Żal za grzechy

Ż

Szczęść Boże! Kochani, zgodnie z zapowiedzią, dzisiaj druga część naszych wielkopostnych rozważań o pięciu warunkach Sakramentu Pokuty. Jak wcześniej nadmieniałem, są to kazania pasyjne, wygłaszane w niedzielę wieczorem, w ramach Gorzkich Żali, w Celestynowie. Dzisiaj – o żalu za grzechy.
           Gaudium et spes!

Poniedziałek 2
tygodnia Wielkiego Postu,
kazanie pasyjne o
żalu za grzechy,
do czytań: Dn
9,4b–10; Łk 6,36–38
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA DANIELA:
O
Panie mój, Boże wielki i straszliwy, który dochowujesz wiernie
przymierza tym, co Ciebie kochają i przestrzegają Twoich przykazań!
Zgrzeszyliśmy, zbłądziliśmy, popełniliśmy nieprawość i
zbuntowaliśmy się, odstąpiliśmy od Twoich przykazań. Nie byliśmy
posłuszni Twoim sługom, prorokom, którzy przemawiali w Twoim
imieniu do naszych królów, do naszych przywódców, do naszych
przodków i do całego narodu kraju.
Tobie, Panie,
należy się sprawiedliwość, nam zaś wstyd na twarzach, jak to
jest dziś: mieszkańcom Judy i Jerozolimy oraz całemu Izraelowi,
bliskim i dalekim we wszystkich krajach, do których ich wypędziłeś
z powodu niewierności, jaką Ci okazali.
Panie! Wstyd na
twarzach niech okrywa nas, naszych królów, naszych przywódców i
naszych przodków, bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie. Pan zaś, nasz
Bóg, jest miłosierny i okazuje łaskawość, mimo że zbuntowaliśmy
się przeciw Niemu i nie słuchaliśmy głosu Pana, naszego Boga, by
postępować według Jego wskazań, które nam dał przez swoje
sługi, proroków.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec
wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie
potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie
wam odpuszczone.
Dawajcie, a będzie
wam dane: miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą
wsypią w zanadrze wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy
mierzycie”.
Kontynuujemy nasze
wielkopostne zamyślenie nad pięcioma warunkami Sakramentu
Pokuty.
Przypomnijmy sobie, że tydzień temu rozważaliśmy
kwestię rachunku sumienia. Mówiliśmy sobie wówczas, że rachunek
sumienia należy uczynić przed każdą Spowiedzią i że
zawsze powinniśmy się wspierać pytaniami, zapisanymi w książeczce,
czy gdziekolwiek indziej, a mającymi na celu prześwietlić naszą
duszę.
Dlatego dobrze byłoby
posłużyć się jakimś planem, według którego pytania te mogłyby
być ułożone, na przykład: według Dekalogu, czy według
zasady: moje odniesienie do Boga, do otaczającego świata, do
drugiego człowieka i do siebie samego;
albo według planu:
grzechy uczynione myślą, mową, uczynkiem, zaniedbaniem.
Mówiliśmy sobie, że
dobrze przeprowadzony rachunek sumienia ma prowadzić do solidnego
i pełnego wyznania grzechów,
które to wyznanie jednak nie
będzie biciem się w czyjeś piersi, ale we własne, przeto krótkie
zarysowanie koniecznego kontekstu nie może się przerodzić w
faktyczne mówienie o czyichś grzechach.
Nasze wyznanie ma
zawsze objąć najpierw grzechy ciężkie, które wyliczamy z
uwzględnieniem ich liczby i okoliczności, a potem – grzechy
powszednie.
Winniśmy się także
starać mówić precyzyjnie o grzechach, czyli o
konkretnych czynach lub słowach, lub myślach, a nie o
abstrakcyjnych zjawiskach,
typu: byłem pyszny, grzeszyłem
zazdrością… I wreszcie – rachunek sumienia, a co za tym idzie:
wyznanie na Spowiedzi – winny objąć nie tylko grzechy, ale także
zwięzłą informację o tym, nad czym aktualnie duchowo
pracujemy i jakie są pozytywne efekty owej pracy nad sobą.
Gdyby ktoś chciał się
posłużyć którymś z rozważań, wygłaszanych w tym roku, to
zapraszam do zajrzenia na mojego bloga, gdzie w każdy
poniedziałek umieszczam kazanie pasyjne z niedzieli.
Tak było w
ostatni poniedziałek, tak będzie jutro i – jeśli Bóg pozwoli –
do końca Wielkiego Postu.
A
oto dzisiaj skupimy się nieco nad zagadnieniem kluczowym dla całego
procesu pojednania z Bogiem, a mianowicie – zagadnieniem żalu
za grzechy.
Czymże jest ten żal?
Niektórzy uważają,
że wtedy dobrze i właściwie żałują za grzechy, kiedy chodzą
posępni i ze spuszczoną głową
przed Spowiedzią i po niej,
inni żal za grzechy kojarzą z wylewaniem potoku łez i
jakimś
artystycznym, efektownym szlochaniem w jej
trakcie
… A tymczasem, nie o to chodzi!
Owszem, może się
zdarzyć, że ktoś tak głęboko i autentycznie przeżywa swoje
postępowanie,
że szczerze płacze, bo uświadamia sobie, ile
czasu i łaski Bożej zmarnował i jest już zmęczony życiem, jakie
prowadził. Jeżeli zatem ktoś naprawdę i w pełni szczerze
przeżywa tak swoje nawracanie się,
że będzie przy tym płakał,
to jest to piękne świadectwo wielkich rzeczy, jakie w jego
sercu się dokonują.
Jednakże nie może to
nas prowadzić do wniosku, że jeżeli ktoś nie płacze przy
konfesjonale, to nie żałuje za grzechy! Nie, tak nie możemy
myśleć. Bo żal za grzechy to nie jakiś wybuch emocji, to nie
szloch i histeryczne zawodzenie,
czasami rzeczywiście czynione
przez niektórych ludzi na pokaz, dla dowartościowania siebie, albo
zwrócenia na siebie uwagi, albo zademonstrowania przed innymi
swojej rzekomo wielkiej pobożności. W tych wszystkich sytuacjach, o
których tu sobie mówimy, najczęściej nie ma żadnego żalu, a
jest tylko jakaś potworna pycha,
która każe człowiekowi
wszystko zrobić, byle tylko być w centrum uwagi i stać się
obiektem powszechnego podziwu.
Nie na tym jednak
polega rzeczywisty żal za grzechy. I w ogóle, zechciejmy jakoś tak
mocno wziąć sobie do serca tę prawdę, że wiara, modlitwa,
szeroko rozumiana pobożność – to nie emocje!
Emocje
spełniają w tym wszystkim rolę pomocniczą, dodatkową, one
mogą wzmacniać nasze postanowienia, nasze działania, mogą
je jakoś mocniej wyrażać. Ale wiara, modlitwa, w ogóle –
pobożność jako taka – nie może się sprowadzać jedynie do
emocji! I także żal za grzechy nie może się sprowadzać do
emocji!
Przeto żal za grzechy
– żeby to jeszcze raz mocno i jasno uświadomić sobie – to nie
histeryczne zawodzenie i płacz na pokaz, ale to wewnętrzne,
głęboko w sercu i umyśle podtrzymywane przekonanie, że mi jest
źle z grzechem, który popełniam.
To jest – innymi słowy
mówiąc – bardzo świadome, zdecydowane nieakceptowanie grzechu
w sobie
. To jest bardzo świadome i zdecydowane pragnienie
zerwania z grzechem! Zerwania jednoznacznego i absolutnego!
A zatem – żal za
grzechy to nie jakiś wybuch emocji, ale wynik refleksji, to
świadoma decyzja mojego umysłu, to jest bardzo mocne
przekonanie, że grzech jest zły, że ja go nie chcę, że go nie
akceptuję nawet w najmniejszym wymiarze, że chcę z nim zerwać
całkowicie!
Wiemy, że to wcale nie jest taka prosta sprawa, bo
chyba wszyscy musimy sobie jasno tu powiedzieć, że nam niekiedy z
naszymi grzeszkami – przynajmniej niektórymi – jest niestety
dobrze
i jakoś tak wcale do końca nie chcemy z nimi zrywać…
Niby mówimy, że chcemy, ale tam głęboko w sercu ukrywa się takie
przeświadczenie, że jeżeli nadarzy się okazja, to aż tak bardzo
nie będziemy się bronić…
Tymczasem jednak żal
za grzechy zakłada całkowite zerwanie z każdym złem, z każdym
grzechem i – uwaga! – z przywiązaniem do jakiegokolwiek, nawet
najmniejszego grzechu!
Jest to więc w o wiele większym stopniu
świadomie, na trzeźwo i wręcz na chłodno podjęta decyzja,
że już nie chcę grzeszyć, niż jakieś emocjonalne manifestacje.
I właśnie tak pojęty żal za grzechy jest warunkiem koniecznym
otrzymania przebaczenia w Sakramencie Pokuty.
Przy czym – uwaga!
Musimy sobie koniecznie uświadomić jedno ważne rozróżnienie. A
pisze o tym Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej, poświęconej
Spowiedzi – „Reconciliatio et paenitentia”.
Oto bowiem niektórzy twierdzą, że nie ma sensu w ogóle
przystępowanie do Spowiedzi, albo przynajmniej – zbyt częste
przystępowanie, skoro i tak wróci się do tych samych grzechów,
które się popełniło.
I właśnie na takie
wątpliwości odpowiada Błogosławiony Jan Paweł II we wspomnianym
przed chwilą dokumencie pisząc, że czym innym jest świadomość,
iż mogę popełnić jakiś grzech,
że mogę wrócić do swego
grzechu, a nawet pewność, iż je popełnię z ludzkiej
słabości, a czym innym jest pragnienie ich popełnienia! To
są dwie zupełnie inne sprawy: ja mogę wiedzieć, że
grzech pewnie mi się zdarzy.
Ale ja go naprawdę nie chcę,
ja nad tym bardzo mocno pracuję, żeby go nie popełnić. Bo choć
jestem słaby, to jednak wierzę w pomoc Jezusa i tą pomocą
wsparty, staram się pokonywać zło w sobie.
I tu wychodzi kolejny
problem, jaki nieraz zgłaszany jest na Spowiedzi: po co mam się
spowiadać, jeżeli popełniam wciąż te same grzechy? Ciągle
spowiadam się z tego samego – czy to ma sens?
Tak, to ma sens! Jaki?
Zasadniczy! Przecież każda i każdy z nas może powiedzieć – ja
tak samo! – że spowiadamy się zawsze z tych samych grzechów.
Bo tak już jest w życiu, że pewne sprawy nie stanowią dla nas
problemu,
dlatego nie musimy się z nich spowiadać. Tak na
przykład – ja mogę się tu pochwalić, że nie muszę się
spowiadać ze zbyt późnego wstawania rano,
bo lubię wstawać
dość wcześnie i nie stanowi to dla mnie akurat żadnego problemu.
Spowiadam się natomiast z wielu innych spraw, ale proszę wybaczyć
nie powiem, z jakich, bo może się zrobić nazbyt ciekawie
Ale to są właściwie
ciągle te same grzechy. Przy Spowiedzi bowiem nie chodzi o to, żeby
Spowiednika, czy Pana Boga, zaskoczyć jakimś nowym, oryginalnym
grzechem
; żeby urozmaicić wyznanie, aby nie było ciągle
takie samo i tak nudno… Nic z tych rzeczy! Spowiadamy się właśnie
z tego, co jest naszym grzechem, co jest naszym problemem.

Natomiast zapewne zauważyliśmy, że po Spowiedzi jesteśmy
silniejsi, jesteśmy wewnętrznie jakoś tak bardziej zmobilizowani,

aby grzechu unikać.
I o to właśnie
chodzi, Kochani, aby jak najdłużej wytrwać bez tego grzechu, żeby
popełniać go rzadziej, żeby szybciej z niego powstać, żeby
unikać następnych. Im krócej po Spowiedzi – tym
jest łatwiej
pokonać pokusę do grzechu. Im dłużej
po
Spowiedzi, tym łatwiej jej ulec.
Dlatego praktyka duszpasterska podpowiada, aby Spowiedź dokonywała
się systematycznie – i to nie rzadziej, jak co miesiąc. To
znaczy, jeżeli nie stwierdzamy u siebie grzechu ciężkiego, to
przez miesiąc możemy zasadniczo przyjmować Komunię Świętą.
Jeżeli jednak zdarzy nam się – przed czym niech Bóg broni! –
grzech ciężki, to najlepiej byłoby od razu iść do Spowiedzi.
Nie nosić grzechu w sobie, nie przyzwyczajać się do niego, nie
oswajać się z nim.
Kochani, musimy jasno
uświadomić sobie, że Spowiedź to nie jest tylko coś w rodzaju
wyrzucenia śmieci z kosza do kontenera
– po to, by móc
spokojnie dalej wrzucać tam śmieci. Spowiedź – owszem! – jest
wyrzuceniem grzechów, pozbyciem się grzechów, ale jest jeszcze
czymś więcej: jest krokiem naprzód w kierunku Bog
a,
jest wzmocnieniem wewnętrznym, jest takim – jeśli można to
tak ująć – zastrzykiem Bożej łaski. Raz jeszcze trzeba
stwierdzić: po Spowiedzi jesteśmy mocniejsi w walce z grzechem.
A w tym kontekście
należałoby powiedzieć jasno, iż dziwną wydaje się postawa
takich osób, które mówią, że – na przykład – skoro do Świąt
pozostały dwa tygodnie, to ja pójdę do Spowiedzi za półtora
tygodnia, bo teraz to jeszcze nagrzeszę.
Daję więc sobie
zielone światło do grzeszenia, a wyspowiadam się – jak to
się zwykło mówić – za pięć dwunasta.
Kochani, taka postawa
nie ma za wiele wspólnego z prawdziwym żalem za grzechy.
Osoby takie prawdopodobnie nie rozumieją w ogóle – albo w
niewielkim stopniu – sens Spowiedzi! Bo to tak, jakbym ja teraz
komuś z Was, z kim jestem skłócony, powiedział: mój Drogi,
między nami jest konflikt, jesteśmy skłóceni, wiem, że Cię
skrzywdziłem, ale przeproszę Cię za miesiąc, w Twoje
imieniny, a do tego czasu pozwolę sobie jeszcze zrobić Ci kilka
świństw! Jaki sens ma wówczas takie przeproszenie? Co ono
będzie oznaczało?
Oczywiście, ja do Świąt zapewne jeszcze
nagrzeszę, ale w takim razie wyspowiadam się wtedy, kiedy
nagrzeszę, ale wyspowiadam się także dzisiaj, aby być w stanie
łaski uświęcającej.
Dlaczego? Bo – jako rzekliśmy – jest
mi źle z grzechem! Bo go nie akceptuję!
A jeżeli go akceptuję,
jeżeli mi z grzechem jest dobrze, jeżeli wypatruję tylko
okazj
i, albo wprost wywołuję okazję, aby go
popełnić, to coś tu nie gra!
Podobnie, jeżeli wiem, że za
jakiś czas pójdę do Spowiedzi, więc jeszcze wykorzystuję czas
i okazję, żeby sobie pogrzeszyć, bo i tak się z tego wyspowiadam,

a wtedy Bóg i tak mi to wybaczy – wręcz musi wybaczyć! – to
zahaczamy wręcz o grzech przeciwko Duchowi Świętemu: grzech
pychy,
zuchwałości! Jeżeli człowiek z takim
nastawieniem podchodzi do Spowiedzi – z pełną premedytacją – i
nie zamierza tego nastawienia zmienić, to nie ma przebaczenia
grzechu, bo nie ma prawdziwego żalu za grzechy!
Moi Drodzy, dla nas
wierzących, dla nas, przyjaciół Jezusa, stanem normalnym – nie
tylko przy okazji Świąt, ale normalnym i codziennym
– jest stan łaski uświęcającej, jest możliwość stałego
przyjmowania Komunii Świętej;
jest taki stan, w którym ja nie
akceptuję grzechu, unikam okazji do grzechu, a wykorzystuję każdą
okazję, aby jak najszybciej pojednać się z Bogiem i żyć w
przyjaźni z Nim.
Dlatego właśnie
osoby, które świadomie tworzą sobie okazję do grzechu i
wchodzą świadomie w bezpośrednie zagrożenie grzechem, już
popełniają grzech!
Właśnie dlatego, że świadomie wybierają
zło! Z tego to właśnie powodu narzeczeni, którzy przed ślubem
zamieszkują razem, nie mogą otrzymać rozgrzeszenia: właśnie z
tego powodu, że świadomie tworzą okazję do grzechu, a więc
opowiadają się po stronie zła.
Nawet, gdyby tysiąc razy
zapewniali, że do niczego między nimi „nie dojdzie” i nawet
gdyby to mówili szczerze – a zwykle mówią to szczerze, bo tak
naprawdę myślą, że do niczego „nie dojdzie” – to czy są
w stanie za siebie ręczyć?
Świadomy wybór okazji do grzechu
już jest grzechem i jest postawą wprost przeciwną do
prawdziwego żalu za grzechy.
I tak jeszcze na
marginesie, to warto przypomnieć katechizmową prawdę, że żal
za grzechy dzielimy na doskonały i niedoskonały (albo lepiej: mniej
doskonały), a kryterium rozróżnienia stanowi motyw, dla którego
żałujemy za zło.
Jeżeli żałujemy z miłości do Boga –
miłości, na którą odpowiedzieliśmy swoją niewdzięcznością i
swoją niewłaściwą postawą – to mamy do czynienia z żalem
doskonałym.
Jest to bowiem bardzo wysoka motywacja, dla
której chcemy zerwać ze złem. Jeżeli natomiast żałujemy
jedynie ze strachu przed karą Bożą,
która spotka nas,
gdybyśmy nie żałowali – wtedy mamy do czynienia z niższą
motywacją
i żalem mniej doskonałym.
Przypomnę w tym
momencie, że akt żalu doskonałego, a więc tego podjętego
z wyższej motywacji, w przypadku obiektywnej całkowitej
niemożliwości przystąpienia do Sakramentu Pokuty w
niebezpieczeństwie śmierci – zastępuje ten Sakrament i gładzi
nasze grzechy.
Naturalnie, po ustaniu niebezpieczeństwa śmierci,
trzeba jednak do Spowiedzi przystąpić, ale w takiej sytuacji
ekstremalnej należy z możliwości takiej skorzystać.
Moi Drodzy, kiedy więc
w trakcie Spowiedzi, po wyznaniu grzechów, mówimy: za grzechy
swoje żałuję
– to mamy na myśli właśnie taki stan naszego
serca, naszego umysłu, w którym szczerze nie akceptujemy
grzechu, odrzucamy grzech i każdą okazję do jego popełnienia.

Taka postawa jest też jednym z warunków uzyskania odpustu
zupełnego: brak przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, nawet
powszedniego.
To znaczy – żeby to jeszcze raz jasno sobie
uświadomić – że ja wiem, iż prawdopodobnie, niestety, ten
grzech popełnię, ale ja go szczerze nie chcę popełnić, bo
jest mi z nim źle, bo go naprawdę nie akceptuję w sobie.
I właśnie taka
postawa – czego biblijnym pierwowzorem jest opisany w usłyszanym
przez nas fragmencie żal Piotra po zaparciu się swego Mistrza –
właśnie taka postawa autentycznego uświadomienia sobie zła i
odrzucenia go jak najdalej od siebie
prowadzi nas do pełnego
pojednania z Bogiem i z Kościołem!
Bez takiej postawy nie ma
mowy o prawdziwym przebaczeniu grzechów…

5 komentarzy

    • Ja podjęłam wezwanie modlitwy o Światło Ducha Świętego dla Kardynałów, by wybrali nowego Papieża zgodnie z wolą Bożą ( modlę się Koronką do Świętej Rodziny, bo uznałam, że Maryja jest Matką Kościoła, św. Józef -Opiekunem Kościoła a Jezus , jego założycielem :), proszę również błogosławionego Jana Pawła II by z nieba wspierał to ważne wydarzenie a w ramach "adopcji" dostałam więc szczególnie wspieram modlitwą naszego kard. Stanisława Ryłko :).

  • Miał Ksiądz bardzo dobry pomysł z zamieszczaniem rozważań na temat Sakramentu Pokuty.
    Chociaż jest to Sakrament do którego bardzo często przystępujemy w naszym życiu, to i tak mamy pytania, wątpliwości.
    Dziękuję 🙂
    Pozdrawiam
    Gosia

    • Myślę, że tych pytań nikomu z nas nie zabraknie… Bo każda Spowiedź – każda jedna – to jest jakieś misterium… Misterium Bożego miłosierdzia, ludzkiej słabości i ludzkiego powstawania… Oby nie ludzkiej bylejakości przy samym spowiadaniu się! Pozdrawiam! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.