Uwierzyć – tylko?…

U

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym imieniny przeżywała
Weronika Niedźwiedzka, moja Siostrzenica, której wraz całą
Rodziną życzymy, aby była nadal taką naszą wielką radością,
jaką jest, a wpatrzona w swoją Patronkę, odkrywała oblicze
Chrystusa w każdym człowieku, jakiego spotka na swojej drodze!
Imieniny
wczoraj przeżywał także Ksiądz Andrzej Biernat, niegdyś –
Ojciec Duchowny Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej, a obecnie: Dziekan
mojego rodzinnego Dekanatu, w Białej Podlaskiej. Życzę Drogiemu
Solenizantowi wszelkich Bożych natchnień i błogosławieństw!
Dzisiaj
natomiast imieniny przeżywa Agata Witek, należąca w swoim czasie
do jednej z młodzieżowych Wspólnot.
Przeżywa
je także Agata Bogusz, moja była Uczennica z Liceum Lelewela w
Żelechowie, Osoba zaangażowana w działalność młodzieżową w
tamtejszej Parafii.
Życzę
Solenizantkom, aby były dobre i niosły dobro innym – zgodnie z
treścią Ich imienia.

Solenizanta
i Solenizantki zapewniam o modlitwie!
Moi
Drodzy, serdecznie dziękujemy Księdzu Markowi za wczorajsze słówko.
Coraz częściej proszę tutaj różne Osoby, szczególnie szukające
jakiegoś głębszego kontaktu z Bogiem, aby uważnie odczytały
kolejne słówka Księdza Marka – nawet, jeżeli na co dzień nie
czytają bloga. Dla mnie też to słówko każdorazowo jest wielkim
wsparciem.
A
wczorajsze – oprócz treści religijnych – zawierało w sobie
także elementy „szklarskoporębowe”. Zobaczcie, moi Drodzy, jaki
ten świat teraz mały: tysiące kilometrów między nami, a przepływ
informacji, w tym także zdjęć, dokonuje się w przeciągu kilku
sekund… To teraz pomyślmy, jak szybko przepływają sygnały
między nami a Panem! Zanim coś powiemy lub pomyślimy – On już o
tym wie!
Dziękuję
Księdzu Markowi (nie zapominajmy: Kanonikowi!) za wczorajsze mądre
i głębokie refleksje, a Wam wszystkim za życzliwość i
pozdrowienia – na blogu i przez telefon. Pozdrawiamy naszą małą,
ale świetną Ekipą, z tego niezwykłego miejsca! Śniegu jest
bardzo dużo – padał przez całą niedzielę. Ale wczoraj już nie
padał. I cały dzień był w słońcu.
Pamiętamy
o Was w naszych codziennych modlitwach!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Wtorek
4 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Agaty, Dziewicy i Męczennicy,
do
czytań: Hbr 12,1–4; Mk 5,21–43

CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia:
Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, odłożywszy wszelki
ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi,
winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na
Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to
zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie
bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga.

Zastanawiajcie
się więc nad Tym, który ze strony grzeszników taką wielką
wycierpiał wrogość przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani
na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi,
walcząc przeciw grzechowi.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Gdy
Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał
się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem.
Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy
Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka
dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła.”
Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd
Go
ściskali
.

A
pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele
przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic
jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o
Jezusie, więc 
zbliżyła
się z

tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła
bowiem: „
Żebym
się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też
ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z
dolegliwości.

A
Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego.
Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto się dotknął mojego
płaszcza?” Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum
zewsząd Cię ściska, a pytasz:
«Kto
się Mnie dotknął?
»
On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła.
Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co
się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę.
On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w
pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”.

Gdy
On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i
donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz
Nauczyciela?” Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł
przełożonemu synagogi: „Nie bój się, wierz tylko!” I nie
pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana,
brata Jakubowego.

Tak
przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu
i głośnego zawodzenia, wszedł i rzekł do nich: „Czemu robicie
zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi.” I
wyśmiewali Go.

Lecz
On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka
oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało.
Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”,
to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań!” Dziewczynka
natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I
osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby
nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.

Chyba
do nas wszystkich Autor Listu do Hebrajczyków kieruje te oto słowa:
Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc
przeciw grzechowi.
Rzeczywiście, my nie przelewaliśmy
krwi w obronie wiary. I obyśmy nigdy nie musieli! Wiemy
jednak, że nie wszyscy na świecie mają tak dobrze, jak my. Myślimy
o tylu miejscach na kuli ziemskiej, gdzie za wiarę w Jezusa traci
się życie
– i to w sposób najbardziej brutalny i okrutny!
Takie to mamy cywilizowane czasy! Tyle się mówi o prawach
człowieka! Tylko chrześcijanom nie zawsze i nie wszędzie one
przysługują…

My
jednak możemy się cieszyć wolnością i swobodą w wyznawaniu
wiary. Co nie oznacza, że także nie musimy pokonywać rozlicznych
trudności. A wśród nich – tych największych, których źródło
tkwi w nas samych!
Oczywiście, wiemy o czym mowa. O czym?

O
grzechu,
któremu tak łatwo ulegamy. I właśnie walka z
pokusami do niego i z nim samym – to jest nasze największe
męczeństwo.
Bo musimy pokonywać swoje własne, wewnętrzne
opory
i złe skłonności, ale też różne komentarze, a
niekiedy wręcz drwiny i przeszkody ze strony otoczenia!
Z
takimi dokładnie problemami musieli się zmierzyć bohaterowie
dzisiejszej Ewangelii. Kobieta cierpiąca na upływ krwi przeciskała
się przez tłum,
który nie chciał jej dopuścić do Jezusa, a
Jair musiał wysłuchać wiadomości o śmierci swej córki – o
uratowanie której właśnie prosił – oraz zniechęcającego
pytania: Po co jeszcze trudzisz Nauczyciela?

Ale
w tym momencie odpowiedź Jezusa przyniosła pocieszenie i wsparcie.
Bo Jezus rzekł: Nie bój się, wierz tylko! Myślę,
że ta zachęta nie tylko do Jaira była skierowana. W jakiś
duchowy, wewnętrzny sposób, musiała ją usłyszeć kobieta
cierpiąca na krwotok, a także ci wszyscy Świadkowie wiary, na
których wskazuje dziś Autor Listu do Hebrajczyków. Wszyscy oni
dlatego wytrwali, nie zniechęcili się, nie odeszli od Jezusa, że
usłyszeli bardzo wyraźnie: Nie bój się, wierz tylko!

No,tak!
Łatwo powiedzieć: tylko wierz! Jakby to rzeczywiście było
„tylko” – zwłaszcza, kiedy trzeba oddać życie za
wiarę, albo ponieść cierpienie, albo przynajmniej doznać
nieprzyjemności ze strony ludzi. Ale czyż mamy inne wyjście,
aniżeli z całej siły zmierzać, a czasami rozpychać się wręcz
w drodze do Jezusa – tak, rozpychać się, przedzierając się
przez tyle różnych przeszkód wewnętrznych i zewnętrznych?

To
prawda, jeszcze nie opieraliśmy się aż do przelewu krwi,
walcząc przeciwko grzechowi.
Ale obyśmy pozostali wierni
Jezusowi w obliczu tego codziennego „upływu krwi”, na
który cierpiała kobieta z Ewangelii, a który można uznać za
symbol naszych codziennych trudności, cierpień, doświadczeń,
bólów i przeciwności… A nawet – naszego codziennego zmęczenia.
Obyśmy w obliczu tego wszystkiego – pozostali wierni! Obyśmy
tylko – albo: aż! – wierzyli!
Przykładem
i pomocą na tej drodze z pewnością będzie dla nas świadectwo
wiary Patronki dnia dzisiejszego, Świętej Agaty. Ona akurat
opierała się aż do przelewu krwi, przeto zalicza się
do tego wielkiego grona Świadków, o których mówi Autor Listu do
Hebrajczyków. Co wiemy o Świętej Agacie?
Jej
imię etymologicznie oznacza:
„dobra”, „dobrze
urodzona”, „ze szlachetnego rodu”.
Wiadomości o niej
czerpiemy zasadniczo z akt jej męczeństwa. W pierwszych
wiekach chrześcijaństwa istniał bowiem zwyczaj, że sporządzano
akta Męczenników. Większość z nich nie doczekała – niestety –
do naszych czasów.

Akta
męczeństwa Agaty pochodzą dopiero z V wieku i według nich
urodziła się ona w Katanii na Sycylii, około 235 roku. Po
przyjęciu Chrztu postanowiła poświęcić się Chrystusowi i żyć
w dziewictwie. Jej wyjątkowa uroda zwróciła uwagę Kwincjana,
namiestnika Sycylii, który zaproponował jej małżeństwo. Agata
jednak odmówiła,
czym wzbudziła
w odrzuconym senatorze
nienawiść i pragnienie zemsty.
Trwały wówczas prześladowania chrześcijan, zarządzone przez
cesarza Decjusza.

Kwincjan
aresztował Agatę.
Próbował ją zniesławić przez
pozbawienie jej dziewiczej niewinności, dlatego oddał ją pod
„opiekę” pewnej rozpustnej kobiety. Kiedy te zabiegi spełzły
na niczym,
namiestnik skazał Agatę na tortury, podczas
których odcięto jej piersi. W tym jednak czasie miasto nawiedziło
trzęsienie ziemi, wynikiem czego zginęło wielu pogan.
Przerażony namiestnik nakazał
zaprzestać mąk, gdyż dostrzegł w tym karę Bożą. Ostatecznie
Agata poniosła śmierć, rzucona na rozżarzone węgle, 5
lutego 251 roku.

Jej
ciało chrześcijanie złożyli w bezpiecznym miejscu poza miastem. W
następnych wiekach kolejni Papieże wystawili
ku
jej cz
ci
kilka świątyń.
Dowodzi
to wielkie
go
szacunku,
jak
im
otaczano ją w owych czasach.
Obecnie
ciało Agaty znajduje się w katedrze w Katanii.
Wpatrując
się w przykład jej świętości, a jednocześnie wsłuchując się
uważnie w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się, co
dla nas jest takim największym i najbardziej bolesnym powodem
„upływu krwi”?
I jak sobie z nim radzimy? Czy przedzieramy
się – niekiedy wręcz rozpaczliwie – do Jezusa? Czy stać nas na
to, by… tylko uwierzyć?…

4 komentarze

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.