Kto jest winny cierpienia niewinnych?…

K

Szczęść Boże! Dzisiaj znowu dotykamy tematu cierpienia – tego znoszonego, ale i tego… zadawanego. Zapraszam do refleksji! Są to bowiem sprawy, które nas wszystkich w jakimś wymiarze dotyczą… 
                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Święto Świętych Młodzianków, Męczenników,
do czytań:  1 J 1,5–2,2;  Mt 2,12–18
Kiedy czytamy w Ewangelii opis dramatycznego wydarzenia, jakie dziś wspominamy w liturgii, może zastanawiamy się, dlaczego Bóg zażądał takiej ofiary? Dlaczego ucierpiały niewinne dzieci? Jaki sens przyświeca takiej ofierze?
To są pytania z pewnością bardzo trudne i bolesne, ale one zawsze pojawiają się w tego typu sytuacjach, kiedy człowiek swego cierpienia nie rozumie, kiedy go nie jest w stanie udźwignąć, kiedy ono go zaskoczyło i tak po ludzku – przerosło… Wtedy kieruje pytanie do Boga: Boże, dlaczego?… Dlaczego dopuściłeś do takiej sytuacji? Dlaczego mnie przed tym złem nie ochroniłeś?
I kiedy tak się nad tym zastanawiamy, kiedy próbujemy sobie te rzeczy ustawić i uporządkować w sercach i umysłach, z pomocą przychodzi nam Święty Jan, który dzisiaj, w pierwszym czytaniu, tak stwierdza: Nowina, którą usłyszeliśmy od Jezusa Chrystusa i którą wam głosimy, jest taka: Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą. I dalej: Jeżeli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy.
Właśnie, Kochani! To nie Bóg chce zła! To nie Bóg zabił Dzieci Betlejemskie, podobnie jak nie Bóg zabija dzisiaj dzieci nienarodzone, i nie Bóg trzyma w ręku rewolwer, kiedy ludzie na wszystkich szerokościach geograficznych strzelają do siebie i nawzajem się zabijają w niezliczonych konfliktach. To nie Bóg powoduje zderzenie się z drzewem czy z drugim samochodem pojazdu, za kierownicą którego siedzi pijany kierowca. To nie Bóg powoduje atmosferę nienawiści w rodzinie lub sąsiedztwie, w którym ludzie przez lata się do siebie nie odzywają i nawet na Wigilię nie są w stanie mówić ludzkim głosem, ale potem, w czasie wizyty duszpasterskiej uskarżają się na Boga i na Wszystkich Świętych za to, co się w ich domach dzieje. Ale to ani Bóg, ani Wszyscy Święci, nie każą nikomu – w imię egoizmu doprowadzonego do szczytów i w imię czyjegoś „najświętszego widzimisię” zatruwać życie innym i czynić je koszmarem od rana do nocy. A nawet w nocy! To nie Bóg powoduje to wszystko!
Bóg dał człowiekowi wolność – z miłości do niego. I czasami musi bezradnie patrzeć, jak człowiek tę wolność wykorzystuje. Jak – w imię tej wolności – od Niego, czyli od swego Boga, po prostu się odwraca. A wtedy – to już tylko krok do szkodzenia innym i niszczenia innych. Tak, jak zabijał i niszczył niewinne Dzieci satrapa Herod.
Kiedy zatem przyjdzie mi myśl, aby oskarżać Boga o cierpienie niewinne, niezasłużone, niesprawiedliwe – może warto, bym dokładnie wszystko przemyślał i zastanowił się, czy nie było w tym mojej winy, lub winy kogoś z moich bliskich. Bóg z pewnością wynagrodzi – jeżeli nie w tym życiu, to w przyszłym – każde niewinne cierpienie. Ludzie jednak powinni bardzo poważnie wejrzeć w swoje sumienia i zastanowić się, czy nie chodzą przypadkiem w ciemnościach. W ciemnościach grzechu! I czy swoim – tak, powiedzmy to wyraźnie: swoim własnym postępowaniem nie powodują wokół siebie cierpienia niewinnych ludzi?
            Kochani, takie refleksje podejmujemy w kolejnym dniu Oktawy Narodzenia Pańskiego. To czas radosny, a my – począwszy od Święta Świętego Szczepana – co raz wracamy do tematu cierpienia, tematu męczeństwa, raz mówiąc o tych, którzy je znoszą, raz o tych, którzy je zadają. Jezus przyszedł na świat nie po to, aby przynieść ludziom cierpienie, ale – dokładnie odwrotnie – samemu przyjmując cierpienie, wysłużyć ludziom prawdziwe szczęście.
Dopóki jednak ludzie tego nie zrozumieją i – pozbywszy się grzechu – nie zaczną żyć w światłości, a z upodobaniem brnąć będą w grzechy, dotąd Narodzenie Jezusa pozostanie piękną bajeczką dla grzecznych dzieci i urokliwą szopeczką ze słodkimi figurkami, a życie ludzi na ziemi jak koszmarem było, tak koszmarem pozostanie! Oby do tego nigdy nie doszło!
Dlatego od dzisiaj zacznijmy żyć w prawdziwej światłości, pozbądźmy się choćby cienia grzechu. I przemyślmy swoje odniesienie do ludzi, wśród których żyjemy: co oni z nami mają? Przedsionek Nieba – czy koszmar piekła?

2 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.