Jezus w mojej łodzi…

J

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym dzisiaj rocznicę Święceń kapłańskich przeżywają:

Ksiądz Andrzej Banasiuk [1984],

Ksiądz Sylwester Borkowski [1984],

Ksiądz Profesor Krzysztof Burczak [1984] – mój Kaznodzieja prymicyjny,

Ksiądz Sylwester Gałach [1984],

Ksiądz Andrzej Kania [1984],

Ksiądz Kazimierz Niemirka [1984],

Ksiądz Sławomir Olopiak [1984],

Ksiądz Józef Sobotka [1984],

Ksiądz Henryk Szustek [1984],

Ksiądz Roman Truba [2001] w swoim czasie: Wikariusz w mojej rodzinnej Parafii; a obecnie: Proboszcz w jednej z Parafii,

Ksiądz Grzegorz Bindziuk [2001],

Ksiądz Andrzej Ciok [2001],

Ksiądz Tomasz Duda [2001],

Ksiądz Jacek Guz [2001],

Ksiądz Adam Karcz [2001],

Ksiądz Paweł Kindracki [2001],

Ksiądz Tomasz Kostecki [2001],

Ksiądz Gabriel Mazurek [2001],

Ksiądz Michał Rodak [2001],

Ksiądz Norbert Taratycki [2001],

Ksiądz Stanisław Tymoszuk [2001],

Ksiądz Aleksander Lis [2023],

Ojciec Krzysztof Tarwacki [1974] – Oblat, niegdyś posługujący w Kodniu,

Ojciec Wiesław Nazaruk [1984] – pochodzący z Parafii w Kodniu i od tego roku posługujący w Kodniu,

Ojciec Marek Swat [1997] – Oblat, posługujący obecnie w Kodniu.

Imieniny natomiast przeżywa Siostra Wanda Paduch, Służka Maryi Niepokalanej, mieszkająca i posługująca w Miastkowie Kościelnym.

Urodziny z kolei przeżywa Piotr Strzeżysz, którego poznałem w czasie mojej posługi w Celestynowie jako Ucznia tamtejszego Gimnazjum; obecnie jest Mężem i Ojcem; kilka lat temu, przez krótki czas, pisał rozważania na naszym blogu.

Wszystkim świętującym życzę bezmiaru łask z Nieba! I o nie właśnie będę się dla nich modlił.

Dzisiaj także wypada dzień Ojca, ale ja o naszym Tacie wspomnę jutro, w dniu Jego imienin.

Natomiast w dniu dzisiejszym będę posługiwał w Parafii w Poizdowie. Serdecznie dziękuję za zaproszenie Księdzu Adamowi Pietrusikowi, Proboszczowi Parafii. Natomiast o 20:00 – Msza Święta w naszym Duszpasterstwie, po niej zaś: nabożeństwo czerwcowe.

Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, cwięc mówi do mnie Pan? Czego konkretnie ode mnie oczekuje? Niech Duch Święty będzie nam światłem i pomocą w odkrywaniu tego przesłania.

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

12 Niedziela zwykła, B,

23 czerwca 2024.,

do czytań: Hi 38,1.8–11; 2 Kor 5,14–17; Mk 4,35–41

CZYTANIE Z KSIĘGI HIOBA:

Z wichru Pan powiedział Hiobowi te słowa: „Kto bramą zamknął morze, gdy wyszło z łona wzburzone, gdym chmury mu dał za ubranie, za pieluszki ciemność pierwotną? Złamałem jego wielkość mym prawem, wprawiłem wrzeciądze i bramę. I rzekłem: «Aż dotąd, nie dalej. Tu zapora dla twoich nadętych fal»”.

CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Bracia: Miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał.

Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów: „Przeprawmy się na drugą stronę”. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.

Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: „Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.

Wtedy rzekł do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”

Usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii: On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: „Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Usłyszeliśmy w pierwszym dzisiejszym czytaniu: I rzekłem: „Aż dotąd, nie dalej. Tu zapora dla twoich nadętych fal”. Czy dostrzegamy zbieżność myśli pomiędzy tymi dwoma zdaniami – zapisanymi na kartach Pisma Świętego w czasie od siebie tak bardzo odległym?

Pomimo tego, akurat ten przekaz pozostaje stały i niezmienny: Bóg sam jest Stwórcą całego świata, jest Stwórcą przyrody, jest Stwórcą wszystkich potęg i żywiołów, przeto jest też ich niepodzielnym Władcą! Tak, Władcą i Panem wszelkich nawałnic, zawirowań, wyładowań i tego wszystkiego, co zamartwia człowieka, albo powoduje jego lęk. Bóg jest ponad tym wszystkim! Jego władza tak naprawdę jest większa i mocniejsza, niż wszystkie władze i moce świata!

A co za tym idzie: wszelkie żywioły: zarówno te fizyczne, dziejące się w atmosferze, widzialne i słyszalne – symbolizowane dzisiaj przez nawałnicę, opisaną w Ewangelii – jak i te wewnętrzne, dziejące się w sercu człowieka, w jego umyśle, w sferze jego ducha, albo w ogóle: w jego życiu. O tym z kolei mowa w pierwszym dzisiejszym czytaniu.

Bo właśnie w odpowiedzi na to wszystko, co działo się w życiu Hioba, Bóg wypowiedział słowa, które tu sobie przywołaliśmy. Jest to zaledwie króciutki fragment dużo dłuższej rozmowy – żeby nie powiedzieć: swoistego sporu – Hioba z Bogiem. Bo Hiob cały czas uważał, że całe trudne doświadczenie, które go spotkało, nie było spowodowane jakimkolwiek złem w jego postawie. A zatem – nie zasłużył na to. Czyżby zatem Bóg popełnił błąd, czyżby się pomylił, dopuszczając na niego owe nieszczęścia?

Podejmując dyskusję ze swoim sługą, Bóg przedstawia bardzo szerokie argumenty, opowiadając o wielu swoich „dokonaniach”, pokazujących i potwierdzających wielkość Jego mądrości i Jego absolutne panowanie nad światem.

Akurat te słowa, które dzisiaj usłyszeliśmy, odnoszą się do dzieła stworzenia świata, a w jego ramach: do bardzo barwnie opisanego przez Autora biblijnego «oddzielenia wód ponad sklepieniem nieba od wód pod sklepieniem», a także: o „zamknięciu” wód ziemskich w zbiornikach o wyraźnie zakreślonych granicach, czyli morzach, oceanach… Dzięki temu wody te nie mogą się „panoszyć” po całej ziemi, niosąc zniszczenia czy powodując jakiekolwiek szkody. Także te wody nad sklepieniem – mogą spaść na ziemię tylko jako deszcz, zesłany przez Pana.

W ten sposób Stworzyciel zaprowadził już na samym początku bardzo wyraźny porządek, stawiając granice działaniu nadętych fal. Stąd też nie może nikogo dziwić, że i Jezus nie miał żadnych problemów z postawieniem granicy działaniu innych nadętych fal – tym razem tych, miotających Jeziorem Galilejskim, którego fale rzeczywiście bywają groźne. Także dzisiaj – jak przekonują znawcy tematu. Cóż dopiero wtedy, kiedy technika stała na dużo niższym poziomie, niż obecnie i sprzęt pływający, jakim posługiwali się rybacy, dawał o wiele mniejsze zabezpieczenie człowiekowi, niż dzisiaj.

Na szczęście, w tej łodzi, w której Apostołom przyszło zmierzyć się z «nadętymi falami», miotanymi silnym wiatrem, był Jezus, Boży Syn. A dla Niego uciszenie tej, czy jakiejkolwiek burzy – nie było żadnym problemem. Tyle tylko, że o ile opanowanie potężnych żywiołów – tych w przyrodzie, w atmosferze, tych na zewnątrz – jest w absolutnej mocy Boga, z którymi te żywioły nie są w stanie w żaden sposób konkurować, mierzyć się czy porównywać, tylko się jej po prostu poddają, o tyle już uciszenie wszelkich burz i nawałnic w ludzkim sercu jest zadaniem trudniejszym…

Także dla Boga – jak bardzo dziwnie by to nie brzmiało. Ale tak właśnie jest. Zauważmy: po uciszeniu burzy na jeziorze, Jezus zapytał Apostołów – ot, tak, po prostu: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”

Z kolei w historii Hioba widzimy, że akurat on, Hiob, ukorzył się przed majestatem Boga i – by tak to ująć – przyjął Boże tłumaczenie. Uznał nad sobą Bożą wyższość, Bożą mądrość oraz dał się przekonać, że Bóg naprawdę nic złego wobec niego nie zaplanował. Nawet, jeżeli on teraz niewiele rozumie z tego, co się dzieje, albo nic nie rozumie. Ważne, że Bóg wie i rozumie. Zatem, z Hiobem to sobie Bóg poradził. Ale już z jego znajomymi – chyba trochę na wyrost nazwanymi w biblijnym opisie „przyjaciółmi” – były większe problemy.

Bo ci akurat mieli na wszystko swoje teorie i jakiś swój własny, prywatny obraz Boga, który nijak się miał do tego prawdziwego. Dlatego Bóg w dalszej części całego opisu, wprost stawia im zarzut, że w owej dyskusji, jaką łatwo odnajdziemy na kartach starotestamentalnej Księgi Hioba, oni akurat o Bogu nie mówili prawdy. Hiob tak – oni nie.

A przecież to właśnie Hioba dotyczyła cała sprawa, to on cierpiał, to na niego spadły wszystkie nieszczęścia. I on potrafił dostrzec w tym wszystkim mądry zamysł Boga, potrafił uznać Boże racje, a oni – chociaż byli jedynie obserwatorami, próbując być przy tym doradcami i pocieszycielami – niewiele, albo i nic nie zrozumieli. Czy w ogóle się o to starali, czy też z góry założyli, że mają rację i to raczej Bóg ma się dopasować do ich sposobu widzenia i patrzenia, aniżeli oni do Jego decyzji, wiedzy i mądrości?

Tu właśnie tkwi cały problem, moi Drodzy: w sercu człowieka. W tym, że Bóg bardzo chciałby powyciszać przeróżne burze i nawałnice, jakie dzieją się w naszych sercach, ale my wiele rzeczy po prostu wiemy, widzimy i rozumiemy lepiej, niż On! To znaczy – tak nam się wydaje, że wiemy, widzimy i rozumiemy lepiej… Bo tak naprawdę, to albo jesteśmy zbyt pewni siebie, jak „przyjaciele” Hioba, albo bardzo przestraszeni, jak Apostołowie w łodzi. Brak nam zaufania do Jezusa – takiego zaufania totalnego, że skoro Jemu powierzyliśmy nasze życie i On jest w tym naszym życiu obecny, to nawet, jeżeli wydaje się nam, że śpi, to jednak nie zostawia nas samymi z naszymi problemami i nawałnicami.

I właśnie o tej Jego obecności w naszym życiu tak mówi Święty Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu, będącym fragmentem jego Drugiego Listu do Koryntian: Miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał.

Zatem, Jezus cały oddał się nam, poświęcił się sprawie naszego zbawienia. Oddał za nas swoje życie, czym wyraźnie potwierdził, że nie żył dla siebie – ale właśnie dla nas. A skoro tak, to jest to dla nas wszystkich, Jego uczniów, wezwaniem i zobowiązaniem, abyśmy i my już nie żyli tylko dla siebie, nie myśleli tylko o sobie, ale żyli dla Niego. A jeżeli dla Niego – to także dla drugiego człowieka, który jest tak samo, jak my, umiłowanym dzieckiem Bożym. Bo za tego drugiego człowieka – podobnie, jak i za nas – Jezus swoje życie złożył w ofierze.

Dlatego nie możemy dać się zamknąć w swoim egoizmie, nie możemy widzieć tylko czubka własnego nosa, nie możemy zajmować się tylko swoimi sprawami i problemami, nie możemy chcieć zaspokajać wyłącznie własnych potrzeb. Musimy też myśleć o innych! Dokładnie tyle znaczą kolejne słowa Apostoła: Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe.

Właśnie – to nowe spojrzenie, nowe myślenie… Niestety, powiedzmy sobie szczerze, że nie jest to łatwe. Bo my ciągle, ze swoimi problemami, próbujemy sobie radzić sami. I to w sumie dobrze, że bierzemy swój los w swoje ręce, że szukamy najlepszych sposobów rozwiązania swoich problemów, bo w końcu po to dał nam Bóg rozum i zdolność myślenia, abyśmy go używali. Przeto, czy to gdy idzie właśnie o rozwiązywanie problemów, wyciszanie napięć, czy też zaradzanie codziennym potrzebom – większym i mniejszym, tym doczesnym i tym duchowym – mamy w tej sprawie podejmować wszelkie działania.

A zatem, zwyczajnie pracować, starać się, zabiegać o to! A gdy idzie o radzenie sobie z problemami, to mamy szukać najlepszych sposobów ich rozwiązania, mamy podejmować wszelkie starania, czyli – używając obrazu z dzisiejszej Ewangelii – porządnie wiosłować, aby fale nie wywróciły nam łodzi.

Natomiast nigdy nie wolno nam nabrać takiego przekonania, że w tym wysiłku jesteśmy sami, że to my sami – tylko o własnych siłach – mamy sobie ze wszystkim poradzić. Bo sobie nie poradzimy! Nie poradzimy sobie ani z przeciwnościami zewnętrznymi, ani ze złym, złośliwym, wrogim, a czasami po prostu bezmyślnym lub obojętnym nastawieniem ludzi… Nie poradzimy też sobie sami ze swoimi wewnętrznymi problemami, nastawieniami, dylematami. Sami nie damy rady!

Dlatego trzeba mądrego połączenia naszych starań, naszych wysiłków, naszego trzeźwego myślenia i roztropnego działania, naszej pracowitości i zaangażowania – ze szczerą i serdeczną modlitwą, z intensywnym życiem sakramentalnym, a więc stałym stanem łaski uświęcającej, stałym przyjmowaniem Komunii Świętej, głębokim przeżywaniem Mszy Świętej w każdą niedzielę i święto, a nawet w dni powszednie; także: lekturą Pisma Świętego i refleksją nad nim.

Czyli: nie można – by tak to ująć potocznie – przegiąć w żadną stronę. Nie można tylko skoncentrować się na własnym wysiłku, własnym staraniu, własnej zapobiegliwości, a Jezusa zostawić gdzieś tam, w tyle łodzi, na uboczu – na zasadzie, że pomodlić to ja się mogę w kościele; albo rano, przy łóżku, jak odmawiam pacierz; albo przy wigilijnym stole, ale już jak przychodzi do rozwiązywania codziennych problemów, to niech tam sobie Jezus śpi, niech sobie odpocznie, bo ja mam swoje sposoby. A że niektóre z nich mogą Mu się nie spodobać, to po co ma się denerwować, albo mi mieszać w szykach? Ja sobie sam poradzę. A jak przyjdzie niedziela, to znowu przyjdę do „kościółka”… Zatem, takie rozwiązanie nie jest dobre.

Ale nie jest też dobre rozwiązanie skrajnie przeciwne: ja nic nie będę robił, nie będę szukał sposobu rozwiązania swoich problemów, nie będę za bardzo przemęczał się pracą i zapewnieniem codziennego utrzymania, nie będę też starał się budować lub odbudowywać relacji z ludźmi (które bardzo często sam zepsułem), bo zostawiam to Jezusowi. Niech On się zajmie. Nie będę Mu przeszkadzał, nie będę sobie z ludzi wrogów robił – On jakoś sobie poradzi. I z problemami, i z tymi ludźmi. Dlatego ja teraz wszystkie swoje problemy „zamiotę pod dywan”, albo zrzucę na innych – niech oni się nimi zajmą – a ja poczekam, aż sprawy same się rozwiążą.

Otóż, same się nie rozwiążą! Owszem, zasada, której Jezus uczył Ojca Dolindo, wedle której mamy się do Jezusa jak najczęściej zwracać ze słowami: „Jezu, Ty się tym zajmij!” – jest stale aktualna i obowiązująca. Ale ona nie polega na tym, że: „Jezu, Ty sam się tym zajmij, a mnie z tego zwolnij!” Albo: „Jezu, Ty się tym zajmij za mnie!” Nie! Zupełnie inaczej: „Jezu, wesprzyj moje działania! Bądź moim Natchnieniem, bądź moim Światłem, bądź moim Przewodnikiem! I bądź moim Wsparciem! Dodaj mi sił, wytrwałości, podsuń mi dobre pomysły, podpowiedz najlepsze rozwiązania – kiedy ja sam będę rozwiązywał swoje sprawy.”

Ja sam” – w sensie, że ja osobiście, nie ktoś inny za mnie, ale nie w sensie, że sam o własnych siłach. Nie, tak na pewno nie! Ani ja sam – ani Ty sam, Panie Jezu! Nie! Ja z Tobą, z Twoją pomocą – i Ty ze mną, Ty przeze mnie, przez moją zaradność i moje działanie. Tylko tak wszelkie problemy mogą być rozwiązane, wszelkie burze wyciszone, wszelkie potrzeby zaspokojone, wszelkie pragnienia wypełnione, wszelkie plany i zadania zrealizowane – tylko wtedy, kiedy Ty powiesz wszelkim naszym burzom i nawałnicom: Milcz, ucisz się!; oraz: Aż dotąd, nie dalej. Tu zapora dla twoich nadętych fal!

Widząc jednak, że my wiosłujemy, czy też że my znosimy, jak Hiob, codzienne trudności z wielką godnością. Ty nas zawsze wtedy wesprzesz, ale nie zrobisz niczego za nas. Nie pozwól też nam radzić sobie bez Ciebie! Bo Ty działasz z działającymi, ale na pewno nie działasz za leniwych, zamiast nich.

Naucz nas mądrej i wytrwałej – współpracy z Tobą!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.