Będąc tak pełni życzliwości dla Was…

B

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Monika Nowicka, moja Siostra cioteczna, dla której modlę się o łaskę cierpliwości i pogody ducha w znoszeniu krzyża choroby, a jeśli to nie sprzeciwiałoby się woli Bożej – o łaskę powrotu do pełnego zdrowia.

Imieniny przeżywa dziś także Monika Szostakiewicz, zaangażowana w swoim czasie w działalność jednej ze Wspólnot młodzieżowych.

Urodziny natomiast przeżywa Sebastian Kucharski, za moich czasów – Lektor w Celestynowie.

Życzę Wszystkim świętującym łaski Bożej i wszelkich dobrych natchnień. Zapewniam o modlitwie!

A ja dzisiaj, moi Drodzy, udaję się po południ do Żelechowa, gdzie w Liceum im. Lelewela – w którym przez prawie dwa lata uczyłem – odbędzie się uroczystość pożegnania odchodzącej na emeryturę Pani Dyrektor Reginy Gromoł. Z wielką wdzięcznością myślę o dobru, jakiego doświadczyłem ze strony Pani Dyrektor w czasie mojej pracy w tejże Szkole – i życzliwości, jakiej do dziś doświadczam. Dlatego do wyrazów uznania i podziękowania – dołączam serdeczną modlitwę o wszelkie Boże błogosławieństwo i łaski dla Pani Dyrektor na całe życie!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wtorek 21 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Moniki,

do czytań: 1 Tes 2,1–8; Mt 23,23–26

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:

Sami wiecie, bracia, że nasze przyjście do was nie okazało się daremne. Chociaż ucierpieliśmy i jak wiecie, doznaliśmy zniewagi w Filippi, odważyliśmy się w Bogu naszym głosić Ewangelię Bożą wam, pośród wielkiego utrapienia.

Upominanie zaś nasze nie pochodzi z błędu ani z nieczystej pobudki, ani z podstępu, lecz jak przez Boga zostaliśmy uznani za godnych powierzenia nam Ewangelii, tak głosimy ją, aby się podobać nie ludziom, ale Bogu, który bada nasze serca. Nigdy przecież nie posługiwaliśmy się pochlebstwem w mowie, jak wiecie, ani też nie kierowaliśmy się ukrytą chciwością, czego Bóg jest świadkiem, nie szukając ludzkiej chwały ani pośród was, ani pośród innych. A jako apostołowie Chrystusa mogliśmy być dla was ciężarem, my jednak stanęliśmy pośród was pełni skromności, jak matka troskliwie się opiekująca swoimi dziećmi.

Będąc tak pełni życzliwości dla was, chcieliśmy wam dać nie tylko naukę Bożą, lecz nadto dusze nasze, tak bowiem staliście się nam drodzy.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus przemówił tymi słowami: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać. Przewodnicy ślepi, którzy przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda.

Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dbacie o czystość zewnętrznej strony kubka i misy, a wewnątrz pełne są zdzierstwa i niepowściągliwości. Faryzeuszu ślepy! Oczyść wpierw wnętrze kubka, żeby i zewnętrzna jego strona stała się czysta”.

Słuchając przekonujących wyjaśnień Świętego Pawła, skierowanych do Tesaloniczan, widzimy wyraźnie, że jego misja rzeczywiście nie była jakąś grą pozorów, czy chęcią błyśnięcia przed ludźmi własnym intelektem, czy zdolnościami, ale była wielkim darem serca i ofiarą życia, bez reszty oddanego uczniom – wychowankom.

Mocno przebija to w tym zdaniu: A jako apostołowie Chrystusa mogliśmy być dla was ciężarem, my jednak stanęliśmy pośród was pełni skromności, jak matka troskliwie się opiekująca swoimi dziećmi. Będąc tak pełni życzliwości dla was, chcieliśmy wam dać nie tylko naukę Bożą, lecz nadto dusze nasze, tak bowiem staliście się nam drodzy.

Wydaje się, że jeszcze mocniej pobrzmiewa to w innym przekładzie tegoż fragmentu, gdzie czytamy: Jako apostołowie Chrystusa mogliśmy być dla was ciężarem, ale my staliśmy się pośród was jak małe dzieci. I jak matka, która tuli swoje niemowlęta, byliśmy tak pełni życzliwości dla was, że chcieliśmy dać wam nie tylko Ewangelię Bożą, ale nawet nasze życie – tak bardzo staliście się nam drodzy.

Rzeczywiście, Paweł miał pełną świadomość, że – zgodnie z nauczaniem samego Jezusa – wspólnota wierzących ma obowiązek utrzymać swego pasterza, głosiciela jedynej Prawdy, on jednak z tego świadomie przez pewien czas zrezygnował, zarabiając na swoje utrzymanie pracą przy produkcji namiotów, aby nawet w najmniejszym stopniu nie być ciężarem dla swoich podopiecznych.

I w ogóle, kiedy tak uważnie śledzimy tok myśli Apostoła w usłyszanym przed chwilą pierwszym czytaniu, to może nawet odnosimy wrażenie, że się przed swymi uczniami tłumaczy, jakby się wręcz usprawiedliwiał z tego, co robi. Szczególnie, kiedy mówi: Nigdy przecież nie posługiwaliśmy się pochlebstwem w mowie, jak wiecie, ani też nie kierowaliśmy się ukrytą chciwością, czego Bóg jest świadkiem, nie szukając ludzkiej chwały ani pośród was, ani pośród innych.

Owszem, my dzisiaj wiemy, że te słowa były rzeczywiście odpowiedzią na różne, często dziwne i niezasadne zarzuty, stawiane mu przez przeciwników, ale on jakby jeszcze bardziej, niż było potrzeba, i jeszcze jaśniej, niż wymagała tego sytuacja, chciał wytłumaczyć swoim uczniom motywy i sposoby swojego działania. Z całej zaś jego wypowiedzi jasno wynika, że jemu naprawdę zależało na uczniach, że naprawdę niczego nie robił dla pokazania siebie i taniego poklasku, ale to wszystko, co robił, wynikało z głębi jego serca i było głęboko wewnętrznie, szczerze i uczciwie motywowane.

Zupełnie inaczej, niż było to w przypadku rozmówców Jezusa z dzisiejszej Ewangelii. Usłyszeliśmy, że Jezus aż dwa razy zwraca się do nich w słowach: Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! W innym tłumaczeniu odnajdujemy tu słowa: Biada wam, obłudni nauczyciele Pisma i faryzeusze! Otóż, właśnie! Obłudni nauczyciele Pisma. Być może, pomny tych słów, starał się Paweł tak bardzo przekonać swoich uczniów i wychowanków, że nie jest obłudnym nauczycielem Pisma, ale właśnie szczerym i całkowicie oddanym swojej misji i ludziom, których sam Jezus mu powierzył, a których on tak bardzo ukochał.

Uczeni w Piśmie i faryzeusze – owi obłudni nauczyciele Pisma – nakładali na ludzi ciężary wielkich wymagań, których niespełnienie obciążali sankcją grzechu. Sami – owszem – składali wszystkie nakazane ofiary, a nawet dawali nieco więcej, ofiarując dziesięcinę z mięty, kopru i kminku. Niestety, pomijali sprawy dużo ważniejsze, co Jezus wprost im wyrzucał: Pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. I jeszcze dopowiedział: To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać. Czyli ofiary należy składać, ale i postępować właściwie także należy. Jedno ma wynikać z drugiego.

Tymczasem, obłudni nauczyciele Pisma, postępując tak, jak to sobie teraz opisujemy, «przecedzali komara, a połykali wielbłąda». W języku polskim mamy tutaj szokujące zestawienie dwóch skrajnie różnych rozmiarów obu zwierząt, natomiast w języku aramejskim zachodzi tu dodatkowo ciekawa gra słów, gdzie gamla” oznacza wielbłąda, a „qamla” – komara.

Można więc ironicznie zauważyć, że obłudni nauczyciele Pisma, koncentrując się na formalnych drobiazgach, a popełniając gigantyczne błędy moralne, nawet nie zauważali różnicy między jednym a drugim, bo zmyliło ich podobieństwo w brzmieniu słów. Zapewne, nie tak dokładnie było, natomiast ów niszczący formalizm i oderwanie wiary od codziennego życia, które swoją postawą promowali, destrukcyjnie wpływało na ludzi, którzy przecież zazwyczaj usprawiedliwiają swoje słabości złym przykładem duchowych przywódców.

Pewnie dlatego – żeby jeszcze raz do tego wrócić – tak bardzo zależało Pawłowi na przekonaniu, że on w najmniejszym nawet stopniu nie kieruje się niczym innym, jak tylko najszczerszym oddaniem i największą miłością do swoich uczniów.

Wiemy, że taką właśnie najszczerszą troską – pełną bólu i rozterek – o nawrócenie pogubionego syna kierowała się w swoich działaniach Patronka dnia dzisiejszego, Święta Monika. Co o niej wiemy?

Urodziła się około 332 roku w Tagaście, w północnej Afryce, w głęboko chrześcijańskiej rodzinie rzymskiej. Jako młodą dziewczynę wydano ją za pogańskiego urzędnika, członka miejscowej rady miejskiej. Małżeństwo to jednak nie było dobrane. Mąż miał charakter niezrównoważony i popędliwy. Monika jednak swoją dobrocią, łagodnością i troską umiała pozyskać jego serce, a nawet doprowadziła go do przyjęcia Chrztu.

Gdy urodził się ich syn Augustyn, Monika miała dwadzieścia dwa lata. Po nim miała jeszcze syna i córkę. W 371 roku zmarł mąż Moniki, gdy miała ona trzydzieści dziewięć lat. I wtedy to zaczął się dla niej – trwający szesnaście lat – czas niepokoju i cierpień. A ich przyczyną był Augustyn. Zaczął on bowiem naśladować ojca i żyć bardzo swobodnie. Poznał jakąś dziewczynę i miał z nią dziecko – pomimo, że żyli bez ślubu. Nadto uwikłał się w błędy manicheizmu.

Zbolała matka nie opuszczała syna, ale szła za nim wszędzie, modlitwą i płaczem błagając Boga o jego nawrócenie. Kiedy Augustyn udał się do Kartaginy dla objęcia w tym mieście katedry wymowy, matka poszła za nim. Kiedy potajemnie udał się do Rzymu, a potem do Mediolanu, by się zetknąć z najwybitniejszymi mówcami swojej epoki, Monika też była przy nim.

I oto w 387 roku, Augustyn – pod wpływem kazań Świętego Ambrożego, głoszonych w Mediolanie – przyjął Chrzest i rozpoczął zupełnie nowe życie. Szczęśliwa matka spełniła misję swojego życia. Mogła już odejść po nagrodę do Pana. Kiedy wybierała się do rodzinnej Tagasty, zachorowała na febrę i po kilku dniach zmarła w Ostii, w 387 roku. Dokładnej daty śmierci nie znamy.

Natomiast w swoich „Wyznaniach” Augustyn, jej syn, późniejszy Święty, opowiadając o odejściu swej Matki z tego świata, wyraził jej swoją bezgraniczną wdzięczność, w takich – między innymi – słowach:

Gdy zbliżał się dzień, w którym miała odejść z tego świata, dzień, który Ty znałeś, my zaś nie znaliśmy, zdarzyło się – jak sądzę – dzięki niezbadanym Twym wyrokom, że znajdowaliśmy się razem, wsparci o okno wychodzące na ogród domu, w którym zamieszkaliśmy. Było to blisko Ostii, gdzie z dala od zgiełku, po trudach długiej drogi, nabieraliśmy sił do podróży morskiej.

Rozmawialiśmy ze sobą z ogromną serdecznością i zapominając o tym, co przeszłe, i kierując się ku przyszłości, zastanawialiśmy się w świetle Prawdy, którą Ty jesteś, na czym polega życie Świętych – to życie, którego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, ani w serce człowieka nie wstąpiło. Chłonęliśmy sercem niebiańskie strumienie wypływające z Twojego źródła, ze źródła życia, które jest w Tobie.

Mówiłem o tych sprawach, chociaż nie w ten sposób i nie tymi dokładnie słowami, ale, o Panie, Ty wiesz, że w owym dniu, gdy tak rozmawialiśmy, a w miarę wypowiadanych słów świat wraz ze wszystkimi przyjemnościami tracił dla nas znaczenie, powiedziała: «Mój synu, co do mnie, to żadna rzecz nie cieszy mnie na tym świecie. Co tu jeszcze czynię i po co jestem, nie wiem. Niczego już nie spodziewam się na tym świecie. To jedno zatrzymywało mnie dotąd, że chciałam, zanim umrę, widzieć cię chrześcijaninem katolikiem. Bóg szczodrzej mnie obdarował, bo zobaczyłam, że wzgardziwszy powabami świata, stałeś się Jego sługą. Na cóż więc jestem jeszcze tutaj?»

Nie przypominam sobie dokładnie, co jej odpowiedziałem. Tymczasem po pięciu dniach, albo może trochę więcej, leżała w gorączce. Kiedy chorowała, zdarzyło się któregoś dnia, że straciła przytomność i nie rozpoznawała obecnych. Przybiegliśmy, ale szybko odzyskała świadomość, popatrzyła na stojącego obok brata i mnie i powiedziała do nas, jakby zapytując: «Gdzie byłam?»

Potem spoglądając na nas zasmuconych, powiedziała: «Tutaj pochowacie swoją matkę». W milczeniu powstrzymywałem łzy. Mój brat powiedział parę słów, wyrażając pragnienie, aby nie umarła na obczyźnie, ale wśród swoich. Usłyszawszy to, zaniepokoiła się, i karcąc wzrokiem za takie myśli powiedziała, patrząc na mnie: «Posłuchaj, co mówi». A potem do nas obydwóch: «Ciało złóżcie gdziekolwiek – tym się nie kłopoczcie! O jedno tylko proszę, abyście wszędzie, gdzie będziecie, pamiętali o mnie przy ołtarzu Pańskim». Wymówiwszy z trudem te słowa, zamilkła. Choroba zaś postępowała wzmagając cierpienia.” Tyle z księgi „Wyznań” Świętego Augustyna.

Wpatrzeni w przykład postawy Świętej Moniki i szczerość jej intencji, z jaką podejmowała i znosiła tak wiele dla dobra swoich dzieci – a szczególnie Augustyna – oraz zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zapytajmy samych siebie, czy w naszym świadczeniu o wierze wobec ludzi kierujemy się najszczerszą miłością do nich i chęcią okazania im pomocy w drodze do zbawienia, czy też pokazania im swojej wyższości i błyśnięcia przed nimi swoją rzekomo lepszą postawą?

Czy upominając kogoś, czynimy to z miłością – czy może ze złością, a może nawet z pogardą?… Czy – i w jakim stopniu – tak naprawdę, głęboko w sercu, zależy nam na dobru drugiego człowieka?…

4 komentarze

  • Pierwsze Czytanie ukazuje nam, jacy powinniśmy być. Przykładem jest tu sam autor Listu, św. Paweł a
    Ewangelia pokazuje nam jacy nie powinniśmy być a przykładem nie do naśladowania są faryzeusze i uczeni w Piśmie.
    W wieczornym rachunku sumienia pomyślę;
    1/ Czy dziś byłam życzliwa, opiekuńcza, przyjazna
    2/ Jak znosiłam uwagi na moje zachowanie i jak czyniłam uwagi
    3/ Czy w rozmowie, w kontaktach z bliźnimi byłam szczera, czy obłudna
    4/ Czy szukałam swojej chwały , czy słuchałam rozmówcę uważnie
    5/ Czy byłam dziś ciężarem, wymagałam opieki, zainteresowania
    6/ Jaka była dziś moja sprawiedliwość, miłosierdzie i moja wiara.
    6/ Czy żyłam Słowem i czy głosiłam Słowo Boże
    Ps. Jestem chora i Pan daje dużo czasu do myślenia i Bogu niech będą dzięki!

    • Myślę, że w obliczu choroby trudniej spełnić zadania, o których mowa w niektórych pytaniach, chociażby – głoszenie Bożego słowa. Chyba, że Domownikom. Albo za pomocą środków międzyludzkiej komunikacji…
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.