Co nam podarował Benedykt XVI?

C

Szczęść Boże! Kochani, zgodnie z zapowiedzią, zamieszczam słowo, które wygłosiłem w czwartek, 28 lutego, na Mszy Świętej o godzinie 20.00 – wraz z czytaniami, które stanowiły podstawę do tego rozważania. Proszę o spokojne przeczytanie tych słów, które wyrażają moje najszczersze refleksje… Zechciejcie podzielić się swoimi refleksjami… 
   I proszę: módlmy się wszyscy za Benedykta XVI, módlmy się o nowego Papieża, módlmy się za Kościół…
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Msza
Święta dziękczynna za Pontyfikat Benedykta XVI,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza, z Uroczystości Świętych Apostołów
Piotra i Pawła – Mszy wigilijnej: Dz 3,1–10; Ga 1,11–20; J
21,15–19
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Gdy
Piotr i Jan wchodzili do świątyni na modlitwę o godzinie
dziewiątej, wnoszono właśnie pewnego człowieka, chromego od
urodzenia. Kładziono go codziennie przy bramie świątyni, zwanej
Piękną, aby wstępujących do świątyni, prosił o jałmużnę.
Ten zobaczywszy Piotra i Jana, gdy mieli wejść do świątyni,
prosił ich o jałmużnę.
Lecz
Piotr wraz z Janem przypatrzywszy się mu powiedział: „Spójrz na
nas”. A on patrzył na nich oczekując od nich jałmużny. Piotr
powiedział: „Nie
mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa
Chrystusa Nazarejczyka, chodź!” I ująwszy go za prawą rękę,
podniósł go.
A
on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach. Zerwał się i
stanął na nogach, i chodził, i wszedł z nimi do świątyni,
chodząc, skacząc i wielbiąc Boga. A cały lud zobaczył go
chodzącego i chwalącego Boga. I rozpoznawali w nim tego człowieka,
który siadał przy Pięknej Bramie świątyni, aby żebrać, i
ogarnęło ich zdumienie i zachwyt z powodu tego, co go spotkało.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:

Oświadczam
więc wam, bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelia nie jest
wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się
od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus.
Słyszeliście przecież o moim postępowaniu ongiś, gdy jeszcze
wyznawałem judaizm, jak z niezwykłą gorliwością zwalczałem
Kościół Boży i usiłowałem go zniszczyć, jak w żarliwości o
judaizm przewyższałem wielu moich rówieśników z mego narodu, jak
byłem szczególnie wielkim zapaleńcem w zachowywaniu tradycji moich
przodków.

Gdy
jednak spodobało się Temu, który wybrał mnie jeszcze w łonie
matki mojej i powołał łaską swoją, aby objawić Syna swego we
mnie, bym Ewangelię o Nim głosił poganom, natychmiast, nie radząc
się ciała i krwi ani nie udając się do Jerozolimy, do tych,
którzy apostołami stali się pierwej niż ja, skierowałem się do
Arabii, a później znowu wróciłem do Damaszku.

Następnie,
trzy lata później, udałem się do Jerozolimy dla zapoznania się z
Kefasem, zatrzymując się u niego tylko piętnaście dni. Spośród
zaś innych, którzy należą do grona Apostołów, widziałem
jedynie Jakuba, brata Pańskiego.A Bóg jest mi świadkiem, że w
tym, co tu do was piszę, nie kłamię.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Gdy
Jezus
ukazał się swoim uczniom i spożył z nimi
śniadanie, rzekł do Szymona Piotra: „Szymonie, synu Jana, czy
miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?” Odpowiedział Mu: „Tak,
Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego: „Paś baranki
moje”. I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: „Szymonie,
synu Jana, czy miłujesz Mnie?” Odparł Mu: „Tak, Panie, Ty
wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego: „Paś owce moje”.
Powiedział mu po raz trzeci: „Szymonie, synu Jana, czy kochasz
Mnie?” Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: „Czy
kochasz Mnie?” i rzekł do Niego: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty
wiesz, że Cię kocham”.
Rzekł
do niego Jezus: „Paś owce moje. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci:
Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie
chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a
inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz”. To powiedział,
aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A
wypowiedziawszy to, rzekł do niego: «Pójdź za Mną!”
W dniu 11 lutego
bieżącego roku, a więc w liturgiczne wspomnienie Matki Bożej z
Lourdes, mniej więcej kwadrans przed godziną dwunastą, świat
obiegły niesamowite słowa Ojca Świętego Benedykta XVI,
wypowiedziane po łacinie na Konsystorzu Kardynałów. Do coraz
bardziej zaskoczonych i zdezorientowanych Purpuratów Papież mówił:

„Najdrożsi
Bracia, zawezwałem was na ten Konsystorz nie tylko z powodu trzech
kanonizacji, ale także, aby zakomunikować wam decyzję o
wielkiej wadze dla życia Kościoła.
Rozważywszy po wielokroć
rzecz w sumieniu przed Bogiem, zyskałem pewność, że z powodu
podeszłego wieku moje siły nie są już wystarczające,
aby w
sposób należyty sprawować posługę Piotrową. Jestem w pełni
świadom, że ta posługa, w jej duchowej istocie powinna być
spełniana nie tylko przez czyny i słowa, ale w nie mniejszym
stopniu także przez cierpienie i modlitwę.
Tym niemniej, aby
kierować Łodzią Świętego Piotra i głosić Ewangelię w
dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym
przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary,
niezbędna
jest siła zarówno ciała, jak i ducha, która w ostatnich
miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją
niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi.
Dlatego,
w pełni świadom powagi tego aktu, z pełną wolnością,
oświadczam, że rezygnuję z posługi Biskupa Rzymu, Następcy
Piotra,
powierzonej mi przez Kardynałów 19 kwietnia 2005 roku,
tak, że od 28 lutego 2013 roku, od godziny 2000,
rzymska stolica, Stolica
Świętego Piotra, będzie
zwolniona
i będzie konieczne, aby ci, którzy do tego posiadają
kompetencje, zwołali Konklawe dla wyboru nowego Papieża.
Najdrożsi
Bracia, dziękuję wam ze szczerego serca za całą miłość
i pracę, przez którą nieśliście ze mną ciężar mojej posługi,
i proszę o wybaczenie wszelkich moich niedoskonałości. Teraz
zawierzamy Kościół Święty opiece Najwyższego Pasterza,
naszego Pana Jezusa Chrystusa,
i błagamy Jego Najświętszą
Matkę Maryję, aby wspomagała swoją matczyną dobrocią
Ojców
Kardynałów w wyborze nowego Papieża. Jeśli o mnie chodzi, również
w przyszłości będę chciał służyć całym sercem, całym
oddanym modlitwie życiem,
Świętemu Kościołowi
Bożemu.
Burza
uczuć, skojarzeń i pytań, które pojawiły się w sercach nas
wszystkich po usłyszeniu
tych słów, chyba jeszcze
tak do końca nie przycichła,

a dzisiaj może ponownie
się wzmogła,
gdy oto
przed kilkunastoma minutami dokonało się to, co Benedykt XVI w
swoim oświadczeniu zapowiedział. Nie
mamy już Papieża, Kościół w tym momencie oczekuje wyboru nowego
Następcy Piotra,
który
pokieruje Łodzią
Kościoła
i będzie głosił Ewangelię „w dzisiejszym świecie – jak go
określił Benedykt XVI – podlegającym
szybkim zmianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla
życia wiary”.
Nie
mamy już Papieża, ale mamy wielkie
bogactwo i wielkie dziedzictwo,

pozostawione nam przez Pasterza,
który od tego
momentu chc
e
wspierać Kościół modlitwą i cierpieniem
w
ciszy kontemplacyjnego klasztoru…
Mamy wielkie bogactwo
modlitwy, nauczania, podróży apostolskich, wspaniałych inicjatyw

podejmowanych dla dobra i rozwoju Kościoła.
A
nade wszystko – mamy wielkie świadectwo wiary człowieka,
który 19 kwietnia 2005 roku, tuż
po wyborze, z centralnego
balkonu Bazyliki Świętego Piotra wypowiedział znamienne słowa:
Po
wielkim Papieżu Janie Pawle II,
Kardynałowie
wybrali mnie –

prostego,
skromnego pracownika Winnicy Pańskiej.
Pociesza
mnie fakt, że Pan potrafi działać także poprzez narzędzia
niedoskonałe, a przede wszystkim zawierzam się waszym modlitwom. W
radości Zmartwychwstałego Pana, ufni w Jego ustawiczną pomoc
idziemy naprzód,

a Pan nas wspomoże, a Matka Boża będzie po naszej stronie.”
Rzeczywiście,
Zmartwychwstały
Pan wspomagał swojego Namiestnika,

a Maryja, Matka Kościoła, cały czas była po Jego stronie.
Dlatego, pomimo zupełnie
innego, niż u Jana Pawła II, temperamentu
czy
wizerunku
medialnego,
Ojciec Święty Benedykt XVI przez
siedem lat,
dziesięć
miesięcy i dziewięć dni swego pracowitego Pontyfikatu

odbył dwadzieścia cztery podróże zagraniczne i trzydzieści jeden
po Włoszech. Na Audiencjach
środowych i innych spotkaniach z Papieżem doliczono się
ponad dwudziestu milionów ludzi.

Osobiście ogłosił
Świętymi
czterdzieści
pięć osób z dwudziestu krajów, oraz upoważnił do ogłoszenia
ośmiuset siedemdziesięciu nowych
Błogosławionych

z dwudziestu siedmiu krajów. Dwom uroczystościom beatyfikacyjnym
sam
przewodniczył,
z czego jedna – to Beatyfikacja
Poprzednika, Papieża Jana Pawła II.

Ochrzcił
sto dwadzieścia troje dzieci i trzydzieści osiem osób dorosłych.
Wyświęcił
stu dwudziestu dziewięciu kapłanów i mianował tysiąc trzystu
trzydziestu pięciu biskupów, a także – dziewięćdziesięciu
kardynałów.

W
odpowiedzi na przeróżne kryzysy, jakie wzburzały i wciąż
wzburzają Kościołem, Papież ogłosił trwający
od czerwca 2008 roku do czerwca roku 2009, Rok
Świętego Pawła

– w dwutysięczną rocznicę urodzin tegoż
Apostoła;
następnie:
Rok
Kapłański

od czerwca 2009 roku do czerwca roku 2010, jako czas modlitwy z
kapłanami, za kapłanów i o kapłanów właśnie w tym trudnym
czasie życia Kościoła; a wreszcie: Rok
Wiary,

trwający aktualnie, od października zeszłego
roku do listopada roku bieżącego,
jako
okazja do odkrycia na nowo i pogłębienia wiary w obliczu tylu
czyhających na nią zagrożeń.
I
właśnie przeżywaniu
wiary, traktowanej
nie
jako
przyjęcie zestawu reguł, nakazów i zakazów,

ale jako osobiste
spotkani
e
z Osobą – żywą Osobą Jezusa Chrystusa

– miało służyć, w zamyśle Ojca Świętego, trzytomowe dzieło
poświęcone właśnie tej żywej i
jedynej w
swoim
rodzaju Osobie;
dzieło zatytułowane: „Jezus
z Nazaretu”.

Co ciekawe – a poniekąd też niezwykłe – nie
było ono wyrazem oficjalnego nauczania papieskiego Benedykta XVI,

ale bardziej naukowym traktatem Josepha Ratzingera, jako człowieka
wierzącego i jako człowieka dogłębnie
zafascynowanego Osobą Jezusa Chrystusa.

Dlatego
na stronie tytułowej znajdziemy – w miejscu, gdzie wymienia się
Autora – zarówno imię
papieskie, jak i imię i nazwisko
noszone
przed wyborem
.
Skoro
bowiem dzieło
to nie
miało
stanowić
oficjalnego papieskiego nauczania, przeto
Papież nie chciał angażować w nie całego
swojego nauczycielskiego i pasterskiego autorytetu.

Natomiast
nie zabrakło również dokumentów stanowiących właśnie owo
oficjalne
nauczanie. A są nimi
trzy encykliki: pierwsza

„Deus
caritas est”,

podpisana
w 2006 roku,

a poświęcona miłości, i to w wymiarze nadprzyrodzonym, jak też
społecznym i seksualnym; druga
„Spe
salvi”,

podpisana
w 2007 roku,

a
poświęcona chrześcijańskiej nadziei, jej roli i jej źródłom,
szczególnie w czasie, kiedy tak bardzo brakuje
ludziom
nadziei; a wreszcie – „Caritas
in veritate”,

podpisana
w 2009 roku,

a podejmująca zagadnienie integralnego rozwoju ludzkiego w miłości
i prawdzie.
Poza
tymi trzema najważniejszymi dokumentami, należałoby jeszcze
wyliczyć: Adhortacje
apostolskie,
Konstytucje
apostolskie, homilie, przemówienia,

także – wykłady naukowe. Trzeba też wspomnieć o listach
do poszczególnych wspólnot kościelnych,

dotkniętych rozmaitymi doświadczeniami i kryzysami na przestrzeni
ostatnich dziesięcioleci.
A
poza tym wszystkim (a może lepiej: przed
tym wszystkim!
)
należałoby powiedzieć o
godzinach, o wielu godzinach, przeklęczanych na modlitwie przed
Panem,

ale o tym akurat stosunkowo najmniej się mówi, bowiem – jak
wynika z wypowiedzi najbliższych współpracowników Benedykta XVI –
chociaż był
On
człowiekiem naprawdę wielkiej modlitwy, to jednak się z tym nie
obnosił

i nie chciał, aby o tym powszechnie wiedziano.
Otrzymujemy
zatem, Kochani, wielki
dar

w postaci tego wszystkiego, czego Bóg
dokonał przez posługę prostego, skromnego Pracownika Winnicy
Pańskiej

na przestrzeni ostatnich ośmiu lat… On
sam
– zabiera
to
wszystko ze sobą
do klasztoru, na
miejsce odosobnienia, wyciszenia i modlitwy, aby właśnie
w modlitwie
prosić
Pana o obfity plon tego zasiewu,

jakiego
z pomocą Bożą dokonywał przez cały Pontyfikat.
A
wczoraj, w czasie ostatniej Audiencji generalnej, tak podsumował
swoją posługę i tak za nią dziękował Bogu i ludziom: „W
tej chwili moje serce rozszerza się i
pragnę objąć cały Kościół rozproszony po świecie.

[…]
Czuję,
że niosę wszystkich w modlitwie, w takiej teraźniejszości, która
jest czasem Boga, w której zbieram wszystkie
spotkania, każdą podróż, wszystkie wizyty duszpasterskie.

Wszystko i wszystkich gromadzę w modlitwie, aby powierzyć ich Panu.
[…]

Kiedy
19 kwietnia, niemal osiem lat temu, zgodziłem się przyjąć posługę
Piotrową, silna była ta pewność, która mi zawsze towarzyszyła.
W tym momencie, jak już wielokrotnie mówiłem, w moim sercu
rozbrzmiewały następujące słowa: Panie,
czego ode mnie żądasz?

Na moje ramiona nakładasz wielki ciężar, ale jeśli tego ode mnie
żądasz, na
Twoje słowo zarzucę sieci, będąc pewnym, że Ty mnie będziesz
prowadził.

A Pan mnie naprawdę prowadził, był blisko mnie, każdego dnia
mogłem odczuwać Jego obecność.
Był
to okres drogi Kościoła, naznaczony momentami radości i światła,
ale też momentami niełatwymi. Czułem się jak Piotr i Apostołowie
w łodzi na Jeziorze Galilejskim: Pan
dał nam wiele dni słonecznych i łagodnego wiatru;

dni, kiedy połów był obfity. Były też jednak czasy,
kiedy wody były wzburzone,

jak w całej historii Kościoła, ale zawsze wiedziałem,
że w tej Łodzi jest Pan i zawsze wiedziałem, że 
Łódź
Kościoła nie jest moja, nie jest nasza, lecz Jego.

To On ją prowadzi –
rzecz jasna także poprzez ludzi, których wybrał, bo tak zechciał.

Taka
była i jest pewność, której nic nie może przysłonić. Właśnie
z tego powodu moje
serce jest dziś wypełnione dziękczynieniem wobec Boga,

gdyż sprawił, że nigdy nie brakowało całemu Kościołowi – a
także i mnie – Jego pociechy, Jego światła, Jego miłości.
Przeżywamy
Rok Wiary, którego pragnąłem, właśnie po to, aby umocnił
naszą wiarę w Boga

w kontekście, który zdaje się stawiać Go coraz bardziej na drugim
planie. Chciałbym zachęcić wszystkich do odnowienia
mocnego zaufania w Panu, by powierzyć się jak dzieci w ramiona
Boga,

będąc pewnymi, że ramiona te zawsze nas wspierają i są tym, co
pozwala nam kroczyć każdego dnia, nawet w utrudzeniu. Chciałbym,
aby każdy
czuł się miłowanym przez tego Boga,

który dał swego Syna za nas i ukazał nam swoją miłość bez
granic. Chciałbym, aby każdy poczuł radość bycia
chrześcijaninem. […]
Tak, jesteśmy szczęśliwi
z powodu daru wiary. Jest to najcenniejsze dobro, którego nikt nie
może nam zabrać!

Dziękujemy za to Bogu każdego dnia, przez modlitwę i konsekwentne
życie chrześcijańskie. Bóg nas miłuje, ale oczekuje, że także
i my Go będziemy kochali! […]
W
ciągu tych ostatnich miesięcy odczułem,
że moj
e
siły osłabły

i nieustannie prosiłem Boga na modlitwie, aby oświecił mnie swoim
światłem, żebym
podjął najwłaściwszą decyzję

nie
dla mego dobra, ale dla dobra Kościoła.

Podjąłem ten krok z pełną świadomością jego wagi, a także
nowatorstwa, ale
z głębokim pokojem ducha.

Umiłowanie Kościoła oznacza także odwagę, by podejmować trudne
wybory, bolesne, mające zawsze na względzie dobro Kościoła, a nie
samych siebie.
Tu
pozwólcie mi powrócić jeszcze raz do 19 kwietnia 2005 roku.
Ciężar decyzji wynikał z faktu, że od
tej chwili byłem już oddany naprawdę na zawsze Panu.

Na zawsze – bo
kto podejmuje się posługi Piotrowej, ten
już
nigdy
nie będzie miał prywatności.
Należy
zawsze i całkowicie do wszystkich, do całego Kościoła. Z
jego życia –
by tak rzec –
znika
całkowicie wymiar prywatny.

Mogłem doświadczyć, i doświadczam tego właśnie teraz, że tylko
ten, kto daje swe życie, ten je otrzymuje.

Powiedziałem już, że wielu ludzi, którzy kochają Pana Boga,
kochają również Następcę
Świętego
Piotra i są doń przywiązani. Papież
ma rzeczywiście braci i siostry, synów i córki na całym świecie

i czuje się bezpiecznie w ich wspólnocie, bo nie należy już do
siebie samego, należy do wszystkich i wszyscy należą do niego.
„Zawsze”
oznacza również „na
zawsze”

nie można już powrócić do prywatności. Moja
decyzja o rezygnacji z czynnego wypełniania posługi nie odwołuje
tego.

Nie powracam do życia prywatnego, do życia złożonego z podróży,
spotkań, przyjęć, konferencji, czy
tym podobnych…
Nie
porzucam
Krzyża,
lecz pozostaję w nowy sposób przy ukrzyżowanym Panu!

Nie sprawuję już dłużej władzy nad Kościołem, lecz
w posłudze modlitwy pozostaję

by tak rzec

w otoczeniu
Świętego
Piotra.
Święty
Benedykt, którego imię noszę jako Papież, będzie w tym dla mnie
wielkim wzorem. On wskazał nam drogę życia, które –
czynne
czy bierne –
należy całkowicie
do dzieła Boga.
Dziękuję
wszystkim i każdemu z osobna, także za
uszanowanie
i zrozumieni
e,
z jakimi przyjęliście tę tak ważną decyzję.

Będę wam towarzyszył na drodze Kościoła przez modlitwę i
refleksję, przez to poświęcenie Panu i Jego Oblubienicy, jakim
starałem się żyć dotychczas każdego dnia i
którym chcę żyć zawsze.

Proszę was, abyście o mnie pamiętali przed Bogiem, a przede
wszystkim, abyście się modlili za Kardynałów,
którzy zostali powołani do tak ważnego zadania oraz za
nowego Następcę Piotra: niech Pan mu towarzyszy światłem i mocą
swego Ducha.”
Kochani,
właśnie dzisiaj po to tu jesteśmy, aby wypełnić tę prośbę
Ojca Świętego. A jednocześnie, jest to dla nas doskonała okazja
do tego, byśmy głęboko
w sercu zastanowili
się, co
dla nas oznacza ten Pontyfikat,

czym każdą i każdego z nas obdarował odchodzący Papież i
jaki mądry użytek możemy zrobić z tego wszystkiego, co
przeżywamy?

A wcześniej jeszcze – przemyśleć, co
my w rzeczywistości przeżywamy?

Z
całą pewnością, jakieś światło – jak zawsze – rzuca nam
Boże
Słowo.

A jest to Słowo, jakie Liturgia Kościoła przewiduje na
Uroczystość
Świętych Apostołów Piotra i Pawła,
a
zatem w ten dzień, kiedy Kościół jakoś tak najmocniej i
najserdeczniej modli
się za Piotra naszych czasów

– we wspomnienie Jego Patrona. I właśnie w tymże Słowie
odnajdujemy główne rysy misji apostolskiej – misji, jaką
najpierw podjęło Dwunastu, potem Święty Paweł, a przez dwa
tysiące lat ich
następcy.

Oto
w pierwszym czytaniu, z Księgi Dziejów Apostolskich, słyszymy opis
uzdrowienia człowieka chromego od urodzenia. Nie wiemy, czy miał
wiarę potrzebną do uzdrowienia i
czy spodziewał się tego, co go spotka
ło.
Raczej nie, bo on siedział tam tylko po to, aby wchodzących do
świątyni prosić o jałmużnę. Otrzymał znacznie więcej, a Piotr
wyraził to takimi słowami: Nie
mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa
Chrystusa Nazarejczyka, chodź
!
A
ten wstał – i poszedł.
To
pierwszy wymiar misji apostolskiej: nieść
światu Jezusa i uzdrawiać ten świat mocą Jezusa

– nawet, jeżeli dzisiejszy świat, dzisiejszy człowiek tego się
nie spodziewa, czy wprost tego nie chce! W każdym czasie i w każdym
miejscu trzeba dawać
świadectwo swojej wiary i leczyć świat z ni
ewiary
i grzechu

– tych najgroźniejszych współczesnych chorób.

Z
kolei, drugie czytanie przynosi nam słowa Apostoła Pawła:
Oświadczam
więc wam, bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelia nie jest
wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się
od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus
.
Z
całą pewnością, słowa te może uczynić swoimi
– i uczynił – każdy z następców Apostołów, słowa te
stanowią także swoiste
motto
posługi papieskiej Benedykta XVI.

Odnajdujemy w nich kolejny wymiar misji apostolskiej: świadczyć i
przekonywać wszystkich, że Ewangelia
jest prawdą, jest prawdziwym przesłaniem Jezusa dla każdego
człowieka.

I
wreszcie perykopa
ewangeliczna,
opisująca powierzenie
Piotrowi władzy nad Kościołem:

potrójne, przy jednoczesnej potrójnej rehabilitacji po potrójnym
zaparciu się przez Piotra swego Mistrza w godzinie Męki… I te
bardzo mocne słowa, którymi Jezus niejako kończy ową papieską
konsekrację swego pierwszego Apostoła: Paś
owce moje. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy,
opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się
zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i
poprowadzi, dokąd nie chcesz

Jest
to następny wymiar misji apostolskiej: pełnić
wolę Jezusa, wszystko czynić w imię Jezusa, stale pamiętać –

jak wyraźnie zaznaczył to wczoraj Ojciec Święty –

że Kościół należy do Jezusa,

a nie jest prywatnym folwarkiem tego lub innego Biskupa, czy nawet
Papieża; folwarkiem, w którym można robić i mówić, co się chce
i kiedy się chce. Żaden ze współczesnych Apostołów nie może o
tym zapomnieć, czym
tak naprawdę jest Kościół i do kogo należy

Moi
Drodzy, Ojciec Święty, Benedykt XVI, realizował te wszystkie
wymiary misji apostolskiej: leczył
świat z grzechu niewiary,
leczył
z relatywizmu,

ucząc wiary
właściwie
od
podstaw
i
pokazując, iż podstawy wiary są rozumne
!
Następnie:
świadczył o pięknie i prawdziwe Ewangelii, a w tym wszystkim – z
całą właściwą sobie pokorą pełnił
wolę samego Jezusa, służąc Mu z 
autentycznym
oddaniem w Jego Kościele.

W
wieku siedemdziesięciu ośmiu lat, a więc gdy się już faktycznie
zestarzał, został
opasany i poprowadzony tam, gdzie chyba nie do końca chciał,

chociaż może trochę się tego spodziewał. Wiemy, że prosił
Pana, aby Mu
tego nie robił, aby Go nie wybierał. Pan
jednak chciał inaczej,

a my z tego tylko
skorzystaliśmy.

Wierzymy
głęboko, że w to całkowite poddanie się Benedykta XVI woli
Jezusa wpisuje
się także decyzja, której jesteśmy świadkami,

którą przeżywamy, chociaż może nie wszyscy i nie do końca ją
rozumiemy. Wierzymy głęboko, że to
Pan sam chciał, aby Jego Sługa i Namiestnik udał się na miejsce
modlitwy

– i aby tam kontynuował swoje dzieło.
On
sam, Bóg Jedyny, raczy wiedzieć, co tak naprawdę przynosi większe
owoce dla budowania Królestwa Bożego w sercach ludzkich: aktywna
działalność, nauczanie, czy może cicha modlitwa i cierpienie
gdzieś
na
zapleczu?

Nie wiemy tego tak do końca, Pan to wie – z pewnością, wszystko
jest konieczne, ale co
jest bardziej owocne?

Zwłaszcza dzisiaj?…
Dobrze
byłoby, Kochani, abyśmy starali się w swoim codziennym,
chrześcijańskim życiu połączyć te wszystkie formy
zaangażowania: aktywne
działanie, pogłębianie wiedzy religijnej i ogromn
ą
modlitw
ę.
A Benedykt XVI właśnie
tego
wszystkiego nas uczy. Zechciejmy skorzystać z tego wzorca, jaki nam
zostawił!
Zechciejmy
często wgłębiać
się w treści, związane z wiarą:

czytajmy na ten temat jak najwięcej, oglądajmy dobre programy,
chętniej
sięgajmy po prasę katolicką, nie bójmy się wziąć udziału w
różnego rodzaju warsztatach,
rekolekcjach, pielgrzymkach

Bo
jak można
zrozumieć taką
oto
sytuację, że
specjalizujemy się i ciągle podnosimy swoje kwalifikacje w tylu
różnych dziedzinach,
a jeśli idzie o
poziom wiedzy religijnej, to często jesteśmy jeszcze na poziomie
„Bozi”?

A potem się dziwimy, że wiara nam nic nie daje, że nas nie
pociąga, że
nas nudzi

Tak na marginesie, to właśnie Benedykt XVI bardzo często zwracał
uwagę na zjawisko chrześcijan
znudzonych wiarą.

Ale
jak może nie nudzić coś, co
nie fascynuje?

A jak może zafascynować coś, czego
się nie zna?
I
ktoś, kogo
się nie zna, z
kim się nie
weszło w głębsze relacje?

Dlatego
zacznijmy naprawdę czytać Pismo
Święte, Katechizm
Kościoła
Katolickiego; zacznijmy
zgłębiać
podstawy wiary,

podejmować dyskusje na te tematy. Przeczytajmy
uważnie
i przemyślmy dogłębnie
wszystkie trzy tomy wspomnianego już dzieła Papieża: „Jezus
z Nazaretu”

Bo
my naprawdę
nie
możemy być takimi ignorantami na odcinku wiary, ludźmi nic nie
wiedzącymi, gdy idzie o nauczanie Chrystusa i Kościoła; ludźmi
zupełnie
nie zorientowanymi w podstawowych kwestiach moralnych i społecznych,
nauczanych przez Kościół.

To dlatego na odcinku politycznym, na odcinku społecznym, ale też i
tym moralnym wybieramy tak fatalnie, tak błędnie, tak bardzo
dla
samych siebie szkodliwie – bo my nie
mamy pojęcia o tym, jak te sprawy określa Jezus;

jak i
co
w Jego imię
mówi o tym Ojciec Święty! Obojętnie, który…
I
dlatego przykładamy ucha do
wszystkich głupkowatych sensacyjek,

serwowanych
nam przez media „mętnego nurtu”;
i dlatego ciągle spodziewamy się zniesienia celibatu, legalizacji
aborcji,

eutanazji
i
tak
zwanych związków partnerskich

– nienormalnych
i niemoralnych,
patologicznych związków, tworzonych przez ludzi dotkniętych
chorobą homoseksualizmu; to dlatego ciągle spodziewamy
się jakiejś zmiany w kwestii moralności czy niemoralności
małżeńskiej

i akceptacji dla różnych form grzechu przedmałżeńskiego i
pozamałżeńskiego…
To
wszystko właśnie dlatego, że wiara dla nas często
nie jest niczym
więcej, jak tylko
zmurszałą
w swej formie i w swym wyrazie list
ą
nakazów i zakazów,

podczas gdy wiara – to tak naprawdę spotkanie
z żywym Jezusem! To prawdziwa fascynacja Jezusem! To autentyczne
rozkochanie się w Jezusie! To najgłębsze poznanie Jezusa!

Takiej
wiary uczył nas Benedykt XVI, w duchu takiej wiary modlił się
szczerze, jak dziecko – widzieliśmy to nieraz na zbliżeniach
kamer; piękno takiej wiary nam ukazywał i przekonywał nas, że dla
dzisiejszego pogubionego i samoniszczącego się świata nie
ma innego ratunku, jak wiara! Powrót do źródeł wiary, do jej
podstaw

Kochani,
uwierzmy Papieżowi Benedyktowi XVI! Nie
zmarnujmy Jego dziedzictwa i tego całego, przeogromnego

bogactwa,
jakie nam zostawił.
My
naprawdę już nie mamy innego wyjścia! Dla nas już dzisiaj nie ma
innego ratunku – tylko zwrócenie się do Jezusa: nie
do mitu o Jezusie, ale do żywego Jezusa!

Tego właśnie
uczył
nas
Benedykt
XVI i o tym chciał nas przez osiem lat przekonać! Dziękujmy
dziś Bogu za to papieskie staranie!
Dziękujmy
dziś Bogu z całego serca za
tego
pokornego,
mądrego i rozmodlonego Pasterza!
Moi
Drodzy, to naprawdę nie przypadek, że na te nasze zwariowane czasy
Pan
dał nam
właśnie
takiego
Papieża
.
I
chyba nie przypadek, że ten Papież teraz wysłał taki, a nie inny
sygnał całemu
zwariowanemu światu: właśnie
to odejście w ciszę, jakie
teraz,
w
tej godzinie się dokonuje

Kochani,
tu nic się nie stało przypadkowo… To wszystko dla nas… Tylko –
co my z tym zrobimy?… Jak
udźwigniemy tak
wielkie
duchowe

bogactwo?

Jak wykorzystamy tak
wielki
intelektualny
potencjał?

Co
my z tym wszystkim zrobimy?

I
jak my się Bogu wytłumaczymy na Sądzie, jeżeli nic nie
zrobimy?… 

7 komentarzy

  • Księże Jacku, dziękuję za wspaniałe rozważanie, które sprowokowało mnie do zabrania głosu na forum naszego bloga. Kiedy zastanawiam się jakiego Papieża wskaże nam i kardynałom zebranym na konklawe Duch Święty, obawy moje budzi "czarnoskóry papież". Znając nastawienie osób, zwłaszcza starszych z mojego grona, boję się aby wielu z nich nie odwróciło się od kościoła. Jednocześnie przypominam sobie również wątpliwości przy wyborze biskupa Niemca. Czas pokazał, że obawy te były niepotrzebne. Jak wiele dobra zostawił nam ten Papież Benedykt XVI, możemy ocenić teraz po jego rezygnacji. Całym sercem modlę się o rozsądek, dobry wybór i posłuszeństwo Duchowi Świętemu dla wszystkich kapłanów biorących udział w najbliższym konklawe. Wierzę, że nowy następca św. Piotra poprowadzi łódź Piotrową do bezpiecznego portu. Jednoczmy się w tej modlitwie wszyscy i oczekujmy dobra, które Pan dla nas przygotował.

    Mirka

    • Ja bym się niezmiernie cieszył, gdyby rzeczywiscie kolejny papież był czarnoskóry. Zwłaszcza w kontekscie buszujących po ludzkich głowach wiarach w przepowiednie :). Może Najwyższy tak to ustawi, zobaczymy :).

  • Dziękuję za Wasze wypowiedzi i za to, że żyjecie sprawami Kościoła. To wspaniałe i piękne świadectwo wiary. Ja osobiście z wielką radością i nadzieją przyjmę każdego Papieża, jakiego wskaże Duch Święty, bez względu na to, czy będzie to Papież czarnoskóry, żółtoskóry, czy jeszcze inny. Każdy będzie naszym Przewodnikiem na drogach wiary. Ks. Jacek

  • Sede vacante to nie koniec świata. Również byłem zaskoczony decyzją papieża Benedykta XVI, ale ją zaakceptowałem. Dla mnie nie ma znaczenia skąd przybędzie nowy papież. Będąc swojego czasu (dawno temu) młodą osobą, od starszych osób słyszałem wiele przepowiedni na ten temat. Bez względu na wszystko, bedzie to i tak Nasz papież..

    Pozdrawiam;
    Pepe

  • Sede vacante to nie koniec swiata. Sedewakantysci żyją z tym już 55 Lat 🙂 ;). Uważam, że nie można przechodzić nad decyzją Benedykta XVI tak, jakby nic się nie stało, ot – taka zwykła rzecz. Otóż stało się i moim zdaniem Bóg chciał nam cos powiedzieć poprzez ten niezwykły krok. Do mnie trafiła homilia abp. Michalika z przesłaniem, że odejcie papieża to "dzwon na alarm dla swiata". Tylko czy ktos ten alarm usłyszy? Im więcej czytam i słucham ochów i achów o zwolnieniu papieskiego tronu – zwłaszcza ze strony osób, które z Kosciołem i wiarą mają tyle wspólnego, że o nich słyszeli – tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to ma wymiar szczególny.

  • Ja też uważam, że nie można traktować tej sprawy na zasadzie: nic się nie stało. Oszem, stało się, bardzo dużo się stało i coś ważnego się stało. Tylko ja wrócę jeszcze raz do pytania, które postawiłem w rozważaniu: Co my z tym zrobimy? Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.