Czego się spodziewamy po Jezusie?…

C

Szczęść Boże! Wczorajsze Wasze wpisy, Kochani, zdominowała rocznica powrotu do Domu Ojca Błogosławionego Jana Pawła II. To dobrze, bo do Jego Osoby i nauczania ciągle musimy wracać. Dlatego proponuję, abyśmy nie zamykali jeszcze tej dyskusji, ale ją kontynuowali także dzisiaj… Oczywiście, wszystkie inne tematy także mile widziane.
       Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Środa
w Oktawie Wielkanocy,
do
czytań: Dz 3,1–10; Łk
24,13–35
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Gdy
Piotr i Jan wchodzili do świątyni na modlitwę o godzinie
dziewiątej, wnoszono właśnie pewnego człowieka, chromego od
urodzenia. Kładziono go codziennie przy bramie świątyni, zwanej
Piękną, aby wstępujących do świątyni prosił o jałmużnę.
Ten, zobaczywszy Piotra i Jana, gdy mieli wejść do świątyni,
prosił ich o jałmużnę.
Lecz
Piotr wraz z Janem przypatrzywszy mu się powiedzieli: „Spójrz na
nas”. A on patrzył na nich, oczekując od nich jałmużny. Piotr
powiedział: „Nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W
imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!” I ująwszy go za
prawą rękę, podniósł go. Natychmiast też odzyskał władzę w
nogach i stopach. Zerwał się i stanął na nogach, skacząc i
wielbiąc Boga.
A
cały lud zobaczył go chodzącego i chwalącego Boga. I rozpoznawali
w nim tego człowieka, który siadał przy Pięknej Bramie świątyni,
aby żebrać, i ogarnęło ich zdumienie i zachwyt z powodu tego, co
go spotkało.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
W
pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi,
zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy.
Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak
rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i
szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie
poznali.
On
zaś ich zapytał: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w
drodze?” Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas,
odpowiedział Mu: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w
Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”.
Zapytał ich: „Cóż takiego?”
Odpowiedzieli
Mu: „To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem
potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak
arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali.
A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela.
Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to
stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: Były
rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i
opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż
On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko
tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”.
Na
to On rzekł do nich: „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca
do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie
miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?” I zaczynając
od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we
wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do
wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej.
Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami, gdyż ma się ku
wieczorowi i dzień się już nachylił”.
Wszedł
więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął
chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy
otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I
mówili nawzajem do siebie: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy
rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”
W
tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali
zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: „Pan
rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Oni
również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy
łamaniu chleba.
Jak
można być tak blisko Jezusa, a nie widzieć Go,
nie słyszeć, nie rozumieć, nie poznać?
… A jednak –
można… Jak już wielokrotnie podkreślaliśmy sobie – o czym
zresztą wiemy z katechezy – Ciało Jezusa po Zmartwychwstaniu było
ciałem uwielbionym, a więc w jakiś sposób innym,
aniżeli to,
któremu Apostołowie przyglądali się przez trzy lata. Był to
jednak Jezus – ten sam, nie ktoś inny… Pomimo tego,
Uczniowie Go nie poznali, chociaż rozmawiał z nimi, wyjaśniał
Pisma, mówił tak jasno i tak kompetentnie o dziejowej misji
Mesjasza.
Czy
naprawdę ani przez chwilę nie zastanowiło to ich, ani przez moment
nie dało do myślenia, że gdzieś już kiedyś słyszeli podobny
sposób nauczania?
… A może nawet – całkiem niedawno
słyszeli?… Nie, jednak nie…
I
dopiero przy stole, kiedy razem zasiedli – zauważmy, też nie od
razu! – poznali Go… Po łamaniu chleba… Okazało się,
że ten gest przełamał ową dziwną barierę dezorientacji,
jakiegoś zaciemnienia umysłów i oczu – i dopiero wówczas
poznali…
A potem to ogromne niedowierzanie w stosunku do samych
siebie: Czy serce nie pałało
w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał
?
Jak
się okazało – jednak nie…
Kochani,
całe to dość niezwykłe wydarzenie ogniskuje, jak w soczewce, te
wszystkie sytuacje, w których drogi
ludzkie rozchodzą się z drogami Bożymi,

kiedy Boże plany nie schodzą się z ludzkimi planami, oraz kiedy
Bóg jest blisko, a człowiek Go nie widzi,

nie zauważa, nie słyszy, nie rozumie Jego działania…
W
rozmowie z tajemniczym Człowiekiem, w którym nie rozpoznali Jezusa,
Uczniowie wyrażają swoje
rozczarowanie, swój zawód

tym, czego doświadczyli ze strony Jezusa. A dokładniej – czego
nie doświadczyli. Wyrazili to w bardzo znamiennych słowach:
Arcykapłani
i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się
spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Teraz zaś po
tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało.

Właśnie:
a
myśmy się spodziewali…

To
jest cały dramat rozmijania się człowieka z Bogiem. Tak to należy
dokładnie ująć: rozmijanie
się człowieka z Bogiem. Nie Boga z człowiekiem,

bo Bóg wychodzi naprzeciw człowieka, wychodzi na spotkanie,
wychodzi na ludzkie drogi. Ale to
człowiek jakoś tak wszystko poplącze i zamiesza, że się gdzieś
z tym swoim Bogiem rozminie.

I tak się dzieje często – i na wielu płaszczyznach. Czyż
na to nie wskazują nawet usłyszane przed chwilą czytania?
Opisane
w dzisiejszej Ewangelii
Wydarzenie
Emaus wielu porównuje do Mszy Świętej.

Zauważmy – najpierw
Liturgia Słowa:

cytowanie
i wyjaśnianie Pism,
a potem Liturgia
Eucharystyczna,

czyli łamanie chleba tam, przy stole…
Natomiast
w
pierwszym dzisiejszym
czytaniu
słyszymy opis
uzdrowienia człowieka chorego od urodzenia.

On nie spodziewał się tego, co go spotkało. On chciał jałmużny.
Dostał dużo więcej. Ale nawet kiedy patrzył na Apostołów, to
tylko jako na potencjalnych darczyńców upragnionej materialnej
pomocy…
On się nawet nie domyślał, nie dostrzegł tego w żaden sposób,
że w
osobach Apostołów spotkał w tym momencie samego Jezusa i
doświadczył Jego uzdrawiającej mocy…

I
te właśnie obie
sytuacje, przedstawione w dzisiejszych czytaniach, nasuwają nam
skojarzenie
z wieloma sytuacjami z naszego życia, z naszej codzienności, w
której Pan także wychodzi nam na spotkanie, a my go zwyczajnie nie
dostrzegamy.

Ma to miejsce zarówno w czasie Mszy Świętej, jak i w wielu
sytuacjach, dokonujących się w naszym życiu, kiedy to Jezus jest
tuż, tuż, a wręcz jest przy nas, mówi do nas, jest między nami,
a my Go nie zauważamy.
Na
Mszy Świętej jest

w swoim Słowie, jest pod Postaciami Eucharystycznymi, jest w osobie
celebrującego kapłana, jest w zgromadzonym ludzie Bożym. A wielu –
pomimo tego – przychodzi do kościoła tylko
dla spełnienia obowiązku,

w ogóle nie dostrzegając obecności Pana. Czy
serce nie pała w nich, kiedy Jezus Pisma wyjaśnia?

A kiedy bierze chleb do ręki, aby uczynić go swoim Ciałem?
Uczniowie w Emaus w
tym momencie Pana rozpoznali,
my
Go nawet i w tym momencie często nie zauważamy.
I
przystępujemy do Komunii Świętej, i chodzimy do kościółka co
niedzielę, a
rozmijamy się z Jezusem.

Serce nie pała w nas, kiedy Jezus Pisma wyjaśnia, przeto trudno się
dziwić, że to
serce nawet nie zadrga, kiedy się coś złego mówi lub robi.

I
podobnie jest w sytuacjach codziennych, kiedy to Jezus dokonuje
czytelnych gestów, daje wyraźne znaki

– także te pogodowe – a wszyscy tłumaczą to, jak mogą, mało
kto dostrzega działanie Jezusa przez te sytuacje… Podobnie, jak
chromy z dzisiejszego pierwszego czytania, tak
i my nie
dostrzegamy, że to Jezus podszedł, aby podać nam rękę.

My
Go nie poznajemy, dlatego też
często wyrażamy – jeżeli nawet nie słowami, to swoją postawą
– właśnie to
rozczarowanie, wypowiedziane przez Uczniów: a
myśmy się spodziewali

Właśnie, a myślmy się spodziewali… A
tu coś innego, aniżeli to, czego się spodziewaliśmy… I tak to
się właśnie ciągle dzieje – raz za razem…
Jezus
przychodzi, a my się ciągle kogoś
innego lub czegoś innego – spodziewamy…

4 komentarze

  • Myślę, że my też często nie widzimy Jezusa w naszej codzienności, nie rozróżniamy Jego natchnień od naszych własnych pomysłów. Nie dostrzegamy, że niekiedy mówi do nas przez drugiego człowieka. Oczekujemy, że przyjdzie z tabliczką „Jestem Jezus” i spyta ” co chcesz abym Ci uczynił”. Nawet na modlitwie, nie słyszymy Jego głosu, bo albo nie dopuszczamy Jego do głosu mówiąc beznamiętnie swój monolog, albo nasze uszy, serce, sumienie wymagają lekarza….
    Panie Jezu, uzdrawiaj w nas to co chore, daj słyszeć Twój głos, pozwól odczytać każde poruszenie naszych serc.

  • Tak się szczęśliwie złożyło, że dziś rano odsłuchałam archiwalnego nagrania kazania ks Piotra Pawlukiewicza z 8 maja 2011r, które było o dzisiejszej ewangelii. Jakoś tak trafiła do mnie interpretacja ks odnośnie fragmentu o "oczach na uwięzi" .Ks Pawlukiewicz uważa, że niektórzy tłumaczą ten fragment jako oczy przybite do ziemi, do spraw ziemskich, do naszych problemów, do tego co doczesne.Dlatego jesteśmy smutni bo oddalamy się od tego co święte i od Jezusa Zmartwychwstałego.Trzeba przyjrzeć sie naszemu smutkowi. Bo to z nami jest coś nie tak a nie z wszystkimi do okoła. I kiedy uczniowie odchodzą od Jerozolimy, od Jezusa Zmartwychwstałego, można powiedzieć idą grzeszyć to co robi Jezus? Przyłącza się do nich, idzie z nimi i daje się poznać. Jaka to jest nadzieja dla nas wszystkich, że kiedy idziemy do Emaus czyli oddalamy się od Boga to On idzie z nami, szuka nas. Na podst ww Kazania.
    Renata B

  • Do dzisiejszego dnia , kazania wydawało mi się że to ja szukam Jezusa i ciągle jeszcze Go nie znalazłam .Nie znalazłam bo szukałam tej tabliczki "TO JA JEZUS". Dziękuję księże Jacku że Bóg działając przez Ciebie otwarł me oczy i uszy .

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.