Śladami Jezusa – dzień 4

Ś

Szczęść Boże! Kiedy piszę te
słowa, przed moimi oczami, za oknem hotelu, wyłania się w brzasku wstającego
dnia przepiękny obraz Jeziora Galilejskiego. Oto bowiem wczoraj wieczorem
właśnie nad to Jezioro dotarliśmy, aby na dwie noce zamieszkać w tak zwanym
kibucu. Jest to takie żydowskie gospodarstwo, spółdzielnia, która jednoczy
ludzi we wspólnym zarabianiu na życie, ale też – we wspólnym przeżywaniu
żydowskich tradycji. Można by – przenosząc na nasze realia – nazwać ten nasz
hotel gospodarstwem agroturystycznym, aczkolwiek nie jest to jakiś jeden mały
domek, lecz cały kompleks budynków, w których znajdują się nasze pokoje. A w
czasie drogi Ojciec Janusz, nasz Przewodnik, uświadomił nam, że są tu
rygorystycznie przestrzegane zasady koszerności, a więc zgodności potraw z
wymogami prawa starotestamentalnego. Będziemy się temu przyglądać.
            Natomiast
co do wczorajszego dnia, to zaczęliśmy go bardzo rano, bo już o 5.30 miała
miejsce pobudka. O 6.00 śniadanie, o 6.45 wyjazd do Cezarei Nadmorskiej, gdzie
oglądaliśmy ruiny (częściowo odbudowane) miasta, które pojawia się na kartach
Pisma Świętego, szczególnie w Księdze Dziejów Apostolskich, bowiem tam żyli i
działali Święci Piotr i Paweł. Obejrzeliśmy amfiteatr, akwedukt i zamoczyliśmy
nogi w Morzu Śródziemnym.
            Stamtąd
udaliśmy się na Górę Karmel, gdzie Prorok Eliasz modlił się i krzewił kult jedynego
Boga, w starciu z prorokami bóstw fałszywych. To miejsce także wybrała sobie
Matka Boża, aby stąd rozprzestrzenić na cały Kościół praktykę szkaplerza. Z
góry Karmel rozciąga się też przepiękny widok na pobliską Haifę i na Morze.
            Stamtąd
już przejechaliśmy prosto do Nazaretu, gdzie o 15.00, wraz z inną polską Grupą,
przeżyliśmy Mszę Świętą. Przewodniczył Ksiądz Krzysztof, Przewodnik owej Grupy,
a Słowo Boże wygłosił Ksiądz Marek. Nasza Grupa zapewniła też obsługę
liturgiczną celebry, a więc czytanie i psalm. Wcześniej jeszcze pomodliliśmy
się w ciszy przy Grocie Zwiastowania, tam też odmówiliśmy Litanię do Matki
Bożej. Pomocą w tym posłużyły małe słuchaweczki, które posiada każdy Pielgrzym
wraz z nadajnikiem, Przewodnik zaś ma nadajnik z mikrofonem, co umożliwia
mówienie nawet po cichu i skomunikowanie się z całą Grupą.
A było to o tyle
konieczne, że obsługa Bazyliki nie pozwala na jakiekolwiek głośniejsze modlitwy
i śpiewy. Szkoda! Tym bardziej, że zaraz za drzwiami muzułmanie drą się
wniebogłosy i to akurat nikomu nie przeszkadza. A my, w naszej własnej
katolickiej świątyni, nie możemy się nawet głośniej pomodlić. Oczywiście,
największe znaczenie ma tutaj modlitwa w ciszy, bo przecież każdy chciał coś
powiedzieć Matce Bożej w miejscu, w którym Ona odpowiedziała Bogu: „Niech mi
się stanie”… Po Mszy Świętej odwiedziliśmy miejsce, gdzie stał Dom Świętego
Józefa, będący w rzeczywistości – po Jego zaślubinach z Maryją – Domem Świętej
Rodziny. W tamtejszym kościele także pomodliliśmy się w ciszy i obejrzeliśmy
groty w podziemiach.
            I
wreszcie – Kana Galilejska! I wesele w Grupie! Dotarliśmy tam po 17.00, trochę
się obawiając, żeby nam nie zamknięto kościoła. Na szczęście, zdążyliśmy i w
kaplicy, umówionej przez Ojca Janusza, dokonało się odnowienie przyrzeczeń
małżeńskich sześciu Par, pielgrzymujących z nami. Po wygłoszeniu przez Księdza
Marka stosownego słowa, każda Para podchodziła do Ołtarza, podawała sobie prawe
dłonie i wypowiadała – każde z osobna – formułę odnowienia. Nie muszę chyba
pisać o wzruszeniu, które w oczywisty sposób udzielało się wszystkim, nie tylko
Małżonkom. To wzruszenie słychać było w głosie Pana Marcina, który nie był w
stanie przeczytać fragmentu Hymnu o miłości, czy też w głosie Pani Agnieszki,
która ze łzami w oczach śpiewała Psalm. Dobrze to w swoim słowie podsumował
Marek, kiedy stwierdził, że jeszcze nie słyszał tak pięknie i tak autentycznie
odczytanych i odśpiewanych tych właśnie słów, które przecież słyszymy na każdym
ślubie.
            A
po całym obrzędzie, Jubilaci weszli do kościoła, gdzie zostawili kwiaty,
podarowane im uprzednio przez naszego Kierowcę, Mażdiego, a kiedy wyszli z
kościoła, czekał na nich uroczysty szpaler, stworzony przez Pielgrzymów. Coś
fantastycznego! Potem toast winem z Kany, na który zaprosił wszystkich nasz
Kierowca – i przejazd na nocleg. A tu, po kolacji, jak tradycja nakazuje,
Jubilaci zaprosili wszystkich na… Ale o to już dopytajcie samych Pielgrzymów,
bo ja wolę nie pisać, co się działo… Wspomnę tylko, że naprawdę było niezwykle
radośnie!
            Dodam
tu jeszcze, że to wczorajsze nabożeństwo w Kanie Galilejskiej objęło nie tylko
tych Małżonków, którzy odnowili na miejscu swoje przyrzeczenia, ale wszystkich
Małżonków, w tym także – zmarłych, za których również się modliliśmy.
            Dzisiaj
pobudka jest o 6.45 (właśnie korzystam z tego późniejszego wstania i swobodnie
mogę coś napisać), o 7.15 śniadanie i o 8.00 wyjazd. Atmosfera w Grupie jest
kapitalna, nie ma żadnych (naprawdę!) problemów organizacyjnych, Przewodnik
daje z siebie wszystko, albo i więcej, Kierowca także zaskakuje nas swoją
znajomością języka polskiego. A przecież jest to Arab, dla którego nasza mowa
nie jest wcale taka prosta…
            Kochani,
dzisiaj w swoim Słowie Pan zwraca się po imieniu do Dwunastu, których uczynił
swymi Apostołami, oraz do całej rzeszy swoich Uczniów, których pouczał,
uzdrawiał, umacniał na duchu. My, Pielgrzymi do Ziemi Świętej, czujemy się tak
właśnie po imieniu wezwani i zaproszeni do przeżycia wspaniałego spotkania z
samym Jezusem. Korzystając z tego nadzwyczajnego zaproszenia, modlitwą
ogarniamy Was wszystkich, prosząc, aby Pan udzielił Wam czego tylko
potrzebujecie na drogach Waszego życia i apostołowania.
            Gaudium
et spes!  Ks. Marek i Ks. Jacek
P.S. Przepraszam za tak późne umieszczenie wpisu, ale rano były w hotelu problemy z internetem. Jesteśmy na obiedzie w jakiejś restauracji i tu korzystam z tego, że jest internet. Pozdrawiam! 

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.