Sługa sług Bożych

S

Szczęść Boże! Kochani, dzisiaj mocno wspieramy modlitwą wszystkich, zaczynających z zapałem i radością nowy rok szkolny! No, z tym „zapałem i radością” to trochę żartowałem… Niemniej jednak, wierzymy, że będzie to czas dobry i owocny – i o to właśnie wszyscy się modlimy dzisiaj, polecając zarówno Dzieci i Młodzież, jak i Rodziców, Nauczycieli i Wychowawców. Niech im wszystkim – i nam wszystkim – patronuje Święty Grzegorz Wielki, dobry i mądry Papież!
               Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Św. Grzegorza Wielkiego,
Papieża i
Doktora Kościoła,
do
czytań:  1 Kor 2,1–5;  Łk 4,16–30
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Przyszedłszy
do was, bracia, nie przybyłem, by błyszcząc słowem i mądrością głosić wam
świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej,
jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w
słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki
nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem
ducha i mocy, aby się wiara wasza opierała nie na mądrości ludzkiej, lecz na
mocy Bożej.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim
zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu Księgę proroka Izajasza.
Rozwinąwszy
księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane: „Duch Pański spoczywa na
Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę,
więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał
wolnych, abym obwoływał rok łaski od Pana”. Zwinąwszy księgę oddał słudze i
usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. 
Począł
więc mówić do nich: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. A
wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z
ust Jego. I mówili: „Czy nie jest to syn Józefa?” 
Wtedy
rzekł do nich: „Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: «Lekarzu, ulecz samego
siebie»; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie tego, co się wydarzyło, jak słyszeliśmy,
w Kafarnaum”. 
I
dodał: „Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej
ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza,
kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że
wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został
posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w
Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko
Syryjczyk Najman”. 
Na
te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca,
wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było
zbudowane, aby Go strącić. On
jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.
Jakże bardzo słowa,
skierowane przez Pawła Apostoła do Koryntian, a wysłuchane przez nas przed
chwilą w pierwszym czytaniu, oddają styl życia i posługi dzisiejszego Patrona,
Świętego Grzegorza:  Przyszedłszy
do was, bracia, nie przybyłem, by błyszcząc słowem i mądrością głosić wam
świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej,
jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w
słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki
nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem
ducha i mocy, aby się wiara wasza opierała nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy
Bożej.
Tak właśnie postępował Grzegorz.
Żył na przełomie VI i VII wieku,
w Rzymie, którego był nawet namiestnikiem. Jednak po czterech latach naprawdę
mądrych rządów, stanowisko to opuścił i osiadł w klasztorze benedyktynów. Ten
czyn zaskoczył wszystkich – oto pan
Rzymu został ubogim mnichem!
Jednak nie za długo mógł cieszyć się spokojem
i ciszą, bowiem Papież Pelagiusz II mianował go swoim najbliższym współpracownikiem
i doradcą, a po śmierci Pelagiusza – Grzegorz
został jednogłośnie wybrany jego następcą.
Oczywiście, wymawiał się, jak
mógł, od przyjęcia tego wyboru, ale na nic się to zdało.
3 października 590 roku odbyła się jego konsekracja na biskupa. Przedtem przyjął święcenia
kapłańskie. Ale oto w tymże samym 590 roku nawiedziła Rzym jedna z najcięższych
w historii tegoż miasta zaraza. Grzegorz zarządził procesję pokutną dla odwrócenia klęski. Wyznaczył siedem kościołów,
w których miały gromadzić się na modlitwie poszczególne stany. Z tych kościołów
wyruszyły procesje do Bazyliki Matki Bożej Większej, gdzie Papież – elekt wygłosił wielkie przemówienie o modlitwie i pokucie.
Podczas procesji, nad
mauzoleum Hadriana Grzegorz zobaczył
anioła chowającego wyciągnięty, skrwawiony miecz.
Wizję tę zrozumiano jako
koniec plagi. Została ona utrwalona: do dnia dzisiejszego nad tym mauzoleum
Hadriana, zwanym Zamkiem Świętego Anioła, dominuje
ogromny posąg anioła ze wzniesionym mieczem.
Pontyfikat Grzegorza trwał piętnaście lat. Zaraz na początku swoich
rządów nadał sobie pokorny tytuł, który równocześnie miał być programem jego
pontyfikatu: „servus servorum Dei” – „sługa sług Bożych””. Do
ówczesnych patriarchów Konstantynopola, Antiochii, Jerozolimy i Aleksandrii
skierował wysłanników z zawiadomieniem o swoim wyborze w słowach pełnych pokory i przyjaźni, czym pozyskał sobie ich miłość.
Jako dobry Pasterz
Kościoła, codziennie głosił Słowo Boże.
Usunął z Kurii papieskiej niegodnych urzędników, a z diecezji i parafii –
niegodnych biskupów i proboszczów. Otaczał
opieką ubogich.
Wielką troską otoczył rzymskie kościoły i diecezje Włoch.
Dla lepszej kontroli i orientacji wyznaczył wśród biskupów osobnego wizytatora.
Był stanowczy wobec nadużyć.
Ponadto, rozwinął owocną
działalność na polu administracji
kościelnej:
uzdrowił finanse papieskie, zagospodarował majątki, które
służyły na utrzymanie dworu papieskiego. W
równym stopniu zasłużył się na polu liturgii,
wprowadzając istotne reformy,
czego wyrazem – między innymi – jest piękny i dostojny śpiew gregoriański. Nadto,
ujednolicił i upowszechnił obrządek
rzymski.
Dotąd bowiem każdy kraj – a nawet diecezja – miały swój ryt, co
wprowadzało wiele zamieszania.
Od pontyfikatu Grzegorza pochodzi zwyczaj odprawiania
trzydziestu Mszy Świętych za zmarłych, zwanych „gregoriańskimi”.
Kiedy bowiem Papież był
jeszcze opatem benedyktynów w Rzymie, zmarł pewien mnich, przy którym
znaleziono pieniądze. W owych czasach było to uważane za wielkie przestępstwo w
zakonie. Grzegorz nakazał dla przestrogi innych pogrzebać ciało owego zakonnika poza klasztorem, w miejscu
niepoświęconym. Pełen jednak troski o jego duszę, nakazał odprawić trzydzieści Mszy Świętych dzień po dniu. Kiedy
została odprawiona ostatnia  z nich, zakonnik
ów miał się pokazać opatowi i podziękować mu, oświadczając, że te Msze Święte skróciły mu znacznie czas czyśćca. Odtąd przyjął
się zwyczaj odprawiania w intencji zmarłych tak zwanych „gregorianek”. 
Przy bardzo licznych i
absorbujących zajęciach publicznych Grzegorz także pisał. Zostawił po sobie
bogatą spuściznę literacką, obejmującą – poza innymi dziełami – osiemset pięćdziesiąt homilii i listów!
Dlatego zalicza się go do czterech wielkich Doktorów Kościoła Zachodniego.
A oto jak w jednej z
homilii mówił o swojej własnej papieskiej posłudze: „Jakże surowo brzmią dla
mnie słowa, które wypowiadam. Takim mówieniem siebie samego ranię, albowiem nie głoszę, jak należy, ani też – choć
głoszę, jak umiem – życie nie idzie za słowami. Nie przeczę – winien jestem. Widzę
moją ospałość i niedbalstwo. Może przyznanie się do winy wyjedna mi u
miłosiernego Sędziego przebaczenie.
Niewątpliwie, kiedy byłem w klasztorze, umiałem powściągnąć
język od niepotrzebnych słów
i niemal bezustannie trwałem na modlitwie. Ale
później, odkąd wziąłem na siebie brzemię troski pasterskiej, rozrywany różnymi sprawami, nie potrafię skupić
się należycie.
Muszę oto zajmować się sprawami Kościołów, to znów
klasztorów, nierzadko obowiązany jestem
oceniać życie i czyny poszczególnych osób,
czasem podejmować się zadań publicznych,
kiedy indziej cierpieć z powodu krwawych najazdów barbarzyńców bądź też obawiać się wilków zagrażających powierzonej
mi owczarni.
Trzeba mi też troszczyć się, aby nie zabrakło odpowiedniej
pomocy tym, którzy związani są regułą monastyczną, to znowu znosić cierpliwie
różnych rabusiów, czy wreszcie przeciwstawić się, pamiętając przy tym, by nie
uchybić miłości.
Kiedy więc umysł rozrywany
i rozpraszany jest tak licznymi i ważnymi sprawami, jakże potrafi wejść w
siebie, aby całkowicie skupić się na przepowiadaniu i nie zaniedbywać posługi
słowa? Ponieważ na skutek sprawowania urzędu zmuszony jestem spotykać się z
ludźmi światowymi, bywa, że rozluźniam
niekiedy dyscyplinę języka.
Jeśli
bowiem pilnie czuwam nad sobą, stwierdzam, że słabi unikają mnie –
a zatem
nigdy nie pociągnę ich, dokąd chciałbym. Zdarza się więc, że często słucham
cierpliwie niepotrzebnych słów. Ponieważ zaś sam jestem niedoskonały, dlatego
wciągany stopniowo w niepotrzebne rozmowy, zaczynam prowadzić je chętnie, mimo
iż początkowo słuchałem z przykrością.
Tak więc w miejscu, gdzie wzdrygałem się upaść, trwam z
przyjemnością!
A
zatem jakiż ze mnie stróż, skoro nie stoję na szczycie obowiązku, ale leżę w
dolinie słabości. Mocen jest jednak Stwórca i Odkupiciel rodzaju ludzkiego
udzielić mnie niegodnemu zarówno prawości życia, jak skuteczności słowa, bo z miłości ku Niemu całkowicie poświęcam
się głoszeniu Jego Słowa.”
Tyle z homilii dzisiejszego Patrona. Zaprawdę,
bardzo to szczególne wyznanie Wielkiego Papieża.
W jakiś sposób koresponduje
ono z wydarzeniem, o którym mówi nam dzisiejsza Ewangelia. Jezus, odczytując
Proroctwo Izajasza, wskazuje na siebie,
jako na Tego, który te zapowiedzi realizuje.
I oto widzimy jakże różne i
przeciwstawne opinie słuchaczy. Jedni się zachwycali – tyle, że tych akurat
było dużo mniej od tych, którzy z niedowierzaniem stwierdzali, że przecież to jest Jezus, którego oni
dobrze znają.
Wszystko omal nie skończyło się dramatycznie, jednak to jeszcze
nie była godzina, w której Jezus miał oddać życie. Dlatego oddalił się od nich – odrzucony i zlekceważony
Wiemy jednak, że pomimo
tego i jeszcze niejednego odrzucenia, Jezus
nigdy nie zmienił swego stylu, ani treści swego nauczania, pozostając cichym i
pokornego serca, a jednocześnie – bardzo zdecydowanym w obronie prawdy.
I
właśnie tą drogą szedł także dzisiejszy nasz Patron, dlatego nieraz ściągał na
swą głowę krytykę i nieprzychylność wielu ludzi.
My jednak dzisiaj
podziwiamy wielki rozmach, z jakim kierował Kościołem i mu służył, zachowując przy tym postawę niezwykłej
pokory.
I w tym właśnie chcemy go naśladować.
Dlatego teraz pomyślmy:
·       
Czy
wykorzystuję wszystkie możliwe okazje i środki, aby świadczyć o swojej wierze w
Jezusa?
·       
Czy
nie poddaję się zbyt łatwo w obliczu niepowodzeń?
·       
Czy
mam świadomość swojej ludzkiej słabości i tego, że ode mnie wszystko nie
zależy?
Dziś spełniły się te słowa Pisma,
któreście słyszeli

5 komentarzy

  • '' dzisiaj mocno wspieramy modlitwą wszystkich, zaczynających z zapałem i radością nowy rok szkolny!''

    Ale się uśmiałam z tego zdania księże Jacku 🙂
    Nie chciałbyś x widzieć min moich Pociech, gdy budziłam rano, widok bezcenny 😀 😀 😀

    Często się mówi, że słowa pouczają,a przykłady pociągają. Jednak nie zawsze są to dobre przykłady. W dzisiejszych czasach ludzie się szczycą sławnymi ludźmi, bo szokują swym zachowaniem, bo jak to się podkreśla, łamią tabu, ale… nie tabu,które dotyczy serca człowieka. Bo gdy się dotyka takie tabu to budzi się złość, gniew, rodzi się odrzucenie. Jedno i drugie przemienia się w ślepe działanie, przecież taka ich istota.
    W relacji z Bogiem nie potrzebujemy żadnych dowodów. Mistycy, a każdy z nas jest do tego powołany, wiedzieli pewnością wiary, że tu i teraz jest Bóg, że to On działa. Nie potrzeba niczego dokonywać na pokaz, bo wierzący żyje w Bożej obecności, dostrzega wokół siebie działanie Boże nie co jakiś czas, ale ciągle – non stop.
    Gniew – nagły jak wybuch potężnego ognia, świadczy iż Chrystus trafił w dziesiątkę, dotknął istoty problemu, a mieszkańcy Nazaretu zdawali sobie z tego sprawę. Jeśli Bóg nam coś powie, a my oburzymy się w nieproporcjonalnym gniewie to postawmy sobie pytanie czy przypadkiem On nie dotknął czegoś, co wymaga natychmiastowego leczenia , ze strony najlepszego Lekarza.
    Te przykłady poruszyły ich głęboko, zraniły ich dumę, bo według nich nie powinno się dotykać ran. A te rany jątrzyły się bardzo, tylko dlatego,że nie były opatrzone.
    Powinniśmy pozwolić Bogu dotknąć takich naszych skrywanych uparcie miejsc.
    Powinniśmy ….. jak to łatwo powiedzieć, a zarazem bardzo trudno zrealizować.

  • Poemat Boga-Człowieka Maria Valtorta

    Maryja jest przygnębiona. Dowiedziała się o wydarzeniu w synagodze i to ogromnie Ją martwi. Jezus Ją pociesza. Maryja błaga Syna, aby trzymał się z dala od Nazaretu, w którym wszyscy są do Niego źle ustosunkowani, nawet krewni. Patrzą na Niego jak na szaleńca, usiłującego wzniecić nieporozumienia i zatargi.

    Jednak Jezus macha ręką z uśmiechem. Wydaje się mówić: “Tu czy gdzie indziej, wszędzie to samo. Nie martw się!”

    Jednak Maryja nalega [by się oddalił]. Wtedy Jezus mówi:

    «Mamo, jeśli Syn Człowieczy miałby iść tylko tam, gdzie jest kochany, musiałby się oddalić z ziemi i powrócić do Nieba. Wszędzie mam wrogów. Prawda bowiem jest znienawidzona, a Ja jestem Prawdą. Nie przyszedłem znaleźć łatwej miłości. Przyszedłem czynić wolę Ojca i odkupić człowieka. Miłością Ty jesteś, Mamo. Ty jesteś Moją miłością, wynagradzającą Mi całą resztę. Ty i ta mała trzódka, powiększająca się każdego dnia o kilka owiec, które wyrywam wilkowi namiętności i prowadzę do owczarni Bożej. Co do reszty – to obowiązek. Przyszedłem spełnić ten obowiązek i muszę go wypełnić – aż do roztrzaskania Siebie o kamienne serca, uchylające się od dobra. I dopiero gdy upadnę – kąpiąc te serca we krwi – zmiękczę je i naznaczę Moim Znamieniem, usuwającym znak Nieprzyjaciela. Mamo, po to zstąpiłem z Niebios. Tylko to pragnę wypełnić.»

    Dasiek

  • Ja ten wspomniany "zapał i radość" traktuję jak najbardziej poważnie, bo jednak było dziś trochę takich, którzy do szkoły weszli z dumą, zapałem i radością (i to nie tylko pośród uczniów klas pierwszych). Więc może nie jest tak najgorzej… Pewnie, że zdobywanie wiedzy wiąże się z konkretnym trudem (i to on często jest powodem szkolnych oporów i buntów), ale nie ma rzeczy wartościowych, które by nie kosztowały trudu (obojętnie czym byśmy go mierzyli). Wiedza też jest wartością, stąd jej zdobywanie musi kosztować. A żeby nie było, że to tylko teoretyczne rozważania to przyznaję się do tego, że sama wyruszyłam dzis do szkoły z radością… I wcale tym samym nie twierdzę, że szkoła, którą od lat odwiedzam jest szkolnym ideałem… Różnie to bywa… problemy większe i mniejsze zdarzają się wszędzie, a dzielenie się wiedzą też wiąże się z trudem… Ale fascynuje mnie zawsze błysk wiedzy w uczniowskim oku (nawet jeśli u niektórych to zjawisko bardzo rzadkie). Dla takich obrazków warto chodzić do szkoły. Pozdrawiam serdecznie. J.B.

  • Narzekamy, narzekamy na tę szkołę. Teraz jest szkoła. W zasadzie jedyny obowiązek dziecka to nauka. Do szkoły chodzimy niezbyt chętnie, narzekamy na nią. A co będzie później?
    Niekoniecznie będzie tak fajnie. Praca do 16:00 – 18:00. Panie w sklepach pracują do 22:00. Uczniowie mają dwa miesiące wakacji. Osoba dorosła ma ok. 3 tygodnie urlopu. A i z tym jest czasem problem. Ostatnio, jak jechałam do Lublina kierowca rozmawiając z kimś mówił, że od 5 lat nie ma urlopu.

    Sądzę, że wielu dorosłych czasem chętnie powróciłoby do lat dziecinnych/młodzieńczych 😉
    Sissi

  • Pewnie tak, tylko że wróciliby do innej szkoły, niż ta, którą mamy obecnie. Ale to prawda, że późniejsze życie i praca jest o wiele cięższa, niż nauka w szkole. Chociaż z perspektywy ucznia nieco inaczej to wygląda… Jeszcze raz dziękuję za Wasze ciekawe opinie w tej ważnej sprawie. Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.