Do czego ma prawo Pan Bóg?…

D

Szczęść Boże! Dzisiaj trochę później, niż zwykle – przepraszam. Rekolekcje w Parafii jednak absorbują i stawiają wiele zadań do wykonania, dlatego wyszukuję wolnych chwil, aby choć na chwilę się wyciszyć i skupić. Na szczęście – udało się. Życzę wszystkim dobrego dnia, przypominając o Rekolekcjach, o Spowiedzi, o Drodze Krzyżowej i Gorzkich Żalach, o realizacji postanowień wielkopostnych…
         I ciągle zachęcam do tego, by zaglądać do Wielkiej Księgi Intencji. Tam ciągle przybywa próśb o modlitwę. Módlmy się w tych wszystkich sprawach!
               Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek 4
tygodnia Wielkiego Postu,
do
czytań:  Ez 47,1–9.12;  J 5,1–3a.5–16
Poruszenie wody powodowało uzdrowienie. Ciekawe, jak to tak
naprawdę postrzegali i rozumieli ludzie, którzy leżeli obok sadzawki Betesda?…
Bo chyba nikt trzeźwo myślący nie powinien przypuszczać, że to woda – sama z siebie – powoduje jakieś uzdrowienie.
Chwila takiej zdroworozsądkowej refleksji powinna od razu nasunąć skojarzenie z Bogiem.
Wydaje się jednak – jeśli
można próbować jakoś wyobrazić sobie, wyczytać między wersami atmosferę panującą wśród owych oczekujących
ludzi
– wydaje się, że oni nie za
bardzo myśleli o sile sprawczej Boga
… Raczej każdy zajęty swoim
cierpieniem, swoją chorobą, wypatrywał tylko, kiedy woda się poruszy, nawet nie zastanawiając się, skąd to i dlaczego.
Każdemu chodziło tylko o to, żeby do tej wody właśnie w takiej chwili się dostać.
Można zatem powiedzieć, że znak
zewnętrzny – a więc poruszenie wody – w jakimś sensie przyćmił Tego, kto go
sprawia, czyli Boga.
Forma przysłoniła treść.
I dlatego Jezus pojawił się
nad tą sadzawką osobiście i dokonał uzdrowienia niejako niezależnie od wody i jej poruszenia. Bo – jak słyszeliśmy
– nie kazał on owemu choremu człowiekowi do wody wchodzić, ani sam go do niej
nie prowadził, ani nawet go nie obmył, ani nawet nie kazał mu na wodę spojrzeć.
On mu po prostu powiedział: Wstań, weź swoje łoże i chodź. Tylko
tyle. A właściwie – aż tyle.
Czyli to nie woda uzdrawia,
ale moc Boga, który działa na różny sposób w różnym czasie. I On może posłużyć się wszystkimi możliwymi środkami, aby dokonać
dzieła zbawienia, dzieła uzdrowienia
… Bardzo często tym środkiem jest
właśnie woda.
W przepięknej wizji,
zapisanej w Proroctwie Ezechiela, widzimy wodę
wypływającą spod progu świątyni,
której wartki potok nawadniał całą
okolicę, przynosząc żyzny plon i rozkwit wielu roślin. Wiemy jednak doskonale,
że woda ta nie sama z siebie, ale dzięki
łaskawości Bożej dokonuje takich cudownych przeobrażeń.
Tak samo jest z wodą Chrztu Świętego, tak samo jest z
wodą święconą,
którą dokonujemy pokropienia osób i rzeczy… I tak samo jest
z każdym innym środkiem i sposobem działania Boga. To Bóg działa, a nie woda,
olej… To On działa w Sakramentach, działa
w Kościele, działa przez drugiego człowieka. To On działa!
Kochani, nigdy nie można
nam o tym zapomnieć. Nigdy zatem nie można nam tak bardzo zatrzymać uwagi na jakimś znaku czy działaniu, że przy tym
zapomnimy o Bogu.
I jakkolwiek Msza Święta, modlitwa i Sakramenty są normalną
drogą do osiągnięcia zbawienia i wszyscy powinniśmy z tej drogi skorzystać, to
jednak mogą być takie sytuacje, kiedy
Bóg kogoś poprowadzi inną drogą.
Dlatego na przykład Kościół
w swoim prawie nie dopuszcza do Chrztu dziecka, którego rodzice nie żyją zgodnie
z wiarą i nie dają gwarancji wychowania katolickiego. Prawo w takiej sytuacji
stanowi, że dziecko, po osiągnięciu
wieku dojrzałego, samo o ten Sakrament poprosi.
Wiele osób jednak w tej
sytuacji pyta: A co będzie, jeśli
dziecko umrze? Z pewnością Bóg nie da mu uczynić krzywdy i doprowadzi go do
zbawienia
– jeżeli oczywiście umrze w stanie niewinności.
Na podobnych zasadach,
Sobór Watykański II orzeka, że ci, którzy nie
ze swojej winy nie poznali Boga, ale żyją zgodnie z głosem sumienia
i czynią dobro, które mają zapisane w sposób naturalny w swoich
sercach, mogą być zbawieni.
Ktoś zapyta: A dlaczego? Przecież nie chodzili
do kościoła, nie spowiadali się… Ba, nawet nie byli ochrzczeni! Tak, to prawda!
Ale to Bóg ich doprowadzi do pełni
zbawienia – swoimi drogami i na swój sposób.
Bo to w końcu On jest
Bogiem, On jest Panem Nieba i ziemi, On jest dawcą zbawienia. I do niego należy
sposób, w jaki tego dokona. My mamy
wytyczoną drogę,
którą mamy iść. I powinniśmy nią pójść. Nie wolno jednak nam się gorszyć, jeżeli
kogoś Bóg poprowadzi inną drogą. Ma do tego prawo!

8 komentarzy

  • "Ktoś zapyta: A dlaczego? Przecież nie chodzili do kościoła, nie spowiadali się… Ba, nawet nie byli ochrzczeni! Tak, to prawda! Ale to Bóg ich doprowadzi do pełni zbawienia – swoimi drogami i na swój sposób." – Ano właśnie :). Dziękuję x Jacku za to rozważanie :). Jest w nim doskonała odpowiedź na wiele newageowskich "zachwytów" ;).

    • Z tym, że dotyczy to pogan którzy nie słyszeli o Bogu. Lecz w obecnych czasach wiele osób z naszego otoczenia bierze te słowa do siebie myląc filantropię z miłością. Przecież nie przez same dobre uczynki zostajemy zbawieni lecz przez wiarę. To prawdziwa wiara skłania nas do czynienia dobra. Jakże trzeba być wielkim głupcem odrzucając te wszystkie sakramenty, które ofiarował nam Pan Bóg. Kościół szafuje nimi poprzez kapłanów i ktoś gdy mówi, że nie będzie klękał przed księdzem tylko przed Bogiem chyba czegoś nie rozumie. Tak modne stało się powiedzenie, że wierzą w Boga ale nie w Kościół i nie widzą w tym żadnej sprzeczności. Niech zatem przemyślą te słowa:"Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście", lub: "Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca jak tylko przeze Mnie". Możemy współczuć i modlić się za tych, którzy zgodnie z wolną wolą wybrali drogę zatracenia.

      Dasiek

    • Tak, dokładnie takich miałem na myśli. Zresztą, nie ja, tylko Sobór Watykański II. W żadnej mierze nie zamierzałem usprawiedliwiać duchowego lenistwa i duchowej ignorancji wielu współczesnych letnich "katolików". Ks. Jacek

  • Gdzie jest nasza sadzawka owcza ?
    Czy ona istnieje naprawdę?
    Czy wśród jej krużganków leżymy, oczekując na poruszenie wody ?

    Chromi, niewidomi, sparaliżowani wierzyli, że Pan uzdrawia.
    Oni trwali tam z pokorą.

    Ileż można wytrzymać…
    Bardzo wiele, nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego.
    Chodzi o cierpliwość oczekiwania, wyczekiwanie z wiarą.

    Wierzył, ufał, że poruszenie wody to nic innego jak szczególne dotknięcie Boga.
    Czy dla nas taką sadzawką Owczą, nie są sakramenty, przede wszystkim sakrament Chrztu ?
    Czy wiernie trwamy przy niej ?

    Całe nasze życie powinniśmy przyjmować Ciało Pańskie.
    W chorobie powinniśmy prosić o sakrament chorych.
    Po każdym upadku powinnismy przychodzić , by obmyć się w sakramencie pojednania.
    Na co dzień powinniśmy żyć sakramentem bierzmowania.

    Czaem bywa tak, że potrzebujemy bliźniego, który jest narzędziem uzdrowienia.
    Bez pomocy bliźniego niejednokrotnie nie dojdziemy do źródła, z którego zaczerpnąć pragniemy.
    Wczytując się w słowa chorego wynika, że problem nie stoi w mocy uzdrowienczej tej sadzawki, ale z powodu braku człowieka, któryby wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody.
    Trzeba nam ogromnej uwagi, by dostrzec tego drugiego i aby stać się bliźnim pomagającym innym spotkać Boga.
    Każdy z nas ma być silnym ramieniem, na którym znajduje się wsparcie.

    Czy naprawdę musi na nas spaść coś bardzo trudnego, byśmy pojęli, że potrzebujemy drugiego człowieka?
    Gdy jest bardzo źle, wtedy jęczymy, prosimy, błagamy, żebrzemy.
    A sami palcem nie ruszymy, mając niejednokrotnie mnóstwo okazji.
    To nic innego jak owoce skupienia się na sobie.
    Chory z Ewangelii nie irytował się na tych, którzy przez trzydzieści osiem lat przed nim zanurzali się w wodzie sadzaki Owczej.
    Chory z Ewangelii nie przeklinał swego losu.
    On w jakiś sposob ustępował im miejsca.
    On czekał aż Pan przyjdzie i go uzdrowi.
    On czekał …. i doczekał się.

    Nasze sadzawki Owcze….
    Korzystanie z nich należy do naszego wyboru.
    Źródło sakramentów cały czas bije.
    A co najważniejsze, nie porusza się jego powierzchnia raz do roku.
    Może być tak, że całe życie przejdzie, a my nawet nie przysiądziemy na krużganku.
    Może być tak, ze będzie tyle poruszeń wody na naszych oczach, a my pozostaniemy chorzy.
    Mamy sadzawki, to próbujmy żyć sakramentami.
    Nie umierajmy z pragnienia mając na wyciągniecie ręki wodę żródlaną.

  • Dwa ostatnie zdania są kapitalne! Bardzo trafne streszczenie tego, o czym pisałem w rozważaniu.
    A co do wcześniejszego stwierdzenia, że chory ustępował, nie irytował się na tych, którzy wchodzili przed nim, to… nie jestem tego taki pewien. Ks. Jacek

  • Przy sadzawce było wielu ludzi, ludzi chorych. Jednak Jezus zauważył i zatrzymał się przy jednym. Jednego uzdrowił. Dlaczego? Ponieważ był sam. Jezus kocha każdego człowieka. Najbardziej bliscy są Mu opuszczeni i ubodzy. W dzisiejszych czasach, ale i kiedyś tak było, że ludzie zauważają w pierwszej kolejności ludzi, którzy mają coś do zaoferowania. Powinniśmy iść za Jezusem, Jego śladami…
    Pozdrawiam

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.