Święty Ambroży – módl się za nami!

Ś

Serdecznie witam i pozdrawiam! Dziękuję za odwiedziny na blogu. Codziennie zagląda kilkadziesiąt, a w weekend – sto kilkadziesiąt osób. Ogromnie jestem za to wdzięczny. Dziękuję również za komentarze, prosząc o następne. Wspieram Was codziennie modlitwą i życzę dobrego dnia, polecając dzisiaj Waszej uwadze świadectwo życia Świętego Biskupa Ambrożego, który Biskupem został… przez przypadek! O ile w ogóle o przypadkach możemy mówić… Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wspomnienie Świętego Ambrożego,
do czytań adwentowych:   Iz 40,1–11;  Mt 18,12–14
Liturgia Słowa w dniu dzisiejszym ukazuje nam Boga jako Dobrego Pasterza. Wśród wielu pocieszeń, jakie Prorok Izajasz kieruje do swoich rodaków, pozostających w niewoli, odnajdujemy i to, że kiedy zabrakło im króla Dawida i jego potomków – następców, określanych właśnie jako pasterze ludu Bożego, bo wraz z zakończeniem niepodległego bytu państwowego lud ten pozbawiony został ich opieki, wówczas sam Bóg staje się Pasterzem swojego Narodu. I to On właśnie – jak słyszymy w pierwszym czytaniu – pasie swą trzodę, gromadzi ją swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie.
Ten tytuł Pasterza ludu odniósł do siebie także Jezus Chrystus, określając siebie właśnie mianem Dobrego Pasterza, a dzisiaj w Ewangelii, poprzez przypowieść o poszukiwaniu jednej zagubionej owcy, pokazuje, jak Bogu zależy na każdym bez wyjątku człowieku.
Ta przypowieść jest piękną metaforą, ale jest też swoistą hiperbolą, bowiem kontekst historyczny i społeczny sugerowałby, że ktoś, kto ma stado liczące sto owiec, był – i do dzisiaj na Bliskim Wschodzie jest – uważany za kogoś bogatego. Taki bogacz z pewnością nie „rozczulałby” się nad jedną zagubioną owcą! Tym bardziej więc na tym tle widać wielkość dobroci i miłosierdzia Boga, który poszukuje każdego człowieka i na każdym Mu bezgranicznie zależy.
To swoje miłosierdzie Bóg wyraża w różny sposób, a dzisiaj otrzymujemy w darze przykład owej pasterskiej troskliwości Boga,zrealizowanej praktycznie w życiu Świętego Ambrożego, Biskupa.
Ambroży urodził się około 340 r. w Trewirze, ówczesnej stolicy cesarstwa. Jego ojciec był namiestnikiem cesarskim, prefektem Galii. Podanie głosi, że przy narodzeniu Ambrożego – ku przerażeniu matki – rój pszczół osiadł na ustach niemowlęcia. Matka chciała siłą odgonić owady, ale roztropny ojciec kazał poczekać, aż pszczoły same odlecą. Ojciec po tym wypadku uznał, że jeśli niemowlę przeżyje, to będzie kimś wielkim! Wróżono nawet, że będzie wielkim mówcą.
Chrzest przyjął Ambroży bardzo późno. W owych czasach był bowiem zwyczaj, że Sakrament ten odkładano na lata późniejsze – przyjmowano go często przed samą śmiercią, aby w stanie niewinności przejść do wieczności. Innym powodem odkładania Chrztu Świętego był fakt, że traktowano go nader poważnie, z całą świadomością, że przyjęte zobowiązania trzeba wypełniać. Dlatego Ambroży przez wiele lat był tylko katechumenem, czyli kandydatem i przyjął Chrzest Święty dopiero przed otrzymaniem godności biskupiej. Potem sam zwyczaj ten zwalczał.
Po śmierci ojca, mając zaledwie rok, przeniósł się Ambroży wraz z matką i rodzeństwem do Rzymu. Tam potem uczęszczał do szkoły gramatyki i wymowy. Kształcił się równocześnie wprawie. O jego wykształceniu najlepiej świadczą jego pisma. Po ukończeniu szkół założył własną szkołę.
Po kilku latach został mianowany przez cesarza namiestnikiem prowincji ze stolicą w Mediolanie. Pozostawał na tym stanowisku przez trzy lata, do 373 roku. Zaledwie prowincję uporządkował i doprowadził do ładu jej finanse, został wybrany biskupem Mediolanu. A stało się to w niezwykle oryginalnych okolicznościach.
Kiedy bowiem zmarł poprzedni biskup tego miasta, Auksencjusz, powstał gwałtowny spór między katolikami a arianami: i jedni, i drudzy chcieli mieć swojego biskupa. Ambroży udał się tam jako namiestnik cesarski dla dopilnowania porządku pomiędzy zwaśnionymi stronami. I kiedy obie strony nie mogły dojść do zgody, nagle jakieś dziecko miało zawołać: „Ambroży biskupem!” Wszyscy uznali to za głos Boży i zawołali także: „Ambroży biskupem!”
Zaskoczony namiestnik cesarski poprosił o czas do namysłu. Po cichu nawet uciekł z miasta nocą, ale rano stwierdził, że dotarł do… bram Mediolanu! Widząc w tym wolę Bożą, postanowił się jej więcej nie opierać. Dnia 30 listopada przyjął Chrzest Święty i wszystkie święcenia, a 7 grudnia – konsekrację na biskupa. Od razu rozdał ubogim cały swój majątek. I zajął się głoszeniem przy każdej okazji Słowa Bożego, uważając to za swój podstawowy pasterski obowiązek. Sam również w każdy Wielki Post przygotowywał osobiście katechumenów na przyjęcie w Wigilię Paschalną Chrztu Świętego.
W rządach był łagodny, spokojny, rozważny, sprawiedliwy, życzliwy. Kapłani mieli więc w swoim biskupie najpiękniejszy wzór dobrego pasterza! Dał się poznać jako pasterz rozważny, wrażliwy na krzywdę ludzką. Wyróżniał się silną wolą, poczuciem ładu, zmysłem praktycznym. Ideałem przyświecającym działalności Świętego Biskupabyło państwo, w którym Kościół i władza świecka wzajemnie udzielają sobie pomocy, a wiara spaja cesarstwo.
Z kolei, dla odpowiedniego przygotowania duchowieństwa diecezjalnego, założył seminarium – klasztor – tuż za murami miasta. Życiu przebywających tam kapłanów nadał regułę. Sam też często ich nawiedzał i przebywał z nimi. Brał chętnie udział w licznych synodach, szczególnie wtedy, gdy trzeba było zwalczać błędy arian.
Cieszył się ogromnym autorytetem. Potwierdzeniem tego jest fakt, że kiedy cesarz Teodozjusz Wielki w 390 roku krwawo stłumił zamieszki w Tesalonikach, mordując siedem tysięcy ludzi, Ambroży wystosował do niego list pełen czci, ale i wyrzutu, prosząc Teodozjusza, aby za tę publiczną, głośną zbrodnię przyjął publiczną pokutę. I – o dziwo! – cesarz pokutę wyznaczoną przyjął i przez trzy miesiące nie wstępował do kościoła (jako grzesznik). Pod wpływem kazań Świętego Ambrożego nawrócił się przecież także Święty Augustyn.
Pracowite życie zakończył Ambroży w Wielki Piątek 4 kwietnia 397 roku, mając około pięćdziesięciu siedmiu lat. Pochowano go w bazylice w Mediolanie. Pozostawił po sobie liczne pisma moralno – ascetyczne, dogmatyczne, mowy, listy oraz hymny liturgiczne.
O jego duchowości niech świadczy fragment listu, jaki skierował do biskupa Konstancjusza. W liście tym czytamy: „Przyjąłeś urząd kapłański i siedząc przy sterze Kościoła przeprowadzasz ten statek przez wiry morskie. Trzymaj więc mocno ster wiary, abyś się nie poddał potężnym falom nawałnic tego świata! Wielkie to i rozległe morze, ale się go nie lękaj! […] Jest pewne, że wśród zmiennego świata Kościół Pana, zbudowany na fundamencie Apostołów, pozostaje na nim niewzruszony – mimo, iż wkoło niego burzy się rozpętane morze. Uderzają weń fale, lecz nie mogą nim zachwiać, a chociaż często prądy świata z szumem rozbijają się o niego, pozostaje on dla wszystkich zbawiennym i bezpiecznym portem. […]
Niech więc Twoje słowa płyną obficie, niech będą przejrzyste i jasne. W ten sposób dasz Twojemu ludowi pouczenie, które go pociągnie, a lud ten urzeczony tym, co mówisz, pójdzie za Tobą z dobrej woli tam, dokąd go prowadzisz. Twoje słowa niech będą pełne treści. […] Niech to, co mówisz, będzie oczywiste i zrozumiałe samo przez się, a wtedy twoje wywody nie będą potrzebowały innego jeszcze uzasadnienia, lecz będą same w sobie dowodem. I niech nie wychodzi z Twoich ust żadne słowo zawieszone w próżni i pozbawione znaczenia.”
Moi Drodzy, urzeczeni zatroskaniem Jezusa – Dobrego Pasterza – o każdego bez wyjątku człowieka, a także wpatrzeni w przykład Świętego Ambrożego, Biskupa, realizującego ten ideał poprzez swoją posługę, my także musimy uświadomić sobie, że przez Chrzest zostaliśmy włączeni do pasterskiej misji Chrystusa. A to oznacza, że jesteśmy odpowiedzialni za zbawienie swoje – i innych! Dlatego nie możemy milczeć, widząc u innych zło, nie możemy zwalniać się z konieczności modlitwy za innych, ale też skierowania do nich dobrej rady, a nawet – koniecznego upomnienia. Nie tyle ostrym słowem, czy krzykiem, ale rzeczowymi argumentami, wynikającymi z naszego głębokiego życia duchowego, modlitwy i ciągle pomnażanej wiedzy religijnej.
Może zatem tegoroczny Adwent będzie dla mnie okazją do podjęcia refleksji nad tym, jak w praktyce realizuję moją odpowiedzialność za zbawienie innych!
Niech pomocą w tym będzie teraz odpowiedź na takie oto pytania:
  • Czy mam świadomość, że moja postawa jest dla innych punktem odniesienia i dlatego muszę o nią dbać?
  • Czy reaguję na zło w postawie moich bliskich, czy wycofuję się, tłumacząc to tym, że nie wolno mi się wtrącać?
  • W jaki sposób – jakimi słowami – wypowiadam swoje uwagi lub przekonuję innych do wiary?
Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w Niebie, żeby zginęło jedno z tych małych

1 komentarz

  • Witam serdecznie!
    Na wstępie zacznę może od tego o czym większość już raczej wie, ale będzie mi w ten sposób łatwiej się rozwinąć.
    A więc tak. Dzisiejsza Ewangelia opowiada o Dobrym Pasterzu poszukującym zagubioną owcę.
    Dobry Pasterz utożsamiany jest z Jezusem, który nieustannie z utęsknieniem szuka swojej zagubionej owieczki. Oddaliła się ona od stada, błąka się w ciemnościach między krzakami. Jest ona samotna, bezradna i smutna.
    Tą przypowieściową owcą staję się każdy z nas w chwili popełnienia grzechu. Człowiek ulegający pokusie jest jak ta owca, oddalony od swoich najbliższych, błąkający się w mroku swoich grzechów, słaby, narażony na większe niebezpieczeństwo. Jednak w takiej sytuacji nie pozostajemy sami.
    Zauważmy, że Jezus w czasie nauczania nigdy na siłę nikogo nie zatrzymywał przy sobie, ale zabłąkanych poszukiwał i wołał do nich.
    To On – Jezus Chrystus staje się dla nas takim promykiem nadziei, iskierką światła w mrocznym tunelu. Bóg poszukuję nas, każdego indywidualnie woła po imieniu.
    Wielką rzeczą dla mnie pozostaje odpowiedzenie na Jego wołanie i chęć odnalezienia się. Pan Bóg na siłę nie wyciągnie mnie z krzaków, z bagna, w którym tkwię czasami po uszy. Jedynie za moją zgodą może mi pomóc. Również w ten sposób ukazuje Swój szacunek mojej wolności.
    Ukojenie i radość doznajemy właśnie w naszym Miłosiernym Ojcu, który nigdy nas nie opuści, nie pozostawi z problemem, zawsze będzie pragnął naszego szczęścia.
    Nie dajmy się zwieść złu, a gdy jeż temu ulegniemy, oddajmy się Bogu. Zdając się na swój przykład wiem, że w takich chwilach nie jest łatwo porozumieć się z Panem Bogiem, gdyż diablisko im bardziej ma nade mną panowanie, tam wszelką siłę będzie mi ten kontakt utrudniał.
    Lecz inspiracją do tej walki i chęci oddania się działaniom Bożej woli jest dla mnie wspominany dziś Św. Ambroży, który pomimo swoich wahań, zaufał Bogu, cały oddał się posłudze i stał się pasterzem ludu Bożego.

    W dzisiejszym świeci takimi pasterzami są kapłani, biskupi jak i również my sami zostaliśmy powołani do głoszenia Słowa Bożego w chwili przyjęcia Sakramentu Chrztu. Ja sama zagłębiając się w te słowa zdaję sobie sprawę, że tkwi na mnie obowiązek przyczyniania się do zbawienia siebie i innych osób. Te poważnie brzmiące słowa mogą wydawać się bardzo trudne do realizacji, lecz pomimo przeszkód i trudności, wydaje mi się, że tak nie jest, gdyż Bóg nie darzy nas tym czego byśmy nie zdołali udźwignąć.
    Duchowni i osoby zakonne są w naszym życiu duchowym bardzo ważnymi ludźmi, którzy całe swe życie oddali posłudze. To dzięki nim możemy przyjmować Sakramenty Święte. Swoim słowem i nauką pomagają nam u głębszym odkrywaniu Bożego działania w naszym życiu.
    Wdzięczni Bogu za ich posługę, powierzajmy ich w codziennych modlitwach i wspierajmy dobrym słowem

    Pozdrawiam
    Z Panem Bogiem

    ~wb, 2010-12-09 22:01

    Dziękuję za wezwanie do modlitwy za kapłanów, ale też za cały komentarz, który spokojnie mógłbym umieścić na miejscu swojego rozważania. Dziękuję za wnikliwy, obszerny, a jednocześnie bardzo pogłębiony komentarz, połączony z własnym świadectwem. Serdecznie pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2010-12-22 08:18

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.