Ojcze…

O

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, pozdrawiam z Samogoszczy, gdzie – jak w każdą niedzielę – pomagam duszpastersko. 
Na głębokie i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek

 

17 Niedziela zwykła, C,
do czytań: Rdz 18,20–32; Kol 2,12–14; Łk 11,1–13

 

CZYTANIE Z KSIĘGI RODZAJU:
Bóg rzekł do Abrahama: „Skarga na Sodomę i Gomorę głośno się rozlega, bo występki ich mieszkańców są bardzo ciężkie. Chcę więc iść i zobaczyć, czy postępują tak, jak głosi oskarżenie, które do Mnie doszło, czy nie; dowiem się”.
Wtedy to dwaj mężowie odeszli w stronę Sodomy, a Abraham stał dalej przed Panem. Zbliżywszy się do Niego, Abraham rzekł: „Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? Może w tym mieście jest pięćdziesięciu sprawiedliwych; czy także zniszczysz to miasto i nie przebaczysz mu dla owych pięćdziesięciu sprawiedliwych, którzy w nim mieszkają? O, nie dopuść do tego, aby zginęli sprawiedliwi z bezbożnymi, aby stało się sprawiedliwemu to samo, co bezbożnemu! O, nie dopuść do tego. Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?”.
Pan odpowiedział: „Jeżeli znajdę w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych, przebaczę całemu miastu dla nich”.
Rzekł znowu Abraham: „Pozwól, o Panie, że jeszcze ośmielę się mówić do Ciebie, choć jestem pyłem i prochem. Gdyby wśród tych pięćdziesięciu sprawiedliwych zabrakło pięciu, czy dla braku tych pięciu zniszczysz całe miasto?”.
Pan rzekł: „Nie zniszczę, jeśli znajdę tam czterdziestu pięciu”.
Abraham znów odezwał się tymi słowami: „A może znalazłoby się tam czterdziestu?”.
Pan rzekł: „Nie dokonam zniszczenia przez wzgląd na tych czterdziestu”.
Wtedy Abraham powiedział: „Niech się nie gniewa Pan, jeśli rzeknę: może znalazłoby się tam trzydziestu?”.
A na to Pan: „Nie dokonam zniszczenia, jeśli znajdę tam
trzydziestu”.
Rzekł Abraham: „Pozwól, o Panie, że ośmielę się zapytać: gdyby znalazło się tam dwudziestu?”.
Pan odpowiedział: „Nie zniszczę przez wzgląd na tych dwudziestu”.
Na to Abraham: „O, racz się nie gniewać, Panie, jeśli raz jeszcze zapytam: gdyby znalazło się tam dziesięciu?”. Odpowiedział Pan: „Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu”.

 

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KOLOSAN:
Bracia:
Z Chrystusem pogrzebani jesteście w chrzcie, z Nim też razem zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który Go wskrzesił.
I was umarłych na skutek występków i «nieobrzezania» waszego ciała razem z Chrystusem Bóg przywrócił do życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny obciążający nas nakazami, usunął go z drogi, przygwoździwszy do krzyża.

 

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: „Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów”.
A On rzekł do nich: „Kiedy się modlicie, mówcie:
Ojcze, niech się święci Twoje imię;
niech przyjdzie Twoje królestwo.
Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień,
i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini;
i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie”.
Dalej mówił do nich: „Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: «Przyjacielu, użycz mi trzech chlebów, bo mój przyjaciel przybył do mnie z drogi, a nie mam, co mu podać». Lecz tamten odpowie z wewnątrz: «Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie». Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.
I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was ojców syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”.

 

Zażyłość Abrahama z Bogiem była tak wielka, że pozwoliła na przekroczenie granic tego, co wypada, a co nie wypada w relacji z Bogiem – i tak natarczywie zabiegać o uratowanie Sodomy i Gomory, że aż trudno nam uwierzyć, że w taki właśnie sposób można z Bogiem się targować. A jednak można – przynajmniej Abraham uznał, że można. Dlatego się targował!
Kiedy z ust Bożych padła bardzo wyraźna zapowiedź ukarania owych miast z powodu grzechów ich mieszkańców, wówczas Abraham – chcąc się za nimi wstawić – rozpoczął swoistą licytację z Bogiem, zmniejszając liczbę ewentualnych sprawiedliwych, których obecność w owych miastach miałaby je uratować. Usłyszana przez nas dzisiaj rozmowa została zakończona na liczbie dziesięciu sprawiedliwych, która to liczba wystarczyłaby do uratowania miast.
Dzisiaj już nie słyszymy, co było dalej, ale wiemy, że Abraham już dłużej się nie targował, nie licytował się, a miast i tak nie udało się ocalić. Bo – jak się miało okazać – nawet owych dziesięciu tam nie było… Nawet dziesięciu – w dwóch niemałych miastach! Bóg poszedł i tak na bardzo duże ustępstwa, ale niestety – nie przyniosło to skutku.
W całym tym dialogu zwróćmy jednak uwagę na niesamowitą ufność Abrahama, ale i jego odwagę; podkreślmy także ogromną cierpliwość i wspaniałomyślność Boga, a wreszcie – świadomość Abrahama, że już dalej faktycznie nie wypada się licytować i zmniejszać jeszcze bardziej liczbę owych sprawiedliwych. Bóg poszedł i tak na ogromne ustępstwa – dalej już naprawdę nie wypadało… Już nie można bardziej przeciągać struny…
To Abraham sam dostrzegł i to on się wycofał, nie Bóg. Ale i wcześniej – to Abraham podjął cały ten niesamowity targ i całą licytację. Pokazuje to, jak bardzo głęboko ufał Bogu, Jego miłosierdziu, ale też wiedział, że z Boga jednak nie można sobie stroić żartów, nie można Go lekceważyć i jakieś zasady we wzajemnych relacjach człowieka z Bogiem muszą jednak panować. Dlatego w odpowiednim momencie zakończył rozmowę. Wiedział, że w tym momencie winien ją zakończyć.
Czyli – że Bóg nie możeuczynić tego, co musi uczynić człowiek, a konkretnie: Bóg chce okazać miłosierdzie, ale musi tego jeszcze chcieć człowiek. Skoro człowiek nie chce i dlatego nic nie robi, aby to Boże miłosierdzie przyjąć, to – cóż… Abraham, który był tak bardzo blisko Boga, tak bardzo z Nim zjednoczony, wyczuł po prostu, rozpoznał swoim sercem, na ile – mówiąc kolokwialnie – może sobie pozwolić. I że po dojściu do owej granicy już dalej kroku zrobić nie można.
Raz jeszcze wyjaśnijmy: nie dlatego, że Bóg już nie jest w stanie zejść poniżej tej granicy, bo przecież jest w stanie zrobić wszystko! Ale jest pewna przestrzeń tego wzajemnego dialogu, którą musi zagospodarować człowiek. Jeżeli człowiek nie odpowie na inicjatywę Boga i nie wyjdzie ku Niemu – nie będzie dialogu. Niestety, w Sodomie i Gomorze nawet dziesięciu sprawiedliwych się nie znalazło…
Czy zatem mógł Abraham mieć pretensje do Boga, że ostatecznie nie wysłuchał jego próśb i zniszczył miasto? I czy – w związku z tym – możemy powiedzieć, że modlitwa Abrahama była bezwartościowa, bo bezskuteczna? Na oba pytania odpowiemy: nie!
Abraham nie mógł mieć pretensji do Boga, nie mógł także mieć poczucia, że jego modlitwa nie miała sensu i była bezwartościowa. Wprost przeciwnie, ta modlitwa, ta rozmowa z Bogiem – w tym przypadku: targowanie się, licytacja – była wyrazem wielkiego zaufania Abrahama do Boga, ale też wielkiej przyjaźni Boga z Abrahamem. I z całą pewnością rozmowa, której jesteśmy dziś świadkami, jeszcze tę przyjaźń zacieśniła. Pomimo tego, że nie udało się uzyskać tego, o co Abraham prosił Boga…
Właśnie do ukształtowania takiej więzi człowieka z Bogiem zachęca dziś Jezus w swojej Ewangelii. Zauważmy, że pretekstem do całej rozmowy była prośba uczniów: Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów. Kiedy zaś tę swoją prośbę wypowiedzieli? Zwróćmy na to uwagę, bo to bardzo znamienne: gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją. Co zatem skłoniło uczniów, by skierować do Jezusa taką właśnie prośbę?
Oczywiście – dobry przykład! Dobry przykład, jaki Jezus dał swoją postawą. Zanim zaczął im mówić o modlitwie, zanim zaczął ich uczyć modlitwy – najpierw się po prostu modlił! I oni to widzieli. Jakże ważnym, moi Drodzy, jest dobry przykład…
Dlatego naturalnym było, że uczniowie poprosili swego Mistrza, aby i ich nauczył. I rzeczywiście – Jezus uczy swoich Apostołów i współpracowników modlitwy. Najpierw słyszymy – w krótszej nieco wersji – słowa modlitwy, którą dziś zwykliśmy określać mianem Modlitwy Pańskiej, będącej w istocie wzorcem każdej chrześcijańskiej modlitwy. Znaczy to, że możemy zwracać się do Boga słowami samej wskazanej tu modlitwy, ale też – że na wzór tej modlitwy winniśmy kształtować każdą inną naszą modlitwę.
I w taki właśnie sposób zwracać się do Boga, jako do Ojca, prosząc nade wszystko o wypełnienie się Jego woli i przyjście Jego królestwa. A w łączności z tymi prośbami, niejako w ich kontekście, prosić dalej o chleb powszedni i przebaczenie grzechów.
Nad wszystkim zaś góruje i wyznacza kierunek naszej modlitwy ów zwrot: Ojcze. Jest to słowo – klucz całej dzisiejszej liturgii Słowa i całej naszej relacji modlitewnej z Bogiem. Jeżeli ja, wychodząc do Boga, traktuję Go jak Ojca, to wiem, że mogę Go prosić o wszystko i mogę Go prosić natarczywie, namolnie, mogę Mu ciągle zawracać głowę tym samym, mogę Mu ciągle przypominać – po tysiąc razy – o swoich potrzebach…
I mogę tak przeciągać strunę, jak to robił Abraham, i mogę przyjść nawet w środku nocy, i mogę złamać wszelkie konwenanse i granice etykiety, wyznaczającej być może, jak to się do Boga wypada zwracać, a jak nie wypada… Nie, dziecko do ojca mówi po prostu szczerze! I mówi wszystko, co na sercu leży. Dziecko przed ojcem nie dobiera słów, tylko – przepraszam za tę potoczność – „wali prosto z mostu”! Bo wie, że może – bo to w końcu ojciec, rodzic, najbliższa i najbardziej kochana osoba na świecie! Nie musi się go bać – no, chyba, że musi, ale wtedy mówimy o patologii, a nie o prawdziwej rodzinie.
W tych właściwych relacjach dziecka z rodzicem nie ma miejsca na strach, jest natomiast – na wzajemne zaufanie, na szczerość, na pełną otwartość! Dziecko, ufając swemu rodzicowi, mówi mu o wszystkim. Ale znakiem tegoż zaufania jest także to, że z ręki swego ojca przyjmie wszystko to, co ojciec chce mu dać. Nawet, jeżeli nie będzie to dokładnie to, o co prosił.
Bo ojciec po to jest ojcem i matka po to jest matką, aby swemu dziecku dawali tylko dobre rzeczy. Nawet, jeżeli ono, w danym momencie, prosi o coś innego. Doświadczenie życiowe rodziców i ich troska o dziecko, ich miłość do niego, nie pozwolą na to, by wzajemne relacje kształtował kaprys lub chwilowe zachcianki. I dlatego dziecko, ufając swemu rodzicowi, powinno przyjąć to, co rodzic mu daje.
Taką właśnie postawę chce w nas dzisiaj ukształtować Jezus, kiedy uczy nas modlitwy i określa, jak powinniśmy ją zanosić do Boga, ale nade wszystko i na pierwszym miejscu: każąc nam widzieć w Bogu miłującego Ojca. Nie urzędnika, nie czarownika,
spełniającego nasze trzy życzenia (albo i więcej), ale miłującego Ojca, który zawsze i we wszystkim chce naszego dobra.

Dlatego Jezus zachęca nas, abyśmy byli wytrwali na modlitwie, abyśmy się Bogu naprzykrzali, a nawet z Nim sprzeczali, ale – nade wszystko – abyśmy Mu bezgranicznie ufali! Abyśmy głęboko sobie w sercach zapisali te słowa Jezusowej nauki i zawsze o nich pamiętali: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was ojców syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.
Moi Drodzy, czy dobrze rozumiemy zamysł Jezusa? Jemu z pewnością nie chodzi o to, byśmy ułożyli naszą relację z Bogiem na zasadzie handlowej wymiany, że – powiedzmy – ja się pomodlę, odmówię Różaniec lub litanię, a Ty mi dasz to lub tamto. A jak pójdę na Mszę Świętą i przyjmę Komunię Świętą, to Ty mi w zamian dasz to lub owo. Moi Drodzy, to nie w tym rzecz.
Chrzest Święty – jak przekonuje nas Apostoł Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu – włączył w nas w pełną, duchową wspólnotę z Bogiem. Wspólnotę tę utrwalamy na modlitwie. I kształtujemy ją na modlitwie. Ale na takiej modlitwie, o jakiej dzisiaj mówimy, czyli nie transakcji handlowej, ale na pełnej ufności i miłości duchowej wspólnocie dziecka z Ojcem, który jest w Niebie…
Czy tak postrzegam tę wspólnotę? Czy mam pełne zaufanie do Boga – i dlatego przyjmuję z Jego ręki wszystko to, co mi daje, czy obrażam się na Niego, a może i odchodzę od Niego, bo nie dał mi tego, czego sobie akurat zażyczyłem?
Czy zawsze z takim zaufaniem wypowiadam słowo: Ojcze – i całą Modlitwę Pańską?… Może dzisiaj warto zwrócić na to szczególną uwagę?…

7 komentarzy

  • Ja dziś na temat jednego z Patronów dzisiejszego dnia jakim jest Święty Charbel, który nieoczekiwanie zaistniał w moim życiu. W 2014 roku odkryłam nowy Jego obraz w kościele NMP Królowej Polski, do którego nieraz zaglądam. Bardzo mnie zaintrygował, bo nie znałam tego świętego, więc szukając o Nim wiadomości " przypadkowo " odnalazłam m.i. blog autorki- malarki, która ten obraz malowała. Gościłam trochę na jej blogu, wspierałam ją trochę w walce z chorobą nowotworową, pozostała mi po Niej pamiątka, autorska książka " Wystarczy skinąć" z osobistą dedykacją z grudnia 2016r. Od tamtego czasu Święty Charbel zagościł okresowo w moich modlitwach. Będąc w lipcu b.r. w Licheniu, moja współlokatorka ofiarowała mi relikwie właśnie O. Charbela, w ten sposób przypominając mi o Sobie. Wczoraj zakończyłam Nowennę przed Jego dzisiejszym świętem.
    Święty Charbelu, wspieraj mnie i moich bliskich w drodze do nieba.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.