Żeby się choć dotknąć…

Ż

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Ksiądz Jacek Wojdat, Kolega z Roku Święceń;

Ksiądz Jacek Szostakiewicz, starszy Kolega, pochodzący z mojej rodzinnej Parafii, Proboszcz Parafii Błogosławionych Męczenników Podlaskich w Siedlcach,

Ksiądz Jacek Guz – Proboszcz i Kustosz Sanktuarium Męczenników Podlaskich w Pratulinie.

Niech Im Pan błogosławi i ciągle wzmacnia Ich kapłańską gorliwość. Zapewniam o modlitwie!

A ja pozdrawiam z Kodnia, gdzie jestem od wczorajszego wieczoru – i zamierzam pobyć do piątkowego przedpołudnia. Obiecuję pamiętać o Was przed Matką – o czym zresztą wiecie.

A razem – pamiętajmy o Księdzu Marku i Jego posłudze na Syberii, a szczególnie: o tej ważnej dla Niego sprawie, o której wspomniał dość ogólnie, prosząc o modlitwę. Módlmy się

Serdecznie dziękuję Jankowi za słówko – jak co poniedziałek. I znowu, dość oryginalne ujęcie tematu, dość ciekawe skojarzenie… Niech z tego zaangażowania Janka wyniknie wielka chwała Boża!

Pochylmy się zatem nad słowem Bożym dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co Pan dziś mówi do mnie osobiście – właśnie do mnie i wręcz po imieniu – w swoim Słowie? Jakie osobiste przesłanie do mnie kieruje? Duchu Święty, podpowiedz….,

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek 5 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Scholastyki, Dziewicy,

10 lutego 2025., 

do czytań: Rdz 1,1–19; Mk 6,53–56

CZYTANIE Z KSIĘGI RODZAJU:

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami.

Wtedy Bóg rzekł: „Niechaj się stanie światłość”. I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek, dzień pierwszy.

A potem Bóg rzekł: „Niechaj powstanie sklepienie w środku wód i niechaj ono oddzieli jedne wody od drugich”. Uczyniwszy to sklepienie, Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem; a gdy tak się stało, Bóg nazwał to sklepienie niebem. I tak upłynął wieczór, a po nim poranek, dzień drugi.

A potem Bóg rzekł: „Niechaj zbiorą się wody spod nieba w jedno miejsce i niech się ukaże powierzchnia sucha”. A gdy tak się stało, Bóg nazwał tę suchą powierzchnię ziemią, a zbiorowisko wód nazwał morzem.

Bóg widząc, że były dobre, rzekł: „Niechaj ziemia wyda rośliny zielone: trawy dające nasiona, drzewa owocowe rodzące na ziemi według swego gatunku owoce, w których są nasiona”. I stało się tak. Ziemia wydała rośliny zielone: trawę dającą nasienie według swego gatunku i drzewa rodzące owoce, w których było nasienie według ich gatunków. A Bóg widział, że były dobre. I tak upłynął wieczór i poranek, dzień trzeci.

A potem Bóg rzekł: „Niechaj powstaną ciała niebieskie, świecące na sklepieniu nieba, aby oddzielały dzień od nocy, aby wyznaczały pory roku, dni i lata, aby były ciałami jaśniejącymi na sklepieniu nieba i aby świeciły nad ziemią”. I stało się tak. Bóg uczynił dwa duże ciała jaśniejące: większe, aby rządziło dniem, i mniejsze, aby rządziło nocą, oraz gwiazdy. I umieścił je Bóg na sklepieniu nieba, aby świeciły nad ziemią; aby rządziły dniem i nocą i oddzielały światłość od ciemności. A widział Bóg, że były dobre. I tak upłynął wieczór i poranek, dzień czwarty.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu.

Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych tam, gdzie, jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy do osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.

A OTO SŁÓWKO JANKA:

Znacie na pewno przypowieść o synu marnotrawnym. Gdy rozmyślałem nad dzisiejszymi czytaniami, zobaczyłem, że bardzo łączą się dzisiejsze czytania z tą przypowieścią.

Czytanie z Księgi Rodzaju opowiada o stworzeniu świata przez Boga. Pan Bóg każdego dnia wykonywał kolejny krok, by stworzyć świat. Zawsze najbardziej mnie zadziwia to zdanie: Bóg, widząc, że były dobre… Zobaczcie, że syn marnotrawny podobnie pomyślał. Poprosił ojca, aby dał mu jego część majątku i poszedł w świat. Pomyślał wtedy, że on stworzy swój świat. To, co robił, też było dla niego dobre. Widział w tym dobro, bo mu to sprawiało radość. Stwarzał ten swój świat, ale w pewnym momencie skończyły się pieniądze. I wszystko to, co stworzył, okazało się tylko chwilowe… Już mu to nie sprawiało radości, a smutek, bo roztrwonił swój majątek. Poszedł i prosił o cokolwiek. Chciał jeść zlewki, przeznaczone dla świń…

Dokąd udał się ów syn po ratunek? Wrócił – jak nieraz mawiamy – „z podkulonym ogonem” do swojego ojca. Prosił, by go z powrotem zatrudnił. A co zrobił ojciec? Wyprawił mu przyjęcie i mu przebaczył!

Tak samo jest w dzisiejszej Ewangelii: Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych tam, gdzie jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby ci choć frędzli u Jego płaszcza mogli dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.

Ludzie szukali ratunku u Boga. Wiedzieli, że tylko On im może pomóc! Widzieli w Jezusie wolność od bólu i cierpienia. Zobaczcie, że ci ludzie naprawdę byli w złej sytuacji. Wiele cierpienia, wiele złości i zapewne pytań, dlaczego akurat oni są chorzy? Ale co jest piękne, to to, że widzieli w Jezusie wolność! Wolność od tego wszystkiego! Wolność od ich dotychczasowego, naznaczonego cierpieniem i schorowanego życia!

Ale czy dzisiejsze czytania nawiązują jedynie do postawy syna marnotrawnego? Nie, również i do naszej postawy. Często bawimy się w Boga i próbujemy ten świat ułożyć po swojemu. Mówimy, że my sami damy radę. Nam Bóg nie jest potrzebny! Wielu ludzi idzie tak przez życie. Chłopak poznaje dziewczynę, przeważnie żyją w tak zwanym „wolnym związku” i mieszkają razem. Cudzołożą ze sobą i tak ich życie się „kręci”. Też myślą, że to wszystko jest dobre…

Ale potem przychodzi taki okres w życiu, że jednak przekonują się, iż to nie było dobre. Jeszcze dobrze, jeżeli to dostrzegą, bo wielu ludzi nawet tego nie dostrzega i tę wewnętrzną pustkę próbują zaspokoić jeszcze gorszymi grzechami. Taki człowiek często upada na samo dno.

A wtedy właśnie przychodzi Jezus ze swoim ratunkiem! Pojawia się jednak pytanie, jakie każdy z nas musi do siebie samego skierować: Czy ty chcesz być wolnym? Czy chcesz powrócić do Niego? On ci daje tę wolność zawsze, ale ty musisz sam chcieć ją przyjąć!

Dlatego idźmy za tym, co naprawdę jest dobre, czyli za wiarą i tym wszystkim, co związane jest z Bogiem i jego planami wobec każdego z nas! On wie co robi! Ma wobec nas wspaniały plan, tylko idźmy i odkrywajmy ów Boży plan wobec nas, co oznacza jedynie dobro i radość!

2 komentarze

  • Święty papież Grzegorz Wielki
    „Dialogi z diakonem Piotrem”.
    („Dialogi o życiu ojców italskich i o nieśmiertelności duszy”); Księga 2
    Rozdział 33. O cudzie siostry Benedykta, Scholastyki.
    Grzegorz. Któż w tym życiu jest większy niż Paweł, który trzykrotnie modlił się do Pana o „molestującego jego ciało”, aby mógł od niego odejść, a jednak nie mógł uzyskać tego, czego pragnął? Przy tej okazji uważam za konieczne powiedzieć wam o czcigodnym Benedykcie, że było coś, czego pragnął, ale nie mógł spełnić.
    Siostra świętego, imieniem Scholastyka, oddana Bogu Wszechmogącemu od najmłodszych lat, miała zwyczaj przyjeżdżać do Benedictykta raz w roku. Święty mąż zwykł wychodzić jej na spotkanie niedaleko bram klasztoru, na terenie posiadłości. Pewnego dnia przyszła, jak to było w jej zwyczaju, a jej czcigodny brat wyszedł do niej ze swoimi uczniami; spędzili cały dzień na chwaleniu Boga i świętych rozmowach, a kiedy zaczęła zapadać noc, spożywali razem posiłki. Nadal siedzieli przy stole, a między świętymi rozmowami czas wydawał się wolniejszy, gdy święta kobieta, siostra Benedictykta, zaczęła go błagać: „Proszę, nie opuszczaj mnie tej nocy; porozmawiajmy do rana o radościach niebiańskiego życia”. Odpowiedział jej: „Co ty mówisz, siostro? W żaden sposób nie mogę pozostać poza klasztorem”. Niebo było tak czyste, że w powietrzu nie było widać ani jednej chmurki. Pobożna żona, słysząc odmowę brata, położyła ręce złożone palcami na stole i pochyliła głowę, modląc się do Boga Wszechmogącego. Kiedy podniosła głowę od stołu, błysnęła błyskawica, grzmotnął grzmot, a deszcz spadł tak obficie, że ani czcigodny Wenedykt, ani bracia, którzy byli z nim, nie mogli ruszyć nogami z miejsca, w którym siedzieli. Tak więc pobożna żona pochyliła głowę i wylała strumienie łez, które sprawiły, że czyste niebo stało się deszczowe. I nie było tak, że powódź przyszła nawet chwilę po modlitwie; nie, modlitwa i powódź były tak jednoczesne, że kiedy podniosła głowę od stołu, grzmot już dudnił i w tym samym momencie zarówno podniosła głowę, jak i sprowadziła deszcz. Wtedy święty człowiek, widząc, że pod błyskawicami, grzmotami i ulewnym deszczem nie mógł wrócić do klasztoru, zaczął narzekać ze smutkiem: „Niech Bóg Wszechmogący cię oszczędzi, siostro; co zrobiłaś?”. Odpowiedziała mu: „Oto prosiłam cię, ale mnie nie wysłuchałeś; prosiłam mojego Pana, a On mnie wysłuchał. Jeśli tylko możesz, wyjdź i uwolniwszy mnie, wróć do klasztoru”. Ale on nie mógł wyjść spod dachu i w ten sposób pozostał tam, gdzie był, wbrew swojej woli, kiedy nie chciał zostać dobrowolnie. Spędzili więc całą noc na czuwaniu, na świętych rozmowach o życiu duchowym i nasycali się wzajemnymi rozmowami. Dlatego powiedziałem, że było coś, czego pragnął, ale nie mógł uzyskać. Jeśli bowiem rozważymy myśli czcigodnego męża, nie ma wątpliwości, że pragnął tej samej jasności nieba, w której spotkał swoją siostrę; ale stało się to wbrew jego pragnieniu, dusza kobiety dokonała cudu mocą Wszechmogącego Boga. I nie jest zaskakujące, że w tym czasie kobieta, która od dawna pragnęła zobaczyć swojego brata, mogła zrobić więcej, ponieważ, zgodnie ze słowami św. Jana, „Bóg jest miłością” (1J 4.16); zgodnie z tym sprawiedliwym osądem ten, kto miał więcej miłości, mógł zrobić więcej.
    Piotr. Przyznaję, że jestem bardzo zajęty tym, co mówisz.
    Rozdział 34. O duszy jego siostry, którą widział, gdy wychodziła z ciała.
    Grzegorz. Kiedy następnego dnia czcigodna kobieta wróciła do swojej celi, święty mąż wrócił do klasztoru. Po trzech dniach, siedząc w klasztorze, Benedykt podniósł oczy w powietrze i zobaczył duszę swojej siostry, która opuściła ciało, unoszącą się do nieba w postaci gołębicy. Radując się z jej chwały, dziękował Bogu Wszechmogącemu w hymnach i pochwałach i ogłosił jej śmierć braciom. Następnie natychmiast posłał ich, aby przynieśli jej ciało do klasztoru i umieścili je w trumnie, którą przygotował dla siebie. W ten sposób stało się tak, że nawet ciała tych, których umysły były zawsze zjednoczone w Bogu, nie zostały rozdzielone przez pochówek.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.