Przekonać innych do sensu i piękna wolności…

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, za chwilę wyjeżdżam do Siedlec na pogrzeb śp. Teresy Bazan, Mamy mojego Kolegi, Księdza Wojciecha. Znałem Panią Teresę, wiedziałem o operacji serca, bo Wojtek prosił nas nawet o modlitwę. Ale naprawdę nie wiedziałem, że sytuacja jest aż tak poważna. Osobę śp. Teresy powierzam dzisiaj Waszym modlitwom, aby Pan wynagrodził Jej wszelkie dobro, jakie pozostawiła swej Rodzinie, a szczególnie to dobro, jakim obdarzyła swego Syna – Kapłana. 
        Wszystkim życzę błogosławionego dnia!
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek 15
tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań:  Iz 7,1–9;  Mt 11,20–24
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA: 
Za
czasów Achaza, syna Jotama, syna Ozjasza, króla Judy, wyruszył Resin, król
Syrii, z Pekachem, synem Remaliasza, królem Izraela, przeciw Jerozolimie, aby z
nią toczyć wojnę, ale nie mógł jej zdobyć. I przyniesiono tę wiadomość do domu
Dawida: „Syria stanęła obozem w Efraimie!” Wówczas zadrżało serce króla i serce
ludu jego, jak drżą drzewa w lesie od wichru.
Pan
zaś rzekł do Izajasza: „Wyjdźże naprzeciw Achaza, ty i twój synek, Szear-Jaszub,
na koniec kanału Wyższej Sadzawki, na drogę Pola Folusznika, i powiesz do
niego: 
«Uważaj,
bądź spokojny, nie bój się. Niech twoje serce nie słabnie z powodu tych dwóch
niedopałków dymiących głowni, z powodu zaciekłości Resina, Syryjczyków i syna
Remaliasza: dlatego że Syryjczycy, Efraim i syn Remaliasza postanowili twą
zgubę, mówiąc: Wtargnijmy do Judy, przeraźmy ją i podbijmy dla siebie, a królem
nad nią ustanowimy syna Tabeela. 
Tak
mówi Pan Bóg: Nic z tego, nie stanie się tak! Bo stolicą Syrii jest Damaszek, a
głową Damaszku Resin; i stolicą Efraima jest Samaria, a głową Samarii syn
Remaliasza, ale jeszcze sześćdziesiąt pięć lat, a Efraim, zdruzgotany, przestanie
być narodem. Jeżeli nie uwierzycie, nie ostoicie się»”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA: 
Jezus
począł czynić wyrzuty miastom, w których najwięcej Jego cudów się dokonało, że
się nie nawróciły.
„Biada tobie, Korozain!
Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was
się dokonały, już dawno w worze i w popiele by się nawróciły. Toteż powiadam
wam: Tyrowi i Sydonowi lżej będzie w dzień sądu niż wam. A ty, Kafarnaum, czy
aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz. Bo gdyby w Sodomie
działy się cuda, które się w tobie dokonały, zostałaby aż do dnia dzisiejszego.
Toteż powiadam wam: Ziemi sodomskiej lżej będzie w dzień sądu niż tobie”.
Bardzo wymowne jest
pierwsze czytanie. Ludzkie zakusy i zamysły – oczywiście: złe zamysły – Bóg
niweczy. Nic z tego, nie stanie się tak! – mówi przez Proroka Izajasza
na temat zgubnych planów przejęcia Jerozolimy. Nic z tego, nie stanie się tak, bo tak nie chce Bóg; bo ci, którzy
podnieśli rękę na Miasto Święte – podnieśli ją również niejako przeciwko Bogu.
I teraz całe sedno w tym, aby uwierzyć,
że Bóg mówi prawdę i że On ocali
Dość podobne przesłanie
zawarte jest także w dzisiejszej Ewangelii – tyle, że akurat w tym przypadku
takim miastom, jak Betsaida, Korozain czy Kafarnaum nie zagraża żadne niebezpieczeństwo zewnętrzne, zagraża im natomiast
własna nieprawość,
która może ich od środka zniszczyć. Jezus domaga się nawrócenia, opamiętania, dostrzeżenia tylu znaków,
jakich dokonał,
aby oporni mieszkańcy owych miast spełnili Jego oczekiwania.
To przecież w tych właśnie miastach prowadził
szczególnie intensywną swoją działalność:
nauczał, uzdrawiał… Niestety, ich
mieszkańcy nie skorzystali z przywileju bliskości Pana.
O, gdyby tyle dobra
dokonało się w Tyrze i Sydonie, pewnie miasta te nawróciłyby się. W nich bowiem
działali Prorocy, ale ich mieszkańcy nie
mieli przywileju spotkania z Jezusem. Mieszkańcy Betsaidy, Korozain i Kafarnaum
mieli
– ale cóż z tego, jeżeli z tego przywileju nie skorzystali?… Dlatego rozstrzygnięcie, jakie w ich sprawie zapadnie
na Sądzie Bożym, będzie po prostu straszne!
Warto, Kochani, zapytać,
jakie niebezpieczeństwa najbardziej nam zagrażają: zewnętrzne, czy wewnętrzne? Pan ratuje nas z każdych, ale
szczególnie w przypadku tych drugich, wewnętrznych,
potrzebna jest nasza współpraca,
nasza chęć wyzwolenia się ze zła. Jeżeli
jej nie ma, jeżeli nam jest dobrze z grzechem, ze złem; jeżeli akceptujemy to
zagrożenie, które się przede nami jawi i
godzimy się na nie, to cóż może wówczas uczynić Jezus?
Moi Drodzy, ludzie nieraz
tak się potrafią przyzwyczaić do swoich
słabości, do tego swego „błotka”, w którym się „taplają”,
że nie
uświadamiają sobie nawet, iż może być inaczej, że można być wolnym, że można oddychać pełną piersią! To jest
właśnie największy dramat człowieka: przyzwyczajenie
do niewoli.
Przyzwyczajenie do tego złego stanu, który tak normalnie powinien być odbierany jako przekleństwo, a
często jest odbierany jako dobrodziejstwo:
ot, taki swój prywatny, mały
światek – zamknięty, zatęchły… Ciasny –
ale własny! Prawdziwy dramat!
Kochani, wielu ludzi tak
się już do tego swego małego światka przyzwyczaiło i tak w niego weszło, że nie
uświadamiają sobie, jak to jest, kiedy
jest inaczej! Jaki to stan, jakie to uczucie – być wolnym!
Oni może tego
nigdy, albo dawno nie doświadczyli, dlatego nawet nie wiedzą, jaki to wspaniały stan! I dlatego
podświadomie się go boją. A szkoda! Takim ludziom trzeba pomóc, trzeba ich przekonać do sensu i piękna wolności!
A najlepiej uczynić to
własnym przykładem. Jeżeli sami żyć będziemy pełnią życia, jeżeli będziemy oddychać pełną piersią, jeżeli wytrwale i zdecydowanie wyzwalać się będziemy
z wszelkich własnych zniewoleń i schematów,
jeżeli będziemy się coraz bardziej otwierać na ludzi i świat, jeżeli będziemy
żyć tym, czego nas nauczył Jezus – z pewnością przekonamy innych, aby i oni podjęli
walkę z tym, co jest ich największym
wrogiem w nich samych!
Bo to jest właśnie najgroźniejszy wróg – ten wewnętrzny! O wiele groźniejszy od
tego, który z zewnątrz może zagrażać!
Wydaje się zresztą, że nie
tylko osobiste przeżycia pojedynczego człowieka, ale także historia całych
społeczności potwierdza tę prawidłowość. Zarówno bowiem w historii Kościoła,
jak i w historii naszej Ojczyzny, napierającego
z zewnątrz wroga można było pokonać właśnie siłą wewnętrznej jedności
międzyludzkiej.
Ale na wroga wewnętrznego, jakim były wzajemne antagonizmy, zawiść i egoizm – nie było siły.
I podobnie przedstawia się
sprawa, gdy idzie o osobiste zmaganie się pojedynczego człowieka: jeżeli jest
on wewnętrznie zjednoczony z Bogiem i
pogodzony z samym sobą,
to naprawdę bardzo trudno go będzie z zewnątrz
pokonać. Ale jeżeli będzie wewnętrznie
rozbity, to wówczas
… No, właśnie…
Pomyślmy zatem przez
chwilę:
·       
Co
jest moim osobistym największym zniewoleniem?
·       
Jak
z nim walczę?
·       
Czy
dostrzegam konkretne działanie Jezusa w moim życiu?
Toteż powiadam wam: Tyrowi i Sydonowi lżej będzie w
dzień Sądu, niż wam

2 komentarze

  • Cuda…
    Jak wielu codziennych cudów jesteśmy świadkami
    Zwykły kubek herbaty, kromka chleba, uśmiech człowieka, nasze odzienie, pomoc w nagłej sytuacji,a nawet dobra książka.
    Jak wiele wielkich cudów naokoło nas, nawrócenia i przemiana serc, doświadczenie udanych operacji, uzdrowień.
    I co z tego ?
    Cud zawsze ma określony sprecyzowany cel.
    Przede wszystkim musi obudzić, czy podprowadzić do pogłębienia wiary. Tak naprawdę kto nie wierzy to nawet największy cud dla niego nie będzie mieć żadnego znaczenia.
    Bez wiary nie ma cudów.

    Betsaida, Kafarnaum, Korozain , uważały się za kogoś lepszego – niepotrzebującego nawrócenia, i przez to zamknęli się na łaskę Pana.
    Ludzie wierzący są wiarygodni, a godność wypływająca z zawierzenia, jest wypisana na ich obliczu, w ich sercu, w ich myśleniu , działaniu.
    Właśnie stąd przebija się autentyczność : raduje się z radosnymi, płacze się z płaczącymi.
    Człowiek wierzący wie, do kogo odnosić wszystko, co sie dzieje wokół niego i wszystkich, których na swej drodze spotyka.
    Człowiek wierzacy jest dobrym obserwatorem cudow, a nawet tropicielem wielkich dzieł Boga.

  • Zgadza się, Bóg daje cud wtedy, gdy jest on do czegoś potrzebny… Ja wiem, jak to dziwacznie brzmi, ale nie ma sensu sprawiać cudu wobec kogoś, kto go nawet nie zauważy, albo nie doceni… I niczego w jego życiu nie zmieni… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.