Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Jadwiga Deres, bardzo życzliwa i aktywna Osoba w Parafii w Trąbkach. Dziękując za wiele życzliwości, jakiej osobiście doznałem w czasie mojej posługi w tej Parafii, życzę Solenizantce tej wielkiej energii życiowej, z której jest znana. Niech zawsze wzoruje się na Patronce dnia dzisiejszego, która nigdy nie załamywała się żadnymi trudnościami. Zapewniam o modlitwie.
Drodzy moi, ja dzisiaj mam dyżur duszpasterski na Wydziale Nauk Rolniczych, a później spokojną – jak planuję w tym momencie – pracę u siebie, w Siedlcach. Powierzam te plany Panu naszemu – niech On sam zadecyduje.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co Pan konkretne do mnie dzisiaj mówi? Na co tak szczególnie zwraca mi uwagę? Duchu Święty, bądź światłem i mocą!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wtorek 28 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie Św. Teresy od Jezusa, Dziewicy i Doktora Kościoła,
15 października 2024.,
do czytań: Ga 5,1–6; Łk 11,37–41
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:
Bracia: Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli. Oto ja, Paweł, mówię wam: Jeżeli poddacie się obrzezaniu, Chrystus wam się na nic nie przyda. I raz jeszcze oświadczam każdemu człowiekowi, który poddaje się obrzezaniu: jest on zobowiązany zachować wszystkie przepisy Prawa. Zerwaliście więzy z Chrystusem; wszyscy, którzy szukacie usprawiedliwienia w Prawie, wypadliście z łaski.
My zaś z pomocą Ducha na zasadzie wiary wyczekujemy spodziewanej sprawiedliwości. Albowiem w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani jego brak nie mają żadnego znaczenia, tylko wiara, która działa przez miłość.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Pewien faryzeusz zaprosił Jezusa do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął miejsce za stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk przed posiłkiem.
Na to rzekł Pan do niego: „Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste”.
Z pewnością daje do myślenia powtórzenie – za wczorajszym pierwszym czytaniem – tego oto zdania: Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli. Wczorajsze czytanie tym się zakończyło, a dzisiejsze – rozpoczęło.
Jest to oczywiście zabieg Redaktora Lekcjonarza Mszalnego, bo w Pawłowym Liście zdanie to pojawia się jeden raz, nie jest powtórzone, natomiast ten, który układał Lekcjonarz, przygotowując odpowiednie treści do odczytania w liturgii, właśnie to zdanie, będące faktycznie łącznikiem pomiędzy wczorajszym przesłaniem a dzisiejszym – zdecydował się powtórzyć. I chyba bardzo dobrze, że tak się stało, bo to zdanie naprawdę jest kluczowe! W jakimś sensie – kulminacyjne!
Do niego zmierza treść całego czytania i z niego bierze początek kolejne czytanie, a właściwie to większość treści, zawartych w Liście Apostoła Pawła do Galatów, tym zdaniem można by streścić. Bo jest w nim mowa o właściwym przeżywaniu wolności – tej prawdziwej wolności, czyli duchowej, wewnętrznej, a nie jakiejś jej namiastki – i niepowracaniu do stanu poprzedniego. W przypadku Galatów – chodziło o powrót do zimnego i ścisłego gorsetu przepisów Prawa starotestamentalnego, zniekształconego oczywiście przez wieki przez żydowską elitę. A w naszym przypadku? W moim?…
Swoim wiernym z Gminy galackiej, Paweł tak dzisiaj mówi: My zaś z pomocą Ducha na zasadzie wiary wyczekujemy spodziewanej sprawiedliwości. Albowiem w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani jego brak nie mają żadnego znaczenia, tylko wiara, która działa przez miłość.
A nam mógłby powiedzieć – czy wręcz mówi, przez te właśnie słowa – że w Chrystusie Jezusie nie mają znaczenia ani praktyki religijne, spełniane na potęgę, a często i na pokaz; ani oficjalna przynależność do Kościoła, potwierdzona zaświadczeniami z kancelarii parafialnej; ani znajomość z wieloma księżmi, albo nawet posiadanie takowych w rodzinie; ani odbycie wielu pielgrzymek do miejsc świętych; ani spotkania osobiste i zdjęcia z Ojcem Świętym, jednym lub drugim; ani wiele innych tego typu okoliczności nic nie znaczy – jeżeli zabraknie «wiary, która działa przez miłość».
Drodzy moi, to sformułowanie koniecznie trzeba nam zapamiętać: wiara, która działa przez miłość. A mamy zawsze łączyć z tym kluczowym, fundamentalnym stwierdzeniem, które połączyło wczorajsze i dzisiejsze czytania: Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli. Otóż, właśnie!
Wiara, która działa przez miłość, nigdy nie pozwoli na to, aby na nowo powracać do stanu duchowego zniewolenia. Owo sformułowanie: na nowo – samo w sobie jest sformułowaniem przepięknym; właściwym nam, chrześcijanom; właściwym Kościołowi, który ciągle poszukuje dróg odnawiania swego myślenia i spojrzenia na świat – oczywiście, w zgodzie z nauczaniem Jezusa i ze swoją wielowiekową Tradycją. Jeżeli jednak sformułowanie: na nowo ma oznaczać powrót do stanu zniewolenia, a wręcz grzechu, to nabiera znaczenia niezwykle smutnego i dramatycznego.
I nawet może należałoby wejść w polemikę ze Świętym Pawłem, czy powinien tego akurat sformułowania używać, gdy pisze o powrocie do zniewolenia? Czy nie są to pojęcia sprzeczne wewnętrznie: na nowo – i stan zniewolenia? Naturalnie, wiemy, że chodzi tu jedynie o kwestie językowe, a nie o najgłębsze rozumienie słów, ale warto chyba i na takowe zwrócić uwagę.
Zwłaszcza, jeżeli uważnie przeczytamy i przemyślimy to, o czym nam dzisiaj opowiada Łukasz w swojej Ewangelii, relacjonując nam epizod z pewnego spotkania przy obiedzie, na początku którego faryzeusz, będący gospodarzem, zdziwił się, że Jezus nie obmył rąk przed posiłkiem – już inna zupełnie kwestia, czy to było kulturalne ze strony gospodarza, wobec gościa, czy nie za bardzo – na co Jezus odpowiedział: Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste.
Gdybyśmy zastanawiali się, o jakim to zniewoleniu Paweł pisał do Galatów, to tutaj mamy to jasno pokazane: właśnie o takim! O zewnętrznym przywiązaniu do tradycji, przepisów – a właściwie: do ich błędnej, schematycznej interpretacji – przy całkowitym pominięciu sfery ducha!
W tym kontekście, musimy dzisiaj zapytać samych siebie, co jest takim moim kubkiem i taką moją misą, którą z pieczołowitością obmywam, o którą dbam i którą stawiam na pierwszym miejscu – przed troską o swoje wnętrze, o swojego ducha?… Co jest moim największym, najbardziej dolegliwym zniewoleniem: jaka wada, jakie złe przyzwyczajenie, jaki schemat w myśleniu, jaki pogląd? A może jest to jakaś rzecz – jakieś wartości materialne? A może jest to nawet jakaś osoba – która mnie zniewala, która mnie sobie „wokół palca okręciła”?…
Przed tymi pytaniami – faktycznie, trudnymi, ale bardzo ważnymi – nie możemy uciekać, ale podejść do nich z totalną szczerością i odwagą. Aby w naszym przypadku sformułowanie: na nowo oznaczało to, co powinno oznaczać, a więc odnawianie się w wierze, która działa przez miłość.
Dokładnie tak, jak to miało miejsce w przypadku Patronki dnia dzisiejszego, Świętej Teresy od Jezusa. Co możemy o niej powiedzieć?…
Teresa de Cepeda y Ahumada urodziła się 28 marca 1515 roku, w Hiszpanii. Pochodziła ze szlacheckiej i zamożnej rodziny, zamieszkałej w Ávila. Na skutek czytania żywotów Świętych, postanowiła uciec do Afryki, aby tam, z rąk Maurów, ponieść śmierć męczeńską. Miała wtedy zaledwie siedem lat. Zdołała namówić do tej wyprawy także młodszego od siebie brata, Rodriga. Na szczęście, wuj odkrył ich plany i w porę zawrócił oboje do domu.
Kiedy przygoda się nie powiodła, Teresa stworzyła sobie w ogrodzie małą pustelnię, by naśladować dawnych pokutników i pustelników. W wieku lat dwunastu przeżyła śmierć matki. Tak o tym pisała w swojej biografii: „Gdy mi umarła matka, […] rozumiejąc wielkość straty, udałam się w swoim utrapieniu przed obraz Matki Bożej i rzewnie płacząc, błagałam Ją, aby mi była matką. Prośba ta, choć z dziecinną prostotą uczyniona, nie była – zdaje mi się – daremną, bo ile razy w potrzebie polecałam się tej wszechwładnej Pani, zawsze w sposób widoczny doznawałam Jej pomocy.”
W 1530 roku, Teresa została oddana do internatu augustianek w Ávila. Jednak ciężka choroba zmusiła ją do powrotu do domu. Kiedy poczuła się lepiej, w dwudziestym roku życia wstąpiła do klasztoru karmelitanek, w rodzinnym mieście, Ávila. W klasztorze jednak, ku swojemu niezadowoleniu, zastała wielkie rozluźnienie. Siostry prowadziły życie na wzór wielkich pań. Przyjmowały wizyty, a ich rozmowy były dalekie od ducha Ewangelii. Już wtedy powstała w Teresie myśl o reformie.
Śluby zakonne złożyła w roku 1537, ale choroba zmusiła ją do chwilowego opuszczenia klasztoru. Powróciła po roku, ale niemoc także powróciła – i to do tego stopnia, że Teresa była już bliska śmierci. Jak wyznaje w swoich pismach, została wtedy cudownie uzdrowiona dzięki wstawiennictwu Świętego Józefa. Odtąd będzie wyróżniać się nabożeństwem do tego właśnie Świętego.
Choroba pogłębiła w Teresie życie wewnętrzne. Poznała bowiem znikomość świata i nauczyła się rozumieć cierpienia innych. Właśnie w długich godzinach samotności i udręk, zaczęło się jej życie mistyczne i zjednoczenie z Bogiem. Utalentowana i wrażliwa, odkryła, że modlitwa jest tajemniczą bramą, przez którą wchodzi się do swego wnętrza, czyli – jak sama nazywała – „twierdzy wewnętrznej”.
Pewnego dnia, w roku 1557, wpatrzona w obraz Chrystusa ubiczowanego, zrozumiała, że wolą Bożą jest nie tylko jej własne uświęcenie, ale także uświęcenie sióstr, oraz że klasztor powinien być miejscem modlitwy i pokuty, a nie azylem dla wygodnych pań. W owym czasie Teresa przeżywała szczyt swoich przeżyć mistycznych, które tak pięknie opisała w wielu dziełach.
W roku 1560 przeżyła wizję piekła. Wstrząsnęła ona nią do głębi, napełniła bojaźnią Bożą oraz zatroskaniem o zbawienie grzeszników i pragnieniem ratowania dusz nieśmiertelnych. Wtedy to Teresa zabrała się do reformy domu karmelitanek w Ávila. Kiedy jednak zobaczyła, że to jest niemożliwe, za poradą prowincjała karmelitów i swojego spowiednika, postanowiła założyć nowy dom, gdzie można by było przywrócić pierwotną zakonną gorliwość. Na wiadomość o tym – zawrzało w jej klasztorze. Wymuszono na prowincjale, by odwołał zezwolenie. Teresę przeniesiono karnie do Toledo. Reformatorka nie zamierzała jednak ustąpić.
Udało się jej uzyskać zgodę samego Papieża Piusa IV na założenie domu zakonnego według pierwotnej reguły. W roku 1562, zakupiła skromną posiadłość w Ávila, dokąd przeniosła się z czterema ochotniczkami. Ponieważ przybywało coraz to więcej kandydatek, Teresa założyła nowy klasztor w Medina del Campo. Tam spotkała młodego kapłana – karmelitę, późniejszego Świętego – Jana od Krzyża, który również bolał nad upadkiem ducha w swoim zakonie. Postanowili pomagać sobie w przeprowadzeniu reformy.
Bóg błogosławił temu dziełu, gdyż mimo bardzo surowej reguły, zgłaszało się coraz więcej kandydatek. Powstawały nowe klasztory. Ale – jak to z każdą reformą – nie zabrakło oporu tych, którzy chcieli pozostać przy starych porządkach. Doszło do tego, że Teresie zakazano tworzenia nowych klasztorów i nawet nałożono na nią „areszt domowy”, zakazując opuszczania klasztoru w Ávila.
Nasłano na nią inkwizycję, która przebadała pilnie jej pisma, czy nie ma tam jakiejś herezji. Nie znaleziono wprawdzie niczego podejrzanego, ale utrzymano nakaz pozostawania w klasztorze. W tym samym czasie prześladowanie i niezrozumienie dotknęło także Świętego Jana od Krzyża, którego więziono i torturowano. Klasztor w Ávila otrzymał polecenie wybrania nowej przełożonej.
Teresa jednak nie załamała się tym wszystkim. Nieustannie pisała listy do władz duchownych i świeckich różnych instancji, przekonując, prostując oskarżenia i błagając. Reforma została ostatecznie uratowana. Teresa i Jan od Krzyża uzyskali wolność. Mogli bez żadnych obaw powadzić dalej wielkie dzieło. Liczba wszystkich, osobiście założonych przez Teresę domów, doszła do piętnastu, a Święty Jan od Krzyża zreformował dwadzieścia dwa klasztory męskie.
Trzeba tu jeszcze nadmienić, iż Bóg doświadczył Teresę wieloma innymi cierpieniami. Trapiły ją nieustannie dolegliwości ciała: choroby, osłabienie i gorączka. Nie mniej ciężkie były cierpienia duchowe, jak oschłości, skrupuły, osamotnienie. Znosiła to z heroicznym poddaniem się woli Bożej.
Przy tym wszystkim, ta święta Wizjonerka i Mistyczka była osobą o umysłowości niezwykle rzeczowej i praktycznej. Bardzo pogodnie podchodziła do życia, zarażając inne siostry niesamowitym poczuciem humoru. Opowiadają, że kiedy z tymiż swymi siostrami jechała powozem, beztrosko spała sobie w czasie, kiedy powóz bardzo niebezpiecznie przechylał się to na jedną, to na drugą stronę, gdyż droga była bardzo nierówna. Blade ze strachu siostry obudziły ją z pytaniem, co się stanie, jak powóz się przewróci. Na to Teresa odpowiedziała, że dopiero wtedy będą się martwić, co z tym robić, a teraz niech śpią spokojnie.
Innym razem, w podobnej sytuacji, powóz rzeczywiście się przewrócił. Teresa, szczerze oburzona, zwróciła się wprost do Jezusa z pytaniem, co to ma znaczyć? W odpowiedzi usłyszała: „Wybacz, ale tak doświadczam swoich przyjaciół”. Na to ona mocnym głosem stwierdziła: „To nie dziw się, że masz ich tam mało!”
Kiedy indziej znowu podsłuchano, jak klęcząc przed Krzyżem dłuższy czas na modlitwie, w końcu dość zdecydowanie zwróciła się do Jezusa: „Klęczę tu przed Tobą już dwie godziny, a Ty nic i nic!” Nie mówiąc już o tej sytuacji, w której na oczach zdumionych sióstr Teresa, jako ich przełożona, podawała im do stołu, poruszając się po refektarzu w rytmie znanego hiszpańskiego tańca!
Nasza Święta zmarła 4 października 1582 roku, w wieku sześćdziesięciu siedmiu lat. Została beatyfikowana w roku 1614 przez Papieża Pawła V, a kanonizowana w roku 1622 przez Papieża Grzegorza XV. W dniu 27 września 1970 roku, Papież Paweł VI ogłosił ją Doktorem Kościoła, nadając jej tytuł „Doktora mistycznego”.
Zasłużyła sobie na ten tytuł w całej pełni. Zostawiła bowiem dzieła, które można zaliczyć do klasyki literatury mistycznej. W odróżnieniu od pism Świętego Jana od Krzyża, jej styl jest prosty i przystępny. Dzieła Świętej Teresy z Ávila doczekały się przekładów na niemal wszystkie języki świata.
Warto zatem w tym momencie wsłuchać się we fragment jednego z jej dzieł, aby mieć małą „próbkę” jej duchowości. Nasza Patronka tak pisała:
„Dla kogo Chrystus jest przyjacielem i wielkodusznym Przewodnikiem, ten wszystko potrafi znieść. Jezus sam przychodzi z pomocą, dodaje sił, nie opuszcza nikogo, jest prawdziwym i szczerym Przyjacielem. Widzę wyraźnie, iż jest wolą Boga, abyśmy jeśli chcemy podobać się Bogu i otrzymywać odeń wielkie łaski, otrzymywali je za pośrednictwem Najświętszego Człowieczeństwa Chrystusa, w którym nieskończony Bóg, jak sam powiada, znajduje upodobanie.
Bardzo często sama tego doświadczałam: Pan mi to powiedział. Widziałam niejako naocznie, że jeśli chcemy, aby niezmierzony Bóg ukazał nam swe tajemnice, powinniśmy wchodzić przez tę właśnie bramę. Nie należy szukać innej drogi, nawet jeśli kto osiągnął szczyty kontemplacji. Tą drogą idzie się pewnie i bezpiecznie. Od Pana i przez Pana otrzymujemy wszelkie dobra. On naszym Nauczycielem. Poza Nim nie znajdziemy pełniejszego i doskonalszego wzoru do naśladowania.
Czegóż więcej moglibyśmy pragnąć, niż mieć u boku tak wiernego Przyjaciela, który nie opuści nas w trudnościach i utrapieniach, jak to zwykli czynić ziemscy przyjaciele. Szczęśliwy ten, kto miłuje prawdziwie i szczerze oraz kto jest z Nim zawsze. Popatrzmy na sławnego Apostoła Pawła, który na ustach zawsze zdawał się mieć imię Jezusa, bo miał je również wyryte i odciśnięte na sercu.
Kiedy to zrozumiałam, pilnie się zastanawiałam, i stwierdziłam, że niektórzy Święci, wyróżniający się życiem kontemplacyjnym, jak Franciszek, Antoni Padewski, Bernard, Katarzyna Sieneńska, podążali tą właśnie drogą. Należy przeto iść tą drogą w pełnej wolności, zdając się całkowicie na Boga. Jeśli zechce zaliczyć nas do grona swych najściślejszych przyjaciół, chętnie przyjmijmy tę łaskę.
Ilekroć myślimy o Chrystusie, pamiętajmy zawsze o Jego miłości, dzięki której udzielił nam tak wielu łask i dobrodziejstw, oraz o miłości, jaką nam okazał Ojciec, gdy ofiarował nam tak niezwykłą rękojmię swej miłości ku nam. Miłość bowiem domaga się miłości. Toteż starajmy się mieć zawsze przed oczyma tę prawdę i w ten sposób zachęcajmy się do miłości. Jeśli bowiem Pan da nam tę łaskę i wzbudzi w sercu naszym taką miłość, wszystko stanie się łatwe i w krótkim czasie, bez trudu, dokonamy bardzo wiele.” Tyle z pism Świętej Teresy Wielkiej.
Wsłuchując się w te słowa, oraz wpatrując się w przykład jej świętości, jak również wreszcie głęboko w sercu rozważając dzisiejsze Boże słowo, raz jeszcze zapytajmy samych siebie, co – i na ile – w naszym życiu dzieje się na nowo? I czy na pewno – we właściwym rozumieniu tego sformułowania?…
Dzisiejsza Ewangelia postawiła mi następujące pytania;
– Czy moja wiara jest szczera?, czy na pokaz?
– Czy respektuję nauczanie magisterium Kościoła w zakresie przebiegu Eucharystii, tz czy klękam kiedy trzeba, wstaję kiedy trzeba, przyjmuję Komunię od Księdza , bądź Akolity lub Nadzwyczajnego Szafarza.
– Czy daję jałmużnę z serca.
Ważne pytania…
xJ