Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się!

O
Szczęść Boże! W tych dniach częściej pojawia się temat miłości Boga i miłości wzajemnej chrześcijan, natomiast w zestawieniu z kolejnymi fragmentami Ewangelii na pierwszy plan wysuwa się temat świadectwa, dawanego wierze. Odważnego świadectwa. Tak jest i dzisiaj – a jakoś tak szczególnie z pewnością wybrzmi to w najbliższą Niedzielę. Tymczasem, życzę wszystkim dobrego dnia, abyśmy ani jednej minuty nie zmarnowali dla Królestwa Niebieskiego.
        Gaudium et spes! Ks. Jacek

9
stycznia 2013., środa,
do
czytań: 1 J 4,11–18; Mk 6,45–52
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA: 
Umiłowani,
jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie
miłować. Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się
wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała.
Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego
Ducha. My także widzieliśmy i świadczymy, że Ojciec zesłał Syna
jako Zbawiciela świata.
Jeśli
kto wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w
Bogu. Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg
jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w
nim. Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, ponieważ
tak, jak On jest w niebie, i my jesteśmy na tym świecie. W miłości
nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk
kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się
w miłości.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA: 
Kiedy
Jezus nasycił pięć tysięcy mężczyzn, zaraz przynaglił swych
uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, do
Betsaidy, zanim odprawi tłum. Gdy rozstał się z nimi, odszedł na
górę, aby się modlić.
Wieczór
zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie.
Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im
przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc
po jeziorze, i chciał ich minąć. 
Oni
zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa,
i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się.
Lecz On zaraz przemówił do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie
się”. I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył. Oni tym
bardziej byli zdumieni w duszy, że nie zrozumieli sprawy z chlebami,
gdyż umysł ich był otępiały. 
Odwagi, Ja
jestem, nie bójcie się
! Kapitalne zdanie! A jak
bardzo potrzebne dzisiaj – zwłaszcza dzisiaj! – tylu
przestraszonym, zakompleksionym katolikom, którzy tak w
ogóle
to wierzą, ale tak w szczególe to się nie
ujawniają, bo… no, właśnie, nie wiadomo – bo co… A,
bo nie wypada; a, bo to nie wiadomo, co ludzie powiedzą; a bo to
może nie pasuje do dzisiejszej nowoczesności i dzisiejszego stylu
życia; a, bo to coś tam – i coś tam…
I
tak bez końca można by wyliczać powody, dla których nie
wypada, nie ma potrzeby, nie ma możliwości, nie ma okoliczności –
do otwartego przyznania się do Chrystusa.
Może gdzieś tam w
głębi serca to się trochę i wierzy, ale tej wiary z pewnością
nie wystarczy nawet na małe poruszenie wody na jeziorze, a
cóż dopiero mówić o wielkiej życiowej burzy, czy wielkiej
wichurze.
Tak,
Kochani, przyjrzyjmy się wielu sytuacjom w naszym życiu i w życiu
naszych bliskich – przecież też wierzących i też katolików!
Jak bardzo łatwo tracą ducha, jak bardzo łatwo gubią gdzieś
nadzieję,
poddają się rezygnacji. Łódź życia chwieje się
na wszystkie strony, a oni nie wiedzą, co z tym zrobić. A przecież
Jezus jest tuż! Tuż obok. Bardzo blisko.
Wystarczy
się zacząć porządnie modlić, z wielką wiarą i nadzieją, a
wręcz z przekonaniem,
że On nawet i po wodzie przyjdzie, aby
tylko pomóc. Ale trzeba Go dostrzec i zaprosić do swojej łodzi.
Kochani,
to nie jest tylko piękna poezja, czy jakaś plastyczna metafora. To
jest życie! To jest dramat bardzo wielu Osób,
także z naszej
Parafii – Osób, które spotykamy w czasie wizyty duszpasterskiej,
a które opowiadają nam o wielorakich problemach, z jakimi
mocują się oni sami i ich rodziny. Myślę, że nie muszę tu dawać
przykładów tych problemów, bo każda i każdy z Was uczyniłby to
w tym miejscu lepiej ode mnie.
Tak
zatem, słuchamy opowiadań o tych przeróżnych i wielorakich
problemach – a jednocześnie dowiadujemy się, że na Mszę
Świętą w niedzielę nie ma czasu,
bo tyle pracy, bo coś
tam… A i na Spowiedź w tym roku jakoś nie udało się znaleźć
nawet chwili,
bo tyle spraw codziennie do załatwienia. I z
modlitwą to też tak różnie bywa,
bo to trzeba dzieci do
szkoły wyprawić, a potem samemu do pracy, a i pospać by się
chciało, bo to człowiek zawsze taki zmęczony…
I
tak wszystko jest ważne i ważniejsze, tylko Jezus musi się
zadowolić miejscem w przedpokoju naszego życia. Albo gdzieś na
brzegu jeziora.
A wystarczy zawołać! Wystarczy poprosić!
Wystarczy uwierzyć… Czy to jest proste i łatwe?
Okazuje
się, że nie. Dlaczego? Bo wymaga odwagi! Dlatego Jezus
dzisiaj właśnie to zdanie wypowiada: Odwagi, Ja jestem, nie
bójcie się
!
Moi
Drodzy, zauważmy, ile treści, ile mocy zawiera w sobie każdy
człon tego zdania!
Jak bardzo silny przekaz jest do nas
adresowany w każdym jednym słowie: zachęta do odwagi,
wskazanie przez Jezusa na swoją bliskość i obecność, a poza tym
stwierdzenie: Ja jestem – to przecież imię Boga!
A zatem Jezus przychodzi nam na pomoc z całą swoją Boską
mocą i Boskim majestatem!
A z tego może już tylko płynąć
owo dające nadzieję i siłę wewnętrzną stwierdzenie: Nie
bójcie się
!
Tak,
nie bójcie się, bo Jezus jest z Wami! Nie bójcie się, bo
On jest! Jest tu. Tu i teraz. I – co jest najważniejsze –
bardzo Was kocha. W tych dniach słyszymy czytania z Listu
Świętego Jana, w których Apostoł ten w bardzo przekonujący
sposób poucza o wielkiej miłości Jezusa do nas
i o
konieczności naszego wzajemnego miłowania się. Jak się tak czyta
kolejne zdania, to się odnosi wrażenie, że Apostoł ciągle
mówi o tym samym,
tylko za każdym razem nieco inaczej formułuje
swoje myśli. Jeśli tak można powiedzieć, to zachodzi ten problem
co raz z innej strony, aby ostatecznie dojść do takich samych
wniosków.
Wydaje
się, że to celowy zabieg Świętego Jana,
który chce w ten sposób potwierdzić, że Jezus, mówiąc do nich
owej nocy na jeziorze: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się!
– naprawdę nie oszukiwał, nie udawał i nie uspokajał w sposób
złudny, ale tak, jak wtedy był z uczniami i faktycznie
przyszedł do nich po jeziorze, tak i dzisiaj naprawdę jest z
nami.
Tylko
czy nam nie zabraknie pomysłu i odwagi, aby wyciągnąć do
Niego rękę i zaprosić Go do swojej rozchybotanej życiowej
łodzi?…

11 komentarzy

  • "W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości."
    Te Słowa mówią mi, że nie ma we mnie miłości "doskonałej".
    Panie Jezu, wlej swoją miłość do mojego serca, bym kochała Ciebie, tak jak Ty mnie kochasz, bym bez lęku oddawała swoje życie co dnia, na raty a jak zajdzie taka potrzeba i jednorazowo, całkowicie; za Boga , wiarę i drugiego człowieka. Amen.

  • Cięgle mówimy, że nie mamy czasu, że musimy spieszyć się. A przecież przy odrobinie chęci można znaleźć chwilę dla Jezusa, chociażby w modlitwie, w czasie podróży do pracy. Chwila szczerej modlitwy, płynącej prosto z serca może wiele uczynić. Ta iskierka będzie znakiem dla Jezusa – on mnie potrzebuje, muszę mu pomóc, nie zostawię go samego z problemami… Łatwiej razem kroczyć przez życie, wiedząc, że ma się przyjaciela, który nigdy mnie nie zawiedzie. Jezu otocz Nas swoją wielką i bezgraniczną miłością. Pomóż nam przyjąć ją i pielęgnować każdego dnia. Rafał

  • Odkrywam nieustannie w życiu to, że owa odwaga o której pisze dziś Ksiądz Jacek a obok niej także wewnętrzny ład i umiejętność znalezienia czasu na wszystko co konieczne (także wtedy kiedy po ludzku przydałaby się jeszcze dwudziesta piąta albo nawet dwudziesta szósta godzina doby, żeby zdązyć ze wszystkim) rodzi się zawsze w czystym sercu czyli w takim, w którym jest przestrzeń dla Pana Boga… I pewnie nie jest to odkrycie na miarę Kopernika, ale myślę, że warto to czasem przypominać zwłaszcza tym, którzy nie mają czasu i na Mszę Świętą w niedzielę i na modlitwę i dla swoich bliskich… Pozdrawiam serdecznie. J.B

    • Ja też to sobie przypominam w miarę często, bo i księdzu grozi zapędzenie… Oj, grozi… Sługa Boga może postawić Boga na uboczu, chociaż wszystko ma czynić wyłącznie dla Niego… To naprawdę ważny problem! Ks. Jacek

  • Poemat Boga-Człowieka, Maria Valtorta

    Śpicie albo raczej jesteście zajęci sprawami życiowymi, troskami życiowymi. Ja zaś czuwam i modlę się za was. [Jak] Anioł wszystkich ludzi trwam pochylony nad wami i nic nie jest dla Mnie bardziej bolesne niż nie móc zadziałać, gdyż wy odrzucacie Moją pomoc. Wolicie bowiem działać sami lub – co jeszcze gorsze – prosicie o pomoc Złego. Jak ojciec – który słyszy syna mówiącego do niego: “Ja cię nie kocham, nie chcę cię, wyjdź z mojego domu” – zostaję upokorzony i zasmucony tak, jak nie byłem [nawet] z powodu ran. Jeśli jednak nie nakazujecie Mi: “Odejdź precz” i jeśli tylko jesteście rozproszeni przez życie, jestem Wiecznym Stróżem, gotowym przyjść, zanim jeszcze zostanę wezwany. A jeśli czekam, abyście wypowiedzieli do Mnie słowo – czasem ckam na nie – to dlatego, żeby usłyszeć, jak Mnie wołacie. Jaka to pieszczota, jaka słodycz usłyszeć, że ludzie Mnie wzywają! Słyszeć, że przypominają sobie, iż to Ja jestem “Zbawicielem”.

    A nie muszę ci chyba mówić, jaka nieskończona radość Mnie przenika i ogarnia, gdy ktoś kocha Mnie i wzywa, nie czekając na godzinę, [gdy będzie] w potrzebie. Woła Mnie, bo Mnie kocha bardziej niż wszystko na świecie i odczuwa, że się napełnia radością – podobną do radości Mojej – już na samo zawołanie Mnie: “Jezu, Jezu”. To tak jak dzieci, którym – kiedy wołają: “mama, mama” – wydaje się im, że miód spływa im z ust, bo już samo słowo “mama” przynosi ze sobą smak matczynych pocałunków.

    Apostołowie wiosłowali, posłuszni Mojemu poleceniu, udając się do Kafarnaum, żeby na Mnie czekać. A Ja, po cudzie [rozmnożenia] chleba, odłączyłem się od tłumu. Nie [uczyniłem tego] z powodu pogardy dla ludzi, lecz ze względu na zmęczenie. Nie gardziłem ludźmi, nawet jeśli byli wobec Mnie źli. Gniew ogarnął Mnie jedynie wtedy, gdy ujrzałem podeptanie Prawa i profanację domu Bożego. Ale wtedy nie chodziło o Mnie, lecz o sprawy Ojca. Byłem przecież na ziemi pierwszym ze sług Bożych, który służył Ojcu Niebieskiemu.

    Dasiek

  • A to dedykuję wszystkim, którzy mają wątpliwości co da intronizacja Jezusa Chrystusa na Króla Polski.

    Poemat Boga-Człowieka, Maria Valtorta.

    Chcę, żebyście mieli wiarę. Kiedy zaś ją posiadacie, przychodzę i chronię was przed niebezpieczeństwem. O! Gdyby ziemia potrafiła powiedzieć: “Nauczycielu, Panie, ratuj mnie!”. Wystarczyłby jeden okrzyk, lecz całej Ziemi, żeby w jednej chwili szatan i jego słudzy upadli zwyciężeni. Wy jednak nie potraficie mieć wiary. Mnożę więc środki, żeby was doprowadzić do wiary. Jednak one wpadają do waszego bagna jak kamień w bagienne moczary i grzęzną w nich. Nie chcecie oczyścić wód waszego ducha, wolicie bowiem być zgniłym błotem. Nieważne. Ja spełniam Mój obowiązek Wiecznego Zbawcy. I choć nie potrafię ocalić świata, gdyż świat nie chce być ocalony, ocalę ze świata tych, którzy już nie należą do świata, bo kochają Mnie tak, jak powinienem być kochany.

    Dasiek

  • Wystarczy posłuchać z uwagą : Odwagi, Ja jestem , nie bójcie się. Wystarczy zaprosić Go do łodzia, a wiatr się uciszy. A zdumienie? Ono zawsze będzie, bo nasz umysł jest otępiały. To nas przerasta. I tylko poprzez zdumienie wynikające z niespodzianek Bożych ( cuda) uchyla się rąbek tajemnicy. Tu nie da się zrozumieć. Tu można tylko kontemplować, a to przecież najpiękniejsza forma modlitwy.

    Prawdziwy cud nie zdejmuje z nas wymiaru trudzenia się, nie wymazuje
    przeciwnego wiatru. To nie jest jakiś trik. Tu nie ma hokus pokus. Nikt
    nie powiedział, że życie do łatwych przedsięwzięć należy! Kiedy
    chcemy Boże doświadczenie wpleść w codzienność to trzeba nam
    spodziewać się ataku złego i, jako konsekwencja, podjęcia walki. Nie
    wszystko jest światłem. Przechodzimy także przez ciemne doliny.
    Doświadczenie cudu uczy nas, że nawet jeśli to się dzieje, to zła się
    nie ulękniemy, bo Pan jest ze mną, z nami.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.