O świętym Proboszczu…

O

Szczęść Boże! Z pewnym opóźnieniem, spowodowanym nieprzewidzianymi trudnościami z internetem, udaje mi się wreszcie opublikować nowy wpis… Dzisiaj przeżywamy wspomnienie Świętego Proboszcza. To dobra okazja, żeby pomodlić się za swoich Proboszczów! Albo i za innych księży – zamiast na nich tylko narzekać… No, chyba, że ktoś nie narzeka… A na Pielgrzymce Podlaskiej dzisiaj Grupy kolumny bialskiej dochodzą do Żyrzyna, natomiast kolumna siedlecka dochodzi do Dęblina. Wspierajmy naszych Pątników nie tylko z Pielgrzymki Podlaskiej, ale i z innych Pielgrzymek, wędrujących po całej naszej polskiej ziemi – łączmy się z nimi w modlitwie!   
Gaudium et spes!  Ks. Jacek 

Wspomnienie Św. Jana Marii Vianneya,

do czytań z VI t. Lekcjonarza:  Ez 3,16–21;  Mt 9,35–10,1
Patron dnia dzisiejszego, Jan Vianney, urodził się w rodzinie ubogich wieśniaków w Dardilly koło Lyonu, 8 maja 1786 roku. Do Pierwszej Komunii Świętej przystąpił potajemnie podczas Rewolucji Francuskiej w 1799 roku, a dokonało się to w szopie, zamienionej na prowizoryczną kaplicę, do której wejście dla ostrożności zasłonięto furą siana. Ponieważ szkoły parafialne były zamknięte, Jan nauczył się czytać i pisać dopiero, kiedy miał siedemnaście lat.
Po ukończeniu szkoły podstawowej, uczęszczał do szkoły w Ecully. Miejscowy świątobliwy proboszcz uczył go łaciny. Od służby wojskowej wybawiła go ciężka choroba, na którą zapadł. Wstąpił do niższego seminarium duchownego w 1812 roku. Jednak, po tak słabym przygotowaniu i z powodu późnego wieku, w jakim wstąpił, nauka szła mu tam bardzo ciężko. W roku 1813 przeszedł jednak do wyższego seminarium w Lyonie.
Przełożeni, litując się nad nim, radzili mu, by opuścił seminarium. Zamierzał faktycznie tak uczynić i wstąpić do Braci Szkół Chrześcijańskich, ale odradził mu to proboszcz z Ecully. On też interweniował za Janem w seminarium. Dopuszczono go więc do święceń kapłańskich – właśnie ze względu na tę opinię oraz dlatego, że diecezja odczuwała dotkliwie brak kapłanów. 13 sierpnia 1815 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Miał wówczas dwadzieścia dziewięć lat.
Pierwsze trzy lata spędził jako wikariusz w Ecully. Na progu swego kapłaństwa natrafił na kapłana pełnego cnoty i duszpasterskiej gorliwości. Po jego śmierci biskup wysłał Jana na wikariusza – kapelana do Ars. Młody kapłan zastał kościółek zaniedbany i opustoszały. Obojętność religijna była tak wielka, że na Mszy Świętej niedzielnej było kilka osób. Wiernych było zaledwie około dwustu, dlatego też nie otwierano samodzielnej parafii. O wiernych z Ars mówiono pogardliwie, że tylko Chrzest różni ich od bydląt. Ksiądz Jan przybył tu jednak z dużą ochotą. Nie wiedział, że przyjdzie mu tu pozostać przez czterdzieści jeden lat.
Zabrał się zatem z entuzjazmem do pracy. Całe godziny przebywał na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. Sypiał zaledwie po parę godzin na gołych deskach. Kiedy w 1824 roku otwarto w wiosce szkółkę, uczył w niej prawd wiary. Jadł nędznie i mało – można wręcz mówić o wiecznym poście. Dla wszystkich był uprzejmy. Odwiedzał swoich parafian i rozmawiał z nimi życzliwie. Powoli wierni przyzwyczaili się do swojego pasterza.
Kiedy biskup spostrzegł, że Ksiądz Jan daje sobie jakoś radę, formalnie utworzył w 1823 roku parafię w Ars. Dobroć Proboszcza i surowość jego życia, kazania proste i płynące z serca – powoli nawracały dotąd zaniedbane i zobojętniałe dusze. Kościółek zaczął się z wolna zapełniać w niedziele i święta, a nawet w dni powszednie! Z każdym rokiem wzrastała też liczba przystępujących do Sakramentów Świętych.
Jednak, pomimo tylu zabiegów, nie wszyscy jeszcze zostali pozyskani dla Chrystusa. Ksiądz Jan wyrzucał sobie, że to z jego winy – że może mało się za nich modlił i za mało pokutował. Wyrzucał także sobie własną nieudolność. Błagał więc biskupa, by go zwolnił z obowiązków proboszcza. Kiedy jego błagania nie pomogły, postanowił uciec i skryć się w jakimś klasztorze, by nie odpowiadać za dusze innych. Biskup jednak nakazał mu powrócić. Uczynił to, posłuszny jego woli.
Do tego, nie wszyscy kapłani rozumieli niezwykły tryb życia Proboszcza z Ars. Jedni czynili mu gorzkie wymówki, inni podśmiewali się z dziwaka. Większość wszakże rozpoznała w nim świętość i otoczyła go wielką czcią. Sława Proboszcza zaczęła rozchodzić się daleko poza parafię Ars. Napływały nawet z odległych stron tłumy ciekawych. Kiedy zaś zaczęły rozchodzić się pogłoski o jego nadprzyrodzonych charyzmatach – takich, jak dar czytania w sumieniach ludzkich i dar proroctwa – ciekawość wzrastała.
Ksiądz Jan spowiadał długimi godzinami. Miał różnych penitentów: od prostych wieśniaków po elitę Paryża. Bywało, że zmordowany skarżył się w konfesjonale: „Grzesznicy zabiją grzesznika”! W dziesiątym roku pasterzowania przybyło do Ars – jak się wylicza – około dwudziestu tysięcy ludzi. Łącznie przez czterdzieści jeden lat przesunęło się przez Ars około miliona ludzi.
Nadmierne pokuty osłabiły już i tak wyczerpany organizm. Pojawiły się bóle głowy, dolegliwości żołądka, reumatyzm. Do cierpień fizycznych dołączyły duchowe: oschłość, skrupuły, lęk o zbawienie, obawa przed odpowiedzialnością za powierzone sobie dusze i lęk przed Sądem Bożym. Jakby tego było za mało, szatan przez trzydzieści pięć lat pokazywał się Księdzu Janowi i nękał go nocami, nie pozwalając nawet na kilka godzin wypoczynku. Inni kapłani myśleli początkowo, że są to gorączkowe przywidzenia, że Proboszcz z głodu i nadmiaru pokut był na granicy obłędu. Kiedy jednak sami stali się świadkami wybryków złego ducha, uciekali w popłochu.
Jan Vianney przyjmował to wszystko jako zadośćuczynienie Bożej sprawiedliwości za winy własne, jak też grzeszników, których spowiadał. Jako męczennik, cierpiący za grzeszników i ofiara konfesjonału, zmarł 4 sierpnia 1859 roku, przeżywszy siedemdziesiąt trzy lata. W pogrzebie skromnego Proboszcza z Ars wzięło udział około trzystu kapłanów i około sześciu tysięcy wiernych. Nabożeństwu żałobnemu przewodniczył miejscowy biskup. Ciało Kapłana złożono w kościele parafialnym, a już w 1865 roku rozpoczęto budowę obecnej bazyliki.
Święty Papież Pius X dokonał beatyfikacji Księdza Jana Vianneya w 1905 roku, a do chwały świętych wyniósł go w roku 1925 Pius XI. Ten sam Papież ogłosił go Patronem wszystkich proboszczów.
Chcąc chociaż w pewnym stopniu poznać duchowość naszego dzisiejszego Patrona, warto wsłuchać się przynajmniej we fragment jego katechezy, dotyczącej modlitwy. A mówił on w niej tak: „Pamiętajcie, dzieci moje: skarb chrześcijanina jest w niebie, nie na ziemi. Dlatego gdzie jest wasz skarb, tam też powinny podążać wasze myśli. Błogosławioną powinnością i zadaniem człowieka jest modlitwa i miłość. Módlcie się i miłujcie: oto, czym jest szczęście człowieka na ziemi. Modlitwa jest niczym innym jak zjednoczeniem z Bogiem. Jeśli ktoś ma serce czyste i zjednoczone z Bogiem, odczuwa szczęście i słodycz, które go wypełniają, doznaje światła, które nad podziw go oświeca. W tym ścisłym zjednoczeniu Bóg i dusza są jakby razem stopionymi kawałkami wosku, których już nikt nie potrafi rozdzielić. To zjednoczenie Boga z lichym stworzeniem jest czymś niezrównanym, jest szczęściem, którego nie sposób zrozumieć.
Nie zasługujemy na dar modlitwy. Ale dobry Bóg pozwolił, abyśmy z Nim rozmawiali. Nasza modlitwa jest najmilszym dlań kadzidłem. Dzieci moje, wasze serce jest ciasne, ale modlitwa rozszerza je i czyni zdolnym do miłowania Boga. Modlitwa jest przedsmakiem nieba, jest jakby zstąpieniem do nas rajskiego szczęścia. Zawsze przepełnia nas słodyczą – jest miodem spływającym do duszy, który sprawia, iż wszystko staje się słodkie. W chwilach szczerej modlitwy znikają utrapienia jak śnieg pod wpływem słońca. Modlitwa sprawia także, iż czas mija tak szybko i tak przyjemnie, że nawet nie zauważa się jego trwania.
Posłuchajcie! Swego czasu zdarzyło się, iż prawie wszyscy okoliczni proboszczowie zachorowali. Pokonywałem wówczas pieszo duże odległości, modląc się stale do Boga, i zapewniam was, wcale mi się nie dłużyło. Są tacy, którzy jak ryby w falach całkowicie zatapiają się w modlitwie. Dzieje się tak dlatego, że całym sercem są oddani Bogu. W ich sercu nie ma rozdwojenia. O, jakże miłuję te szlachetne dusze! […]
My natomiast, ileż to razy przychodzimy do kościoła nie wiedząc, jak się zachować ani o co prosić? Kiedy idziemy do kogoś, wiemy dobrze, po co idziemy. Co więcej, są tacy, którzy zdają się mówić do Pana: „Powiem kilka słów, żeby mieć już spokój”. Myślę często, że gdy przychodzimy, aby pokłonić się Panu, otrzymamy wszystko, czego pragniemy, jeśli tylko poprosimy z żywą wiarą i czystym sercem.” Tyle z katechezy naszego dzisiejszego Patrona.
A my, słuchając uważnie Bożego Słowa, przeznaczonego w liturgii Kościoła dokładnie na jego wspomnienie, zarówno w czytaniu z Księgi Ezechiela, jak i w Ewangelii Mateusza, odnajdujemy – jeśli tak można powiedzieć – biblijne potwierdzenie drogi życia, którą obrał i którą tak konsekwentnie kroczył Święty Kapłan. To on bowiem był tym, który w imieniu Boga napominał błądzących, świadomy wielkiej odpowiedzialności, spoczywającej na nim za ich zbawienie. Jak słyszymy, świadomość tej odpowiedzialności często go wręcz przytłaczała!
Spełniał jednak gorliwie pasterską posługę, na podobieństwo swego Mistrza, Jezusa Chrystusa, który widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Tak samo i Święty Proboszcz z Ars – litował się nad swoimi parafianami i tysiącami ludzi, zewsząd przybywającymi do Ars, aby ich spowiadać, pocieszać, nawracać… Pomimo tego, że jego własne siły były po wielekroć na wyczerpaniu.
Widząc tę jego postawę jakoś tak szczególnie odbiera się inne słowa z dzisiejszej Ewangelii: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. W kontekście tych słów rodzi się taka oto refleksja, że skoro jeden Żniwiarz – nasz dzisiejszy Patron – był w stanie z Bożą pomocą osiągnąć tak bardzo wiele, to gdyby wszyscy w takim samym stopniu, a przynajmniej w jakiejś znaczącej części, angażowali się w sprawy Bożego Królestwa, czyż jego oddziaływanie nie byłoby większe?
Prośmy zatem za obecnych żniwiarzy, prośmy o nowych, pamiętając przy tym, że to wezwanie Jezusa dotyczy nie tylko duchownych! I przykład życia Świętego Jana Marii Vianneya, jakkolwiek w sposób szczególny zobowiązuje i mobilizuje duchownych, to jednak nie może pozostać obojętny dla nas wszystkich, zmierzających po drogach życia do bram Królestwa Niebieskiego.
W tym duchu zastanówmy się:
·        Jak często modlę się za swego Proboszcza i innych kapłanów – czy może tylko stawiam im wymagania?
·        Czy staram się o swoich Księżach mówić dobrze, a przynajmniej – obiektywnie?
·        Czy mam świadomość także swojej osobistej odpowiedzialności za dobro swojej Parafii – co robię w ramach tej odpowiedzialności?
Gdy usłyszysz słowo z ust moich, upomnisz ich w moim imieniu!

12 komentarzy

  • Niejednokrotnie w naszej samotności, w naszych smutkach, zwątpieniach, szarzyźnie, Kapłan jest kimś najbliższym , kto chce uczestniczyć w naszym życiu, kto pomaga nam nadawać mu sens.

    Pozdrawiam

    Domownik – A

  • Skoro jesteśmy w temacie księży – czy mogę upomnieć księdza prowadzącego mszę, że czułam się, jakbym była na jakimś masowym zgromadzeniu, na poczcie? – łap opłatek byle szybko, "pokój niech będzie z wami …" ścianami i murami (wypowiedziane w powietrze, a nie do ludzi), słowa ludzi "Bogu niech będą dzięki" w trakcie, których ksiądz już jest jedną nogą w zakrystii…

    Czy wypada zwrócić uwagę księdzu? Z jednej strony może być zmęczony po całym dniu prowadzenia mszy, z drugiej jednak na każdej mszy są inni ludzie, którzy pragną od księdza odrobiny uszanowania wzniosłości sytuacji… A nie "klękać, wstawać, ogłoszenia, wyjść"…

  • A moze był chory na grypę jelitową ?
    wtedy , no wiesz, trzeba szybko….

    A poważnie

    Uwagę zawsze można zwrócić.
    Na poczcie zazwyczaj stoi się w długich kolejkach, a czas się ciąnie. Ty piszesz o tym, że Msza jest szybko odprawiona. Niezależnie od tego czy szybko, czy wolno, jest ważna. To co się miało wydarzyć , się wydarzyło.
    ''łap opłatek byle szybko'' ?
    tzn masz na myśli Hostię, tak ?
    to od Ciebie zależy ile czasu poświęcisz na modlitwę po Komunii. Zawsze mozesz po Mszy zostać w Kościele, i w ciszy i skupieniu się pomodlić.

    Tak sobie myślę…
    ( nie czepiam się, piszę ogólnie)
    Msza szybko odprawiona przez kapłana, drażni
    A czy zauważyliście ile osób wchodzi spóźnionych na Mszę?
    wchodzą spóźnieni, pięć , dziesięć , a czasem i więcej minut. Wchodzą jak do kawiarni, telefon nie wyciszomy, odczytują sms, . Co do spóźnień , jak idziemy na ważne spotkanie, towarzyskie spotkanie, i mamy ustaloną godzinę , to się staramy nie spóźniać. Ale do Kościoła, to bez problemu potrafimy wejsć w połowie Mszy. Nie wspomnę o tym, że nie potrafimy porządnie przyklęknąć, czy uczynić znak Krzyża. Nie powiecie mi, że kazdy wchodzący do Kościoła, ma problemy z kolanami, by je zgiąć na moment. Wymagamy poszanowania od innych, a jak my się zachowujemy ?

    Przypomniała mi się taka opowiastka. Jak nowy Proboszcz słynący z pięknych kazań , objął nową parafię. Ludzie z ciekawością przychodzili na Msze, by posłuchać kazania. W pierwszą niedzielę ksiądz wygłosił piękne kazanie. W kolejną niedzielę wygłosił takie samo, i tak było co tydzień. W końcu ludzie oburzeni poszli do Proboszcza, i spytali dlaczego co niedzielę głosi to samo kazanie.Proboszcz odpowiedział, co tydzień mówię to samo, bo Wy z tygodnia na tydzien nic nie zmieniacie w swoim życiu. Żyjecie tak samo jak tydzień temu, dwa tygodnie temu, itd…

    Myślę, że to daje do myślenia.

    Kaatrii
    Pewnie , że możesz zwrócić uwagę Kapłanowi
    Albo możesz wybrać się na inną Mszę, gdy odprawia inny Kapłan, albo… Jeśli masz taką możliwość, to pójść do innego Kościoła.

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • "Łap opłatek byle szybko" – chodziło mi o Hostię, ale gdybym użyła w tym wyrażeniu tego słowa, to by była obraza chyba…
    Jeśli chodzi o zostanie po mszy – tak właśnie robię, ale ważne jest też, żeby pomodlić się razem z ludźmi, w końcu na Mszy Świętej to ma być modlitwa tych ludzi, którzy przyszli, stanowią pewną wspólnotę na dany czas. Dobrym wyborem jest pójście do innego Kościoła, albo na inną Mszę, ale hmm… Kościół mam pod blokiem, więc nie będzie mi się chciało nigdzie dalej iść 😉 a Ksiądz, który odprawiał… no niestety wygląda na to, że prawie wszystkie msze tego dnia obskoczył jeden ksiądz – widocznie musiał nadrobić braki 😉

    Jeśli chodzi o spóźnianie się i komórki – strasznie mnie to denerwuje. Jak już ktoś się spóźnia, to niech stanie gdzieś z boku, a nie wpycha się do ławki zakłócając spokój i modlitwę. Już kiedyś wypowiadałam się na ten temat… Przychodzą spóźnieni, wychodzą w trakcie pieśni końcowej i jeszcze robią zamieszanie. Ech… i jeszcze ubierają się jak na plażę. No ale pozostaje nam mieć nadzieję, że po kilku mocnych kazaniach ks. Jacka takie sytuacje nie będą miały miejsca 😉

  • '' Kościół mam pod blokiem, więc nie będzie mi się chciało nigdzie dalej iść 😉 a Ksiądz, który odprawiał… no niestety wygląda na to, że prawie wszystkie msze tego dnia obskoczył jeden ksiądz – widocznie musiał nadrobić braki 😉 ''

    No to musisz wybrać, albo kościoł blisko domu, i nie przeżywanie tak jakbyś chciała Eucharystii, albo mały spacerek w niedzielne południe, i pójście na Mszę do innego Kościoła 🙂
    Kaatrii , ruch to samo zdrowie :))
    Z tego co mi wiadomo , to w mieście a sądzę, ze jesteś z Warszawy 🙂 w niedzielę jest odprawianych kilka Mszy. Kapłan może w ciągu jednego dnia odprawić tylko dwie. Chyba, że ma jakąś specjalną zgodę na to, by odprawić więcej. Nie jestem mocna w tym temacie, piszę tylko to co kiedyś mi mówiono.
    Tak więc, chyba jeden kapłan nie jest w stanie odprawić wszystkich Mszy niedzielnych 🙂

    Jeśli masz Kosciół tak blisko, to zawsze możesz w papciach zejść na dół, i sprawdzić kto odprawia. :))
    /żartuję teraz /

    A co do kazań x Jacka
    Oj posłuchałabym sobie mocnego kazania x Jacka.:)
    I tak jak Ty, mam nadzieję, ze kiedyś ludzie zrozumieją po co się chodzi do Kościoła na Eucharystię.

    Pozdrawiam

    Domownik – A

  • Ale ja się dobrze czuję w moim kościele, "u siebie"… Nie dlatego, że jest blisko. Po prostu jest tu dla mnie dobra atmosfera. To nie jest tak, że zawsze jest w ten sposób odprawiana Msza.
    Nie zrozumiałyśmy się.
    Ja tylko chciałam wiedzieć, czy wypada zwrócić księdzu uwagę, bo w ten dzień, gdy opisana przeze mnie sytuacja miała miejsce, miałam ochotę iść i powiedzieć co myślę.

    Ps. Kapłan może odprawić dwie msze – poczekam na wypowiedź Księdza Jacka na temat masówek 😉

  • Ano się nie zrozumiałyśmy.
    No tak, zadałaś konkretne pytanie, a ja poleciałam dalej z wywodem – przepraszam.
    Postaram się mniej pisać 🙂

    Sama jestem ciekawa, jak to jest z tą ilością odprawianych Mszy
    No to x Jacku czekamy na odpowiedź 🙂

    Pozdrawiam

    Domownik – A

  • Już biegnę z odpowiedzią, Drogie Panie! Uf, w mojej sytuacji wiąże się to z zadyszką… Ale cóż, starość – nie radość!
    A tak poważnie, to przeczytałem z wielką uwagą całą tę wymianę zdań i bardzo mnie cieszy, że tak głęboko obie Panie pojmują te sprawy. Zgadzam się z tym, że można i nawet należy zwracać uwagę księdzu na bylejakość i niedbalstwo w sprawowaniu Najświętszych Tajemnic. Ale – proszę wybaczyć – nie jestem w stanie w tej chwili ręczyć za reakcję księdza… Trzeba więc albo nastawić się na ostrą dyskusję, albo szybko powiedzieć swoje – i w nogi! Znowu trochę żartuję, ale zapewne wiecie, o co chodzi.
    Zgadzam się natomiast z tym, że spora część księży ulega rutynie i naprawdę niedbale – jak to było wyżej napisane – obskakuje Msze Święte.
    A co do ilości Mszy, jakie może kapłan odprawić w ciągu dnia, to Kodeks Prawa Kanonicznego jako zasadę generalną określa odprawianie jednej Mszy Świętej w ciągu dnia! To jest norma podstawowa! Dla słusznej przyczyny duszpasterskiej można odprawić dwie Msze Święte. Słuszna przyczyna – według teorii prawa kanonicznego – to w zasadzie każda, którą da się uzasadnić. Można więc powiedzieć, że odprawienie dwóch Mszy Świętych jest dozwolone, gdy domaga się tego logiczna i słuszna racja. Natomiast odprawienie trzech Mszy Świętych może mieć miejsce w niedzielę lub inne święto nakazane, za zgodą ordynariusza i dla poważnej przyczyny. Zgoda ordynariusza zwykle przypisana jest do danej parafii, a przyczyną taką na pewno jest umożliwienie wiernym uczestnictwa we Mszy Świętej. Przy czym przyczyna "poważna" – to wyższa, niż tylko "słuszna". Nie jest nią zatem sytuacja, w której to Pan X. uparł się, że jego intencja ma być odprawiona akurat w tę niedzielę, dlatego ksiądz ma "na głowie" stanąć i odprawić! Absolutnie!
    Dlatego odprawienie więcej, niż dwóch Mszy Świętych w dzień powszedni i więcej, niż trzech w niedzielę i święto nakazane – należy uznać za BARDZO POWAŻNE NADUŻYCIE, znamionujące w postawie kapłana to, że NIE ROZUMIE ON ZNACZENIA MSZY ŚWIĘTEJ, a takim zachowaniem ZNIEWAŻA JĄ I OBNIŻA JEJ RANGĘ! Proszę mi wierzyć, ale w takich sytuacjach ja osobiście stawiam pytanie wręcz o wiarę takiego kapłana! Oczywiście, mam na myśli sytuację, w której kapłan dobrowolnie coś takiego robi, nie zaś taką, kiedy musi, bo jest postawiony w obliczu konieczności odprawiania, gdyż zostawiono go samego, albo wydano mu takie polecenie.
    Wiem, że to, co napisałem, może się nie spodobać niektórym księżom, ale – trudno! Za wszystko, co tu napisałem, biorę pełną odpowiedzialność! Bo problem nawet dużej ilości intencji można swobodnie rozwiązać poprzez zaproszenie do ich odprawienia innego księdza, któremu nieraz faktycznie brakuje intencji, albo przekazanie ich do innej parafii, lub księdzu nie pracującemu w duszpasterstwie, który także chętnie je odprawi. Z doświadczenia kapłańskiego wiem, że wierni bardzo często zaakceptują takie rozwiązanie, trzeba to tylko rzeczowo i spokojnie wytłumaczyć. Wtedy – na przykład – wyjaśnia się, że w tej intencji ksiądz X. dzisiaj sprawuje Mszę Świętą poza parafią, a my tę intencję włączymy do modlitwy powszechnej. Naprawdę, sposobów rozwiązania tej sprawy jest bardzo wiele! Pozdrawiam! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.