedynie to, co zewnętrzne?… Czyli, czy człowiek wierzył w to, co niewidzialne, poszukiwał tego – czy też to, co widzialne i doczesne tak go mocno łechtało, było takim nęcącym „świecidełkiem”, że tylko na tym skoncentrował całą swoją uwagę.

Czyli – wracając do naszych wcześniejszych rozważań – czy człowiek w swoim sercu, w swoim wnętrzu, w swoim sposobie myślenia starał się zjednoczyć z Jezusem, wejść w Jego sposób myślenia, wejść w jak najgłębszą, duchową relację z Nim, czy tylko spełniał zewnętrzne praktyki i robił wiele, nawet dobrych rzeczy, ale na pokaz, dla pozoru, czy dla zaspokojenia swojej własnej próżności.

Moi Drodzy, to dzisiejsze Boże słowo jest skierowane oczywiście do wszystkich, ale w jakiś szczególny sposób właśnie do nas, którzy systematycznie praktykujemy naszą wiarę, regularnie się spowiadamy, co niedzielę jesteśmy na Mszy Świętej, zachowujemy piątki i inne posty, odmawiamy pacierz rano i wieczorem, przychodzimy na rekolekcje, odpusty i inne uroczystości parafialne. A w sposób jeszcze bardziej szczególny – jest skierowane do nas, księży, którzy święte Misteria codziennie sprawujemy.

Bo nieraz słyszy się takie zarzuty, stawiane nam, księżom, że w homiliach i na kazaniach narzekamy, krytykujemy, „czepiamy się” o niechodzenie do kościoła, o niewłaściwe postępowanie, o zaniedbywanie życia religijnego – tylko, że to nasze gadanie jest kierowane pod zły adres! Bo mówimy to wszystko do tych, którzy są w kościele, a należałoby mówić do tych, których nie ma. I pewnie jest w tym jakaś racja, tylko jak mówić do tych, których nie ma?… Może to jest właśnie zadaniem nas, którzy jesteśmy, abyśmy tym nieobecnym, którzy na co dzień wśród nas żyją, dawali świadectwo żywej i prawdziwej wiary. Ale to już inny temat.

Natomiast to dzisiejsze Słowo kierujemy właśnie wprost do nas, którzy jesteśmy, którzy się modlimy, spowiadamy – i tak dalej… Bo może się zdarzyć, że te wszystkie praktyki będą tylko działaniem na zewnątrz, będą popisem owego «zewnętrznego człowieka», podczas gdy ten «wewnętrzny» będzie coraz bardziej pogrążał się w grzechu.

Jest przeto dzisiejsze Słowo wielkim ostrzeżeniem dla tych wszystkich osób, które co miesiąc się spowiadają, ale zawsze powtarzają, że nie mają się tak naprawdę z czego spowiadać, bo jakież to one mogą mieć grzechy! Oj, jakże bardzo niepokojący, a wręcz groźny duchowo jest stan takich osób!

I jest to dzisiejsze Słowo wielkim napomnieniem dla tych, którzy ręce składają do modlitwy w kościele i w domu, i nawet wzruszają się, słuchając kazań i rozważań, śpiewając nabożne pieśni, a na co dzień popierają bestialskie mordowanie dzieci nieradzonych w procederze tak zwanej aborcji, czy też popierają in vitro, czy eutanazję, czy też zupełnie nie przeszkadza im, że ich bliscy – często ich dzieci – żyją jak małżonkowie, nie będąc małżonkami. Taka pobożna mama zawsze znajdzie usprawiedliwienie dla takiego stanu rzeczy – nieraz nie mogłem wprost wyjść z podziwu! I to tym gorliwiej szuka i znajduje, im jest pobożniejsza!

I jest także to dzisiejsze Słowo wielkim ostrzeżeniem i upomnieniem dla tych, którzy co tydzień, a nawet codziennie, a nawet dwa razy dziennie przyjmują Jezusa do serc w Komunii Świętej, a więc przyjmują do swego serca prawdziwe Niebo, a wyjdą z kościoła i robią ludziom ze swego otoczenia prawdziwe piekło! Moi Drodzy, czy to aby nie o nas?…

Niech więc to dzisiejsze Słowo pomoże nam przesunąć akcenty naszej pobożności bardziej na serce, na «człowieka wewnętrznego», aby spełniane systematycznie praktyki – bo to akurat nie może się zmienić, a jeśli już to tylko na lepsze – przekładały się na życie wewnętrzne, na nastawienie naszego serca, czyli na sposób naszego myślenia, wartościowania, także: na nasze wybory moralne, a także polityczne. Bo to też są wybory moralne.

Niech nasz «człowiek zewnętrzny» pozostaje zawsze w zgodzie z «człowiekiem wewnętrznym». Niech jeden kształtuje drugiego, niech jeden o drugim daje jak najlepsze świadectwo. Bo tylko tak właśnie jest w przypadku prawdziwych krewnych Jezusa. Bo – jak On nam dziś przypomina – kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.