Jeśli kto chce pójść za Mną…

J
Szczęść Boże! Witam serdecznie i pozdrawiam w kolejnym dniu sierpnia, wakacji i Pielgrzymki. Ponieważ jeszcze walczę z trudnościami, jakie pojawiły się w moim internecie, dlatego z pewnym „poślizgiem” poodpisuję na Wasze, Kochani, wypowiedzi na blogu. Proszę o cierpliwość! Ja też to dzisiejsze rozważanie wysyłam drogą okrężną, przez Moderatora, ponieważ inaczej nie byłoby możliwości publikacji. Mam jednak nadzieję, że już dziś wszystko wróci do normy!
A na Pielgrzymce Podlaskiej dzisiaj kolumna bialska wędruje z Żyrzyna do Łagowa, zaś kolumna siedlecka z Dęblina do… Czarnolasu! Tak, tak – do tego właśnie Czarnolasu! Od lat uprzejma Pani Dyrektor Muzeum Jana Kochanowskiego otwiera przed Pielgrzymami drzwi tegoż Muzeum i zaprasza do odwiedzania go – za darmo! A w parku przed Muzeum, wśród pięknych drzew (nie wiem, czy to są lipy!) Pątnicy mogą rozstawiać namioty. To tylko jeden z dowodów na to, Kochani, jak wiele dobra Pielgrzymka wyzwala w sercach ludzi, którzy w niej uczestniczą, ale także tych, którzy ją spotykają na trasie lub goszczą u siebie. Naprawdę, to jest jakiś wielki ogrom życzliwości! I tak jest na trasie wszystkich polskich pieszych pielgrzymek, o czym kierownicy tychże zawsze zapewniali na ogólnopolskich spotkaniach. Wspierajmy modlitwą wszystkich pielgrzymujących, włączając się w ten sposób w ich trud!
Pamiętajmy też, że dzisiaj jest pierwszy piątek miesiąca. Może więc warto pomyśleć o… ? No, właśnie!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Piątek 18 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań: Pwt 4,32–40; Mt 16,24–28
Na pierwszy „rzut oka” dzisiejsza zapowiedź Jezusa nie bardzo zachęca do pójścia za Nim. Trzeba się zapierać siebie, brać krzyż na ramiona, tracić życie… A jednak, to nie jest wyrok na tych, którzy zdecydują się – pomimo wszystko – pójść za Panem! Jezus zapowiada bowiem pełne szczęście i prawdziwą radość tym, którzy Mu zaufają, natomiast skoro On sam miał pójść drogą Krzyża, drogą całkowitego wyrzeczenia, rezygnacji z siebie i ofiarowania swego życia, to tą samą drogą powinien pójść także Jego uczeń!
Ale to właśnie w ten sposób – i tylko w ten sposób – człowiek może w życiu osiągnąć coś więcej, niż tylko przelotną radość i chwilowe zadowolenie. I prawdziwe życie, sensownie i mądrze przeżywane – także jedynie w ten sposób może osiągnąć. I wreszcie: wieczną chwałę i radość zbawienia – tylko w ten sposób może osiągnąć!
Nie jest to jednak droga łatwa! Bo zapierać się siebie – to rezygnować z własnego „ja”, to poskramiać swój egoizm i przekonanie, że zawsze mam rację, a inni jej nie mają… To także zrobienie w danej chwili tego, co jest bardziej pożyteczne, czy bardziej potrzebne, zwłaszcza innym, chociaż akurat mi teraz nie chce się tego robić… To ustąpienie, przemilczenie czyjejś zaczepki, to rezygnacja z „odgryzienia się” drugiemu za wszelką cenę…
wziąć krzyż – to znaczy: być wiernym i wytrwałym w spełnianiu swoich najbardziej zwyczajnych, codziennych obowiązków; to być cierpliwym w ciągłym zaczynaniu od nowa i ciągłym wstawaniu rano do tej samej pracy i do tego samego znoszenia siebie nawzajem w małżeństwie, w sąsiedztwie, w pracy…
życie oddać, czy wręcz stracić – to nie od razu męczeństwo. Przynajmniej u nas teraz – na szczęście! – nie oznacza to zasadniczo męczeństwa! Ale to codzienne poświęcanie swego czasu, talentów, sił – i tego wszystkiego, co moje, co mnie stanowi – dla dobra innych!
Tak naprawdę, te wszystkie trzy określenia oznaczają to samo: oznaczają całkowity dar z siebie! Niełatwe to – na pewno! Ale to jedyny sposób, aby zostać w pełni obdarowanym przez Jezusa, który także daje nam – samego siebie i całego siebie!
W pierwszym czytaniu, z Księgi Powtórzonego Prawa, słyszymy świadectwo Mojżesza o tym, jak bardzo Bóg umiłował swój Naród, jak bardzo wiele w niego – mówiąc językiem dzisiejszym – zainwestował, jak bardzo wiele dał dowodów szczególnego zaufania i nadzwyczajnego wybrania! Znakami tegoż są chociażby: głos z Nieba, czy znak ognia, wyprowadzenie z Egiptu, pokonanie nieprzyjaciół… Takie nastawienie Boga domaga się ze strony Jego ludu konkretnej odpowiedzi.
Dlatego Mojżesz wzywa: Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem, a na niebie wysoko i na ziemi nisko – nie ma innego! Strzeż Jego praw i nakazów, które ja dziś polecam tobie pełnić, by dobrze ci się wiodło i twym synom po tobie; byś przedłużył swe dni na ziemi, którą na zawsze daje ci Pan, twój Bóg!
Mówiąc krótko, Kochani, żadna nasza ofiara, żadne nasze poświęcenie, żaden nasz trud – nigdy nie pójdzie na marne! Bóg to dostrzeże, doceni i przemieni w radość, w szczęście i w rozmaite inne owoce, przede wszystkim duchowe. Warto natomiast zastanowić się, czy każdy gest ze strony Pana Boga, każde Jego poświęcenie dla nas, każdy trud, który On podejmuje – zawsze spotyka się z naszej strony z odpowiednim dostrzeżeniem i docenieniem? I to nie wyłączając tego największego poświęcenia, którego znakiem jest Krzyż?…
W tym kontekście pomyślmy:
  • Na czym polega – w konkrecie mojego życia – zapieranie się siebie?
  • Na czym polega – w konkrecie mojego życia – branie swego krzyża?
  • Na czym polega – w konkrecie mojego życia – oddawanie tegoż życia?
Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi – i wtedy odda każdemu według jego postępowania.

10 komentarzy

  • Ależ dzisiaj stoję bezradny wobec pytań ks. Jacka :(!
    Wczoraj nie zdążyłem Was pozdrowić z Gietrzwałdu – teraz to nadrabiam i przesyłam słoneczne usmiechy 🙂 🙂 🙂
    Pozdrawiam gorąco
    Robert

  • A ja spróbuję odpowiedzieć na pytania x Jacka , przynajmniej częściowo

    Z cierpieniem mam kontakt w sumie ''od zawsze''.
    Wpierw jako osoba – bierna. Wychowywałam się w rodzinie, w której Mama była nieuleczalnie chora.
    Zawsze podziwiałam Mamę, za to jak potrafiła każdego dnia przyjmować owe cierpienie. Nigdy nie widziałam złości, żalu, buntu. Widziałam spokój, usmiech na twarzy, miłość, pokorę. Nie sądzę by życie Mamy było grą. Nie potrafiłaby grać przed nami dwadzieścia cztery godzinę na dobę. Wytłumaczenie mam tylko jedno, potrafiła przyjąć swój kzyż.
    Jako nastolatka, bardzo czynnie się angażowałam w spotkania z ludźmi niepełnosprawnymi . Te kilkanaście lat wspólnego przebywania wśród chorych ludzi , było dla mnie czymś zupełnie normalnym. Widziałam w oczach ludzi jasność, radość, mimo, iż nie potrafili nawet wymówić jednego słowa, czy poruszyć samodzielnie ręką. Czasem się zastanawiałam dlaczego spotykam na swej drodze życia ludzi, którzy raz lepiej, raz gorzej przyjmują swój krzyż. Dziś mogę śmiało napisać Wam kochani, ze chyba znam już odpowiedź

    Kontakt z ludźmi chorymi, był dla mnie mocną lekcja, przygotowaniem by godnie, z pokorą przyjąć swój własny krzyż – cierpienie.
    Dziękuję Bogu, że dał mi tak wspaniałych nauczycieli.

    Każdy z nas ma trzy możliwości przyjęcia własnego krzyża
    przyjąć – odrzucać
    przyjąć – traktować to jako '' psi obowiązek ''
    przyjąć w pełnej wolnosci, zrobić z niego dobry uczynek.
    Sama przechodziłam trzy etapy.
    Wpierw była złość, niemoc, odrzucenie Boga, pytania dlaczego
    Potem przyjecie cierpienia, ale czucie się pokrzywdzoną przez los, przez Boga
    Aż do czasu, gdy nie spotkałam bardzo mądrego Kapłana. Nie piszę tylko o mądrości, posiadanej wiedzy naukowej. Ten Człowiek potrafił świetnie przełożyć wiedzę – na słowa, na czyn.
    Powiedział mi kiedyś '' Jeśli już nie jesteś zdrowa, i nie ma szansy byś była, wykorzystaj ten ogromny potencjał który jest w Tobie, najprościej …ofiaruj to co przechodzisz, w konkretnej intencji, za kogoś, kto potrzebuje pomocy. Zobaczysz, poczujesz się lepiej, inaczej spojrzysz na ból, cierpienie chorobę.
    I faktycznie tak się stało.
    Od kilkunastu lat to co przechodzę, oddaję za konkretną Osobę.

    Podobno człowiek dostaje tyle, ile jest w stanie udźwignąć. Widocznie Bóg uważa mnie, za mocarną kobietę. Nie biję głową w mur, nie obwiniam nikogo .
    Przecież tak naprawdę to najważniejsze jest to, co jest w nas, w naszych sercach. Niezależnie od tego, czy jesteśmy zdrowi, czy nie.
    Oczywiście, że jesteśmy '' tylko'' a może aż ludźmi, i się boimy cierpienia. Tymczasem Chrystus sam przeszedł przez wszystkie cierpienia Życie każdego nas obnaża. Obdziera nas z młodości, sił, zdrowia, ładnego wyglądu. Zostajemy bez żadnych ciuchów, łachmanów, jesteśmy obnażeni przez Boga. To jest chwila naszego zbliżenia się do Boga

    Ofiarować swoje cierpienie – ofiarować siebie – dać siebie otoczeniu. Bez żadnego fanatyzmu, bez poczucia '' psiego obowiązku'' . Dać siebie radośnie, i ochoczo , po prostu z miłości.

    Zawsze będą się rodziły pytania dlaczego trzeba cierpieć, dlaczego ten wypadek, ten rak, ten paraliż, itd, dlaczego trzeba ludziom tak młodo umierać.

    Ja Domownik – A jestem świadoma tego, że kiedyś nadejdzie i moja godzina. Ogarnie mnie wtedy noc cierpienia i śmierci, i nie pozostanie mi wtedy nic innego jak spróbować ufnie powiedzieć TAK wobec wszystkiego co mnie ma spotkać. Chciałabym w tej godzinie się modlić, zawołać do Boga – dlaczego gasisz moje życie które sam stworzyłeś ?
    Wiem, jestem pewna, że wtedy , w tej najważniejszej godzinie swego życia poznam sercem wszystko, czego własnym rozumem nigdy za życia nie byłam w stanie zrozumieć.

    Przepraszam, pewnie znów odbiegłam trochę? troszkę od tematu..

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • upsss
    literówka
    oczwyiście miało być … potrafiła przyjąć swój krzyż ***

    przepraszam, za pomyłkę

    Domownik – A

  • Bardzo dziękuję Robertowi za pozdrowienia wakacyjne, a Domownikowi za świadectwo. Myślę, że w tych słowach odnajdzie pocieszenie i wsparcie wielu ludzi, w rozmaity sposób dotkniętych krzyżem cierpienia. Bo o cierpieniu to się łatwo mówi i pisze, ale przeżyć je mądrze – to prawdziwa sztuka! Dlatego dziękuję za to pokazanie na przykładzie swego życia, że można – i jak można… Ks. Jacek

  • Tak to prawda , łatwiej jest mówić o cierpieniu, niż żyć z nim każdego dnia. Ale trzeba mówić , przypominać ludziom, że ono istnieje, i przede wszystkim tłumaczyć, że nie jest on karą Bożą.
    A przecież niejednokrotnie tak właśnie myślimy, mówimy ''kara Boża''
    Gdy mamy kontakt z Bogiem , to nie myślimy tymi kategoriami, bo mamy już większą świadomość, opartą na pokorze. Mówiąc kara Boża , popełniamy w pewnym sensie świętokradztwo. Umniejszamy Boga do rozmarów sędziego ludzkiego, dajemy Mu do ręki ludzki kodeks. A przecież Bóg jest ponad całym ludzkim kodeksem.

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • No, chyba że karę potraktujemy tak, jak winna być ona w swej istocie traktowana: jako środek wychowawczy, jako upomnienie, jako naprowadzenie na dobrą drogę… A więc – jako znak miłości i troski Boga o człowieka. Na pewno – nie jako zemstę Pana Boga, czy Jego "wyżywanie się" na człowieku! Pozdrawiam! Ks. Jacek

  • Pisząc '' kara '' miałam na myśli, właśnie '' wyżywanie się na człowieku ''

    Wiem, że On zrobi wszystko, aby nauczyć mnie rozumu. I będę zbierała takie lanie, jakie On uzna za potrzebne , by uczynić ze mnie Człowieka. On nie przepuści mi niczego, bo podobno tak bardzo mnie kocha.
    Ale Jego miłość , trudna czasem do przyjęcia, zaakceptowania nie ma nic wspólnego z '' wyżywaniem się''

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Nie bardzo potrafię zrozumieć słowa "podobno" w kontekście całej powyższej wypowiedzi, której całość idzie w jedną stronę, a to słowo – jakby w przeciwną… Być może, źle zrozumiałem. Ks. Jacek

  • Dobrze, poprawię
    On nie przepuści mi niczego, bo tak bardzo mnie kocha.
    To '' podobno'' to nie podważenie Jego miłości, to problem we mnie …..

    Pozdrawiam
    Domownik – A

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.