Podsumujmy stary rok!

P

Serdecznie witam w ostatnim dniu roku 2010. Jakoś trzeba się będzie od jutra przyzwyczaić, żeby w datach pisać rok 2011. Nie będzie to łatwe! Zawsze widzę to w czasie wizyty kolędowej, odbywającej się w pierwszych dniach nowego roku – ile to razy trzeba kreślić w kartach błędne daty. Ale nie to jest najważniejsze! Kochani, dzisiaj podsumowujemy stary rok. Nie składam Wam jeszcze życzeń noworocznych, zrobię to jutro, a dzisiaj zapraszam do podjęcia – w świetle  czytań liturgicznych – refleksji nad tym rokiem, który się kończy. To jest bardzo ważne! My, ludzie wiary, nie jesteśmy tymi, którzy tylko pędzą i pędzą do przodu – często bez opamiętania. My jesteśmy – a przynajmniej powinniśmy być – ludźmi refleksji, ludźmi głębokimi, którzy w głębi serca podejmują co jakiś czas spokojne zastanowienie się nad tym, co za nami, aby z tego wyciągnąć wnioski do tego, co przed nami. Zatem, zanim jeszcze zabrzmi kanonada strzelających korków od szampana i miliona fajerwerków na powitanie nowego roku, zachęcam chociaż do kilku chwil refleksji nad mijającym czasem i przygotowania postanowień, które jutro uroczyście podejmiemy na cały nowy rok. W tym duchu zachęcam Was wszystkich do udziału dzisiaj wieczorem we Mszy Świętej kończącej rok – chyba nie ma takiej parafii i takiego kościoła, gdzie by takiej Mszy Świętej nie było – ale też zapraszam do rozpoczęcia nowego roku Mszą Świętą o północy. Akurat co do tego, to wiem, że nie wszędzie takie Msze są sprawowane, ale jeśli są, to zachęcam do tego, aby przerwać na chwilę zabawę, czy rodzinne spotkanie i pójść do kościoła. Na pewno niektórzy zaraz mi powiedzą, że przesadzam z tą pobożnością. Ja jednak myślę, że nie! Na zabawę wszystkim czasu starczy, ale czy w kontekście tego wszystkiego, co wydarzyło się w ostatnim czasie nie powinniśmy jednak bardziejzwracać się ku Bogu i Jemu zawierzać przyszłość? Pozostawiam to Waszej, Kochani, osobistej refleksji i decyzji… A na dzisiaj raz jeszcze życzę Bożego natchnienia do podjęcia refleksji nad kończącym się rokiem… Szczęść Boże! 
                                    Gaudium et spes! Ks. Jacek

Siódmy dzień Oktawy Bożego Narodzenia,
do czytań: 1 J 2,18–21; J 1,1–18
Przyznaję, że kiedy w pierwszym czytaniu słucham słów Świętego Jana z jego Listu – słów mówiących o tym, że jest ostatnia godzina i żeAntychryst nadchodzi – to myślę sobie nieraz, że to dobrze dobrane czytanie na koniec roku kalendarzowego, kiedy stajemy na granicy pewnego czasu i dokonujemy podsumowań tego wszystkiego, co się w tym czasie dokonało.
I przypominają mi się kazania, jakich przez lata słuchałem – jeszcze jako mały chłopiec, ministrant i potem, przez kolejne lata – kazania, w których bardzo ostro piętnowano działania Antychrysta w kończącym się roku, wskazując przejawy tego działania, a także ostrzegając przed jego podstępami w przyszłym, rozpoczynającym się roku. Dzisiaj wydaje mi się, że niekiedy kazania te może nawet były zbyt ostre, a w jakimś sensie też co roku podobne, z czego wyciągam wniosek, że właściwie każdego roku można było powiedzieć to samo,bo każdego roku można wskazywać na jakieś działania złego ducha, na skutki tego działania i – przynajmniej na przestrzeni tych lat, które ja pamiętam – nie było takiego roku, w którym jego podstępnego działania nie można by było zauważyć.
Domyślam się więc, że i we wcześniejszych latach kaznodzieje na ambonach „grzmieli”, ostrzegając przed złym duchem, szatanem, Antychrystem, przeciwnikiem Boga. I dobrze, że o tym mówili – nieraz dosłownie: grzmieli – bo od tego jesteśmy my, księża, żeby z ambony mówić prawdę, także tę nieprzyjemną i niewygodną, i uczulać wszystkich na podstępne zakusy Złego.
Jednak to, o czym tu wspominam, a mianowicie coroczne powtarzanie się tych treści i tych pouczeń powinno nas jednak skłaniać do refleksji, że czytanie to nie zapowiada końca świata, który już w tym roku na pewno przyjdzie, bo Antychryst tyle już złego zrobił, że tylko koniec świata będzie na to lekarstwem. Nie!
Słowa Świętego Jana, jakich słuchamy dzisiaj, a więc w dniu, w którym przekraczamy próg pewnego kolejnego czasu i wchodzimy w nowy czas, mają nas skłonić do tej właśnie refleksji, że Antychryst ównaprawdę działa, działa w każdym czasie i praktycznie każdego roku, każdego miesiąca czy dnia, sprawdza się aktualność tego oto ostrzeżenia Apostoła, zawartego w słowach: Dzieci, jest już ostatnia godzina, i tak, jak słyszeliście, Antychryst nadchodzi, bo oto teraz właśnie pojawiło się wielu antychrystów. Stąd poznajemy, że jest już ostatnia godzina. Wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas.
Kochani, jak żadnych innych w Piśmie Świętych, tak i tych stwierdzeń nie możemy pojmować dosłownie, co do litery,wyprowadzając z nich wniosek o natychmiastowym końcu świata i o jakimś powszechnym zalewie zła, które w jednym momencie zatopi wszystko, co jest na świecie. Nie!
Widząc to pouczenie w całym biblijnym kontekście staramy się dostrzec nade wszystko to, że – faktycznie – zły duch działa i zwodzi ludzi, posługując się także swoimi sługami, ale ostatnia godzina, w rozumieniu biblijnym, to czas, w którym człowiek ma dokonać wyboru między dobrem i złem. To owa pełnia czasu, o której mówi sam Jezus, a więc moment Jego pojawienia się i czas, w którym ludzie muszą opowiedzieć się za Nim, lub przeciw Niemu.
Jest to czas, w którym – rzeczywiście – Antychryst nadchodzi i działa, ale jest to też czas, w którym – jak ponownie słyszymy w Ewangelii – Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami. Co więcej – wszystkim […] którzy je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi – tym, którzy wierzą w imię Jego. A i w pierwszym czytaniu, zaraz po ostrzeżeniu dotyczącym Antychrysta, słyszymy pocieszające stwierdzenia Apostoła: Wy natomiast macie namaszczenie od Świętego i wszyscy jesteście napełnieni wiedzą. Ja wam nie pisałem, jakobyście nie znali prawdy, lecz że ją znacie i że żadna fałszywa nauka z prawdy nie pochodzi.
Namaszczenie od Świętego – a więc dary Ducha Świętego, a więc znajomość prawd objawionych, a więc wtajemniczenie w wiarę, jakie dokonało się w Chrzcie Świętym!
Tak więc, Kochani, na świecie jest Słowo, które ciałem się stało, które przyszło do swojej własności, które daje moc, abyśmy stawali się i byli dziećmi Bożymi. I jest Antychryst, który – jak słyszmy – nadchodzi, czyli jest ciągle aktywny, ciągle szuka sposobu dotarcia do serca każdego człowieka i wsączenia tam swego jadu. A zatem – ścierają się siły dobra i zła. Naturalnie, my dobrze wiemy, która siła jest większa i która ma moc zwyciężyć, a która skazana jest na wieczną porażkę. Oczywiście – w tych wymiarach ogólnych, powszechnych. Która jednak siła w konkretnej sytuacji dojdzie do głosu i zwycięży w sercu konkretnego człowieka – a to już zależy od wyboru, jakiego ten konkretny człowiek w danej chwili dokona.  
Trzeba nam zatem, Kochani, w takiej spokojnej refleksji, zanim jeszcze wystrzelą korki szampanów i hucznie powitamy Nowy Rok – w takiej spokojnej refleksji trzeba nam dokonać bardzo obiektywnej i trzeźwej oceny tego mijającego roku i bardzo rzeczowo, jasno i krytycznie powiedzieć sobie szczerze, ile to razy opowiadaliśmy się po stronie Chrystusa, a ile razy po stronie Antychrysta! I czy moje serce, mój dom, moja codzienność były przestrzenią działania Słowa, czy działania Złego? Kogo dopuszczałem do głosu, z kim się bardziej liczyłem?
Kochani, na granicy kolejnego już w naszym życiu roku trzeba dokonać pewnych rzetelnych podsumowań, trzeba ten czas ocenić w prawdzie – nie bać się prawdy! – a następnie wyciągnąć wnioski na przyszłość. A konkretnie: przygotować dobre postanowienia, które jutro zostaną podjęte, u progu Nowego Roku. Niech ta refleksja, ten rozrachunek, te podsumowania i rozliczenia wewnętrzne dokonują się w blasku Słowa, bo wtedy wszystko będzie można zobaczyć dokładnie, w całej prawdzie!
W tym duchu teraz już zadajmy sobie pytania:
  • Jak w tym mijającym roku wykorzystywałem czas, dany mi od Boga?
  • Jak w tym mijającym roku rozwijałem swoje talenty?
  • Jak w tym mijającym roku pracowałem nad swoimi wadami i walczyłem z grzechem?
Była Światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi!

3 komentarze

  • Od tego jak wielu będzie świętych kościoła zależy czy wielu antychrystów spróbuje opanować Kościół od wewnątrz. Bo tak rozumie słowa " wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas". Kościół ciągle i nieustannie zmaga się z nimi na przestrzeni dziejów. A każda godzina jest niczym ostatnia. Ogromna ofiara i miłość świętych męczenników powstrzymuje i wydłuża tę ostatnią godzinę. Bardziej jeszcze powstrzymują antychrysta łzy Maryi, lecz jak długo jeszcze będą za nami orędować. Na jak wiele jeszcze łez Bóg pozwoli. Kapłani szukają gorączkowo sposobów na ratowanie Kościoła, lecz nie przynosi to specjalnych efektów. Kościół się wyludnia. Powstają małe grupki, wspólnoty spośród parafian, które żyją swoim życiem. Takie sygnały jak z Sokółki są lekceważone. Przecież to nie ateiści tylko my prostujemy kolana przed Bogiem w Najświętrzym Sakramencie. W imię czego kapłani wyręczają się szafarzami a niekiedy nawet siostrami zakonnymi w udzielaniu Komunii. Czy umieszczanie tabernakulum w bocznych nawach a stawianie w centrum tronów z baldachimami świadczy o naszej miłości do Jezusa Chrystusa. Wytłumaczcie mi, jeśli to zauważyliście, dlaczego został zdjęty krzyż z ołtarza. Bronimy krzyża w publicznym miejscy przy ulicy, a zapominamy o ołtarzu. Tak wielu kapłanów się kształci – i dobrze – ale brakuje im czasu dla wszystkich , którzy potrzebują kontaktu z duchowna osobą. Ksiądz, który chodząc po kolędzie werbuje nowych ministrantów, a nie potrafi utrzymać i zmobilizować swoim zainteresowaniem pozostałych, i to tych najwytrwalszych, staje się śmieszny i nie wart z ich strony poświęcenia.
    Jeśli nie będzie świętych kapłanów to antychryści zabiorą swoje żniwo.

    ~Dasiek, 2010-12-31 20:23

  • Dziękuję za kolejny, obszerny głos, z którym – nie pierwszy raz – nie w całości mogę się zgodzić. Zgadzam się w sprawie postawy świętości kapłanów i świeckich. Tu pełna zgoda. Sokółka – wymaga akceptacji Kościoła, a Kościół w tych sprawach zachowuje daleko posuniętą ostrożność. I bardzo dobrze, bo zbyt wiele błędów z powodu pośpiechu popełniono w tej materii. Zjawiska takie, jak Komunia na stojąco, czy posługa nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej, nie są – moim zdaniem – żadnym zagrożeniem. Ja osobiście jestem za Komunią na kolanach i nie wyręczam się posługą nadzwyczajnych szafarzy, a już całkowicie nie mogę zaakceptować Komunii na rękę. Ale uważam, że liczy się nie tyle zewnętrzna postawa, ile wewnętrzne nastawienie serca przyjmującego. Co do zdjęcia krzyża z ołtarza, to nie bardzo wiem, o co chodzi, bo w wielu kościołach krzyże są w centrum prezbiterium, albo na samym ołtarzu. I jeszcze jedna kwestia – ta dotycząca ratowania Kościoła przez kapłanów, które to działanie rzekomo nie przynosi skutku. Mogę mówić za siebie – ja nie próbuję ratować Kościoła, bo uważam, że nie jestem od tego. W końcu jest to Kościół nie mój jako księdza tego, czy owego, ale Kościół Jezusa Chrystusa! I On sam się o niego wystarczająco martwi. My – obyśmy tylko nie przeszkadzali, a jeżeli chociaż trochę pomożemy Jezusowi, to naprawdę będzie bardzo dużo! Natomiast nie jest dla mnie żadną katastrofą wizja wyludnionego Kościoła. Naprawdę! Ja jeszcze sprecyzuję swój pogląd na ten temat w którymś z najbliższych rozważań, teraz tylko wspomnę, że punktem odniesienia jest tu dla mnie postawa Jezusa, ukazana w rozdziale 6 Ewangelii Jana, kiedy to po zapowiedzi dotyczącej spożywania Ciała Jezusa wiele osób od Niego odeszło. I co Jezus wtedy zrobił? Proszę zobaczyć! Właśnie ta postawa Jezusa jest dla mnie bardzo wyraźnym wskazaniem. Nie zamierzam – jako ksiądz – nikogo "na siłę" ciągnąć do Kościoła, ani mamić błyskotkami. Nie! Jeżeli ludzie chcą odejść, niech odejdą! Nawet wszyscy! Jak zapragną powrotu, to powrócą! Ale nic na siłę – i nie za wszelką cenę. Ja jako ksiądz mam dawać z siebie jak najwięcej: mam mieć czas dla człowieka, mam być dobrze przygotowany do kazania, do katechezy, mam pobożnie odprawiać Mszę Świętą, solidnie spowiadać… Ale nie do mnie należy ratowanie Kościoła! I nie zamierzam nikogo wbrew niemu samemu do Kościoła na siłę ściągać. Serdecznie pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2011-01-01 01:23

  • Na pewno zgodzi się ksiądz ze mną, że kapłan powinien być źródłem autorytetu religijnego, stróżem tradycji, nauczycielem wiedzy sakralnej. Jeśli tak, to nie mogę zrozumieć, że nie zależy księdzu na "pełnych" kościołach. Przecież to w nich koordynuje się zachowanie wiernych, sprawowana jest liturgia i następuje scalanie ludzi. Jeszcze jedno – brakuje mi w mojej parafii mszy noworocznych o 24:00. Kiedyś takie były, brało w nich udział dużo wiernych. Myślę, że dobrze by było wprowadzić je w kościołach w całej Polsce. Sądzę, że frekwencja była by duża.

    ~Urszula, 2011-01-01 21:30

    Dopiero znalazłem ten głos, więc odpisuję. I wyjaśniam dwie kwestie: nie tyle nie zależy mi na pełnych kościołach, bo nie mam nic przeciwko temu, żeby takie były. Chodzi mi o wiarę świadomą i mającą wpływ na życie. Często ludzie przychodzący tłumnie do kościoła później wybierają do władz różnego szczebla ludzi, których program nic nie ma wspólnego z nauką Kościoła. Więc to chyba nie w tłumach tajemnica "sukcesu", a w świadomości wiary każdego człowieka. Poza tym, dzisiaj jesteśmy świadkami wielkiego i zmasowanego ataku na Kościół i wartości chrześcijańskie – proszę poczytać wiadomości w prasie katolickiej, posłuchać ich w Radiu Maryja, czy w Radiu Watykańskim. Rodzi się pytanie: co robić? Jak na to reagować? I jak reagować na to, że w Warszawie, w której pracuję, księdza po kolędzie przyjmuje ok. 45 % Parafian, a wielu z nich demonstracyjnie okazuje, że księdza na ulicy nie poznaje, albo do księdza w sutannie mówi: "Proszę pana"? Jak na to reagować? Obrażać się? Nie! Uważam, że po prostu trzeba "robić swoje", inwestując w tych, którzy chcą korzystać z kapłańskiej posługi, innym – spokojnie proponować, ale nikomu niczego nie narzucać! Modlić się za wszystkich, ale dać możliwość wyboru. Wiara jest też pewną wartością i człowiekowi powinno na niej zależeć. A co do Mszy Świętej o północy w Nowy Rok – w Parafiach, w których byłem, a w których ta Msza Święta była lub jest odprawiana, to obserwuję dość niską frekwencję. To znaczy – żeby to było jasne – ja jestem za odprawianiem takiej Mszy Świętej, ale nie obserwowałem wzrastającej frekwencji. Raczej stałą. I znowu powtórzę to, co już pisałem – taką Mszę Świętą powinno się odprawiać dla tych, którzy chcą w duchu modlitwy zacząć Nowy Rok. Bez względu na frekwencję! Serdecznie pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2011-02-06 19:39

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.