Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:
►Jacek Witkowski – Lektor w Parafii Samogoszcz i Człowiek bardzo mi bliski;
►Kamil Sionek – dobry i życzliwy Człowiek z Parafii w Miastkowie Kościelnym.
Życzę Jubilatom bezmiaru łask niebieskich, o który też będę się dla Nich modlił!
Moi Drodzy, chciałbym zwrócić Waszą uwagę na tę oto inicjatywę:
https://podlasie24.pl/kosciol/religia-zostaje-w-szkole-apel-do-men-20240702173121
Całym sercem zachęcam do podpisania petycji! Ja to już zrobiłem!
A oto dzisiaj zastępuję Proboszcza Parafii Brzeziny, mojego Kolegę, Księdza Mariusza Szyszko, na trzech Mszach Świętych. Potem – jestem w Lublinie.
Dzisiaj też – pierwsza niedziela miesiąca. Podziękujmy Jezusowi Chrystusowi, Panu naszemu, za dzieło zbawienia!
Teraz zaś już zachęcam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie osobiście i bezpośrednio Pan – w swoim Słowie? Na co tak szczególnie mi osobiście zwraca uwagę? Duchu Święty, tchnij!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spe! Ks. Jacek
14 Niedziela zwykła, B,
7 lipca 2024.,
do czytań: Ez 2,2–5; 2 Kor 12,7–10; Mk 6,1–6
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:
Wstąpił we mnie duch i postawił mnie na nogi; potem słuchałem Tego, który do mnie mówił. Powiedział mi:
„Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników, którzy mi się sprzeciwiali. Oni i przodkowie ich występowali przeciwko Mnie aż do dnia dzisiejszego. To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach; posyłam cię do nich, abyś im powiedział: «Tak mówi Pan Bóg». A oni czy usłuchają, czy nie, są bowiem ludem opornym, przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich”.
CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia: Aby nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz Pan mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”.
Najchętniej więc będę się chełpił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze.
A wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim.
A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swym domu może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
Szczerze mówiąc, to mało zachęcające było to wezwanie, z jakim Bóg zwrócił się dziś, w pierwszym czytaniu, do Proroka Ezechiela. Powiedział bowiem do niego: Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników, którzy mi się sprzeciwiali. Oni i przodkowie ich występowali przeciwko Mnie aż do dnia dzisiejszego. To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach; posyłam cię do nich, abyś im powiedział: «Tak mówi Pan Bóg». A oni czy usłuchają, czy nie, są bowiem ludem opornym, przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich.
Można wręcz powiedzieć, że Bóg skazuje swego sługę, swego proroka, na niepowodzenie, na porażkę, bo już z góry niejako zapowiada mu, że mogą go nie posłuchać. Owszem, nie mówi, że na pewno nie posłuchają, jest tu pewne wahanie, wyrażone w słowach: A oni czy usłuchają, czy nie – ale dotychczasowe doświadczenie Boga i posyłanych przezeń Proroków zdaje się podpowiadać, że raczej ta druga możliwość się zrealizuje, czyli że nie posłuchają… Ale nawet jeśli nie posłuchają, to jednak będą wiedzieli, że Prorok jest wśród nich.
Tak dzisiaj zapowiada Bóg – i to jest prawdą, nie tylko potwierdzoną doświadczeniem ludzi, żyjących w tamtych czasach, ale i naszym osobistym doświadczeniem oraz doświadczeniem wielu osób z naszego otoczenia! I to tych, którzy Boże słowo przyjmują otwartym sercem, jak i tych, którzy go nie przyjmują, negują, lekceważą, zagłuszają…
Tak, różne są sposoby ucieczki przed Bożym słowem, ale tak, jak to było z ludem, o którym mówi dziś Bóg, tak jest też i obecnie: ludzie zwykle dobrze wiedzą, że to, co słyszą w nauczaniu Kościoła, jest prawdą! Mogą się z tym nie zgadzać, mogą to negować, odrzucać, zagłuszać lub udawać, że nie słyszą; mogą sobie uszy zatykać i uciekać do swoich codziennych spraw, a i tak wewnętrznie dobrze wiedzą, że to Bóg mówi – i najczęściej zdają sobie doskonale z tego sprawę, że Bóg wie, co mówi. I że ma rację.
A nawet, jeżeli sami sobie na siłę wmawiają, że nie ma racji, to w głębi serca doskonale wiedzą, że Bóg zawsze mówi to samo, że nie jest chwiejny i zmienny, że nie dopasowuje się do mód, trendów, opinii otoczenia, oczekiwań ludzi, wytycznych unii europejskiej (pisownia małymi literami celowa!)… Czyli, że jednak jest coś w tym, co Bóg mówi – coś, z czym jednak warto się liczyć, warto tego posłuchać…
Wielu, naprawdę wielu, dobrze sobie z tego wewnętrznie zdaje sprawę, chociaż na zewnątrz będą pokazywać twarze bezczelne, aroganckie, wmawiając sobie i całemu światu, że Bóg się myli, że nie ma racji, że jest staroświecki, że nie przystaje do realiów obecnego czasu! Przecież będą wiedzieli, że Prorok jest wśród nich – mówi Bóg. I tak jest: dobrze wiedzą, że to sam Jezus mówi przez swój Kościół. I że ma rację! Oni to dobrze wiedzą.
Żeby zaś dać przykład tego, o czym tu sobie mówimy, to pomyślmy nad treścią naszych Spowiedzi: jakie grzechy wyznajemy, z czego się oskarżamy?… Czyż nie z tego – na przykład – że dwoje ludzi mieszka razem, bez ślubu, na wzór małżeński?… Już pomijając w tym momencie fakt, że nie mogą za to uzyskać rozgrzeszenia, dopóki nie zamieszkają oddzielnie, to jednak wewnętrznie oboje dobrze wiedzą, że to nie jest właściwe.
Ale będą to tłumaczyć na tysiąc dwieście sposobów: a że tak łatwiej, a że tak taniej, a że tak bliżej na uczelnię, a że pomogą sobie w nauce… Naprawdę, kreatywność w wymyślaniu usprawiedliwień dla tej sytuacji jest naprawdę ogromna, co i tak nie zmienia faktu, że sumienie jednak „drapie” i daje wyraźnie do zrozumienia, że to nie tak! I że to nie po Bożemu! I że to jednak grzech! Nie da się uciec przed głosem sumienia!
Nie jest też prawdą, że sumienie da się ostatecznie wyciszyć, zagłuszyć, pokonać! O niektórych ludziach nawet mówi się – lub mówiło, jeśli to postacie historyczne – że to „ludzie bez sumienia”, bo straszni zbrodniarze, bo tak wiele zła uczynili i krzywdy ludzkiej spowodowali, przed czym nie mieli żadnych zahamowań, a z całą bezwzględnością i brutalnością, łamiąc wszelkie standardy – już nie tylko ewangeliczne, ale i cywilizacyjne – znęcali się nad ludźmi, mordowali ludzi, niszczyli całe narody!
To ludzie bez sumienia, to ludzie wyzuci nawet z człowieczeństwa – tak o nich myślimy i mówimy. Tymczasem, sumienia nie da się skutecznie i do końca zagłuszyć – ono zawsze znajdzie jakąś szczelinę, żeby wpuścić do serca odrobinę Bożego światła, aby pokazać człowiekowi, jaki w tym sercu ma bałagan i jak bardzo musi się zmienić! Nie da się tak całkiem przed sumieniem uciec. Nie da się uciec przed faktem, że Bóg mówi, że Prorok mówi w imieniu Boga, że głoszone są słowa jedynej prawdy. Naród wybrany na różne sposoby próbował takich uników.
Mieszkańcy Nazaretu, jako usprawiedliwienie takiej postawy, uznali fakt pochodzenia Jezusa z ich miasta. A skoro to ich Krajan, skoro to jeden z nich, to jak On może im dawać jakiekolwiek wskazania, pouczać lub napominać?! Stąd właśnie takie oto słowa – z jednej strony podziwu, z drugiej jednak: niedowierzania i negacji. Słyszeliśmy: Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim. Niestety… Dla mieszkańców Nazaretu to właśnie było powodem niesłuchania Boga – bo jak Bóg mógł przemówić przez Sąsiada, przez Kolegę z podwórka, przez Znajomego z dzieciństwa?…
Jeszcze inną przeszkodę na drodze słuchania Bożego słowa i przyjmowania Bożych wskazań i poleceń napotkał Święty Paweł. Tą przeszkodą okazała się jego własna słabość, o której tak mówił dzisiaj w drugim czytaniu: Aby nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz Pan mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”.
Szczerze mówiąc, to nie wiemy, o jakim «wysłanniku szatana» jest tutaj mowa. Komentatorzy biblijni i specjaliści łamią sobie głowy, czy chodzi o jakieś przeszkody zewnętrzne, czy jednak właśnie wewnętrzne – jakieś silne pokusy, a może nawet słabości, którym ulegał; a może jakieś skrupuły, obawy; a może jakiś strach przed czymś?… A może wyrzuty sumienia, spowodowane tym, że kiedyś tak bardzo prześladował Kościół Chrystusowy i zabijał chrześcijan?…Nie wiemy. Sam Paweł nie napisał nic więcej.
Wiemy jednak, że na tyle mocno dawały mu się one we znaki, że naprawdę poważnie myślał o tym, aby zakończyć misję, zleconą mu przez Pana. Jednakże tak bardzo był oddany Panu i posłuszny Jego woli, że nie odważył się samodzielnie, bez zgody Jezusa, zrezygnować z pełnionego zadania. Dlatego prosił Jezusa o pozwolenie na to, o zwolnienie go z tego obowiązku. Jak słyszeliśmy, takiego pozwolenia nie otrzymał.
W zdaniu, które w biblistyce nazywamy „agrafon”, czyli taka wypowiedź Jezusa, której nie znajdziemy w żadnej z czterech Ewangelii, padły słowa wielkiego pocieszenia i wsparcia: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali. Niesamowite zdanie, niesamowite zapewnienie, dlatego też nie może dziwić fakt, że reakcją na nie były równie niesamowite słowa Pawła: Najchętniej więc będę się chełpił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.
Cóż to za dziwna „gadka”? Jak się można chlubić ze słabości? Przecież od słabości to raczej każdy ucieka, każdy się jej wstydzi, każdy ukrywa, jak może, przed całym światem, wszelkie swoje niedomagania, aby właśnie pokazać się z jak najlepszej strony, a tu tymczasem takie słowa, że Paweł wręcz cieszy się z tego, że jest słaby?
Tak, jeśli spojrzeć na to z tej strony, że tę słabość oddaje Jezusowi i Jemu pozwala działać. I jeśli ta słabość jest przestrzenią do tego, że Jezus okaże swoją moc i potęgę – i że będzie mógł działać swobodnie!
Zatem, ta ludzka słabość Pawła – co by nią nie było – nie może stanowić przeszkody do tego, aby posłuchać Jezusa, wypełnić Jego wolę, zrealizować zleconą przez Niego misję. Jeżeli człowiek sobie tę słabość uświadomi i tak bardzo szczerze powierzy ją Bogu, to nie będzie żadnego problemu. Problem jest wtedy, kiedy człowiek nie tylko żadnych swoich słabości sobie nie uświadamia, ale wprost przeciwnie: uznaje siebie za tak ważnego i pewnego siebie, tak samowystarczalnego, że już Bóg mu nie jest potrzebny, albo przynajmniej: nie jest aż tak bardzo potrzebny do życia i do radzenia sobie z codziennymi problemami.
Kiedy człowiek staje przed Bogiem z zatwardziałym sercem i twarzą bezczelną, z takim nastawieniem: „A co mi tam ktoś będzie coś mówił! Nawet Bóg!” Albo kiedy człowiek staje przed Jezusem tak, jak mieszkańcy Nazaretu – z przekonaniem: „A ja to już wszystko wiem i dobrze znam tego, kto mówi – cóż on mi może nowego powiedzieć?”…
To są właśnie, moi Drodzy, największe przeszkody w usłyszeniu Bożego wezwania. Może być nią także strach, czy poczucie słabości, jakie stwierdził u siebie Święty Paweł. I teraz: jeśli człowiek nie podejdzie do sprawy tak, jak Paweł, tylko ulegnie temu strachowi i tym wątpliwościom, tym obawom, to też przegra, też nie usłyszy Jezusa. Bo też się wewnętrznie na Niego zamknie.
Paweł jednak się nie zamknął na Jezusowe wezwanie – wprost przeciwnie, dał się przekonać Jezusowi, mówiącemu do niego: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali. Prorok Ezechiel także dostrzegł niezwykłe działanie Boga w swoim życiu, wszak stwierdził: Wstąpił we mnie duch i postawił mnie na nogi; potem słuchałem Tego, który do mnie mówił.
Właśnie, bo to też musimy sobie dopowiedzieć bardzo jasno, iż Bóg ani na chwilę nie przestaje mówić do człowieka, ani na chwilę nie przestaje nawiązywać z nim kontaktu, wyciągać do niego ręki, zapraszać do współpracy, wskazywać drogi i tą drogą próbować go prowadzić. Próbować, bo człowiek niestety często nie da się nią poprowadzić.
Mówiąc krótko: jeżeli na linii Bóg – człowiek dochodzi do jakichś zakłóceń i utrudnień we wzajemnej komunikacji, to na pewno nie z winy Boga. Bo On nie zmienia się w swoim nastawieniu do człowieka. On nie jest kapryśny, nie ulega humorom. Dlatego jak od początku wspólnym relacji z człowiekiem zawsze do niego przemawiał – tak stale przemawia. A że tak różnie jest z odbiorem tego, co mówi, to naprawdę nie Jego wina.
To człowiek – raz posłucha, raz nie posłucha… Albo jednym uchem wpuści, a drugim wypuści… Albo się przestraszy, że ten Bóg jednak za dużo wymaga, że to za dużo będzie kosztowało… Albo co ludzie powiedzą…
Moi Drodzy, w tego typu kontekst ja osobiście wpisuję także to mówienie Jezusa do człowieka, które nazywamy powołaniem do kapłaństwa, czy życia zakonnego. Modlimy się obecnie o te powołania, bo widzimy, że jest ich coraz mniej. Jednak – zgodnie z tym, co tu sobie już powiedzieliśmy – sami odpowiedzmy sobie na pytanie: Czy to Jezus przestał powoływać? Czy Mu się humor zmienił? Albo obraził się na Kościół za te wszystkie afery, co to media tyle ostatnio o nich „trzeszczały”, więc „walnął pięścią w stół” i powiedział: „Dość! Koniec! Skoro księża tacy, to Ja nie będę nowych powoływał”. Nie, to nie tak!
Wiemy, że Jezus jest niezmienny w swojej miłości do człowieka. I ilu powoływał, tylu nadal powołuje! I do kapłaństwa, i do życia zakonnego. Dokładnie tylu, ilu Kościół potrzebuje. Bo On troszczy się o swój Kościół. Dlatego powołuje tak, jak powoływał. Ale to ludzie albo nie słyszą tego wezwania, albo słyszą, ale przed nim uciekają, bo po co mają się „pakować” w problemy, żeby potem media miały używkę; albo słyszą, ale nie ma kto ich poprowadzić dobrą drogą, dlatego rezygnują…
Bóg mówi, Jezus powołuje, Niebo cały czas pochyla się nad człowiekiem i otwiera się nad nim. Oby człowiek okazywał swemu Bogu twarz promienną, a nie bezczelną, i serce otwarte, a nie skamieniałe. I też – aby nigdy nie bał się nikogo i niczego, także swoich własnych słabości. Wszak każdemu z nas wystarczy łaski Jezusa! Moc bowiem w słabości się doskonali.
Niech Duch Święty – tak, jak w Ezechiela – tchnie w nas i postawi nas na nogi! A potem – do przodu! Do dobrego dzieła! Do życia – każdego dnia – słowem, usłyszanym od Boga!