O Patronie rekolekcjonistów i rekolektantów…

O

Szczęść Boże! Przepraszam za opóźnienie, ale dzisiaj od rana musiałem parę godzin spędzić za kierownicą. Swoją drogą – dobry czas na modlitwę… Ale już spieszę z zamieszczeniem dzisiejszego wpisu. A dotyczy on niezwykłego Świętego, który ma dla nas, zapędzonych ludzi, bardzo ciekawą propozycję… Do przemyślenia w czasie urlopowym…
           Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Św. Ignacego Loyoli,
do
czytań:  Jr 14,17–22;  Mt 13,36–43
CZYTANIE Z
KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA: 
Oczy
moje wylewają łzy dzień i noc bez przerwy, bo wielki upadek dotknie Dziewicę,
Córę mojego ludu, klęska bardzo wielka. Gdy wyjdę na pole – oto pobici mieczem.
Jeśli pójdę do miasta – od męki głodu. Nawet prorok i kapłan błądzą po kraju
nic nie rozumiejąc.
Czy
nieodwołalnie odrzuciłeś Judę, albo czy odczuwasz wstręt do Syjonu? Dlaczego nas
dotknąłeś klęską bez możliwości uleczenia nas? Spodziewaliśmy się pokoju, ale
nie ma nic dobrego; czasu uleczenia, a tu przerażenie. 
Uznajemy,
Panie, naszą niegodziwość, przewrotność naszych przodków, bo zgrzeszyliśmy
przeciw Tobie. Nie odrzucaj nas przez wzgląd na Twoje imię, od czci nie
odsądzaj tronu Twojej chwały. Pamiętaj, nie zrywaj swego Przymierza z nami. 
Czy
są wśród bożków pogańskich tacy, którzy by zesłali deszcz? Czy może niebo zsyła
krople deszczu? Czy nie raczej Ty, Panie, nasz Boże? W Tobie pokładamy
nadzieję, bo Ty uczyniłeś to wszystko.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
odprawił tłumy i wrócił do domu. Tam przystąpili do Niego uczniowie i prosili
Go: „Wyjaśnij nam przypowieść o chwaście”. On odpowiedział:
„Tym, który sieje dobre
nasienie, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie
królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast,
jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Jak więc zbiera
się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle
aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy
dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i
zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca
swego. Kto ma uszy, niechaj słucha”.
Patron dnia dzisiejszego, znany jako Święty Ignacy, a wcześniej: Inigo Lopez, urodził się w roku 1491 na
zamku w Loyola w kraju Basków, w Hiszpanii,
jako trzynaste dziecko w
zamożnym rycerskim rodzie. O jego wczesnej młodości mało wiemy. Na pewno otrzymał staranne wychowanie. Służył
jako oficer w wojsku wicekróla Nawarry.
Wiadomo też, że nosił długie włosy, spadające mu aż do ramion,
różnobarwne spodnie i kolorową czapkę. Publicznie najchętniej pojawiał się w pancerzu rycerza, nosząc miecz, sztylet i
oręż wszelkiego rodzaju.
Kiedy po latach opowiadał współbraciom o swoim życiu,
wyznał, że do trzydziestego roku życia
oddawał się marnościom świata,
że największą jego rozkoszą były ćwiczenia
rycerskie z próżnej żądzy sławy. W czasie walk hiszpańsko – francuskich znalazł
się w oblężonej Pampelunie. Zraniony
poważnie przez kulę armatnią w prawą nogę, został przewieziony do rodzinnego
zamku. Było to w roku 1521.
Długie miesiące rekonwalescencji były dla niego
okresem łaski i gruntownej przemiany.
Dla zajęcia czymś długiego czasu bezczynności, poprosił o jakąś
lekturę, najlepiej – powieści rycerskie. Jednak na zamku ich nie było. Podano mu więc książkę: „Życie Jezusa”. Gdy tylko wyzdrowiał – chociaż na nogę kulał
całe życie – opuścił rodzinny zamek i udał się do pobliskiego sanktuarium
maryjnego, Montserratu. Zdumionemu żebrakowi
oddał swój kosztowny strój rycerski. Przed cudownym wizerunkiem Maryi złożył
swoją broń.
Stąd udał się do Manrezy, gdzie zamieszkał w celi, użyczonej mu
przez dominikanów. I tu jednak wydawało mu się, że ma za wiele wygód. Dlatego
zamieszkał w jednej z licznych tam grot. Aby zdławić w sobie starego, próżnego, ambitnego człowieka, nie golił
się ani nie strzygł, pościł codziennie i biczował się. Codziennie bywał u
dominikanów na Mszy Świętej. Oddawał się
modlitwie i rozważaniu Męki Pańskiej.
Szatan dręczył go gwałtownymi
pokusami aż do myśli o samobójstwie.
W takich zmaganiach powstał szkic jego najważniejszego dzieła, jakim są „Ćwiczenia duchowne”. Formę ostateczną otrzymały one dopiero
w 1540 roku. Były więc owocem dziewiętnastu
lat przemyśleń i kontemplacji.
Pragnąc nawiedzenia Ziemi Świętej i
męczeństwa na niej z rąk Turków, Ignacy zupełnie wyczerpany z sił, przez Rzym i
Wenecję udał się w pielgrzymkę. Żył z użebranych pieniędzy i czynionych po drodze
przysług. W 1523 roku, dotarł
szczęśliwie do celu. Chciał tam pozostać do końca życia,
dopiero w wyniku
nalegań tamtejszego legata papieskiego wrócił do kraju. W drodze był dwukrotnie
więziony pod zarzutem szpiegostwa.
Po długiej podróży powrócił do Barcelony, gdzie przez dwa lata uczył się języka łacińskiego.
Nie wstydził się zasiadać w ławie szkolnej z dziećmi, chociaż miał już wówczas
trzydzieści cztery lata. Potem udał się do Alkala, by na tamtejszym
uniwersytecie studiować filozofię. Wolny czas poświęcał nauczaniu prawd wiary prostych ludzi. Mieszkał w szpitalu i utrzymywał
się za posługę oddawaną chorym.
Jego żebraczy strój i niezwykły tryb życia
wzbudziły u niektórych podejrzenie, czy
przypadkiem nie należy on do sekty „alumbrado”,
 która w tym czasie niepokoiła w
Hiszpanii władze kościelne. Został nawet na jakiś czas uwięziony przez Świętą
Inkwizycję, co potem jeszcze kilka razy się powtórzyło. Wszystkie te przykrości
znosił jednak z radością – dla Jezusa.
W roku 1528 udał się do
Paryża,
gdzie na tamtejszym uniwersytecie
zapoznał się i zaprzyjaźnił z Błogosławionym Piotrem Favrem i ze Świętym
Franciszkiem Ksawerym. Do ich trójki dołączyło niebawem jeszcze kilku mężczyzn.
I to właśnie wszyscy oni zebrali się
rankiem 15 sierpnia 1534 roku w kapliczce na zboczu wzgórza Montmartre
i
tam w czasie Mszy Świętej, odprawionej przez Piotra Favre’a, który przed miesiącem
otrzymał święcenia kapłańskie, złożyli
śluby ubóstwa, czystości oraz wierności Kościołowi, a zwłaszcza Ojcu Świętemu.
W ten sposób powstał nowy zakon, zwany Towarzystwem Jezusowym, potocznie zwanym
jezuitami.
Jego członkowie, zaraz po zawiązaniu nowej wspólnoty, chcieli udać się do Ziemi Świętej, aby nawracać
niewiernych i z ich ręki ponieść śmierć męczeńską. Do pielgrzymki jednak nie doszło.
Wówczas udali się do Rzymu, aby przedstawić
się Papieżowi i oddać się do jego dyspozycji.
Papież Paweł III przyjął ich
uprzejmie i zachęcił, by wszyscy przyjęli święcenia kapłańskie. Stało się to rzeczywiście
w 1536 roku. Potem oddali się posłudze chorych po szpitalach i nauczaniu prawd
wiary wśród dzieci.
Na polecenie Papieża, Ignacy opracował Konstytucje swego Zakonu. Po wielu przeszkodach Rzym zatwierdził je
w 1540 roku. w tym czasie liczba członków Towarzystwa Jezusowego bardzo szybko
rosła – i to w różnych krajach! W roku
1541 zebrała się pierwsza kapituła generalna. Przełożonym generalnym jednogłośnie
został wybrany Ignacy.
I tak już do końca życia, przez ostatnich szesnaście
lat, był on – jeśli tak można powiedzieć – przykuty
do swojego biurka i rzadko opuszczał progi domu generalnego swego zakonu, by
być zawsze do dyspozycji duchowych synów.
Owocem jego pracy jest
zachowanych około siedmiu tysięcy listów.
Nękany różnymi chorobami i dolegliwościami, zmarł na rękach swoich współbraci w dniu 31 lipca 1556 roku. Pozostawił
wiele mądrych i głębokich dzieł, zawierających niezwykle cenne pouczenia duchowe.
Zachęcał w nich do praktykowania codziennej modlitwy myślnej, wkazywał także na
liturgię jako na źródło życia duchowego. Świętego
Ignacego z Loyoli kanonizował w 1623 roku Papież Grzegorz XV.
Jego relikwie
spoczywają w rzymskim kościele di
Gesu.
            A oto fragment historii życia
naszego dzisiejszego Patrona, spisanej na podstawie jego własnych opowiadań
przez Ludwika Consalvo:
„Ignacy rozczytywał
się w próżnych i zmyślonych dziełach,
które opowiadały o niezwykłych czynach
sławnych ludzi. Skoro więc poczuł się lepiej, prosił, aby dla zajęcia czasu
przyniesiono mu parę takich książek. Ale w tym domu takich właśnie nie było. Podano mu zatem „Życie Jezusa” oraz „Żywoty
Świętych”,
obydwie w języku ojczystym. 
Czytał je często i wkrótce
zaczęło go pociągać to, co w nich odnajdywał.
Nieraz też podczas czytania
biegł myślą do tego, co czytał dawniej, do marzeń, którymi zajmował się
uprzednio, i do wielu podobnych spraw, jak się mu kolejno narzucały. 
Zarazem i miłosierdzie Boże
przychodziło z pomocą, zastępując tamte myśli innymi, pochodzącymi z najnowszego
czytania.
Kiedy więc czytał o życiu Chrystusa Pana i Świętych, zastanawiał
się i pytał samego siebie: A gdybym tak
ja zaczął postępować jak Święty Franciszek albo Święty Dominik?
Wiele nad
tym rozmyślał. Te myśli pozostawały w nim dość długo, a następnie wskutek
zaistniałej jakiejś okoliczności zastępowały je próżne marzenia światowe. One
także zatrzymywały się na dłuższy czas. Taka
zmienność myśli trwała w nim dość długo. 
Pomiędzy owymi dwoma rodzajami myśli istniała jednak pewna
różnica. Gdy się bowiem zajmował sprawami
światowymi, odczuwał wielką przyjemność, kiedy znużony zaprzestawał, przeżywał
smutek i pustkę.
Kiedy natomiast rozmyślał o naśladowaniu wielkich dzieł
pokuty, dokonywanych przez świętych mężów, wtedy odczuwał przyjemność nie tylko rozmyślając, ale także po zaprzestaniu
rozmyślania.
Przez pewien czas nie dostrzegał tej różnicy ani nie przywiązywał
do niej wagi, aż pewnego dnia otwarły się oczy jego duszy i zaczął się zastanawiać,
widząc najwyraźniej, iż jeden rodzaj
rozmyślania napawa go smutkiem, drugi radością. 
Taka była jego pierwsza medytacja
o sprawach Bożych.” Tyle z dzieła opisującego życiową drogą Świętego Ignacego.
A my, słuchając Słowa Bożego, przeznaczonego na dzień dzisiejszy w
liturgii Kościoła, odnajdujemy w nim obraz
klęski, jaka spotka człowieka zawsze, ilekroć odwróci się od swego Boga.

Stąd niejako spontanicznie, z serca człowieka, doświadczonego złem,
spowodowanym przez własną nieprawość, rodzi się wołanie o ratunek i ocalenie – jak to słyszymy w pierwszym
czytaniu. Jezus zaś, wyjaśniając przypowieść o chwaście, zapowiada ostateczne pełne zwycięstwo dobra i
ostateczną totalną przegraną zła.
Taki właśnie proces – proces
dogłębnej przemiany i całkowitej przebudowy życia
– dokonał się w historii
naszego dzisiejszego Patrona. Święty Ignacy z Loyoli doszedł do tego drogą różnych życiowych doświadczeń, w tym:
doświadczenia kalectwa, ale chyba jeszcze bardziej – poprzez dobrą lekturę i
medytację.
Niech i nam nigdy nie zabraknie czasu na zatrzymanie, zastanowienie, przemyślenie wielu swoich spraw od podstaw.
Pomocą zaś w tej refleksji niech będzie Pismo Święte i dobra lektura katolicka,
w tym także prasa, po które często i chętnie będziemy sięgali.
I właśnie biorąc to wszystko pod uwagę, odpowiedzmy sami sobie:
·       
Jak często w ciszy serca zastanawiam
się nad tym, co mogę i powinienem zmienić w swoim życiu?
·       
Czy ja przypadkiem nie boję się ciszy,
czy przed nią nie uciekam?
·       
Co ostatnio przeczytałem – lub czytam
– z literatury duchowej?
Uznajemy, Panie, naszą niegodziwość,
przewrotność naszych przodków, bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie. Nie odrzucaj nas
przez wzgląd na Twoje imię, od czci nie odsądzaj tronu Twojej chwały. Pamiętaj,
nie zrywaj swego Przymierza z nami.

4 komentarze

  • Zachęcam wszystkich do chwili ciszy ona bardzo pomaga w skupieniu się na modlitwie to najlepszy czas na rozmowe z Bogiem. Bóg do nas przemawia w ciszy, więc starajmy się go słuchać w miarę możliwości jak najczęściej.

  • Podobno nerwowi żyją krócej… Myślę, że współczesność zatraciła wartość chwili. Nie potrafimy zatrzymać się, postać, obejrzeć się za siebie. Gonimy swoje cienie, gonimy chore ambicje. Tracimy motywację do wiary, do oczekiwania. Człowiek teraźniejszości chce mieć wszystko na pstryknięcie palca, by po chwili zmierzać dalej, ku nowym wyimaginowanym celom. Nie sądzę, że walczenie o swoje jest złe. Chodzi raczej o to by nie zamknąć duszy na świętość poprzez umiłowanie jedynie rzeczy przemijających.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.