O wewnętrznych walkach w człowieku…

O

Tak, dzisiaj o tym, że w człowieku ciągle dochodzą do głosu sprzeczności między dobrem, a złem! A co człowiek wybiera? Co powinien wybierać? Zachęcam do spokojnej refleksji nad dzisiejszym Bożym Słowem. I zapraszam do dzielenia się swoimi przemyśleniami! 
                    Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Czwartek 6 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań:  Rdz 9,1–13;  Mk 8,27–33
Słowa, które słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu – czyż nie przypominają nam słów, które Bóg wypowiedział na początku, jak tylko stworzył człowieka? Czyż tamte i te słowa – nie brzmią podobnie? A w tym sensie jasnym się staje, że Bóg na nowo nawiązuje łączność ze swoim stworzeniem, raz jeszcze udziela człowiekowi błogosławieństwa, zapowiadając jednocześnie, że już nie nastąpi tak radykalne oczyszczenie, tak mocny znak, jak znak potopu.
Błogosławieństwo, jakiego dziś Bóg udziela człowiekowi, potwierdza ponadto, że decyzja o stworzeniu człowieka i całego świata nie była pomyłką, nie była błędem. Jakkolwiek bowiem zło zaistniało na świecie, to jednak jest też i dobro, a Bóg niezmiennie kocha człowieka i całe stworzenie, dlatego – jeśli tak można powiedzieć – decyduje się na takieciągłe zmaganie się… I to może nie tyle z samym człowiekiem, ile o człowieka. Bóg wie dobrze, że skoro zło zaistniało na świecie, to trzeba będzie sobie z nim jakoś radzić, nawołując wciąż człowieka do tego, by w wolny sposób wybierał dobro, a zło pokonywał.
Nie miał jednak z pewnością Bóg żadnych wątpliwości, że nie będzie to działanie łatwe, bowiem w człowieku będą się ścierały różne sprzeczności. Dobro będzie ciągle walczyło ze złem i – niestety – nie zawsze będzie wygrywało! Ale właśnie na takiego człowieka Bóg ostatecznie się godzi, takiego człowieka obdarza pełną, bezgraniczną miłością; z takim człowiekiem zawiera dziś przymierze, takiemu człowiekowi udziela dziś błogosławieństwa i o dobro tegoż człowieka będzie od teraz ciągle musiał walczyć! Tak – dosłownie walczyć,pokonując w człowieku jego samego: jego egoizm, jego zagubienie, jego ciągle odnawiającą się skłonność do złego…
Bardzo wyrazistym i czytelnym przykładem sprzeczności, jakie zachodzą w świadomości i postępowaniu człowieka, jest postawa Świętego Piotra, ukazana w dzisiejszej Ewangelii według Świętego Marka. Już przyzwyczailiśmy się do tego, że Piotr to człowiek gwałtowny, że to człowiek – żywioł; że najpierw coś powie, a potem pomyśli… Taki już był, chociaż jednocześnie – to człowiek w tej swojej gwałtowności i żywiołowości bardzo szczery i naprawdę oddany Jezusowi. Jednak, jak widzimy i słyszymy, nie ogarniający jeszcze wszystkiego tak do końca.
Oto Jezus, który do tego momentu zabraniał uczniom mówić, kim jest, zaczyna już otwarcie ujawniać swoje posłannictwo. Dlatego najpierw pyta, co mówią o Nim ludzie – i tu słyszymy różne opinie – a następnie już tak wprost pyta uczniów, za kogo oni Go uważają. I tym momencie Piotr zdaje egzamin zarówno jako uczeń, jak i przyszła głowa Kościoła: w imieniu wszystkich wyznaje wiarę, że Jezus jest owym Namaszczonym – Mesjaszem.
Ewangelista Mateusz, opisując to samo wydarzenie, zamieszcza w tym momencie jeszcze pochwałę, jaką Jezus skierował do Piotra po jego wyznaniu. Dzisiaj tego nie słyszymy, co można tłumaczyć tym, że sam Piotr, opowiadając o całym zdarzeniu, w akcie pokory pominął pochwałę Jezusa, a przyznał się – i tak zapisał to Marek – tylko do nagany, jaką za chwilę otrzymał. A tak się właśnie stało, bowiem wyszło na jaw, że wiara Piotra nie jest jednak do końca utwierdzona i nie jest wiarą pełną.
Nie potrafił on – niestety – do końca przyjąć prawdę o Jezusie. Zapowiedź Męki i Śmierci – to już było za dużo! Przynajmniej na ten moment… To się Piotrowi jakoś nie układało w całość, wydało mu się to jakieś nielogiczne – Męka, Śmierć, Zmartwychwstanie?… Tu właśnie wychodzi owa sprzeczność: z jednej strony – wielka wiara, całkowite zaufanie do Jezusa; z drugiej strony jednak – jakaś jeszcze nieprzekraczalna granica pojmowania wszystkiego i widzenia wszystkiego…
Oczywiście, wiemy, że z czasem Piotr ukształtował w sobie wiarę i miłość taką, która pozwoliła mu życie oddać za Jezusa, ale było to poprzedzone chyba najmocniejszym i najbardziej dramatycznym ujawnieniem się sprzeczności, jakie w Piotrze walczyły ze sobą, a mianowicie – wyparciem się Jezusa w chwili tak decydującej! I cóż z tego, że tyle było zapewnień o gotowości oddania życia. Kiedy przyszło co do czego – Piotr się zaparł! Ale nie przegrał swego życia, wręcz przeciwnie – powrócił do Jezusa i już Go rzeczywiście nie opuścił,nawet za cenę życia.
Kochani, my także musimy być ciągle świadomi sprzeczności, jakie i w nas się ujawniają, bo i my sami, chociaż z natury jesteśmy dobrzy i naprawdę bardzo dużo w nas dobra, ujawniającego się przy wielu okazjach – i z którego to dobra trzeba się cieszyć i Bogu za nie dziękować, i rozwijać je w sobie – to jednak nie stronimy od zła i nierazw jednym momencie „płynnie” przechodzimy od jednego do drugiego.
Wiemy, że Bóg niezmiennie nas kocha, chociaż może powiedzieć tak, jak Piotrowi: Zejdź mi z oczu, szatanie! – co nie oznacza, że faktycznie widzi w nas złego ducha, ale że myślimy tylko po ludzku, w sposób bardzo ograniczony! Dlatego Bóg pomaga nam wychodzić z czysto ludzkiego sposobu myślenia i życia, ale ważne w tym wszystkim jest nasze zaangażowanie w to, aby nie myśleć o tym, co ludzkie i tylko po ludzku, ale o tym, co Boże. Aby przełamywać w sobie sprzeczności między dobrem a złem – i dobro wybierać, a od zła się odwracać! 
            W tym kontekście pomyślmy:
  • Czy w postawie swojej i innych dostrzegam zarówno dobro, jak i zło, czy dobro widzę tylko u siebie, a u innych tylko zło?
  • Co robię, aby rozwijać w sobie dobro, a pokonywać zło?
  • Czy – i jak – pomagam w tym innym?
    A wy za kogo mnie uważacie? […] Ty jesteś Mesjaszem!

2 komentarze

  • Witam serdecznie!
    Moi Drodzy, postanowiłem, po chwilach zastanowienia, dać po raz kolejny swoje świadectwo, tym razem w odniesieniu do rozważań sprzed 2 – 3 dni nt. potopu czy innych nazwijmy to ostrzeżeń Boga. W tym miejscu, zaznaczam, że to, co napiszę faktycznie miało miejsce w moim życiu kilka lat temu. Żeby dobrze ukazać całą myśl cofnę się jakieś 7-8 lat wstecz, gdy jako młody 20-21 letni chłopak cieszyłem się z życia, młodości, chwytałem jak to mówią każdy dzień, używając życia, bo jak głosi powiedzenie: żyje się tylko raz. Miałem grono wielu kolegów i koleżanek, nigdy nie narzekałem na brak towarzystwa, imprez, spotkań, itp. Nie zawsze spotkania te były dobre, często – cóż bywało, że kończyły się wyborem zła, grzechu, złych nawyków, przywiązań. A zatem w mojej wewnętrznej walce, dobro nie zawsze zwyciężało, a raczej częściej, dzięki memu przyzwoleniu, prymat wiódł grzech. Przyznam, że w pewnym momencie nawet mi to nie przeszkadzało, przeciwnie, żyło się dobrze, wesoło, beztrosko (choć nie do końca). I nagle jeden dzień, jedno wydarzenie zmieniło wszystko.
    Było to 5 marca 2005 roku, rankiem, w sobotę. Uległem poważnemu wypadkowi, wskutek którego, złamałem kręgosłup. Diagnoza lekarska była dla mnie bolesna – zakaz chodzenia, konieczna interwencja chirurgiczna, itp. Koszmar!!!! Jak to, dlaczego ja?! Mam przecież 22 lata, jestem młody, powiniem się bawić, cieszyć, a tu takie nieszczęście! Boże, coś Ty narobił – myślałem zapewne niejednokrotnie. Przecież ten wypadek, to nie moja wina, przecież ja nie chciałem źle. Przecież jestem Twoim dzieckiem, modlę się do Ciebie, chodzę do kościoła. A Ty mi tu taki numer wykręcasz?! Pogmatwałeś mi wszystkie plany, marzenia o studiach na dobrej uczelni, o rozwoju naukowym.
    Targały mną różne emocje, raz pretensje do Boga, innym razem próba pogodzenia się z tym, wytłumaczenia, że ma to sens. Przez cały czas, kiedy leżałem w szpitalu, szukałem odpowiedzi na te pytania, próbowałem to jakoś poukładać. Co więcej, zbieżność pewnych sytuacji, dawała mi do zrozumienia, że Bóg jest przy mnie. Bo jak myśleć inaczej, gdy przychodzi pięlęgniarka i mówi do mnie: "znam cię chłopcze, śpiewasz w chórze, dziś ksiądz Jacek modlił się za Ciebie, będzie dobrze". Jak interpretować to inaczej, gdy w okresie mego pobytu w szpitalu praktyki zawodowe mieli moi bliscy, którzy pomagali mi wykonać wiele czynności np. jedzenie, golenie się, itp. Towarzyszli mi każdego dnia.
    Mój powrót do jako takiej formy trwał moi Drodzy około 2 lat. Dziś jest już lepiej, mogę chodzić, pracować, wykonywać wiele czynności, choć nie wszystkie. Szczęśliwie wykonuję zawód, który bardzo lubię, studiuję na dobrej uczelni, piszę jak to mówią w języku wykładowców "przyszłościowy" doktorat, mam wspaniałą Żonę, itd.
    Dlaczego o tym piszę? Nie chodzi mi o to, żebyście mnie podziwiali, zastanawiali jaki to Dawid jest super facet. Chcę Wam pokazać, że faktycznie działania Boga nie zawsze są na początku zrozumiałe. Nie zawsze narzędzia którymi się posługuje wydają się nam właściwe. Ale z perspektywy czasu możemy przyznać, że to co miało miejsce w naszym życiu ma jakiś sens. W moim przypadku pozwoliło mi się narodzić na nowo. Może fizycznie jestem taki składak, jak samochód złożony z różnych części, ale duchowo i psychicznie czuję się o wiele silniejszy. I jeszcze co ważne, to słowa, które brzmią jakby proroczo "co nas nie zabije, to nas wzmocni!". To fakt! Sam się o tym przekonałem.
    Serdecznie Was pozdrawiam i życzę Wam, abyście nigdy nie wątpili, nie ustawali w walce ze złem. Nawet gdy wydaje się, że wszystko skończone. Nie prawda. Pewna kobieta powiedziała mi kiedyś, że czasem trzeba upaść bardzo boleśnie, w głęboki dół, po to, żeby się wyżej później wybić, wydostać. Nie prawdaż?

    ~Dawid, 2011-02-17 14:50

  • Oj, prawdaż! Bardzo raz jeszcze dziękuję Dawidowi za przepiękne świadectwo. Rzeczywiście, nie sposób zrozumieć działanie Boże w niektórych momentach, a jednak z perspektywy czasu okazuje się, że Bóg miał rację! I miał dość oryginalny pomysł na moje życie – poprowadził mnie taką drogą, na którą ja sam bym się pewnie nie odważył, ale która okazuje się ostatecznie dobrą drogą. Dziękuję raz jeszcze i gorąco pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2011-02-20 08:54

    Muszę przyznać, że komentarz Dawida sprowokował mnie do zabrania głosu na tym blogu. Ja również w swoim życiu miałam bardzo ciężkie chwile spowodowane nieudanym małżeństwem, które zakończyło się rozwodem po 25 latach nie do końca szczęśliwego pożycia. Sześć lat temu przeżywałam chwile depresji i załamania nerwowego, nie potafiłam rozsądnie funkcjonować i podobnie jak Dawid, pytałam Boga dlaczego? I tu chyba Bóg mnie usłyszał, bo pomógł mi podjąć decyzję o akceptacji tego wydarzenia. Z Jego pomocą powiedziałam sobie, że przecież mój mąż jest tylko człowiekiem, który może popełniać błędy, ale Bóg mnie napewno nie opuści. I tak się stało. Widać to moje życie było "wyreżyserowane" przez Boga i każdy musiał tam odegrać swoją rolę. Dziś akceptuję wolę Bożą i pozostaję na modlitwie o nawrócenie mojego (wobec Boga nadal) małżonka. Chcę tym świadectwem powiedzieć wszystkim: nie traćcie wiary. Bóg jest dobrym Ojcem i nigdy nas nie zawiedzie. Z Panem Bogiem.

    ~Mirka, 2011-02-19 15:23

    Dziękując za to piękne świadectwo, chciałbym tylko zasygnalizować potrzebę właściwego rozumienia słowa "reżyserować" w odniesieniu do Boga, który kieruje naszym życiem. Nie możemy zapominać, że jednak podejmujemy wolne decyzje i wybory, Bóg nas do niczego nie zmusza. Nie można na przykład powiedzieć, że to Bóg wyreżyserował odejście męża – to on sam, mąż, podjął taką decyzję. Natomiast na pewno Bóg dopuszcza na nas pewne rzeczy i nawet jeżeli doświadczamy skutków czyjegoś złego postępowania, Bóg sam stara się temu zaradzać i wyprowadza z tego – nawet z tego! – jakieś dobro. To na tym polega Jego wielka miłość do nas: On sam wręcz naprawia nasze błędy! Potrzeba tylko, abyśmy Mu bezgranicznie ufali i miłością odpowiadali na Jego miłość. Serdecznie raz jeszcze dziękuję za to świadectwo i całą aktywność na blogu!

    ~Ks. Jacek, 2011-02-20 10:03

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.