W czyim imieniu mówi prorok?…

W
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Pozdrawiam już z Celestynowa i życzę wszystkim błogosławionego Dnia Pańskiego. Na jego owocne przeżywanie posyłam kapłańskie błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek
4 Niedziela zwykła, B,
do czytań:  Pwt 18,15–20;  1 Kor 7,32–35;  Mk 1,21–28

Jest jakimś swoistym paradoksem, że chociaż zły duch jest bardzo inteligentny i bardzo silny w swoim działaniu, to jednak na słowo Jezusa całkowicie się poddaje. Przegrywa. Ucieka zawstydzony. I na nic się zdaje jego moc i inteligencja – słowo Pana rozstrzyga wszystko w sposób całkowity i definitywny. Z kolei człowiek, istota zda się słaba i często nieporadna, ma jednak tak wielką władzę, że może nie przyjąć Bożego Słowa i wobec niego może ono pozostać zupełnie nieskuteczne. Swoisty paradoks…
Ma on jednak miejsce często także w naszym życiu, bo każdy z nas tyle już razy w życiu słyszał przeróżne pouczenia Boże i wezwania do nawrócenia, a jednak tyle jeszcze błędów i grzechów wszyscy popełniamy. A przecież każdy grzech jest właśnie dowodem na to, że nie słuchamy Bożego Słowa. A przynajmniej – że nie dotarło do nas jakieś konkretne wskazanie Jezusa, Jego nakaz albo zakaz… Nauka Jezusa jest i pozostanie nauką z mocą, ale w odniesieniu do konkretnego człowieka, który zamknie swe serce, ta moc może pozostać nieskuteczna.
Nie oznacza to bynajmniej, że człowiek może sobie – ot, tak! – lekceważyć Boże Słowo. Oto bowiem w pierwszym czytaniu padają jednoznaczne stwierdzenia: Wzbudzę im proroka spośród ich braci, […] i włożę w jego usta moje słowa. Będzie im mówił wszystko, co rozkażę. Jeśli ktoś nie będzie chciał słuchać moich słów, wypowiedzianych w moim imieniu, Ja od niego zażądam zdania sprawy. Lecz jeśli który prorok odważy się mówić w moim imieniu to, czego mu nie rozkazałem, albo wystąpi w imieniu bogów obcych, taki prorok musi ponieść śmierć.
Kochani, częstym argumentem, jaki się słyszy ze strony tych, którzy nie słuchają Bożego Słowa, którzy nie słuchają głosu Kościoła nauczającego, którzy nie słuchają tego, co duszpasterze w Parafii głoszą w ramach zwyczajnej posługi liturgicznej – częstym argumentem ze strony tych ludzi jest stwierdzenie, że księża też nie są lepsi, że uprawiają swoją jakąś politykę, kierują się osobistymi sympatiami i upodobaniami, wygłaszają jakieś prywatne poglądy. I faktycznie, tak się może czasami zdarzyć, że dla księdza jego własne przekonania i przemyślenia są o wiele ważniejsze, niż obiektywny głos Boży, dlatego bardziej, niż w imieniu Boga jedynego – występują w imieniu bogów obcych, a więc własnej przyjemności, własnej ambicji, próżności, własnego mniemania o sobie.
Niestety, tak się może zdarzyć i dzisiaj Bóg zapowiada, że bardzo surowo zostanie potraktowany taki fałszywy prorok i głosiciel obcych bogów! Co jednak będzie, kiedy się okaże, że prorok rzeczywiście mówi w imieniu Boga? Co się stanie, jeśli się okaże, że – pomimo, iż mi osobiście nie pasuje to, co ten ksiądz mówi – to jednak on ma rację, a nie ja? Co wtedy? I jak się wytłumaczyć przed Bogiem z tego, że nie słuchając Ojca Świętego, swego biskupa lub swego duszpasterza – w rzeczy samej Jego samego się nie słuchało?…
Dzisiaj w pierwszym czytaniu słyszymy zapowiedź, iż Bóg zażąda zdania sprawy od tego, kto nie słucha proroka, mówiącego w Jego imieniu. To bardzo poważne stwierdzenie. Z tym nie można się nie liczyć! A zatem, nie można wszystkiego skwitować stwierdzeniem, że ksiądz jest głupi, że się czepia, że nic nie wie o życiu, że jest przestarzały w swoim myśleniu, że uprawia politykę, że nic nie rozumie… A do tego jeszcze – jak wypowie się ostrzej i bardziej bezkompromisowo – to już na poczekaniu jest argument o tym, że posługuje się mową nienawiści. To są wszystko bardzo „chodliwe” zarzuty i bardzo proste argumenty… Wydaje się jednak, że za proste! I nazbyt „wyświechtane”!
Bo w ten sposób można skutecznie uśpić sumienie i znieczulić się na jakiekolwiek słowa prawdy – prawdy o sobie, o swoim postępowaniu, o życiu… To znaczy, sumienia nigdy się nie da do końca uśpić i wyciszyć, bo ono zawsze będzie się przedzierało nawet przez grube skorupy grzechu i ludzkiej podłości, ale można skutecznie je na tyle wyciszyć, że ten sygnał będzie docierał powoli i nie będzie wywierał zamierzonego skutku. Przynajmniej – nie od razu. A tego typu argumenty i stwierdzenia, jak te przytoczone, doskonale nadają się do wyciszania i zagłuszania sumienia.
Dlatego, Kochani, musimy się nauczyć słuchać. Albo inaczej – musimy się uczyć, ciągle uczyć owej trudnej sztuki. Tak, to bardzo trudna sztuka – jak się dziś często widzi. Kiedy bowiem śledzimy w mediach dyskusje polityków, to zauważamy, że tam każdy chce jak najszybciej i jak najgłośniej wypowiedzieć swoje zdanie i – na ile się tylko da – narzucić je innym. Tam zwykle nikt nie jest nastawiony na to, żeby drugiego zwyczajnie posłuchać.
I podobnie rzecz się ma niejednokrotnie w rodzinach i małżeństwach, podobnie przedstawia się sytuacja w różnych innych miejscach, w których się znajdujemy – w tym także: w kościele. Jeżeli bowiem ja przychodzę z nastawieniem, że ten ksiądz (o ile nie padnie inne określenie) może sobie mówić, co chce, a ja i tak wiem swoje i zrobię swoje, to już o żadnym słuchaniu nie ma mowy. I na taką postawę nie ma siły.
A tymczasem – podkreślmy to bardzo mocno – nie chodzi tu o słowa księdza jako księdza. Uwierzcie, Kochani, że nam księżom byłoby łatwiej nic szczególnego nie mówić, nie poruszać żadnych drażliwych tematów. A po cóż nam to, żeby na nas ludzie „psioczyli”, żeby na nas krzywo patrzyli i żeby nas odsądzali „od czci i wiary”? Czyż i tak nie mamy wystarczającej ilości problemów? Po co sobie jeszcze dodawać nowych?
Jeżeli zatem we wszystkich oficjalnych mediach coś się bardzo zachwala i proponuje, a tu nagle jakiś ksiądz – mówiąc kolokwialnie – „wyskakuje” ze zdaniem odmiennym, to wiadomo, że ściągnie na siebie gromy. Bo jak on śmiał tak powiedzieć? Jak on śmiał zanegować jedynie słuszną ideę? I już wiadomo, jakie stwierdzenia, określenia, komentarze, a często i oskarżenia będą padały. Może więc lepiej nie ruszać tematu, niech sprawa się sama rozwiąże?…
Tyle tylko, że taki ksiądz musi sobie odpowiedzieć na pytanie, komu ma się starać przypodobać? Na czyjej opinii winno mu bardziej zależeć? I jak on spojrzy w oczy Bogu?! I co on temuż Bogu na Sądzie powie, kiedy usłyszy pytanie, czy mówił to, co miał od Boga polecone, czy też mówił to, co sobie sam wymyślił lub przetworzył – taką słodką „papkę”, zlepioną z tanich frazesów o miłości, przyjaźni i przebaczeniu; o takim tanim, nic nie kosztującym chrześcijaństwie – tylko żeby się nikomu nie narazić?… Jak może spojrzeć w oczy Bogu i co Mu powie taki ksiądz, taki biskup, taki prorok, który tylko ludziom schlebiał i przyklaskiwał, i zło ewidentne przyklepywał, i był co prawda przez całe życie takim „fajnym” księdzem, przez wszystkich chwalonym, przez wszystkich lubianym i podziwianym, ale – od Bożej strony patrząc – zupełnie bezużytecznym i nieskutecznym?…
A warto tu jeszcze nadmienić, iż bardzo szybko ci, którzy go tak wychwalają, odwrócą się od niego przy pierwszym większym problemie, a i oni sami, prosząc go o wsparcie w jakiejkolwiek trudniejszej sytuacji, gdzie będzie trzeba zająć bardziej zdecydowane stanowisko – odejdą z przysłowiowym kwitkiem. Tak więc nawet od strony ludzkiej widać miałkość i bezsensowność takiego postępowania, bez względu na to, na ile miłe, słodkie i wygodne by ono było. Nawet od strony ludzkiej. Bo od strony Bożej patrząc – w ogóle nie ma o czym mówić!
I nie jest żadnym argumentem za owym milczeniem w sprawach najważniejszych to, że inny ksiądz milczy, czy że inny biskup nie porusza jakichś spraw. To prawda, tak się zdarza. Ale w każdej takiej sytuacji trzeba sobie uświadomić, że gdy dwóch pasterzy postępuje inaczej, gdy dwóch księży inaczej reaguje na takie same zjawiska, to punktem odniesienia jest sam Jezus Chrystus, dlatego jedynym kryterium porównania i ewentualnej oceny jest postępowanie Jezusa w tego typu sytuacji.
I wtedy wszystko okaże się jasne, kiedy zobaczymy, że Jezus nigdy nie milczał, widząc zło, lub tylko pozorowane dobro, widząc obłudę, zakłamanie, lub grę pozorów. On nigdy nie szedł na żadne kompromisy, On nigdy nie chciał się wszystkim na siłę podobać, Jemu nigdy nie zależało na tym, aby być „fajnym”, medialnym i przez wszystkich uwielbianym Nauczycielem… Jemu zależało na prawdzie i na zbawieniu ludzi! Dlatego postępował tak, jak postępował. I w tym stanowi dla nas punkt odniesienia.
A tego odniesienia ma w swoim postępowaniu, nauczaniu i duszpasterskiej posłudze szukać każdy kapłan, ale też każda i każdy z nas – bez wyjątku. Bo to nie tylko księża, ale my wszyscy, poprzez Sakrament Chrztu Świętego, zostaliśmy włączeni w misję prorocką Chrystusa, co oznacza, że mamy być dla siebie nawzajem świadkami jedynej Prawdy – prawdy przez duże „P”. Mamy być dla siebie nawzajem apostołami. Mamy być dla siebie nawzajem prorokami!
Mamy nawzajem uczyć się i wspierać w tym, aby troszczyć się o sprawy Pana – jak nas poucza Święty Paweł w drugim dzisiejszym czytaniu. W tekście tym znajdujemy co prawda pochwałę stanu bezżennego jako tego, który bardziej pozwala poświęcić się owym sprawom Pana, ale przecież wiemy, że w Listach Pawła znajdujemy także wspaniałą naukę dotyczącą małżeństwa. Dlatego najlepiej jest, jeżeli wszyscy nawzajem się wspierają w trosce o sprawy Pana, będąc dla siebie nawzajem prorokami. Takimi jednak prorokami, których obraz najbardziej odpowiada temu, zarysowanemu w pierwszym czytaniu.
Bo żadna inna postawa prorocka w ogóle nie ma sensu. Mielibyśmy bowiem wówczas do czynienia nie z prorokiem, a z imitacją proroka. A nam – szczególnie dzisiaj, właśnie w naszych polskich warunkach i w ogóle: w obecnej sytuacji Kościoła – potrzeba proroków odważnych, bezkompromisowych, mówiących w imieniu Boga i mówiących to, co On polecił, bez względu na to, ile by to nie kosztowało. Żeby jednak taką postawę ukształtować, każdy prorok – tak duchowny, jak i świecki – musi się najpierw nauczyć słuchać. Porządnie i w skupieniu słuchać! Boga – i siebie nawzajem!
Dlatego prosimy Cię dzisiaj, Panie, byś nie pozwolił nam milczeć, kiedy trzeba mówić. I byś powiedział nam zawsze, co mamy mówić. I byś nie pozwolił nam mówić w imieniu innych bogów – poza Tobą. I byś nigdy nie pozwolił nam sugerować się tym jedynie, co powiedzą o nas ludzie i o ile wzrosną nasze „słupki” w sondażach.
Szczególnie zaś nam, kapłanom, daj tyle odwagi, abyśmy już wreszcie przestali się kłaniać na prawo i lewo, byśmy zerwali tę przeklętą zasłonę potulnego milczenia, kiedy trzeba mówić jasno, jednoznacznie i bezkompromisowo! I abyśmy przestali ulegać pokusie politycznej i obyczajowej poprawności, abyśmy przestali zabiegać o tanią popularność, byśmy już nie chcieli się wszystkim na siłę podobać, ale byśmy tylko Tobie się podobali, głosząc – w Twoim imieniu – prawdziwą naukę z mocą!

2 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.