Chrześcijaństwo – to normalność!

C

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa moja Siostrzenica, Emilka Niedźwiedzka. Całym sercem otaczam Ją modlitwą, prosząc dla Niej o wszelkie Boże łaski, by tak, jak dotychczas – była radością całej naszej Rodziny. Niech życiowa energia, która ją wręcz rozpiera i intelektualna błyskotliwość – rozwijają się i pomnażają! Niech idzie przez życie pewnym krokiem, wsparta życzliwością Rodziny i Bliskich!

Imieniny przeżywa także Emilia Porzezińska – bardzo życzliwa Osoba z Siedlec, przez długi czas czynnie zaangażowana w działalność naszego Duszpasterstwa Akademickiego.

Urodziny zaś przeżywają:

Marcin Zając – życzliwy Człowiek z Parafii w Miastkowie, zaangażowany w życie tamtejszej Parafii i Gminy;

Łukasz Kędziorek – Lektor z tejże Parafii.

Wszystkich świętujących ogarniam modlitwą, wypraszając wszelkiej Bożej łaskawości i darów z Nieba.

Moi Drodzy, serdecznie pozdrawiam z Kodnia, skąd za chwilę jadę ponownie do mojej rodzinnej Parafii w Białej Podlaskiej, aby osprawić dwie Msze Święte w zastępstwie za Kolegów, po czym wracam do Kodnia, gdzie dziś zakończymy już fantastyczne spotkanie Ekipy bliskich mi młodych Ludzi. Wczorajszy dzień był naprawdę fantastyczny, ale o tym wspomnę jutro, podsumowując cały wyjazd.

Teraz zaś zapraszam już do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Duchu Święty, tchnij!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

13 Niedziela zwykła, B,

30 czerwca 2024., 

do czytań: Mdr 1,13–15;2,23–24; 2 Kor 8,7.9.13–15; Mk 5,21–43

CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI:

Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo sprawiedliwość nie podlega śmierci.

Dla nieśmiertelności bowiem Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.

CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Bracia: Podobnie jak obfitujecie we wszystko, w wiarę, w mowę, we wszelką gorliwość, w miłość naszą do was, tak też obyście i w tę łaskę obfitowali.

Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić.

Nie o to bowiem idzie, żeby innym sprawić ulgę, a sobie utrapienie, lecz żeby była równość. Teraz więc niech wasz dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby ich bogactwo było wam pomocą w waszych niedostatkach i aby nastała równość według tego, co jest napisane: „Nie miał za wiele ten, kto miał dużo. Nie miał za mało ten, kto miał niewiele”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Gdy Jezus przeprawił się z powrotem łodzią na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali.

A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu między tłumem i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości.

Jezus także poznał zaraz w sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto dotknął się mojego płaszcza?”

Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął?” On jednak rozglądał się, aby ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę.

On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”.

Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?”

Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: „Nie bój się, tylko wierz”. I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego.

Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich: „Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I wyśmiewali Go.

Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.

Jeżeli dzisiaj w pierwszym czytaniu słyszymy, iż Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo sprawiedliwość nie podlega śmierci to możemy odnieść te stwierdzenia do tak wielu pytań, jakie ludzie ciągle zadają: skąd zło na świecie? A skąd śmierć? Jeżeli Bóg jest dobry, jeżeli Bóg jest miłością i pełnią doskonałości – a to On stworzył świat – to dlaczego dzieje się to wszystko, o czym tu sobie mówimy? Kto stworzył zło? Kto stworzył śmierć – można by aż tak zapytać.

I dzisiaj w pierwszym czytaniu słyszymy, że na pewno nie Bóg. On stworzył życie – i piękno, i dobro, i harmonię. I właśnie takiego – i w taki sposób – stworzył też człowieka. W dalszej części pierwszego czytania, z Księgi Mądrości, słyszymy: Dla nieśmiertelności bowiem Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.

Zatem, dobro, miłość, piękno i harmonia, a nade wszystko nieśmiertelność – to atrybuty Boże, którymi jednak Bóg także, w sposób stosowny, obdarował człowieka. By się tak wyrazić: podzielił się nimi z człowiekiem.

Jednakże zwróćmy uwagę na ostatnie zdanie pierwszego czytania – iż śmierci doświadczają ci, którzy należą do diabła, którzy są jego własnością. Moi Drodzy, jakie to jest dramatyczne stwierdzenie, jaki to jest tragiczny stan człowieka: należeć do diabła, być jego własnością, być w jego ekipie! Jeżeli w jakichkolwiek okolicznościach należałoby używać słowa: „tragedia” – to właśnie to są te okoliczności.

Bo wydaje się, że w takim codziennym dyskursie my tego słowa nadużywamy, określając nim wszelkie doraźne nieszczęścia, niepowodzenia, trudności, jakie nas spotykają, gdy tymczasem są to często takie trudności, które może nawet poważne i ciężkie – jednak niosą nadzieję na rozwiązanie sprawy i zaradzenie problemowi. A kiedy sytuacja jest tak po ludzku nieodwracalna – chociażby, na przykład, kiedy odejdzie ktoś bliski do wieczności i wiemy, że już stamtąd nie wróci, pozostanie po nim pustka w domu – to nawet i to nie jest tragedią, bo jest nadzieja na życie wieczne, które może on już ma w Niebie, podczas kiedy my za nim płaczemy. Z czasem jednak przychodzi pocieszenie i już nie płyną łzy, już możemy o tym zmarłym człowieku normalnie mówić, nawet uśmiechając się, w trakcie wspomnień o nim. Zatem, to nie jest tragedia.

Prawdziwa tragedia jest wtedy, kiedy człowiek jest własnością diabła, kiedy się oddaje do jego dyspozycji – i kiedy z jego ręki otrzymuje jego dary, a więc zło, nienawiść, a ostatecznie śmierć duchową, czyli potępienie na wieki. To jest tragedia! Kiedy człowiek swoje życie na własne życzenie przegrywa – i kiedy rozsiewa wokół siebie jad i żółć złośliwości, wiecznych pretensji, wrogości, zazdrości, zgorzknienia, pesymizmu – i czego by tu jeszcze nie wymienić – i w ten sposób odbiera ludziom nadzieję, dołuje ich i wpędza w rozpacz, to właśnie wtedy jest tragedia!

Bóg z pewnością nie chce takiego nastawienia – tak, jak w ogóle nie chce zła i śmierci. Tak, jak nie chciał choroby ani śmierci córki Jaira, ani krwotoku u kobiety, która cierpiała na niego od dwunastu lat. Nie chciał tego wszystkiego – i pokonał to w jednym momencie, córkę Jaira nawet wskrzeszając do życia! Słyszeliśmy o tym w Ewangelii.

I słyszeliśmy w innych miejscach Ewangelii, ale i w Dziejach Apostolskich, czy też w niektórych Księgach Starego Testamentu, że Bóg dokonywał cudownych uzdrowień i wiele innych, nadzwyczajnych znaków czynił, ale pewnie zauważymy i powiemy, że przecież nie pokonał całego zła na świecie! I nie zakończył ludzkiego cierpienia. A ci, którzy nawet zostali wskrzeszeni cudownie do życia – i tak w końcu zmarli, odeszli z tego świata. A zatem – cóż? Jednak tragedia? Jednak ostateczna przegrana? Jednak śmierć, cierpienie i zło?

Doskonale wiemy, że nie! Usłyszmy raz jeszcze: Dla nieśmiertelności bowiem Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.

A zatem, to ostatnie nie dotyczy tych, do których Jezus dzisiaj mówi: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości. Albo też: Nie bój się, tylko wierz! Albo też: Dziewczynko, mówię ci, wstań! Bo ci należeli do Boga i pozostawali w Jego mocy, dlatego zło nie mogło im nic uczynić. Bo mieli silną wiarę, dlatego swój los złożyli w Boże ręce – i to dlatego zło nie miało do nich dostępu.

Jednak – jako rzekliśmy – to zło pozostało na świecie, i cierpienie pozostało na świecie, i śmierć (ta doczesna) też pozostała. I doświadczają tego wszystkiego także ci, którzy ufają Panu, którzy w Niego wierzą, którzy się modlą. Ich też dotykają te wszystkie doczesne dolegliwości. Tyle tylko, że w ich przypadku nie są one tragedią – a wręcz odwrotnie: one jeszcze bardziej zbliżają do Boga!

Tak, jak wielka wiara kobiety z dzisiejszej Ewangelii; wiara, która kazała się jej przedzierać przez tłum – wbrew w ogóle zdrowemu rozsądkowi i jakiejkolwiek logice – tylko po to, żeby się płaszcza dotknąć… Ale my dobrze wiemy, że to nie o płaszcz chodziło. I nie o sam dotyk. I nie o to, żeby zrobić jakąkolwiek sensację wokół swojej osoby. O to ostatnie to chyba kobiecie jak najmniej chodziło. Bo ona – gdyby mogła – to by się przed wszystkimi jak najgłębiej ukryła! Wmieszałaby się w tłum, żeby jej nikt nie widział.

Jednak wiara w moc Jezusa okazała się silniejsza od przeszkód zewnętrznych i oporów wewnętrznych, dlatego zbliżyła się do Jezusa, dotknęła Jezusa, końca Jego płaszcza. I wyzdrowiała – wbrew wszelkiej ludzkiej logice. Podobnie i przełożony synagogi: wbrew ludzkiej logice i ludzkim oporom – doświadczył cudu uzdrowienia, a wręcz wskrzeszenia córki. Wbrew całemu temu ludzkiemu gadaniu, także pomimo nawet, że ktoś wyraźnie stwierdził: Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?

Otóż, właśnie: umarła – czy nie umarła? Wszyscy, obecni na miejscu, pewnie zaświadczyliby, że tak! A jednak… I tu jest całe sedno sprawy, cała istota problemu, cała główna myśl tego, o czym sobie dzisiaj mówimy: jest nią wiara człowieka. Albo brak wiary. Jest nią oddanie się Bogu – albo oddanie się diabłu. Czyli: wolna decyzja człowieka, jego wolny wybór: po której stronie się opowie? Po stronie Boga – czy po stronie diabła? Wybierze dobro, wybierze życie – czy właśnie zło, a w końcu wieczne potępienie?

Kiedy tak stawiamy całą sprawę, to chyba nikt rozsądny nie powiedziałby, że można wybrać zło, śmierć, szatana – bo wszyscy powiedzą, że chcą życia, chcą dobra, chcą Boga. Tylko codzienność pokazuje, że to wcale nie jest takie proste… Bo może i by się chciało tego, co dobre, ale to przecież kosztuje! Trzeba nieraz stanąć w opozycji do całego świata, trzeba się przepchnąć przez cały gąszcz trudności zewnętrznych i wewnętrznych oporów, trzeba się oprzeć tylu ludzkim opiniom… To naprawdę trudne! Czasami wydaje się, że wręcz niemożliwe! Tak dużo z siebie dać…

Tymczasem, Paweł Apostoł, w drugim dzisiejszym czytaniu, zdaje się przekonywać, że to wszystko nie jest tak naprawdę aż takie straszne i niemożliwe do realizacji. Bo stwierdza: Nie o to bowiem idzie, żeby innym sprawić ulgę, a sobie utrapienie, lecz żeby była równość. Teraz więc niech wasz dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby ich bogactwo było wam pomocą w waszych niedostatkach i aby nastała równość według tego, co jest napisane: „Nie miał za wiele ten, kto miał dużo. Nie miał za mało ten, kto miał niewiele”.

A zatem, nie takie znowu straszne i nieosiągalne jest owo opowiedzenie się po stronie Jezusa, życie wiarą, trzymanie się Jego zasad. Nie zawsze oznacza ono cierpienie, odrzucenie czy męczeństwo. Owszem, czasami oznacza, a wówczas miarą dojrzałości wiary człowieka jest to właśnie, że stać go nawet na złożenie takiej ofiary. Natomiast najczęściej – tak na co dzień – chodzi przede wszystkim o to, aby w takich najzwyklejszych relacjach międzyludzkich zachować Boży porządek, troskę o drugiego człowieka i jego potrzeby, okazywać sobie nawzajem miłość, wyrażoną w chętnej i spontanicznej pomocy, ale też w zachowywaniu zwyczajnej uczciwości i sprawiedliwego podziału dóbr, otrzymanych od Boga.

Dokładnie o tym dzisiaj mówi Święty Paweł – z pewnością odnosząc się w ten sposób do problemów, zaobserwowanych na tym tle w Gminie korynckiej. Natomiast przy okazji my otrzymujemy tę cenną naukę, że naprawdę nie musimy na siłę szukać udręczenia, cierpienia, smutku i łez – w przekonaniu, że jeśli tego nie będzie, to nasze chrześcijaństwo może się okazać jakieś niepełne, albo mało wartościowe. Naprawdę, moi Drodzy, nie twórzmy takiego fałszywego obrazu Kościoła, chrześcijaństwa, wiary, Bożego Prawa. Bo chrześcijaństwo – to… po prostu normalność, w której jest miejsce i na uśmiech, i na żart, i na takie szczęście, jakie przeżyła kobieta, od dwunastu lat dręczona przykrą chorobą, czy przełożony synagogi Jair. A wiara – to relacja z Jezusem, a nie nakaz, czy przykry obowiązek. A Dekalog – to mądry Przewodnik przez życie, a nie kajdany, pęta i więzy!

Zauważmy to, moi Drodzy, i ucieszmy się tym, że jesteśmy chrześcijanami, jesteśmy katolikami, jesteśmy w Ekipie Chrystusowej, czyli: jesteśmy Jego przyjaciółmi, wyznawcami, uczniami i naśladowcami. Nie straszmy siebie i innych jakimś okropnym obrazem Boga, który na aptekarskiej wadze wyliczy wszystkie nasze grzeszki i do piętnastego miejsca po przecinku wymierzy nam karę… No, może w jednym przypadku na milion – jakąś nagrodę! Nie patrzmy na naszą wiarę jako na system nakazów i zakazów, ograniczających nam wolność. Wprost przeciwnie!

Dostrzeżmy w naszej wierze wielką szansę, serdeczne zaproszenie, a przede wszystkim – wielką miłość Jezusa do nas i oby: naszą miłość do Niego! Bo chrześcijaństwo – to po prostu normalność! Oby też – nasza taka zwyczajna i radosna codzienność!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.